Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Pokaż wątki - Kadaf

Strony: [1] 2 3 4
1
 Pewnie wszyscy zapomnieli o Kadafie. Niektórzy pewnie nawet odetchnęli z ulgą. No to peszek, bo ściągnąłem najnowszą wersję, poczekałem na kilka modów i zasiadłem w VABie. Efektem tego siedzenia są cztery statki kosmiczne, które postanowiłem wysłać na Laythe. Bo podobno ma nową powierzchnię, w końcu ładną i zróżnicowaną. Trzeba sprawdzić!

Nie będę się tutaj bawił w tryb opowiadania, bo forum generalnie jest martwe, a takie pisanie opowiadań to sporo pracy. Ale fotki (dużo fotek) mogę wrzucić, a co mi tam. Narobiłem się, to pokażę.

A więc zaczynamy - KADAF INDUSTRIES back online!


Statek numer jeden. Rdzeń całej wyprawy, centrum wydobywcze i cała baza.



Duża część manewru transferowego Kerbin-Jool wykonana jeszcze na paliwie z rakiety nośnej. Potem przeszedłem na napęd atomowy, który stanowi 6 silników.



Wszystko wyszło tak wydajnie, że zewnętrzne zbiorniki odrzucałem dopiero podczas manewru hamowania na orbicie Laythe.



Baza leci w owiewce, bo te owiewki całkiem nieźle chronią ładunek podczas aerobrakingu i lot jest aerodynamicznie stabilny, a poza tym, to co pod owiewką to wielka tajemnica. W tej chwili baza znajduje się na orbicie parkingowej. Z lądowaniem trzeba poczekać, na statek numer 2, bo w nim dopiero leci orbitalny skaner. A jeszcze trzeba znaleźć płaskie miejsce. Szukaniem równego terenu zajmie się zawartość rakiety numer 3. Poniżej zdjęcie dwójki jeszcze na orbicie Kerbinu.



Podobnie jak baza, zapasy paliwa wystarczyły całkiem nieźle. Obawiałem się problemów z łącznością, bo ten sprzęt leci bezzałogowo. Na szczęście cała armada leciała w grupie, więc kontakt z centrum ani razu się nie zerwał. No i hamowanie u celu o jakieś 3000 m/s



To był długi manerw, przeszło 10 minut.



Orbita wyszła bardzo wydłużona, dokładnie zgodnie z planem, bo skaner musi wejść na orbitę polarną, a takie manewry najlepiej robić w możliwie dalekim punkcie apoapsy. Ładunek uwolniony!



Wnikliwy obserwator zauważy, że ta rakieta to nie tylko skaner, ale również pokaźna ilość żelastwa, która będzie lądować. Dlatego też nie całą rakietą wchodziłem na orbitę polarną, a samym skanerem. Paliwa wystarczyło i jest nawet niezły zapasik. Kompletnie nie wiadomo po co, bo jednak na dotarcie do Vaal raczej nie wystarczy.



Po zeskanowaniu powierzchni pojawiło się kilka opcji lądowania, a wszystkie słabe. Na równiku tylko jedna mała i nieciekawa wysepka jest zdatna do wydobycia. A nie po to leci cała armada, żebym lądował w nudnym miejscu. Po naprawdę długim dumaniu doszedłem do wniosku, że posadzę bazę na jednym z większych lądów na półkuli południowej. Ale żeby wiedzieć gdzie dokładnie, to trzeba najpierw wylądować łazikiem i tu na scenę wkracza rakieta numer 3. Dla żadnego ze statków nie wymyślałem nazw, ale statek numer 3 zdecydowanie zasłużył sobie na nazwę Problem.
A oto i on, na orbicie Kerbinu nic jeszcze nie zwiastowało jakie będę miał kłopoty z tą maszyną.



Część manewru na nośnej, sama końcówka na czterech silnikach atomowych. Kończąc transfer jeszcze nie zauważyłem jaki dramat tam się odbywa w instalacjach. Może zwrócić uwagę fakt, że statek ten ma silniki również na czubku, więc będzie hamować tyłem do przodu. Zbudowałem go tak, z przyczyn technicznych, tylko właśnie sobie zdałem sprawę, że zapomniałem z jakich. Żebyście już tak nie drżeli z niecierpliwości to napiszę, że to co wygląda na moduł transferowy jest też sześcioosobowym statkiem powrotnym Laythe-Kerbin. Pod owiewką normalne wyposażenie, czyli łazik i odrzutowiec zwiadowczy. W centralnej części satelity komunikacyjne. Lecimy, kilka drobnych korekt, wchodzę na orbitę Laythe. I nagle zdaję sobie sprawę, że silniki atomowe za cholerę nie chcą brać paliwa ze zbiornika centralnego i zamiast mieć 3000 DV mają 300. Masakra!



Okazało się, że podczas składania statku silniki zaczepiły mi się nie do głównego zbiornika, a do dwuteownika, który za cholerę nie przekazuje paliw. Jakoś mi to umknęło przy montażu. Zmienianie w opcjach, że wszystko ma przekazywać paliwo nic nie dało, ale przynajmniej zaczęła być możliwa opcja, że ze zbiorników zewnętrznych paliwo będzie przechodziło do silników. Tyle, że nie chciało się to robić samoczynnie, musiałem przelewać ręcznie po 400 galonów jeden po drugim. Na dodatek prędkość była taka, że do wyhamowania miałem 3000 m/s z manewrem trwającym 15 minut. Na wskutek jakiegoś buga tylko niektóre zbiorniki umożliwiały przelanie powtórne, bo przecież został jeszcze wielki zbiornik centralny 3200 galonów z którego już w ogóle nie chciało normalnie paliwo iść. przelewałem je przez jeden mały zbiornik czterysetkę (który jakimś cudem działał prawidłowo) i potem z niego do pozostałych po trochu. Czasami rakieta szła więc na trzech, a czasami nawet na dwóch silnikach. A tymczasem jak najpierw Laythe była daleko, to po chwili już mijałem i zacząłem się oddalać. W końcu nie byłem już w stanie zmusić wszystkich silników do pracy, więc obróciłem zestaw i zacząłem hamować dwoma silnikami chemicznymi, które miały służyć do deorbitacji. To był koszmarny kwadrans i nie powiem, żeby udał się za pierwszym razem, wczytywałem chyba grę ze 3 razy. Nawet tak zacząłem kombinować, że przebuduję statek, wszak na pokładzie leciał inżynier, a wśród garstki modów, które mam, za absolutny Must Have uważam KAS+KIS. Niestety okazało się, że żeby przenieść ciężki silnik atomowy potrzeba 3 kerbali, a ja miałem tylko dwóch. Musiałem działać po staremu hamując tym cholerstwem. W końcu się udało. Poszło 3/4 paliwa do silników chemicznych, w module transferowym nieco wodoru który uparcie nie chciał się przelewać, ale orbitę złożyłem do kupy. Przyszedł czas na rozstawienie komunikacji.
 


