Już poprawiłem, jeśli jeszcze jakieś wypatrzysz, to napisz.
PS.
Następna część za tydzień.
EDIT:
Jak powiedziałem...jest!
Plus 2 zdjęcia.
Przygody Billa KermanaCzęść drugaBill i Gene weszli do wielkiego lotniczego hangaru, znajdującego się niedaleko Kontroli Misji.
Jak zwykle panował tu ogromny hałas, na który składały się uderzenia młotków(nie wiedzieć czemu technicy uderzali nimi w ziemie), krzyków pracowników i testowanego właśnie silnika odrzutowego. Bill popatrzył na to ostatnie z niepokojem i zapytał, przekrzykując rozgardiasz:
-To bezpieczne, testować silnik odrzutowy w hali pełnej ludzi?!
Gene odwrócił się do niego i odkrzyknął
-Teoretycznie tak, ale tutaj nikt nie przejmuje się zasadami bezpieczeństwa!!
Bill pokiwał głową. Szczerze mówiąc był tutaj tylko 2 razy. Raz kiedy musiał przyjść po wahadłowiec do testów, a drugi gdy Jeb rozwalił najnowszą zabawkę wojska, a oni musieli się tutaj ukryć. Nie wiedział jak, dał się namówić, ale generał Kerman prawie rozszarpał ich na strzępy.
Dobrze, że niedaleko niedaleko miejsca katastrofy był hangar, bo inaczej...Bill nie chciał nawet o tym myśleć.
Rozejrzał się. W rogu stały dwie maszyny. Jedną z nich był wahadłowiec „Thor”, ale drugiej Kerman już nie kojarzył. Jednak z kształtu i (co ważniejsze) z oznaczeń Kerbińskich Sił powietrznych, można było się domyślić, że to jakiś myśliwiec. Zapewne prototyp.
-Nowy samolot?-zapytał.
-Tak. To taki mały projekcik dla wojska.-powiedział enigmatycznie Gene-Nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, bo jest tak jakby tajny.
-Rozumiem. A powiesz mi przynajmniej, jakie ma oznaczenia?
-K-360.
Nie było czasu na dalsze pytania, bo przeszli już przez cała halę dochodząc do gabinetu.
-Masz te gabinety wszędzie?-zapytał Billowi
-To nie mój, tylko dyrektora hangaru. Odstąpił mi go na godzinę.
-Mogę wiedzieć, dlaczego nie rozmawiamy u ciebie?
Dyrektor otworzył drzwi, jednocześnie odpowiadając:
-Tutaj nikt nie założy podsłuchu. Nikt nie jest taki głupi. A nawet jeśli, to i tak nic nie usłyszy.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Znajdowało się tutaj niewielkie biurko, zawalone papierami, komputer i niewielka kanapa, na której rozwalił się Jeb. W rogu znajdowały się dwa fotele, z których jeden zajmował Bob. Ten drugi zerwał się z fotela na powitanie, ale Jebediach tylko ostentacyjnie rzucił:
-Witajcie koledzy!
-Nie za wygodnie ci?-powiedział z sarkazmem Bill, siadając na wolnym fotelu.
-No wiesz, zawsze mogło być lepiej...
Zbliżająca się kłótnie, szybko przerwał Gene:
-Proszę tu zebranych, o niezachowywanie się jak dzieci w piaskownicy i podejściu do sprawy poważnie.
Głowy wszystkich zebranych skierowały się w jego kierunku.
-Za chwile zaczniemy specjalna naradę, ale najpierw musimy zaczekać, aż dotrą do nas specjalni goście.
Jeb ostentacyjnie pufnał w powietrze. Następne minuty spędzili w oczekiwaniu na tajemniczych „Gości”. Kilka minut po tym usłyszeli odgłosy kłótni, która przebiła się przez drzwi, pomimo panującego tam hałasu. Bob wstał i otworzył drzwi. Wszyscy zebrani, ujrzeli dwóch Kerbali (jeden w wojskowym mundurze, a drugi w białym labolatoryjnym kitlu).
-Przecież panu tłumaczę, że nie możemy wysłać antyrakiety-powiedział ten w kitlu
-Wymówki. Jestem pewien że to potraficie, ale...-przerwał widząc wpatrzone w niego spojrzenia.
