CZĘŚĆ SIÓDMA
MODUŁY, PORZĄDKI I GŁUPIA RURA
Intensywne prace trwały cały czas. W Hangarach Kadaf Industries inżynierowie konstruowali kolejne moduły, dwa Wingmuny 9 latały w te i nazad bez chwili odpoczynku. Następnym pilnym celem stało się wysłanie instalacji komunikacyjnej Mun - Kerbin, gdyż dotychczas jedynym szerokopasmowym łączem była antena przegubowca. Kilka godzin po załadunku samolot SSTO siadał w bazie.
Po odłączeniu sporego klamota i starcie transportowca, Momsen zasiadł za sterami Spectrucka i zabrał się do pracy. Richsey kontrolował stan siłowników w niewielkim dźwigu. Za chwilę będzie w użyciu, bo najnowszy moduł był kolejnym składakiem. Ostrożnie operując silnikami specjalistyczna maszyna montażowa ustawiała prawie trzy tony sprzętu we właściwym miejscu.
Po podpięciu doków przez Momsena, Richsey chwycił za pomocą elektromagnesu dźwigu antenę główną dostarczoną w zestawie i podniósł ją do góry. Do tak lekkich prac dźwig nadawał się doskonale.
Po chwili antena została zainstalowana na module komunikacyjnym. Kerbonauci zaczęli konfigurować sprzęt. Czasza anteny rozłożyła się prawidłowo.
Momsen z wnętrza bazy zdecydował się na test, lecz o dziwo silniki elektryczne anteny nie reagowały. Poza otwarciem czaszy nic więcej nie dało się zrobić. Zaczął nerwowo wertować dostarczoną dokumentację. Kilka minut później odnalazł przyczynę, antena wymagała skalibrowania z panelu umieszczonego na zewnątrz. Założył hełm, opuścił śluzę i wdrapał się na moduł. Otworzył niewielką skrzynkę i zaczął wprowadzać dane.
Wreszcie wszystko było w porządku. Po powrocie do modułu, elektryczne silniki zabuczały ustawiając antenę na odpowiedniej pozycji. Test łączności krótkiego zasięgu, jak i radaru wypadły pomyślnie.
W tym samym czasie Richsey szykował do drogi przegubowiec. Załoga zdecydowała się na zrobienie porządków polegających na zwiezieniu pod bazę skrzyń z zaopatrzeniem zostawionych w pierwszych lotach. Ciągły brak narzędzi był poważną bolączką bazy.
Kerbonauta odczepił obie skrzynie ze sprzętem z boków pojazdu i zostawił je w bazie. Po chwili zasiadł za sterami i uruchomił systemy. Przegubowiec powoli ruszył na południe.
Po pokonaniu dwóch kilometrów dotarł na miejsce lądowania pierwszego transportu. To tutaj siadał miesiąc temu HML w celu znalezienia miejsca pod bazę. Wysiadł z maszyny i zaczął podpinać zaopatrzenie.
Po dokonaniu załadunku wsiadł za stery i ruszył w powrotną drogę. Przegubowiec trzeba było obsługiwać bardzo ostrożnie na wszelkich możliwych zjazdach, na szczęście teraz przyszło jechać niemal wyłącznie pod górkę, więc Richsey wcisnął do dechy akcelerator. Cztery koła przedniego modułu stanowiące napęd pojazdu zabuksowały w pyle i przegubowiec szarpnął do przodu. Gdy wskaźnik prędkości osiągnął 15 m/s kierowca lekko odpuścił. Była to maksymalna dozwolona prędkość ustalona dla nietypowego pojazdu. Kilka minut później przegubowiec minął bazę. Została ostatnia skrzynia do zabrania. Ta, której nie był w stanie załadować na siebie HML, gdy przyszło szukać reduktora. Richsey zwolnił do 5 m/s. Na zjazdach trzeba było uważać.
Kilkaset metrów później zatrzymał pojazd obok pudła. Maszyna nie posiadała uchwytów by zaczepić ostatnią skrzynię, ale na szczęście posiadała przemyślnie umieszczony bagażnik na co ciekawsze próbki. Teraz idealnie się przydał. Richsey rozłożył drabinkę, otworzył klapy i wspiął się na przegubowiec.
Bez ceregieli wrzucił spore pudło do środka. No, można wracać do bazy.
