Ankieta

Która postać, w opowiadaniu "Przygody Billa Kermana", jest najlepsza

Jebediach Kerman
0 (0%)
Bill Kerman
0 (0%)
Bob Kerman
0 (0%)
Gene Kerman
4 (100%)

Głosów w sumie: 4

Autor Wątek: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana  (Przeczytany 10163 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Nie, 05 Lut 2017, 16:26:07

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Przygody Billa Kermana

Poniżej przedstawiam wam, moje perwsze opowiadanie które wstawiam na forum. Piszcie co o nim sądzicie

Część pierwsza


Bill spał. I zapewnie pozostałby w tym wspaniałym stanie, gdyby telefon nie zadzwonił.
Zirytowany Kerbal otworzył jedno oko. Potem drugie. Następnie usiadł, przetarł oczy i z irytacją powiedział sam do siebie:
-Chyba nawet wiem kto dzwoni...
Zwlókł się z łóżka(pamietając aby wstać prawą nogą) i poszedł do salonu. Szybkim ruchem zgarnął telefon ze stołu, i odebrał połączenie:
-Słucham Gene, jaka to ważna sprawa sprawiła, że obudziłeś mnie w środku nocy?
Ze słuchawki dobiegł zdziwiony głos:
-Skąd wiesz, że to ja?
-Po primo:tylko ty budzisz Kerbala o drugiej w nocy, po secundo:Wyświetlił mi się twój numer. A więc mów szybko, czego chcesz, bo chciałbym powrócić do tej zacnej czynności, jaką jest sen.
Gene zdziwił się. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego Bill jest wkurzony. W administracji wszyscy pracowali już od kilku godzin. Chociaż w sumie...Kerman był na urlopie, więc chyba chciał odpocząć.
-Coś mi się wydaje, że dzisiaj się nie wyśpisz. Potrzebuję cię tutaj. Ubieraj się i przyjedź na lotnisko. Wyślę po ciebie awionetkę.
Bill jęknął.
-A mój urlop?
-Został chwilowo zawieszony.-powiedział Gene Kerman i rozłączył się.
Ważył przez chwilę ciężar telefonu, po czym włączył intekom i wywołał pilota. Nie „Jeba”, tylko jakiegoś Gilberta... a może Gilbusa? AAA...Nieważne, trzeba zająć się poważnymi sprawami.
                                                                         ***
Bill pospiesznie ubrał się i wsiadł do swojego pięknego samochodu(Kerbal 2000, najnowszy model!), po czym narzekając na stan Kerbińskich dróg, pojechał w stronę lotniska.
Według niego była to zbyt wyolbrzymiona nazwa. Był to po prostu równy pas, średnio utwardzonej ziemi, a także opuszczone hangary i wieża kontroli lotów. Też nieużywana. Kiedyś lotnisko tętniło życiem, a teraz... mogły lądować tu tylko niewielkie awionetki. Piloci tych maszyn, oznaczyli ten teren, dla żartu, „Lądujesz na własne ryzyko”. Bill nigdy nie podzielał poczucia humoru pilotów. Może dlatego że to zawsze on naprawiał to, co zepsuł Jebediach. A naprawdę trudno naprawia się elektronikę, gdy siedzi się w wirującym bez ładu i składu, pojeździe kosmicznym, gdy Jeb wpadł w panikę, a Bob zemdlał ze strachu. Ta... cudem przeżyli tę misję na Dunie.
Pogrążony w myślach, wjechał na teren lotniska. Wysiadł i zaczął czekać na światła samolotu. Temperatura powietrza, była taka, jaka powinna być latem na równiku: gorąca i sucha.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia.”Powinien już być” pomyślał. Wtedy, znad oceanu dobiegł go hałas. Jest!
Awionetka była dosyć mała. Bill znał ten model. Została zaprojektowana do przewozu VIP-ów. Wiedział też że została wysłana nie dlatego, że Kerbal był sławny, ale dlatego że była cicha i nierzucająca się w oczy. Sprawa musiała być naprawdę poważna.
Pilot zniżył lot, kierując dziób maszyny ku dołowi. Następnie zgrabnie wylądował, tuż obok Billa.
-Dzień dobry, panie Kerman. Mam rozkaz dostarczyć pana do KSC.-powiedział do stojącego obok Billa.-Proszę wsiadać!