Powoli weszli do gabinetu. Bill i Jebediach zerwali się, aby zasalutować generalowi. Bob ograniczył się do cichego „Dzień dobry”. Nie był w wojsku i nie musiał się przed nikim płaszczyć.
-Spocznij!-powiedział-Nazywam się Generał Kerman. Jestem oficjalnym przedstawicielem wojska Kerbińskiego.
Obaj Kerbale popatrzyli na siebie. Chwile potem zaczęli mówić jeden przez drugiego:
-To wtedy był wypadek i...
-My nie chcieliśmy....
-Ster tak jakoś źle leżał...
-Oprogramowanie podawało złe odczyty, no i...
-CISZA!!!-ryknał Generał-Nie jestem tutaj, aby was sądzić. Choć moim zdanie powinniście stanąć przed sądem wojskowym. Rozbijać maszynę za 100 milionów! A podobno jesteście najlepsi!
-Bo jesteśmy...-powiedział cicho Jeb.
-A ja nazywam się Dr. Kerman, wydział badań Atomowych i Fizycznych, uniwersytetu Kerbińskiego.-przedstawił się niższy kerbal w białym kitlu.-Bob był moim studentem.
-Dzień dobry, profesorze-Grzecznie odrzekł Bob.-Dobrze znów pana widzieć.
-Proszę siadać. Jestem pewien, że Jebediach przesunie się, i zrobi dla panów miejsce.-powiedział Gene. Jeb szybko się przesunął, a naukowiec i generał, szybko zajeli miejsce obok niego..-Zebraliśmy się tutaj aby znaleźć rozwiązanie problemu, który zagraża całemu Kerbinowi. Profesorze...
Dk. Kerman wstał, wygładził kitel i zaczął mówić:
-Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, więc projekt nie jest zbyt wyrafinowany. Otóż polecicie tam „Thorem” i zepchniecie „To”, czymkolwiek jest, do atmosfery.-Bill uniósł rękę, aby zadać pytanie, jednak został uprzedzony przez profesora-Nie nie mamy, żadnego specjalistycznego sprzętu, którym to zrobicie. Po prostu „oprzecie” się o tego satelitę i włączycie silniki.
-Dlaczego, po prostu, nie użyć antyrakiety?-zapytał Generał.
-Już to panu generałowi tłumaczyłem. Wojsko nie posiada dostatecznie silnych antyrakiet, aby tego dokonać. Najsilniejsza, doleci może do...nie wiem Kerbalforni. Nie osiągnie orbity, ani nie zadokuje. Jakieś pytania?
Jeb uniósł ręke.
-Kiedy wylatujemy?
Gene wyręczył profesora, odpowiadając:
-Za tydzień. Z wojskowej bazy Kerbalberg...
-Tydzień!!? Jak przygotujecie wahadłowiec w tak krótkim czasie?-Przerwał zdziwiony Bill-Przecież najbardziej optymistyczne wersja zakłada, że przygotowanie wahadłowca do lotu potrwa co najmniej dwa tygodnie!
- „Thor” miał polecieć w innej misji. Aktualnie jest w pełni gotowy do lotu. A wracając do przerwanego wątku, będziemy startować z wojskowej bazy, dzięki uprzejmości wojska-Gene wskazał na Generał, a ten pokiwał głową- Start tutaj obserwowałoby zbyt wiele ludzi.
Gdy już tam dotrzecie, musicie uważać. Ten „Ktoś” może spanikować, i odpalic rakiety. Musicie się spieszyć. A teraz cześć najważniejsza. Dowodcą misji zostaje...
Bill i Jebediach zastrzygli uszami. Każdy z nich był dowódca równo 7 razy. Ten który teraz zostanie wybrany, wygra stary zakład.
-...Bob Kerman
Okrzyk zdziwienia wydobył się z ust wszystkich Kerbalonautów. Łącznie z Bobem.
-Co!!!?
-Bob zostaje wybrany na dowódcę. Potrzebuje kogoś odpowiedzialnego. Wy zachowujecie się jak dzieci. A to poważna misja.-zanim ktoś zdążył zaprotestować, dodał-Szkolenie rozpoczynacie od razu. Odmaszerować.
Zaskoczony Bob zasalutował Generałowi (mimo że nie powinien) i odszedł.