Cztery satelity średniego zasięgu rozmieściłem wokół Laythe na 500 km, potem przyszedł czas na te dalekiego zasięgu, które zostaną umieszczone na orbicie Joola między Laythe a Vaalem. Fotka, gdy byłem w cieniu Joola, dziwnie czerwona. Skąd to światło niby?



Orbita Problema (chyba tak należy odmieniać nazwę własną statku, jak sądzicie?) była skrajnie wydłużona, ale teraz już to nie miało znaczenia, jakoś ją skorygowałem hamując jednym z silników atomowych, który od biedy brał paliwo. Nie było by kłopotu, gdyby to był tylko moduł transferowy, ale niestety jest to też rakieta powrotna, która aktualnie nie nadaje się do użycia. Ale z tym sobie poradzę później - już wiem jak :) Tymczasem mogłem przystąpić do lądowania. Rozłączanie.



No to po Problemie - tak sobie pomyślałem wówczas. No... nie. Ta rakieta to Problem pełną gębą. Gdy już się szykowałem do obrotu przed zejściem na powierzchnie wyszło, że nie ma prądu. Ha, te silniki, które służą do hamowania nie mają generatorów, a jedyne RTG zostało w statku powrotnym. Na szczęście udało się obrócić dzięki wektorowanemu ciągowi. Schodzę z orbity.



Chwilę później odrzuciłem owiewkę i wystrzeliłem spadochrony.



Chwilę później odrzuciłem ablator i rozłożyłem nóżki, hamowanie końcowe tuż przed lądowaniem.



No i uff, Problem dał radę. Czy to już koniec kłopotów? Bynajmniej.



Okazało się, że nie mogę odłączyć łazika, bo nigdzie nie pojedzie - brak prądu. Panele skutecznie zasłaniały rozmaite żelastwa. Co tu robić? Na szczęście na pokładzie znajdował się alternator, gdzie? Ano w samolocie.



Czy samolot zadziała? Testowałem go do bólu na Kerbinie, ale nie na Laythe. Jest to dwusilnikowy VTOL z jednym silnikiem pionowym i drugim poziomym. Na szczęście odłączenie przebiegło pomyślnie, Jumo posłusznie wytworzył ciąg i po chwili wylądowałem obok Problema. Inżynier podpiął wąż, który służy do tankowania samolotu i rozpoczęła się operacja, której kompletnie nie przewidziałem. To nie paliwo szło z łazika do odrzutowca, tylko prąd z odrzutowca do łazika. Silnik sobie jęczał na wolnych obrotach i akumulatory zaczęły się ładować. Po kilku minutach odłączyłem łazik od Problema i wyjechałem spod lądownika.



No to można przybijać piątki, wszystko się udało. No nie do końca! Samolot był zamontowany do lądownika na kratownicy i dikaplerze i z nimi się odłączył. Sobie pomyślałem, pan inżynier zaraz odkręci. A guzik. Przenosząc samolot z Subassembly do VAB jako root wyznaczyłem dikapler. A więc gdy próbowałem go zdemontować to okazało się, że to nie kratownicę mogę odkręcić od samolotu, tylko samolot od kratownicy. Gdy odkładałem samolot na grunt obok kratownicy wziął i wybuchł. Dobrze, że zapisałem stan gry wcześniej. Druga próba, też kaszana, udało się przy trzeciej.



Czy tak do końca się udało? No nie, silnik się przekrzywił, na szczęście tutaj już udało się go bez kłopotu odłączyć i przykręcić z powrotem jak należy. Pilot wsiadł do kokpitu i postanowiłem przeprowadzić test jakże to moje maleństwo fruwa.



I tutaj mam nadzieję, że fatum ciążące nad Problemem się już zakończyło, bo odrzutowiec działa wprost wyśmienicie. Pułap maksymalny jest wyższy niż na Kerbinie, chociaż praktyczny ustaliłem na 11 km 300 metrów - powyżej alternator już robi za mało prądu.



Po zatoczeniu sporego koła wylądowałem i ponownie zatankowałem samolot z niewielkich zbiorników łazika. A do łazika przelałem z Problema, został jeszcze spory zapas.

To tyle! Co tam się będzie działo dalej napiszę później. Może ktoś zauważył, że ani słowa nie było o rakiecie numer cztery. Jakoś zapomniałem zrobić zdjęcia z orbity Kerbinu, a tak się złożyło, że czwórka ma jeszcze 2 miesiące do dotarcia na Laythe.




[Post scalony: [time]Sob, 15 Sie 2020, 00:12:34[/time]]
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Pewnie wszyscy zapomnieli o Kadafie. Niektórzy pewnie nawet odetchnęli z ulgą. No to peszek, bo ściągnąłem najnowszą wersję, poczekałem na kilka modów i zasiadłem w VABie. Efektem tego siedzenia są cztery statki kosmiczne, które postanowiłem wysłać na Laythe. Bo podobno ma nową powierzchnię, w końcu ładną i zróżnicowaną. Trzeba sprawdzić!

Nie będę się tutaj bawił w tryb opowiadania, bo forum generalnie jest martwe, a takie pisanie opowiadań to sporo pracy. Ale fotki (dużo fotek) mogę wrzucić, a co mi tam. Narobiłem się, to pokażę.

A więc zaczynamy - KADAF INDUSTRIES back online!


Statek numer jeden. Rdzeń całej wyprawy, centrum wydobywcze i cała baza.



Duża część manewru transferowego Kerbin-Jool wykonana jeszcze na paliwie z rakiety nośnej. Potem przeszedłem na napęd atomowy, który stanowi 6 silników.



Wszystko wyszło tak wydajnie, że zewnętrzne zbiorniki odrzucałem dopiero podczas manewru hamowania na orbicie Laythe.



Baza leci w owiewce, bo te owiewki całkiem nieźle chronią ładunek podczas aerobrakingu i lot jest aerodynamicznie stabilny, a poza tym, to co pod owiewką to wielka tajemnica. W tej chwili baza znajduje się na orbicie parkingowej. Z lądowaniem trzeba poczekać, na statek numer 2, bo w nim dopiero leci orbitalny skaner. A jeszcze trzeba znaleźć płaskie miejsce. Szukaniem równego terenu zajmie się zawartość rakiety numer 3. Poniżej zdjęcie dwójki jeszcze na orbicie Kerbinu.



Podobnie jak baza, zapasy paliwa wystarczyły całkiem nieźle. Obawiałem się problemów z łącznością, bo ten sprzęt leci bezzałogowo. Na szczęście cała armada leciała w grupie, więc kontakt z centrum ani razu się nie zerwał. No i hamowanie u celu o jakieś 3000 m/s



To był długi manerw, przeszło 10 minut.



Orbita wyszła bardzo wydłużona, dokładnie zgodnie z planem, bo skaner musi wejść na orbitę polarną, a takie manewry najlepiej robić w możliwie dalekim punkcie apoapsy. Ładunek uwolniony!



Wnikliwy obserwator zauważy, że ta rakieta to nie tylko skaner, ale również pokaźna ilość żelastwa, która będzie lądować. Dlatego też nie całą rakietą wchodziłem na orbitę polarną, a samym skanerem. Paliwa wystarczyło i jest nawet niezły zapasik. Kompletnie nie wiadomo po co, bo jednak na dotarcie do Vall raczej nie wystarczy.