-Dzień dobry, dzień dobry.-powiedział Bill wsiadając. Umościł się wygodnie w fotelu. „Ten lot może być nawet przyjemny” pomyślał właczając masaż. Tymczasem samolot włączył silniki i poszybował w kierunku KSC.
                                                                         ***
Bill szybko wysiadł z samolotu i popędził do budynku administracji. W drzwiach zderzył się ze swoim pracodawcą.
-Jesteś wreszcie! Już miałem po ciebie iść-powiedział pomagając wstać Billowi-Sprawa jest bardzo poważna i nie mogłem ci zdradzić wiele przez telefon.
Szybko przeszli do gabinetu Gena, mijając poddenerwowanych kontrolerów. „Coś jest tutaj nie tak” pomyślał „Często są zdenerwowani, ale żeby aż tak?”. Dyrektor zamknął drzwi.
-Dobra, zapewne jesteś ciekaw co się tutaj dzieje, prawda?
-To najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek słyszałem. Oczywiście że chce!
Gene oparł się o krawędź biurka.
-Okej, więc bez przedłużania: nasze satelity uchwyciły na zdjęciach, dziwny obiekt.
Bill zmarszczył brwi. Usłyszał już masę głodnych kawałków, o UFO i innych takich.
-Co to niby jest? Statek kosmiczny kosmitów?
-Sam zobacz.-Gene wręczył mu fotografię-Co tutaj widzisz?
Kerman przyjrzał się zdjęciu. Nie zauważył na nich nic dziwnego, poza tym, że w rogu widniała dosyć duża satelita.
-No co? Jakaś satelita
-Jakaś? No to musisz wiedzieć że tam nie ma satelity. Nawet wojskowej.
Bill wzruszył ramionami.
-Może to kosmiczny śmieć?
Gene pokręcił głową.
-Nie, jest za duży. Sprawdziliśmy, i według nas na jest to prawdopodobnie nielegalny satelita.
Jego gość powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
-Nielegalny satelita? Naprawdę? Wiesz jak to brzmi? Nie wiem czy wiesz, ale nie da się ukryć startu rakiety. A patrząc na rozmiar ma...nie wiem 4 metry? Przecież musiała go wynosić dosyć duża rakieta!
-8. Wiem, mi też wydaję się to nieprawdopodobne. Ale to nie jest byle jaki kawałek żelastwa. Ma złożone systemy zagłuszające, nasze radary nic nie wykryły. Gdyby K-Kom przypadkiem, się z nim nie spotkał nie wiedzielibyśmy o nim.
Bill wstał. Gene również.
-No dobrze, wypatrzyliście go. I co w związku z powyższym?
Jego rozmówca popatrzył na niego, swoimi zielonymi oczyma. Westchnął.
-Widzisz te linie? Obok „głównego” kształtu?
-Tak.
-Jak myślisz co to jest?
-Nie wiem...oprzyrządowanie?
Dyrektor popatrzył na niego ze smutkiem.
-Nie Bill. Według naszych ekspertów, są to wycelowane w Kerbin rakiety. Jedna z nich wystarczy, aby zrównać niewielkie miasto z ziemią, tylko za pomocą siły kinetycznej. A mogą przenosić także „Kerbalówki”. Ich orbita przecina, najważniejsze Kerbalskie miasta. Jeśli czegoś nie zrobimy, ten tajemniczy „Ktoś”, będzie miał w szachu cały Kerbin. Wszystkich polityków. Wojskowych. Zwykłych obywateli.
Kerman nie wytrzymał. Z wrażenia zrobił kilka kroków, do tyłu. „Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach.”.
-Czyli sprawa naprawdę była poważna...
Między nimi zapanowała niezręczna cisza. Dopiero po minucie przerwał ją Bill.
-Więc... jak mogę ci pomóc?
Gene uśmiechnął się. Takiego Billa lubił.
-Polecisz strącić ją z orbity, razem z Bobem i Jebediachem.
Szczęka opadła kerbalowi, prawie do podłogi.
-Co!? Nie, ja nie lecę z tym wariatem! Z Bobem to jeszcze, ale z nim?! Pamiętasz co się stało na Dunie?!!
-To było dawno...-próbował uspokoić go Gene.
-Dawno, dawno...omal nie zginąłem.-powoli uspokajał się Bill.
-Pamiętaj że tu nie chodzi tylko o ciebie. Musisz uratować cały Kerbin.
Spojrzenie Kermana mogłoby zamrozić Eve, najgorętszą planetę w układzie Kerbolskim.
-Dobra.Wrr...gdzie oni są?
-Czekają w „Spaceplane Hangar”
-Okej. Chodźmy.
I wtedy Bill podążył za przeznaczeniem.