7 dni później...-Gene, gdy mówiłeś, że startujemy z bazy wojskowej, myślałem, że posiada ona Kosmodrom. Mógł być mały. Malutki. Ale tutaj go nie ma!!! Jak mamy wystartować z lotniska?- biadolił Jeb, ze swojego miejsca pilota w wahadłowcu- Wszyscy zginiemy!!! Zobaczycie!!!
-Na pewno. A więc nie zawracaj mi głowy, skoro uznałeś to za oczywisty fakt.
Jebediach naburmuszył się. Leżał teraz w kabinie „Thora”, obok Boba na stanowisku dowódcy. Widac było, że kerbal nie czuje się dobrze w tej roli. Przyjaciele starali się mu się pomóc, ale nawet to nie pomagało.
-20 sekund do rozpoczęcia odliczania. Bob, Bill, Jeb, trzymajcie się mocno. Być może nie zginiecie.
Kilka chwil później Bob popatrzył na ekran i wydał rozkaz:
-Jeb, włącz rozruch silników. Bill sprawdzaj, czy wszystko gra.
-Rozkaz.
-Nie musicie, tak odpowiadać...
Bill chciał coś powiedzieć, ale przewał mu to głos z kontroli lotów.
-5,4,3, Zapłon bosteerow,2,1, 0...Liteoff!
Wahadłowiec ruszył do góry, i lekko do przodu. Przeciążenie wcisnęło Kerbalonautów, w fotel.
-Rozpoczynamy przechył.-odezwał się ktoś z kontroli lotów. Po chwili, rakieta automatycznie, skręciła o dany kąt. Kerbonauci nic nie poczuli, przy takim przeciążeniu, równie dobrze, mogli lecieć do góry nogami. Tak też lecieli, w ostatniej fazie lotu.
Kilka minut mineło im w niemal całkowitej ciszy, przerywanej tylko szumem urządzeń na pokładzie. Bill co jakiś czas podawał dane o prędkości, kacie nachylenia i ilości paliwa. Oznajmił:
-Przygotować się do odrzucenia, rakiet pomocniczych.
Rakieta przechyliła się o pół stopnia. Zaciski hydrauliczne, utrzymujące rakietki, odczepiły się, a separatrony wystrzeliły. Boostery poleciały w dół. Niedługa opadną na spadochronach, do Kerbantyku.
Rakieta wspinał się coraz wyżej. Cały czas ubywało paliwa w zbiornikach, co skutkowało tym, że trzeba było zmniejszyć moc silników, aby wahadłowiec nie wpadł w korkociąg. W końcu paliwo w głównym zbiorniku wyczerpało się.
-Prędkość względna:1987m/s, skończyło nam się paliwo w głównym zbiorniku. Oczekuję na zezwolenie odrzucenia.
-Zezwalam-rozkazał Bob.
Zaciski hydraulicznie, przytrzymujące zbiornik paliwa, puściły. Wahadłowiec, za pomocą silniczków orientacji w przestrzeni, obrocił się i włączył silniki orbitalne.
-2000, 2030, 2050,2120,2200...stop! Mamy orbite!-Ogłosił uradowany Bill. Wypiął się z fotela i podleciał do kolegów. Reszta poszła za jego przykładem, i już niedługo wszyscy latali po kabinie.
Bob podleciał do mikrofonu. Zameldował:
-Jesteśmy na orbicie. Czekamy na dane o orbicie. Rozpoczynamy otwieranie ładowni. Stan paliwa:w normie. Energia:1200 jednostek.-zastanowil się chwile i dodał- Na razie nie musiałem związać Jeba.
Sam zainteresowany odwrócił się:
-Ej!!! Ja to słyszałem!
Pogroził mu palcem. Dalsze groźby zagłuszył dźwięk z kontroli lotów
-Przesyłam dane. Jeżeli będziesz musiał go zakneblować, to się nie krępuj...i pozdrów ode mnie.
-To zaczyna się robić nudne...
Bill dopadł do konsoli i zameldowal:
-Jest bardzo dobrze. Mamy orbitę 100x70km, bardzo podobnej do zamierzonej.-popatrzył przez okno na leżący pod nim Kerbin.
-Wiecie co? Ten widok nigdy mi się nie znudzi.
Koniec części drugiejZdjęcia"Thor" w hangarze