Po zeskanowaniu powierzchni pojawiło się kilka opcji lądowania, a wszystkie słabe. Na równiku tylko jedna mała i nieciekawa wysepka jest zdatna do wydobycia. A nie po to leci cała armada, żebym lądował w nudnym miejscu. Po naprawdę długim dumaniu doszedłem do wniosku, że posadzę bazę na jednym z większych lądów na półkuli południowej. Ale żeby wiedzieć gdzie dokładnie, to trzeba najpierw wylądować łazikiem i tu na scenę wkracza rakieta numer 3. Dla żadnego ze statków nie wymyślałem nazw, ale statek numer 3 zdecydowanie zasłużył sobie na nazwę Problem.
A oto i on, na orbicie Kerbinu nic jeszcze nie zwiastowało jakie będę miał kłopoty z tą maszyną.



Część manewru na nośnej, sama końcówka na czterech silnikach atomowych. Kończąc transfer jeszcze nie zauważyłem jaki dramat tam się odbywa w instalacjach. Może zwrócić uwagę fakt, że statek ten ma silniki również na czubku, więc będzie hamować tyłem do przodu. Zbudowałem go tak, z przyczyn technicznych, tylko właśnie sobie zdałem sprawę, że zapomniałem z jakich. Żebyście już tak nie drżeli z niecierpliwości to napiszę, że to co wygląda na moduł transferowy jest też sześcioosobowym statkiem powrotnym Laythe-Kerbin. Pod owiewką normalne wyposażenie, czyli łazik i odrzutowiec zwiadowczy. W centralnej części satelity komunikacyjne. Lecimy, kilka drobnych korekt, wchodzę na orbitę Laythe. I nagle zdaję sobie sprawę, że silniki atomowe za cholerę nie chcą brać paliwa ze zbiornika centralnego i zamiast mieć 3000 DV mają 300. Masakra!



Okazało się, że podczas składania statku silniki zaczepiły mi się nie do głównego zbiornika, a do dwuteownika, który za cholerę nie przekazuje paliw. Jakoś mi to umknęło przy montażu. Zmienianie w opcjach, że wszystko ma przekazywać paliwo nic nie dało, ale przynajmniej zaczęła być możliwa opcja, że ze zbiorników zewnętrznych paliwo będzie przechodziło do silników. Tyle, że nie chciało się to robić samoczynnie, musiałem przelewać ręcznie po 400 galonów jeden po drugim. Na dodatek prędkość była taka, że do wyhamowania miałem 3000 m/s z manewrem trwającym 15 minut. Na wskutek jakiegoś buga tylko niektóre zbiorniki umożliwiały przelanie powtórne, bo przecież został jeszcze wielki zbiornik centralny 3200 galonów z którego już w ogóle nie chciało normalnie paliwo iść. przelewałem je przez jeden mały zbiornik czterysetkę (który jakimś cudem działał prawidłowo) i potem z niego do pozostałych po trochu. Czasami rakieta szła więc na trzech, a czasami nawet na dwóch silnikach. A tymczasem jak najpierw Laythe była daleko, to po chwili już mijałem i zacząłem się oddalać. W końcu nie byłem już w stanie zmusić wszystkich silników do pracy, więc obróciłem zestaw i zacząłem hamować dwoma silnikami chemicznymi, które miały służyć do deorbitacji. To był koszmarny kwadrans i nie powiem, żeby udał się za pierwszym razem, wczytywałem chyba grę ze 3 razy. Nawet tak zacząłem kombinować, że przebuduję statek, wszak na pokładzie leciał inżynier, a wśród garstki modów, które mam, za absolutny Must Have uważam KAS+KIS. Niestety okazało się, że żeby przenieść ciężki silnik atomowy potrzeba 3 kerbali, a ja miałem tylko dwóch. Musiałem działać po staremu hamując tym cholerstwem. W końcu się udało. Poszło 3/4 paliwa do silników chemicznych, w module transferowym nieco wodoru który uparcie nie chciał się przelewać, ale orbitę złożyłem do kupy. Przyszedł czas na rozstawienie komunikacji.
 


Cztery satelity średniego zasięgu rozmieściłem wokół Laythe na 500 km, potem przyszedł czas na te dalekiego zasięgu, które zostaną umieszczone na orbicie Joola między Laythe a Vallem. Fotka, gdy byłem w cieniu Joola, dziwnie czerwona. Skąd to światło niby?



Orbita Problema (chyba tak należy odmieniać nazwę własną statku, jak sądzicie?) była skrajnie wydłużona, ale teraz już to nie miało znaczenia, jakoś ją skorygowałem hamując jednym z silników atomowych, który od biedy brał paliwo. Nie było by kłopotu, gdyby to był tylko moduł transferowy, ale niestety jest to też rakieta powrotna, która aktualnie nie nadaje się do użycia. Ale z tym sobie poradzę później - już wiem jak :) Tymczasem mogłem przystąpić do lądowania. Rozłączanie.



No to po Problemie - tak sobie pomyślałem wówczas. No... nie. Ta rakieta to Problem pełną gębą. Gdy już się szykowałem do obrotu przed zejściem na powierzchnie wyszło, że nie ma prądu. Ha, te silniki, które służą do hamowania nie mają generatorów, a jedyne RTG zostało w statku powrotnym. Na szczęście udało się obrócić dzięki wektorowanemu ciągowi. Schodzę z orbity.



Chwilę później odrzuciłem owiewkę i wystrzeliłem spadochrony.



Chwilę później odrzuciłem ablator i rozłożyłem nóżki, hamowanie końcowe tuż przed lądowaniem.



No i uff, Problem dał radę. Czy to już koniec kłopotów? Bynajmniej.



Okazało się, że nie mogę odłączyć łazika, bo nigdzie nie pojedzie - brak prądu. Panele skutecznie zasłaniały rozmaite żelastwa. Co tu robić? Na szczęście na pokładzie znajdował się alternator, gdzie? Ano w samolocie.



Czy samolot zadziała? Testowałem go do bólu na Kerbinie, ale nie na Laythe. Jest to dwusilnikowy VTOL z jednym silnikiem pionowym i drugim poziomym. Na szczęście odłączenie przebiegło pomyślnie, Jumo posłusznie wytworzył ciąg i po chwili wylądowałem obok Problema. Inżynier podpiął wąż, który służy do tankowania samolotu i rozpoczęła się operacja, której kompletnie nie przewidziałem. To nie paliwo szło z łazika do odrzutowca, tylko prąd z odrzutowca do łazika. Silnik sobie jęczał na wolnych obrotach i akumulatory zaczęły się ładować. Po kilku minutach odłączyłem łazik od Problema i wyjechałem spod lądownika.