Koniec części pierwszej
« Ostatnia zmiana: Pon, 06 Lut 2017, 18:24:31 wysłana przez MATI212 »
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Pon, 06 Lut 2017, 01:32:08
Odpowiedź #1

Offline grabek77

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 385
  • Reputacja: 16
    • Zobacz profil
Zapowiada się ciekawie - dużo, za dużo literówek :(
--
Pozdrawiam
Grabek

Reklama

Odp: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana
« Odpowiedź #1 dnia: Pon, 06 Lut 2017, 01:32:08 »

Pon, 06 Lut 2017, 13:59:07
Odpowiedź #2

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Dużo?Chodzi ci o przecinki?
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Pon, 06 Lut 2017, 17:18:34
Odpowiedź #3

Offline grabek77

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 385
  • Reputacja: 16
    • Zobacz profil
Brak przecinków to błędy interpunkcyjne (swoją drogą też występują), a literówki to literówki, np Między  nimi zapanował niezręczna cisza. Przeczytaj całość w skupieniu, a sam je wychwycisz.
--
Pozdrawiam
Grabek

Reklama

Odp: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana
« Odpowiedź #3 dnia: Pon, 06 Lut 2017, 17:18:34 »

Pon, 06 Lut 2017, 18:13:33
Odpowiedź #4

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Już poprawiłem, jeśli jeszcze jakieś wypatrzysz, to napisz.

PS.

Następna część za tydzień.

EDIT:
Jak powiedziałem...jest!
Plus 2 zdjęcia.

Przygody Billa Kermana

Część druga
Bill i Gene weszli do wielkiego lotniczego hangaru, znajdującego się niedaleko Kontroli Misji.
Jak zwykle panował tu ogromny hałas, na który składały się uderzenia młotków(nie wiedzieć czemu technicy uderzali nimi w ziemie), krzyków pracowników i testowanego właśnie silnika odrzutowego. Bill popatrzył na to ostatnie z niepokojem i zapytał, przekrzykując rozgardiasz:
-To bezpieczne, testować silnik odrzutowy w hali pełnej ludzi?!
Gene odwrócił się do niego i odkrzyknął
-Teoretycznie tak, ale tutaj nikt nie przejmuje się zasadami bezpieczeństwa!!
Bill pokiwał głową. Szczerze mówiąc był tutaj tylko 2 razy. Raz kiedy musiał przyjść po wahadłowiec do testów, a drugi gdy Jeb rozwalił najnowszą zabawkę wojska, a oni musieli się tutaj ukryć. Nie wiedział jak, dał się namówić, ale generał Kerman prawie rozszarpał ich na strzępy.
Dobrze, że niedaleko niedaleko miejsca katastrofy był hangar, bo inaczej...Bill nie chciał nawet o tym myśleć.