Po dotarciu na miejsce zabrał się za instalowanie skrzyń na uchwytach zewnętrznych śluzy i modułu komunikacyjnego. Wreszcie wszystko będzie pod ręką. Jednak zawartość pudeł pozostawiała wiele do życzenia. Ewidentnie ktoś nie przemyślał sprawy ładując właściwie byle co.
Kilka godzin później kolejny transport schodził do lądowania. Tym razem była dostarczana sypialnia z uczciwą łazienką.
Lecz na rozkosze płynące z użytkowania prysznica trzeba było jeszcze poczekać na dostarczenie odpowiedniego elementu. Elementu, którego transport okazał się być skrajnie niewygodny. Problem wynikał z tego, że kończyły się wyjścia wolnych doków. Dowieziona wcześniej śluza była bardzo ciasna i posiadała troje wewnętrznych drzwi. Skutkiem tego było, że gdy ktoś zasiadł w module komunikacyjnym, a ktoś inny chciał użyć śluzy by wyjść na zewnątrz, to na czas dehermetyzacji i otwarcia włazu, osoba siedząca przy antenach była odcięta od reszty bazy. Dlatego zdecydowano się wysłać kolejną śluzę, jako wejście główne. I do tej śluzy należało zamontować długą rurę będącą korytarzem łączącym inne moduły bazy.
Do gabinetu szefa Kadaf Industries wszedł główny inżynier ściskając pod pachą teczkę z najnowszym elementem.
- To jest strasznie głupia rura proszę pana - powiedział siadając w fotelu.
- O, a to dlaczego głupia? - zapytał Kadaf Kerman.
- Głupia jest właściwie z dwóch powodów. Po pierwsze jest lekka. Jakoś idiotycznie tak wysyłać trzysta kilo i nic więcej, prawda?
- A nic więcej się wtedy nie zmieści?
- No właśnie to ten drugi powód. Ta cholerna rura jest tak długa, że za żadne skarby świata nie zmieści się do ładowni. Gdybyśmy ją zawieźli w dwóch kawałkach to zajmie całą przestrzeń, bo inaczej to nijak nie da rady. I tysiąc czterysta galonów kerazyny pójdzie w palnik a transport wagowo śmieszny. Co robimy?
Kadaf Kerman zastanowił się chwilę. Faktycznie rura była ewidentnie głupia. - Hm, zróbcie to tak, śluza do ładowni, a rura na dach, o. Co pan o tym sądzi? Inżynier podrapał się po głowie. Po pewnym namyśle odpowiedział. - Właściwie jakby tak dospawać uchwyt dikaplera, to by się i dało... Ale wie pan, jak piloci to zobaczą, to ich diabli wezmą zwyczajnie. Z tym się miło lecieć nie będzie...
- Przecież biorą tu za coś pieniądze! Jak się nie podoba, to mogą wozić gruz z wyrzutni! Do roboty! - Dobitnie wytłumaczył szef.
Po zainstalowaniu ładunku Wingmun 9 został wytoczony na pas startowy. Pilot, Rensan Kerman zazgrzytał zębami. Latał już wielokrotnie do bazy na Munie, ale jeszcze nigdy z czymś tak paskudnym.
Głupią rurę na dodatek trzeba było zainstalować asymetrycznie, bo inaczej lekki dźwig bazy by jej nie chwycił. Już czuł co go czeka podczas wchodzenia na orbitę. Nie pomylił się ani trochę. Zaraz po oderwaniu od pasa transportowiec skręcił w prawo. Wcisnął pedał orczyka, Wingmun kiwając na boki niechętnie skierował dziób na wschód. Ze wzrostem prędkości i pułapu było coraz gorzej. Na dodatek drugi pilot zaczął narzekać na żołądek. Faktycznie cały czas lecieli wężykiem kiwając pojazdem na wszystkie możliwe strony Na osiemnastu kilometrach trzeba było się wspomóc systemem RCS by w ogóle utrzymać kurs. Stery kierunku w rozrzedzonym powietrzu reagowały coraz słabiej. W końcu jednak osiągnęli orbitę mląc pod nosem przekleństwa. Odetchnęli z ulgą, najgorsza faza była za nimi. Tu w kosmosie nareszcie rura nie stawiała oporu aerodynamicznego. Ustawiono manewr i Wingmun 9 ruszył w drogę.
Kilka godzin później hamował nad Munem.
A niedługo później załoga lądowała w bazie. Paskudny ładunek został dostarczony.
Kolejna część niebawem!
Komentarze mile widziane