No to można przybijać piątki, wszystko się udało. No nie do końca! Samolot był zamontowany do lądownika na kratownicy i dikaplerze i z nimi się odłączył. Sobie pomyślałem, pan inżynier zaraz odkręci. A guzik. Przenosząc samolot z Subassembly do VAB jako root wyznaczyłem dikapler. A więc gdy próbowałem go zdemontować to okazało się, że to nie kratownicę mogę odkręcić od samolotu, tylko samolot od kratownicy. Gdy odkładałem samolot na grunt obok kratownicy wziął i wybuchł. Dobrze, że zapisałem stan gry wcześniej. Druga próba, też kaszana, udało się przy trzeciej.



Czy tak do końca się udało? No nie, silnik się przekrzywił, na szczęście tutaj już udało się go bez kłopotu odłączyć i przykręcić z powrotem jak należy. Pilot wsiadł do kokpitu i postanowiłem przeprowadzić test jakże to moje maleństwo fruwa.



I tutaj mam nadzieję, że fatum ciążące nad Problemem się już zakończyło, bo odrzutowiec działa wprost wyśmienicie. Pułap maksymalny jest wyższy niż na Kerbinie, chociaż praktyczny ustaliłem na 11 km 300 metrów - powyżej alternator już robi za mało prądu.



Po zatoczeniu sporego koła wylądowałem i ponownie zatankowałem samolot z niewielkich zbiorników łazika. A do łazika przelałem z Problema, został jeszcze spory zapas.

To tyle! Co tam się będzie działo dalej napiszę później. Może ktoś zauważył, że ani słowa nie było o rakiecie numer cztery. Jakoś zapomniałem zrobić zdjęcia z orbity Kerbinu, a tak się złożyło, że czwórka ma jeszcze 2 miesiące do dotarcia na Laythe.

[Post scalony: [time]Sob, 15 Sie 2020, 00:16:58[/time]]
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Pewnie wszyscy zapomnieli o Kadafie. Niektórzy pewnie nawet odetchnęli z ulgą. No to peszek, bo ściągnąłem najnowszą wersję, poczekałem na kilka modów i zasiadłem w VABie. Efektem tego siedzenia są cztery statki kosmiczne, które postanowiłem wysłać na Laythe. Bo podobno ma nową powierzchnię, w końcu ładną i zróżnicowaną. Trzeba sprawdzić!

Nie będę się tutaj bawił w tryb opowiadania, bo forum generalnie jest martwe, a takie pisanie opowiadań to sporo pracy. Ale fotki (dużo fotek) mogę wrzucić, a co mi tam. Narobiłem się, to pokażę.

A więc zaczynamy - KADAF INDUSTRIES back online!


Statek numer jeden. Rdzeń całej wyprawy, centrum wydobywcze i cała baza.



Duża część manewru transferowego Kerbin-Jool wykonana jeszcze na paliwie z rakiety nośnej. Potem przeszedłem na napęd atomowy, który stanowi 6 silników.



Wszystko wyszło tak wydajnie, że zewnętrzne zbiorniki odrzucałem dopiero podczas manewru hamowania na orbicie Laythe.



Baza leci w owiewce, bo te owiewki całkiem nieźle chronią ładunek podczas aerobrakingu i lot jest aerodynamicznie stabilny, a poza tym, to co pod owiewką to wielka tajemnica. W tej chwili baza znajduje się na orbicie parkingowej. Z lądowaniem trzeba poczekać, na statek numer 2, bo w nim dopiero leci orbitalny skaner. A jeszcze trzeba znaleźć płaskie miejsce. Szukaniem równego terenu zajmie się zawartość rakiety numer 3. Poniżej zdjęcie dwójki jeszcze na orbicie Kerbinu.



Podobnie jak baza, zapasy paliwa wystarczyły całkiem nieźle. Obawiałem się problemów z łącznością, bo ten sprzęt leci bezzałogowo. Na szczęście cała armada leciała w grupie, więc kontakt z centrum ani razu się nie zerwał. No i hamowanie u celu o jakieś 3000 m/s



To był długi manerw, przeszło 10 minut.



Orbita wyszła bardzo wydłużona, dokładnie zgodnie z planem, bo skaner musi wejść na orbitę polarną, a takie manewry najlepiej robić w możliwie dalekim punkcie apoapsy. Ładunek uwolniony!



Wnikliwy obserwator zauważy, że ta rakieta to nie tylko skaner, ale również pokaźna ilość żelastwa, która będzie lądować. Dlatego też nie całą rakietą wchodziłem na orbitę polarną, a samym skanerem. Paliwa wystarczyło i jest nawet niezły zapasik. Kompletnie nie wiadomo po co, bo jednak na dotarcie do Vaal raczej nie wystarczy.



Po zeskanowaniu powierzchni pojawiło się kilka opcji lądowania, a wszystkie słabe. Na równiku tylko jedna mała i nieciekawa wysepka jest zdatna do wydobycia. A nie po to leci cała armada, żebym lądował w nudnym miejscu. Po naprawdę długim dumaniu doszedłem do wniosku, że posadzę bazę na jednym z większych lądów na półkuli południowej. Ale żeby wiedzieć gdzie dokładnie, to trzeba najpierw wylądować łazikiem i tu na scenę wkracza rakieta numer 3. Dla żadnego ze statków nie wymyślałem nazw, ale statek numer 3 zdecydowanie zasłużył sobie na nazwę Problem.
A oto i on, na orbicie Kerbinu nic jeszcze nie zwiastowało jakie będę miał kłopoty z tą maszyną.



Część manewru na nośnej, sama końcówka na czterech silnikach atomowych. Kończąc transfer jeszcze nie zauważyłem jaki dramat tam się odbywa w instalacjach. Może zwrócić uwagę fakt, że statek ten ma silniki również na czubku, więc będzie hamować tyłem do przodu. Zbudowałem go tak, z przyczyn technicznych, tylko właśnie sobie zdałem sprawę, że zapomniałem z jakich. Żebyście już tak nie drżeli z niecierpliwości to napiszę, że to co wygląda na moduł transferowy jest też sześcioosobowym statkiem powrotnym Laythe-Kerbin. Pod owiewką normalne wyposażenie, czyli łazik i odrzutowiec zwiadowczy. W centralnej części satelity komunikacyjne. Lecimy, kilka drobnych korekt, wchodzę na orbitę Laythe. I nagle zdaję sobie sprawę, że silniki atomowe za cholerę nie chcą brać paliwa ze zbiornika centralnego i zamiast mieć 3000 DV mają 300. Masakra!