Rozejrzał się. W rogu stały dwie maszyny. Jedną z nich był wahadłowiec „Thor”, ale drugiej Kerman już nie kojarzył. Jednak z kształtu i (co ważniejsze) z oznaczeń Kerbińskich Sił powietrznych, można było się domyślić, że to jakiś myśliwiec. Zapewne prototyp.
-Nowy samolot?-zapytał.
-Tak. To taki mały projekcik dla wojska.-powiedział enigmatycznie Gene-Nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, bo jest tak jakby tajny.
-Rozumiem. A powiesz mi przynajmniej, jakie ma oznaczenia?
-K-360.
Nie było czasu na dalsze pytania, bo przeszli już przez cała halę dochodząc do gabinetu.
-Masz te gabinety wszędzie?-zapytał Billowi
-To nie mój, tylko dyrektora hangaru. Odstąpił mi go na godzinę.
-Mogę wiedzieć, dlaczego nie rozmawiamy u ciebie?
Dyrektor otworzył drzwi, jednocześnie odpowiadając:
-Tutaj nikt nie założy podsłuchu. Nikt nie jest taki głupi. A nawet jeśli, to i tak nic nie usłyszy.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Znajdowało się tutaj niewielkie biurko, zawalone papierami, komputer i niewielka kanapa, na której rozwalił się Jeb. W rogu znajdowały się dwa fotele, z których jeden zajmował Bob. Ten drugi zerwał się z fotela na powitanie, ale Jebediach tylko ostentacyjnie rzucił:
-Witajcie koledzy!
-Nie za wygodnie ci?-powiedział z sarkazmem Bill, siadając na wolnym fotelu.
-No wiesz, zawsze mogło być lepiej...
Zbliżająca się kłótnie, szybko przerwał Gene:
-Proszę tu zebranych, o niezachowywanie się jak dzieci w piaskownicy i podejściu do sprawy poważnie.
Głowy wszystkich zebranych skierowały się w jego kierunku.
-Za chwile zaczniemy specjalna naradę, ale najpierw musimy zaczekać, aż dotrą do nas specjalni goście.
Jeb ostentacyjnie pufnał w powietrze. Następne minuty spędzili w oczekiwaniu na tajemniczych „Gości”. Kilka minut po tym usłyszeli odgłosy kłótni, która przebiła się przez drzwi, pomimo panującego tam hałasu. Bob wstał i otworzył drzwi. Wszyscy zebrani, ujrzeli dwóch Kerbali (jeden w wojskowym mundurze, a drugi w białym labolatoryjnym kitlu).
-Przecież panu tłumaczę, że nie możemy wysłać antyrakiety-powiedział ten w kitlu
-Wymówki. Jestem pewien że to potraficie, ale...-przerwał widząc wpatrzone w niego spojrzenia.
Powoli weszli do gabinetu. Bill i Jebediach zerwali się, aby zasalutować generalowi. Bob ograniczył się do cichego „Dzień dobry”. Nie był w wojsku i nie musiał się przed nikim płaszczyć.
-Spocznij!-powiedział-Nazywam się Generał Kerman. Jestem oficjalnym przedstawicielem wojska Kerbińskiego.
Obaj Kerbale popatrzyli na siebie. Chwile potem zaczęli mówić jeden przez drugiego:
-To wtedy był wypadek i...
-My nie chcieliśmy....
-Ster tak jakoś źle leżał...
-Oprogramowanie podawało złe odczyty, no i...
-CISZA!!!-ryknał Generał-Nie jestem tutaj, aby was sądzić. Choć moim zdanie powinniście stanąć przed sądem wojskowym. Rozbijać maszynę za 100 milionów! A podobno jesteście najlepsi!
-Bo jesteśmy...-powiedział cicho Jeb.
-A ja nazywam się Dr. Kerman, wydział badań Atomowych i Fizycznych, uniwersytetu Kerbińskiego.-przedstawił się niższy kerbal w białym kitlu.-Bob był moim studentem.
-Dzień dobry, profesorze-Grzecznie odrzekł Bob.-Dobrze znów pana widzieć.
-Proszę siadać. Jestem pewien, że Jebediach przesunie się, i zrobi dla panów miejsce.-powiedział Gene. Jeb szybko się przesunął, a naukowiec i generał, szybko zajeli miejsce obok niego..-Zebraliśmy się tutaj aby znaleźć rozwiązanie problemu, który zagraża całemu Kerbinowi. Profesorze...
Dk. Kerman wstał, wygładził kitel i zaczął mówić:
-Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, więc projekt nie jest zbyt wyrafinowany. Otóż polecicie tam „Thorem” i zepchniecie  „To”, czymkolwiek jest, do atmosfery.-Bill uniósł rękę, aby zadać pytanie, jednak został uprzedzony przez profesora-Nie nie mamy, żadnego specjalistycznego sprzętu, którym to zrobicie. Po prostu „oprzecie” się o tego satelitę i włączycie silniki.
-Dlaczego, po prostu, nie użyć antyrakiety?-zapytał Generał.
-Już to panu generałowi tłumaczyłem. Wojsko nie posiada dostatecznie silnych antyrakiet, aby tego dokonać. Najsilniejsza, doleci może do...nie wiem Kerbalforni. Nie osiągnie orbity, ani nie zadokuje. Jakieś pytania?
Jeb uniósł ręke.
-Kiedy wylatujemy?
Gene wyręczył profesora, odpowiadając:
-Za tydzień. Z wojskowej bazy Kerbalberg...