Okazało się, że podczas składania statku silniki zaczepiły mi się nie do głównego zbiornika, a do dwuteownika, który za cholerę nie przekazuje paliw. Jakoś mi to umknęło przy montażu. Zmienianie w opcjach, że wszystko ma przekazywać paliwo nic nie dało, ale przynajmniej zaczęła być możliwa opcja, że ze zbiorników zewnętrznych paliwo będzie przechodziło do silników. Tyle, że nie chciało się to robić samoczynnie, musiałem przelewać ręcznie po 400 galonów jeden po drugim. Na dodatek prędkość była taka, że do wyhamowania miałem 3000 m/s z manewrem trwającym 15 minut. Na wskutek jakiegoś buga tylko niektóre zbiorniki umożliwiały przelanie powtórne, bo przecież został jeszcze wielki zbiornik centralny 3200 galonów z którego już w ogóle nie chciało normalnie paliwo iść. przelewałem je przez jeden mały zbiornik czterysetkę (który jakimś cudem działał prawidłowo) i potem z niego do pozostałych po trochu. Czasami rakieta szła więc na trzech, a czasami nawet na dwóch silnikach. A tymczasem jak najpierw Laythe była daleko, to po chwili już mijałem i zacząłem się oddalać. W końcu nie byłem już w stanie zmusić wszystkich silników do pracy, więc obróciłem zestaw i zacząłem hamować dwoma silnikami chemicznymi, które miały służyć do deorbitacji. To był koszmarny kwadrans i nie powiem, żeby udał się za pierwszym razem, wczytywałem chyba grę ze 3 razy. Nawet tak zacząłem kombinować, że przebuduję statek, wszak na pokładzie leciał inżynier, a wśród garstki modów, które mam, za absolutny Must Have uważam KAS+KIS. Niestety okazało się, że żeby przenieść ciężki silnik atomowy potrzeba 3 kerbali, a ja miałem tylko dwóch. Musiałem działać po staremu hamując tym cholerstwem. W końcu się udało. Poszło 3/4 paliwa do silników chemicznych, w module transferowym zostało nieco wodoru (czy tam czegoś) który uparcie nie chciał się przelewać, ale orbitę złożyłem do kupy. Przyszedł czas na rozstawienie komunikacji.
 


Cztery satelity średniego zasięgu rozmieściłem wokół Laythe na 500 km, potem przyszedł czas na te dalekiego zasięgu, które zostaną umieszczone na orbicie Joola między Laythe a Vaalem. Fotka, gdy byłem w cieniu Joola, dziwnie czerwona. Skąd to światło niby?



Orbita Problema (chyba tak należy odmieniać nazwę własną statku, jak sądzicie?) była skrajnie wydłużona, ale teraz już to nie miało znaczenia, jakoś ją skorygowałem hamując jednym z silników atomowych, który od biedy brał paliwo. Nie było by kłopotu, gdyby to był tylko moduł transferowy, ale niestety jest to też rakieta powrotna, która aktualnie nie nadaje się do użycia. Ale z tym sobie poradzę później - już wiem jak :) Tymczasem mogłem przystąpić do lądowania. Rozłączanie.



No to po Problemie - tak sobie pomyślałem wówczas. No... nie. Ta rakieta to Problem pełną gębą. Gdy już się szykowałem do obrotu przed zejściem na powierzchnie wyszło, że nie ma prądu. Ha, te silniki, które służą do hamowania nie mają generatorów, a jedyne RTG zostało w statku powrotnym. Na szczęście udało się obrócić dzięki wektorowanemu ciągowi. Schodzę z orbity.



Chwilę później odrzuciłem owiewkę i wystrzeliłem spadochrony.



Chwilę później odrzuciłem ablator i rozłożyłem nóżki, hamowanie końcowe tuż przed lądowaniem.



No i uff, Problem dał radę. Czy to już koniec kłopotów? Bynajmniej.



Okazało się, że nie mogę odłączyć łazika, bo nigdzie nie pojedzie - brak prądu. Panele skutecznie zasłaniały rozmaite żelastwa. Co tu robić? Na szczęście na pokładzie znajdował się alternator, gdzie? Ano w samolocie.



Czy samolot zadziała? Testowałem go do bólu na Kerbinie, ale nie na Laythe. Jest to dwusilnikowy VTOL z jednym silnikiem pionowym i drugim poziomym. Na szczęście odłączenie przebiegło pomyślnie, Jumo posłusznie wytworzył ciąg i po chwili wylądowałem obok Problema. Inżynier podpiął wąż, który służy do tankowania samolotu i rozpoczęła się operacja, której kompletnie nie przewidziałem. To nie paliwo szło z łazika do odrzutowca, tylko prąd z odrzutowca do łazika. Silnik sobie jęczał na wolnych obrotach i akumulatory zaczęły się ładować. Po kilku minutach odłączyłem łazik od Problema i wyjechałem spod lądownika.



No to można przybijać piątki, wszystko się udało. No nie do końca! Samolot był zamontowany do lądownika na kratownicy i dikaplerze i z nimi się odłączył. Sobie pomyślałem, pan inżynier zaraz odkręci. A guzik. Przenosząc samolot z Subassembly do VAB jako root wyznaczyłem dikapler. A więc gdy próbowałem go zdemontować to okazało się, że to nie kratownicę mogę odkręcić od samolotu, tylko samolot od kratownicy. Gdy odkładałem samolot na grunt obok kratownicy wziął i wybuchł. Dobrze, że zapisałem stan gry wcześniej. Druga próba, też kaszana, udało się przy trzeciej.



Czy tak do końca się udało? No nie, silnik się przekrzywił, na szczęście tutaj już udało się go bez kłopotu odłączyć i przykręcić z powrotem jak należy. Pilot wsiadł do kokpitu i postanowiłem przeprowadzić test jakże to moje maleństwo fruwa.



I tutaj mam nadzieję, że fatum ciążące nad Problemem się już zakończyło, bo odrzutowiec działa wprost wyśmienicie. Pułap maksymalny jest wyższy niż na Kerbinie, chociaż praktyczny ustaliłem na 11 km 300 metrów - powyżej alternator już robi za mało prądu.



Po zatoczeniu sporego koła wylądowałem i ponownie zatankowałem samolot z niewielkich zbiorników łazika. A do łazika przelałem z Problema, został jeszcze spory zapas.

To tyle! Co tam się będzie działo dalej napiszę później. Może ktoś zauważył, że ani słowa nie było o rakiecie numer cztery. Jakoś zapomniałem zrobić zdjęcia z orbity Kerbinu, a tak się złożyło, że czwórka ma jeszcze 2 miesiące do dotarcia na Laythe.




[Post scalony: [time]Sob, 15 Sie 2020, 00:12:34[/time]]
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Pewnie wszyscy zapomnieli o Kadafie. Niektórzy pewnie nawet odetchnęli z ulgą. No to peszek, bo ściągnąłem najnowszą wersję, poczekałem na kilka modów i zasiadłem w VABie. Efektem tego siedzenia są cztery statki kosmiczne, które postanowiłem wysłać na Laythe. Bo podobno ma nową powierzchnię, w końcu ładną i zróżnicowaną. Trzeba sprawdzić!

Nie będę się tutaj bawił w tryb opowiadania, bo forum generalnie jest martwe, a takie pisanie opowiadań to sporo pracy. Ale fotki (dużo fotek) mogę wrzucić, a co mi tam. Narobiłem się, to pokażę.

A więc zaczynamy - KADAF INDUSTRIES back online!


Statek numer jeden. Rdzeń całej wyprawy, centrum wydobywcze i cała baza.



Duża część manewru transferowego Kerbin-Jool wykonana jeszcze na paliwie z rakiety nośnej. Potem przeszedłem na napęd atomowy, który stanowi 6 silników.



Wszystko wyszło tak wydajnie, że zewnętrzne zbiorniki odrzucałem dopiero podczas manewru hamowania na orbicie Laythe.



Baza leci w owiewce, bo te owiewki całkiem nieźle chronią ładunek podczas aerobrakingu i lot jest aerodynamicznie stabilny, a poza tym, to co pod owiewką to wielka tajemnica. W tej chwili baza znajduje się na orbicie parkingowej. Z lądowaniem trzeba poczekać, na statek numer 2, bo w nim dopiero leci orbitalny skaner. A jeszcze trzeba znaleźć płaskie miejsce. Szukaniem równego terenu zajmie się zawartość rakiety numer 3. Poniżej zdjęcie dwójki jeszcze na orbicie Kerbinu.



Podobnie jak baza, zapasy paliwa wystarczyły całkiem nieźle. Obawiałem się problemów z łącznością, bo ten sprzęt leci bezzałogowo. Na szczęście cała armada leciała w grupie, więc kontakt z centrum ani razu się nie zerwał. No i hamowanie u celu o jakieś 3000 m/s



To był długi manerw, przeszło 10 minut.



Orbita wyszła bardzo wydłużona, dokładnie zgodnie z planem, bo skaner musi wejść na orbitę polarną, a takie manewry najlepiej robić w możliwie dalekim punkcie apoapsy. Ładunek uwolniony!



Wnikliwy obserwator zauważy, że ta rakieta to nie tylko skaner, ale również pokaźna ilość żelastwa, która będzie lądować. Dlatego też nie całą rakietą wchodziłem na orbitę polarną, a samym skanerem. Paliwa wystarczyło i jest nawet niezły zapasik. Kompletnie nie wiadomo po co, bo jednak na dotarcie do Vall raczej nie wystarczy.



Po zeskanowaniu powierzchni pojawiło się kilka opcji lądowania, a wszystkie słabe. Na równiku tylko jedna mała i nieciekawa wysepka jest zdatna do wydobycia. A nie po to leci cała armada, żebym lądował w nudnym miejscu. Po naprawdę długim dumaniu doszedłem do wniosku, że posadzę bazę na jednym z większych lądów na półkuli południowej. Ale żeby wiedzieć gdzie dokładnie, to trzeba najpierw wylądować łazikiem i tu na scenę wkracza rakieta numer 3. Dla żadnego ze statków nie wymyślałem nazw, ale statek numer 3 zdecydowanie zasłużył sobie na nazwę Problem.
A oto i on, na orbicie Kerbinu nic jeszcze nie zwiastowało jakie będę miał kłopoty z tą maszyną.



Część manewru na nośnej, sama końcówka na czterech silnikach atomowych. Kończąc transfer jeszcze nie zauważyłem jaki dramat tam się odbywa w instalacjach. Może zwrócić uwagę fakt, że statek ten ma silniki również na czubku, więc będzie hamować tyłem do przodu. Zbudowałem go tak, z przyczyn technicznych, tylko właśnie sobie zdałem sprawę, że zapomniałem z jakich. Żebyście już tak nie drżeli z niecierpliwości to napiszę, że to co wygląda na moduł transferowy jest też sześcioosobowym statkiem powrotnym Laythe-Kerbin. Pod owiewką normalne wyposażenie, czyli łazik i odrzutowiec zwiadowczy. W centralnej części satelity komunikacyjne. Lecimy, kilka drobnych korekt, wchodzę na orbitę Laythe. I nagle zdaję sobie sprawę, że silniki atomowe za cholerę nie chcą brać paliwa ze zbiornika centralnego i zamiast mieć 3000 DV mają 300. Masakra!



Okazało się, że podczas składania statku silniki zaczepiły mi się nie do głównego zbiornika, a do dwuteownika, który za cholerę nie przekazuje paliw. Jakoś mi to umknęło przy montażu. Zmienianie w opcjach, że wszystko ma przekazywać paliwo nic nie dało, ale przynajmniej zaczęła być możliwa opcja, że ze zbiorników zewnętrznych paliwo będzie przechodziło do silników. Tyle, że nie chciało się to robić samoczynnie, musiałem przelewać ręcznie po 400 galonów jeden po drugim. Na dodatek prędkość była taka, że do wyhamowania miałem 3000 m/s z manewrem trwającym 15 minut. Na wskutek jakiegoś buga tylko niektóre zbiorniki umożliwiały przelanie powtórne, bo przecież został jeszcze wielki zbiornik centralny 3200 galonów z którego już w ogóle nie chciało normalnie paliwo iść. przelewałem je przez jeden mały zbiornik czterysetkę (który jakimś cudem działał prawidłowo) i potem z niego do pozostałych po trochu. Czasami rakieta szła więc na trzech, a czasami nawet na dwóch silnikach. A tymczasem jak najpierw Laythe była daleko, to po chwili już mijałem i zacząłem się oddalać. W końcu nie byłem już w stanie zmusić wszystkich silników do pracy, więc obróciłem zestaw i zacząłem hamować dwoma silnikami chemicznymi, które miały służyć do deorbitacji. To był koszmarny kwadrans i nie powiem, żeby udał się za pierwszym razem, wczytywałem chyba grę ze 3 razy. Nawet tak zacząłem kombinować, że przebuduję statek, wszak na pokładzie leciał inżynier, a wśród garstki modów, które mam, za absolutny Must Have uważam KAS+KIS. Niestety okazało się, że żeby przenieść ciężki silnik atomowy potrzeba 3 kerbali, a ja miałem tylko dwóch. Musiałem działać po staremu hamując tym cholerstwem. W końcu się udało. Poszło 3/4 paliwa do silników chemicznych, w module transferowym nieco wodoru który uparcie nie chciał się przelewać, ale orbitę złożyłem do kupy. Przyszedł czas na rozstawienie komunikacji.
 


Cztery satelity średniego zasięgu rozmieściłem wokół Laythe na 500 km, potem przyszedł czas na te dalekiego zasięgu, które zostaną umieszczone na orbicie Joola między Laythe a Vallem. Fotka, gdy byłem w cieniu Joola, dziwnie czerwona. Skąd to światło niby?



Orbita Problema (chyba tak należy odmieniać nazwę własną statku, jak sądzicie?) była skrajnie wydłużona, ale teraz już to nie miało znaczenia, jakoś ją skorygowałem hamując jednym z silników atomowych, który od biedy brał paliwo. Nie było by kłopotu, gdyby to był tylko moduł transferowy, ale niestety jest to też rakieta powrotna, która aktualnie nie nadaje się do użycia. Ale z tym sobie poradzę później - już wiem jak :) Tymczasem mogłem przystąpić do lądowania. Rozłączanie.



No to po Problemie - tak sobie pomyślałem wówczas. No... nie. Ta rakieta to Problem pełną gębą. Gdy już się szykowałem do obrotu przed zejściem na powierzchnie wyszło, że nie ma prądu. Ha, te silniki, które służą do hamowania nie mają generatorów, a jedyne RTG zostało w statku powrotnym. Na szczęście udało się obrócić dzięki wektorowanemu ciągowi. Schodzę z orbity.



Chwilę później odrzuciłem owiewkę i wystrzeliłem spadochrony.