-Tydzień!!? Jak przygotujecie wahadłowiec w tak krótkim czasie?-Przerwał zdziwiony Bill-Przecież najbardziej optymistyczne wersja zakłada, że przygotowanie wahadłowca do lotu potrwa co najmniej dwa tygodnie!
- „Thor” miał polecieć w innej misji. Aktualnie jest w pełni gotowy do lotu. A wracając do przerwanego wątku, będziemy startować z wojskowej bazy, dzięki uprzejmości wojska-Gene wskazał na Generał, a ten pokiwał głową- Start tutaj obserwowałoby zbyt wiele ludzi.
Gdy już tam dotrzecie, musicie uważać. Ten „Ktoś” może spanikować, i odpalic rakiety. Musicie się spieszyć. A teraz cześć najważniejsza. Dowodcą misji zostaje...
Bill i Jebediach zastrzygli uszami. Każdy z nich był dowódca równo 7 razy. Ten który teraz zostanie wybrany, wygra stary zakład.
-...Bob Kerman
Okrzyk zdziwienia wydobył się z ust wszystkich Kerbalonautów. Łącznie z Bobem.
-Co!!!?
-Bob zostaje wybrany na dowódcę. Potrzebuje kogoś odpowiedzialnego. Wy zachowujecie się jak dzieci. A to poważna misja.-zanim ktoś zdążył zaprotestować, dodał-Szkolenie rozpoczynacie od razu. Odmaszerować.
Zaskoczony Bob zasalutował Generałowi (mimo że nie powinien) i odszedł.
7 dni później...
-Gene, gdy mówiłeś, że startujemy z bazy wojskowej, myślałem, że posiada ona Kosmodrom. Mógł być mały. Malutki. Ale tutaj go nie ma!!! Jak mamy wystartować z lotniska?- biadolił Jeb, ze swojego miejsca pilota w wahadłowcu- Wszyscy zginiemy!!! Zobaczycie!!!
-Na pewno. A więc nie zawracaj mi głowy, skoro uznałeś to za oczywisty fakt.
Jebediach naburmuszył się. Leżał teraz w kabinie „Thora”, obok Boba na stanowisku dowódcy. Widac było, że kerbal nie czuje się dobrze w tej roli. Przyjaciele starali się mu się pomóc, ale nawet to nie pomagało.
-20 sekund do rozpoczęcia odliczania. Bob, Bill, Jeb, trzymajcie się mocno. Być może nie zginiecie.
Kilka chwil później Bob popatrzył na ekran i wydał rozkaz:
-Jeb, włącz rozruch silników. Bill sprawdzaj, czy wszystko gra.
-Rozkaz.
-Nie musicie, tak odpowiadać...
Bill chciał coś powiedzieć, ale przewał mu to głos z kontroli lotów.
-5,4,3, Zapłon bosteerow,2,1, 0...Liteoff!
Wahadłowiec ruszył do góry, i lekko do przodu. Przeciążenie wcisnęło Kerbalonautów, w fotel.
-Rozpoczynamy przechył.-odezwał się ktoś z kontroli lotów. Po chwili, rakieta automatycznie, skręciła o dany kąt. Kerbonauci nic nie poczuli, przy takim przeciążeniu, równie dobrze, mogli lecieć do góry nogami. Tak też lecieli, w ostatniej fazie lotu.
Kilka minut mineło im w niemal całkowitej ciszy, przerywanej tylko szumem urządzeń na pokładzie. Bill co jakiś czas podawał dane o prędkości, kacie nachylenia i ilości paliwa. Oznajmił:
-Przygotować się do odrzucenia, rakiet pomocniczych.
Rakieta przechyliła się o pół stopnia. Zaciski hydrauliczne, utrzymujące rakietki, odczepiły się, a separatrony wystrzeliły. Boostery poleciały w dół. Niedługa opadną na spadochronach, do Kerbantyku.
Rakieta wspinał się coraz wyżej. Cały czas ubywało paliwa w zbiornikach, co skutkowało tym, że trzeba było zmniejszyć moc silników, aby wahadłowiec nie wpadł w korkociąg. W końcu paliwo w głównym zbiorniku wyczerpało się.
-Prędkość względna:1987m/s, skończyło nam się paliwo w głównym zbiorniku. Oczekuję na zezwolenie odrzucenia.
-Zezwalam-rozkazał Bob.
Zaciski hydraulicznie, przytrzymujące zbiornik paliwa, puściły. Wahadłowiec, za pomocą silniczków orientacji w przestrzeni, obrocił się i włączył silniki orbitalne.
-2000, 2030, 2050,2120,2200...stop! Mamy orbite!-Ogłosił uradowany Bill. Wypiął się z fotela i podleciał do kolegów. Reszta poszła za jego przykładem, i już niedługo wszyscy latali po kabinie.
Bob podleciał do mikrofonu. Zameldował:
-Jesteśmy na orbicie. Czekamy na dane o orbicie. Rozpoczynamy otwieranie ładowni. Stan paliwa:w normie. Energia:1200 jednostek.-zastanowil się chwile i dodał- Na razie nie musiałem związać Jeba.
Sam zainteresowany odwrócił się:
-Ej!!! Ja to słyszałem!
Pogroził mu palcem. Dalsze groźby zagłuszył dźwięk z kontroli lotów
-Przesyłam dane. Jeżeli będziesz musiał go zakneblować, to się nie krępuj...i pozdrów ode mnie.
-To zaczyna się robić nudne...
Bill dopadł do konsoli i zameldowal:
-Jest bardzo dobrze. Mamy orbitę 100x70km, bardzo podobnej do zamierzonej.-popatrzył przez okno na leżący pod nim Kerbin.
-Wiecie co? Ten widok nigdy mi się nie znudzi.