Chwilę później odrzuciłem ablator i rozłożyłem nóżki, hamowanie końcowe tuż przed lądowaniem.



No i uff, Problem dał radę. Czy to już koniec kłopotów? Bynajmniej.



Okazało się, że nie mogę odłączyć łazika, bo nigdzie nie pojedzie - brak prądu. Panele skutecznie zasłaniały rozmaite żelastwa. Co tu robić? Na szczęście na pokładzie znajdował się alternator, gdzie? Ano w samolocie.



Czy samolot zadziała? Testowałem go do bólu na Kerbinie, ale nie na Laythe. Jest to dwusilnikowy VTOL z jednym silnikiem pionowym i drugim poziomym. Na szczęście odłączenie przebiegło pomyślnie, Jumo posłusznie wytworzył ciąg i po chwili wylądowałem obok Problema. Inżynier podpiął wąż, który służy do tankowania samolotu i rozpoczęła się operacja, której kompletnie nie przewidziałem. To nie paliwo szło z łazika do odrzutowca, tylko prąd z odrzutowca do łazika. Silnik sobie jęczał na wolnych obrotach i akumulatory zaczęły się ładować. Po kilku minutach odłączyłem łazik od Problema i wyjechałem spod lądownika.



No to można przybijać piątki, wszystko się udało. No nie do końca! Samolot był zamontowany do lądownika na kratownicy i dikaplerze i z nimi się odłączył. Sobie pomyślałem, pan inżynier zaraz odkręci. A guzik. Przenosząc samolot z Subassembly do VAB jako root wyznaczyłem dikapler. A więc gdy próbowałem go zdemontować to okazało się, że to nie kratownicę mogę odkręcić od samolotu, tylko samolot od kratownicy. Gdy odkładałem samolot na grunt obok kratownicy wziął i wybuchł. Dobrze, że zapisałem stan gry wcześniej. Druga próba, też kaszana, udało się przy trzeciej.



Czy tak do końca się udało? No nie, silnik się przekrzywił, na szczęście tutaj już udało się go bez kłopotu odłączyć i przykręcić z powrotem jak należy. Pilot wsiadł do kokpitu i postanowiłem przeprowadzić test jakże to moje maleństwo fruwa.



I tutaj mam nadzieję, że fatum ciążące nad Problemem się już zakończyło, bo odrzutowiec działa wprost wyśmienicie. Pułap maksymalny jest wyższy niż na Kerbinie, chociaż praktyczny ustaliłem na 11 km 300 metrów - powyżej alternator już robi za mało prądu.



Po zatoczeniu sporego koła wylądowałem i ponownie zatankowałem samolot z niewielkich zbiorników łazika. A do łazika przelałem z Problema, został jeszcze spory zapas.

To tyle! Co tam się będzie działo dalej napiszę później. Może ktoś zauważył, że ani słowa nie było o rakiecie numer cztery. Jakoś zapomniałem zrobić zdjęcia z orbity Kerbinu, a tak się złożyło, że czwórka ma jeszcze 2 miesiące do dotarcia na Laythe.

[Post scalony: Sob, 15 Sie 2020, 00:30:37]
No i uj, Grabek zauważył, że zrobiłem błąd z nazwą jednego z księżyców Joola, to sobie pomyślałem, a poprawię. No to se kurna poprawiłem. Guzik "modyfikuj" u mnie nie istnieje, myślałem, że to może ten kwadracik obok "cytuj", tyle że opisu nie ma, no i se poprawiłem. Trzy razy jest teraz to samo i za... a co tam, napiszę, za chuja nic nie mogę z tym zrobić.

2
Wyzwania / MOBAZ - wielozadaniowe pudło na Laythe
« dnia: Pią, 20 Paź 2017, 21:55:25 »
Pogadując sobie na czacie o tym i owym w ciszy absolutnej (ingwden... nima dźwięków czata :(, zrób żesz jakiegoś cuda, prosimy ) wpadliśmy na pomysł na wyzwanie. Budujemy Mobilne Bazy, czyli MOBAZY.

Cóż taki MOBAZ powinien posiadać i jakie warunki spełniać, już wyłuszczam:

 1. Ma jeździć, czyli koła są zdecydowanie mile widziane.
 2. Ma pływać, czyli amfibia. Wszak celem jest Laythe, której większość powierzchni stanowi ocean.
 3. Interiory! Tak, wszystko jedno, procedurale, stock+TweakScale, ale pojazdy mają posiadać wnętrza. I to nie tam na łapu capu, ponieważ za niezbędne uznaliśmy takie pomieszczenia jak:
         a) sypialnia (albo sypialnie, zależy jaki kto ma budżet i ilu załogantów chce zabrać)
         b) kuchnia
         c) jakiś salon ze stołem, żeby te zupę czy coś tam gdzieś wszamać.
         d) łazienka - bo jak się już kerbal wyśpi i naje, to musi iść kupę. Więc tualeta, do tego prysznic albo wanna i umywalka.
         e) kabina kierowcy tego całego sprzętu.
 4. System przetwarzania paliw, czyli wiertla i rafineria.
 5. Mile widziana możliwość fruwania, chociażby do krótkich skoków.
 6. I najważniejsze, absolutnie obowiązkowe, bez tego nici - PONTON. Ponieważ z użytkownikiem Element4ry doszliśmy do jedynie słusznego wniosku, że amfibia płoszy ryby. Które nie wiadomo czy są, ale to by była całkowita katastrofa misji, gdyby się okazało, że jednak, ale nie można wyłowić, bo uciekają. Dlatego ponton konieczny.
 7. Pokładowy sprzęt latający. Tak na wypadek chęci wykonania zwiadu lotniczego. Załogowy, albo dron, obojętnie.
 8. Dostarczamy maszynę na Laythe! (Chyba, że się już komuś straszliwie nie chce, no to nie)

Tyle w wymaganiach. Niby dużo, ale z drugiej strony nie wymagam, żeby był zegar z kukułką i fotele Kudwik XIV, więc nie przesadzajmy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tego prawie że nie da się zrobić na stocku. Dlatego mody okażą się wielce przydatne. A jakie? Jakie chcecie!
Osobiście używam poniższego zestawu:
 - proceduralne skrzydła B9
 - te drugie proceduralne skrzydła, takie zwyczajniejsze
 - proceduralne szyby (E4Mod) wykonane przez naszego drogiego forumowicza (to on odpowiada za ponton w wymaganiach)
 - KAS
 - KIS
 - KAX
 - Decals (naklejki)
 - TweakScale
 - IR
Oczywiście to jest tylko mój zestaw, absolutnie nie obowiązkowy dla ewentualnych kandydatów do zabawy, niech sobie każdy buduje z czego i jak chce!

To tyle! Rozruszajmy się nieco, bo forum ledwie zipie. W tej chwili udział poza mną ogłosiło dwóch kolejnych graczy i powiem w sekrecie, że to nie są jakieś ciołki :) Ale lista nie jest zamknięta i kto chce, ten niechaj dołącza!

Pozdro!