Koniec części drugiej
Zdjęcia


"Thor" w hangarze

« Ostatnia zmiana: Nie, 12 Lut 2017, 20:45:42 wysłana przez MATI212 »
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Sob, 18 Lut 2017, 18:46:25
Odpowiedź #5

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Niestety z powodów, niezaleznych ode mnie, następpna cześć ukaże się dopiero za tydzień.  :(
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Reklama

Odp: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana
« Odpowiedź #5 dnia: Sob, 18 Lut 2017, 18:46:25 »

Nie, 26 Lut 2017, 19:15:12
Odpowiedź #6

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Witajcie. Niestety nie udało mi się dokończyć opowiadania :( Mimo to publikuję kolejna cząstkę tej gwiezdnej opowieści.
Piszcie co o nim sądzicie. Naprawdę. Dzięki temu, mogę się rozwijać, a nastepna część będzie lepsza od poprzedniej.

Przygody Billa Kermana

Część trzecia
Satelita zarejestrował wejście w jej strefę bezpieczeństwa, na 30 sekund przed uderzeniem. Zbyt późno. Wielki biały obiekt uderzył w niewielką satelitę meteorologiczną, z prędkością 30 m/s. Za dużą. Sczątki zostały rozrzucone się we wszystkie strony, powodując niewielkie uszkodzenia, obiektu. Ten przetrwał uderzenie dosyć dobrze, jednak odłamki zrobiły swoje. Przeszyły kadłub pojazdu, powodując rozerwanie statku na dwie części. Poza tym nie wydarzyło się już nic więcej. Zarówno szczątki satelity jak i Wielkiego białego obiektu, jak gdyby nigdy nic dalej poruszały się, na odrobinę zmienionej orbicie.
                  ***
Wahadłowiec powoli zbliżał się do dużego kanciastego kształtu, będącego „Nielegalnym satelita”.
Jebediach starał się utrzymywać w miarę równy kurs, jednak skutecznie utrudniał mu to siędzący obok Bob. Kerbal (chyba ze zdenerwowania) udzielał Jeb-owi wskazówek:
-Tylko spokojnie, spokojnie, bez nerwów słyszysz? Słyszysz? Powoli podchodź. To nie wyścig. Nie liczy się kto dotrze pierwszy. Choć w sumie jesteśmy tutaj tylko my...nieważne. Zapomnij analogię.i
Tylko pamiętaj bez nerwów...
Jebediach doprowadzony do szewskiej pasji, odparł najspokojniej jak potrafił:
-Bob, powiedz mi, czy ja kiedykolwiek mówiłem ci, w jaki sposób masz układać fiolki labolatoryjne? No właśnie. Więc nie ucz mnie dokować.
-Popieram Jeba. Wyjątkowo. Musicie wykonacć tę misję jak najszybciej-odparł Gene, przysłuchujący się rozmowie, z KSC.
-Czuję się jak w „Big Brother”. Mam nadzieję, że tego nie nagrywacie?
-Nagrywamy. W biurze mam kasetę z najlepszymi „Odcinkami”. Gdybym sprzedał to telewizji, wyszłaby druga „Moda na sukces”.
-Aż taki długowieczny nie jestem...
„Thor” powoli zbliżał się satelity. Z bliska widoczna stała się aparatura, pokrywająca kanciasty kształt gęstą siecią. Widocznie nikt nie pomyślał o estetyce, co w sumie nie powinno dziwić.
Po bokach były doczepione, dosyć duże rakiety. Tutaj jednak kształt był bardzo wysmukły, projektowany z myślą o uzyskaniu jak największej prędkości, podczas wejścia w atmosfere.
-Też to widzicie? Po jednej rakiecie, na jedno miasto.-powiedział Bill.
-O czym ty mówisz? Jestem pewien, że na Kerbinie jest więcej miast niż...-zamilknął na chwilę Jeb, prawdopodobnie żeby policzyć rakiety-8. Więcej niż 8.
-Chodziło mi o najważniejsze miasta. A dokładniej o „Związek Miast Kerbińskich”. Nie słyszałeś?
-Nie chce wyjść na idiotę, ale nie.
Bill westchnął, prawdopodobnie przyzwyczajony już do tłumaczenia każdemu, co to jest.
-To federacja miast, w których żyje około 38%, kerbalskiej populacji. Została zawiązana, aby metropolie mogły bronic swoich interesów. I nic dziwnego, że nie słyszałeś. Przymierze jest na wpół jawne. Niewielu ludzi o tym wie.
-Bo rząd je ukrywa?
-A czy ja wyglądam na fanatyka spiskowego? Po prostu nikt się tym nie interesuje. Miasta nie maja sił zbrojnych, ani broni atomowej. Łączą je interesy handlowe. Przez nie przechodzą najważniejsze węzły komunikacji, gospodarki i armii. Poza ty mieszka tam prawie połowa Kerbali. Gdyby zostały zniszczone...
-Myślisz że ten ktoś, chce zniszczyć kerbińską gospodarkę?-włączył się Bob.
-Nie sądzę-odparł Bill-To nie przyniosłoby mu żadnych korzyści. Prawdopodobnie zaszantażowałby Kerbin. To o wiele bardziej się opłaca.
-Tylko po co?
-A bo ja wiem? Powodów może być wiele. Tak czy inaczej, musimy zniszczyć to coś. Czymkolwiek jest.
Wahadłowiec zbliżył się na kilkadziesiąt metrów, jednocześnie otwierając ładownię.
-A my w ogółe mamy jakiś plan?-niespodziewanie zapytał Bob.
-Eee...nie wiem. Chyba zapytam się Gen-a. Gene?
Po chwili z interkomu rozległ się głos:
-Liczę na twoja kreatywność.
-To nie fair. Odwalamy całą brudna robotę i jeszcze musimy wymyśłić jak to zrobić!
-Jesteś inżynierem. Na pewno masz już milion sposobów na rozwiązanie problemu.
W tym momencie satelita obudziła się. Nie żeby wcześniej spała, ale tak to właśnie wyglądało. Obróciła się w kierunku „Thora”. Przez chwilę, która zdawała się trwać o wiele dłużej, nic się nie działo. Chwilę potem satelita wystrzelił. Dosłownie. Mniejsza niewidoczna z zewnątrz rakieta poleciała w stronę wahadłowca. Gdyby nie odruchowa reakcja Jeba, prawdopodobnie, załoga wąchałaby kwiatki od spodu. Jeśli w kosmosie byłyby kwiatki. A nie było.
Bob, Bill i Jeb wpatrywali się w czarny ślad pozostawiony na oknie, przez przelatującą rakietę.
Bob zareagował odruchowo.
-COFAJ!!!-po czym zemdlał.
-No to sobie uratowaliśmy świat-pufnął z niezadowoleniem Bill-Halo, tu „Thor”. Zostaliśmy zaatakowani, powtarzam zostaliśmy zaatakowani.
-Co?? Przez satelitę?
-Nie przez świętego mikołaja. A przez co? Jakie są procedury?
-Nie ma...
-Czyli radź sobie człowieku sam-powiedział Bill sam do siebie. Podpłynął do Jeba.
-Jakieś pomysły?
Jebediach podrapał się po głowie. Pomysły, pomysły. Po chwili wykrzyknął:
-Eureka, znalazłem!
-Nigdy nie posądziłbym ciebie o używanie tak trudnych słów. Dobra, jaki to pomysł?
-To proste, jak budowa cepa. Cokolwiek to jest. A więc któryś z nas (czyli ty), wyjdzie na zewnątrz i wyłączy satelitę. W tym czasie ja odwrócę jego uwagę. Nawet jeśli cię zauważy, to i tak jesteś zbyt małym celem, żeby cię namierzyć. A sam do siebie przecież strzelał ni będzie.
-A jeśli ma kałacha i będzie strzelał na oślep?
-To masz problem, przyjacielu.
Cóż było robić, Bill podpłynął do śluzy. Ubrał się w kombinezon, i przeszedł w przestrzeń kosmiczną. Zazwyczaj uwielbiał ten moment, ale tym razem było inaczej. Wesołe podniecenie zastąpił strach. Czysty, zimny strach.
Wyleciał ze śluzy, jednocześnie orientując się w przestrzeni. Jeb wybrał ten moment na rozpoczęcie manewru. Za pomocą jednego niewielkiego impulsu, silniczków manewrowania w przestrzeni, odepchnął się do przodu, w kierunku szarego kształtu. Właśnie w tej chwili satelita wystrzelił ponownie. Na szczęście „Thor” obrócił się w tym momencie o kilka stopni, unikając frontalnego spotkania z rakietką. Nie dało się jednak nie zauważyć, że lotki są lekko przypalone.
-Co z tego, że zniszczymy satelitę, jeśli nie będziemy mieli czym wrócić?-zapytał Bill.
-Chciałbyś się zamienić? Robię co mogę. A ty się lepiej streszczaj, bo długo tak nie wytrzymam.
Właśnie tą chwilę wybrał satelita, na przeładowanie i wysłanie w samobójczą misji kolejnej rakiety.
Ta trafiła celu, przedziurawiając dach ładowni.
-A niech to! Dlaczego nie lecimy, kerbollo? Pamiętam, jakie zwinne były to maszyny. Ech, gdybym teraz jedną miał...
-Nie rozmarz się. To dopiero początek.

Koniec części trzeciej
Oceń mnie. Teraz. To może byc krytyka
« Ostatnia zmiana: Pią, 12 Maj 2017, 14:37:27 wysłana przez MATI212 »
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Pon, 27 Lut 2017, 00:06:42
Odpowiedź #7

Offline grabek77

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 385
  • Reputacja: 16
    • Zobacz profil
"Satelita zarejestrował wejście w jego strefę bezpieczeństwa"
o co kaman?

Ta Satelita, a nie Ten Satelita, ZarejestrowałA wejście w Jej strefę bezpieczeństwa.

Rażące błędy. A poprzedniej części nie poprawiłeś :P afeeee
Fabuła na razie ok.

PS.Popraw błędy!!!
Ps1. Jak już coś robisz, to rób to dobrze.
--
Pozdrawiam
Grabek

Reklama

Odp: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana
« Odpowiedź #7 dnia: Pon, 27 Lut 2017, 00:06:42 »

Pon, 27 Lut 2017, 07:34:56
Odpowiedź #8

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Dzięki, właśnie zastanawiałem się czy satelita jest rodzaju męskiego, czy żeńskiego.

A jeżeli chodzi o wejście w "strefę bezpieczeństwa", to masz całkowitą racje. Takie coś nie istnieje(przynajmniej na Ziemi).
Jednak wyobraźnia podpowiada mi, że to kwadrat  50X50m, otaczający satelity, duże i małe.

A co do literówek...postaram się je wyeliminować.
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Sob, 18 Mar 2017, 18:45:54
Odpowiedź #9

Offline MATI212

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 71
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Nastepne cześci opowiadania, ukażą się prawdopodobnie, dopiero  w wakacje, gdy będe miał na to czas.
Kiedyś myśleliśmy że to niemożliwe... aż przyszedł ktoś, kto o tym nie wiedział i to zrobił.

Reklama

Odp: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana
« Odpowiedź #9 dnia: Sob, 18 Mar 2017, 18:45:54 »

Wto, 21 Mar 2017, 11:08:29
Odpowiedź #10

Offline iniemamocni22

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 2
  • Reputacja: 0
    • Zobacz profil
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
"Satelita zarejestrował wejście w jego strefę bezpieczeństwa"
o co kaman?

Ta Satelita, a nie Ten Satelita, ZarejestrowałA wejście w Jej strefę bezpieczeństwa.

Rażące błędy. A poprzedniej części nie poprawiłeś :P afeeee
Fabuła na razie ok.

PS.Popraw błędy!!!
Ps1. Jak już coś robisz, to rób to dobrze.

Nie poprawiaj, jeśli nie masz racji.
Wpisz w Google i sprawdź. Satelita to rzeczownik rodzaju męskiego.

Wto, 21 Mar 2017, 14:12:03
Odpowiedź #11

Offline KebabKerman

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 137
  • Reputacja: 4
  • Jeśli Kebab lubi kebaby jest gejem czy kanibalem?
    • Zobacz profil
Satelita to rzeczownik rodzaju męskiego, który odmienia się wedle deklinacji dla rodzaju żeńskiego. Dzieje się tak tylko w liczbie pojedynczej. W mnogiej są to już TE SATELITY, więc męskoosobowy. Czyli jest to rodzaj męski.
Kebab Space Agency - Naszym paliwem są pierdy po ostrych kebabach!

Reklama

Odp: [Opowiadanie ]Przygody Billa Kermana
« Odpowiedź #11 dnia: Wto, 21 Mar 2017, 14:12:03 »

Wto, 21 Mar 2017, 20:56:09
Odpowiedź #12

Offline grabek77

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 385
  • Reputacja: 16
    • Zobacz profil
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Satelita to rzeczownik rodzaju męskiego, który odmienia się wedle deklinacji dla rodzaju żeńskiego. Dzieje się tak tylko w liczbie pojedynczej. W mnogiej są to już TE SATELITY, więc męskoosobowy. Czyli jest to rodzaj męski.
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Nie poprawiaj, jeśli nie masz racji.
Wpisz w Google i sprawdź. Satelita to rzeczownik rodzaju męskiego.
Cóż, macie racje panowie. Mój błąd, Mea Culpa, aczkolwiek dawno temu w podstawówce uczono mnie o tej satelicie a nie tym satelicie. Jak widać czasy i zasady się zmieniają, a gender atakuje układ słoneczny :P

--
Pozdrawiam
Grabek

 

[Opowiadanie] ,,Filar''

Zaczęty przez Mithrill

Odpowiedzi: 34
Wyświetleń: 23757
Ostatnia wiadomość Sob, 05 Lis 2016, 17:33:38
wysłana przez PLDO001
[OPOWIADANIE] Rutynowy lot

Zaczęty przez Padalec

Odpowiedzi: 8
Wyświetleń: 10424
Ostatnia wiadomość Wto, 31 Paź 2017, 23:26:26
wysłana przez Torena
[Opowiadanie] - KER-KONTAKT

Zaczęty przez Madrian

Odpowiedzi: 11
Wyświetleń: 14461
Ostatnia wiadomość Nie, 04 Sie 2013, 15:17:06
wysłana przez MegaProize
[Opowiadanie] - Zejście z Orbity

Zaczęty przez Madrian

Odpowiedzi: 10
Wyświetleń: 9855
Ostatnia wiadomość Nie, 15 Maj 2016, 11:18:02
wysłana przez KebabKerman
[OPOWIADANIE][PMB] Srebrny Glob

Zaczęty przez DawsterTM

Odpowiedzi: 17
Wyświetleń: 11362
Ostatnia wiadomość Wto, 29 Lip 2014, 16:11:55
wysłana przez Youtub