3
Dyskusje na dowolne tematy / Kadafa na mody pomysły
« dnia: Pią, 15 Sty 2016, 12:16:27 »
Sporo idei chodzi mi po głowie, ale ponieważ absolutnie nie umiem programować, a w modelowaniu 3d jestem raczej słabowity, to też moda żadnego nigdy nie stworzę. A chciałbym kilka mieć. W tym wątku zamierzam opisywać co mi chodzi po głowie z nadzieją, że ktoś kto umie to czego nie umiem ja weźmie i zrobi.

Więc pomysł pierwszy - mod poprawiający wizualną stronę jazdy. Nie uważacie, że po przejechaniu chociażby 10 metrów koła w łazikach powinny być brudne? Wyobrażam sobie to tak: Powstaje do każdego modelu kół przezroczysta tekstura. Przedstawia ona oklejone syfem koło. Lądujemy sobie gdzieś tam i jeździmy i jak to działa:

Opcja pierwsza:
  Wduszamy jakiś guzik i pojawia nam się okienko z czterema suwakami. Jeden suwak odpowiada za przezroczystość, trzy pozostałe za kolory, standardowo RGB. Jeżdżąc na przykład po Dunie dobieramy sobie suwakami RGB taki sam kolor jaki ma grunt, po czym suwakiem przezroczystości robimy tak uwalone pomarańczowawym pyłem jak uznamy za stosowne. Tak samo na innych planetach. Na Eve dobieramy jakiś zgrany fiolecik, na Munie szarość itd.

Opja druga:
  Dzieje się to jakoś samoczynnie i jedyne co regulujemy to intensywność z jaką się to wszystko brudzi.

To samo mogło by dotyczyć nóg lądowników.

Dalej: Mod zawiera jakiś system cząsteczkowy kurzenia się za pojazdami. Kurz ma kolor taki sam, jak ten dobrany suwakami (bądź z opcji drugiej dzieje się to samoczynnie) i tak jak powyżej, jedyne co dobieramy to intensywność efektu. (albo dzieje się to automatycznie również biorąc pod uwagę np grawitację, im słabsza, tym więcej kurzawy, a jak jest atmosfera, to wolniej opada). Piszę upraszczając kurzawa, tyle że to nie tak do końca. Uważnie się przyjrzyjcie poniższemu filmikowi:

""

Szczególnie chciałbym zwrócić uwagę na fragment pomiędzy 0:47 a 0:49 (swoją droga doskonały dowód na to, że lądowanie się odbyło). Tak nie zachowuje się kurz czy pył w warunkach gdzie jest atmosfera. Mamy tam lekkie buksowanie koła, w efekcie którego za błotnikiem unoszą się następujące po sobie "fale" pyłu. (Gdyby to było nakręcane w atmo, to była by to po prostu chmura.)
I pytanie do tutaj zebranych, czy jest ktokolwiek, poza zawalonym pracą Sobolem, kto umiałby zrobić coś takiego?

4
Inne / Kadaf Industries, rozmaitości!
« dnia: Pią, 25 Gru 2015, 00:26:33 »
No to skoro jest gwiazdka, to mam dla coniektórych z was preezęęęt.

KADAF BACK ONLINE!

A się zarzekałem, że nie wrócę do kerbali przed 1.1. Nie udało się, kilka dni temu instalnąłem jeden kropka zero kropka pińć i po chyba ośmiu miechach przerwy znowu dłubię hangarze i przestrzeniach kosmicznych.

Wątek ten postanowiłem założyć, by publikować w nim proste misyjki, oraz urządzenia, które z takich czy innych przyczyn nie załapią się raczej na udział w żadnej poważnej fabularnej akcji. Oraz, kilka moich staroci, które się już zdezaktualizowały.

Po uruchomieniu Kerbali postanowiłem trzasnąć króciutką misyjkę na Muna w Apollo Stajl.
No to lecimy. Starych dwóch nudziarzy i Valentina. Fabuły nie będzie, bo mi się jakoś nie zachciewa jej pisać.


Mała, zgrabna rakietka z dużym klamotem pod owiewką. Załoga nie widzi nic. Wciskają guziki na czuja. Ale zdolniachy chyba, bo orbitę zrobiła. Nośna odrzucona, moduł transferowy w ruch. Lecim w kierunku Muna i kto by pomyślał, zaraz jesteśmy na orbicie szaraka.


No to w drogę, serwisówkę z kapsułą zostawiamy na orbicie. Valentina i Bill, albo może Bob odłączają się od modułu powrotnego.


Złazimy z orbity. Lubię ten silniczek. Ładny jest i w ogóle, a ciąg stonowany, ani za duży, ani za mały. Dodatkowo zwyczajnie jakiś taki ładny o.


Descent, descent, zaraz siadamy.


No i co, nie usiedliśmy? Usiedliśmy. Czas rozpakować sprzęt. Dikapler pyk, munarski Rover zjeżdża na powierzchnię. Z tyłu widać dwie kratownice. Ich funkcja to nie dopuścić do wywrotki na dach po odłączeniu. Bo łazik zsunął się na powierzchnię niemal pionowo.


A po drugiej stronie lądownika, dla równowagi i żeby coś się działo, wzięliśmy kołówkie z wiertełem. Będziem borować!



Jako mechanizm zaczepu wykorzystałem stockowy Claw. Bo czemu nie.


Jedziem z żelastwem na z góry upatrzoną pozycję, zupełnie taką samą, jak wszystkie inne w okolicy.


Borowanie! Wszystko gra i buczy. Pył lata dookoła, Kerbale gapią się jak idioci jakby nigdy drilla nie widziały.


Drill drilluje, a dzielna ekipa na niedzielnym zadaniu pojechała sobie na przejażdżkę docierając do krawędzi kratera! Ło!


Po chwili wraca do przyczepki. w której załadowało się hoho, z pół kilo magicznej substancji, z której da się zrobić monoprop, utleniacz, paliwo do silników chemicznych, atomowych, oraz zapewne frytki na dodatek. Wracamy z tym do lądownika.


Dajmy się ponieść fabule: Valentina drżącymi dłońmi odkręciła zasobnik. Lśniąca pylista substancja okazała się być nadzwyczaj ciężka... blablabla. Udajemy, że możemy przenieść zawartość do lądownika.


No i tyle, pakujemy się do modułu startowego. Zielone ludziki chcą do domu.


Osprzęt zostanie tutaj. Łazik w pełnej krasie. Wiecie co? Gabarytowo nie jest dużo większy od tego, który zastosowałem w mojej opowiastce o budowie bazy, a prowadzi się autentycznie dobrze. I jakiś taki... roverowaty jak należy. Apollo Stajl obliguje!


Łotpalamy moduł powrotny. Dlaczego ta cała reszta rozpadła się w błysku eksplozji nie mam zielonego pojęcia. O nic nie zahaczyłem, w nic nie przytarłem a się rozleciał. Pewnie był na plasteline sklecony.


Dobra bejb, lecim na spotkanie serwisówki.


Cyk, jesteśmy na miejscu. Załoga przełazi do kapsuły nie zapominając oczywiście o bezcennych próbkach. Niechybnie się to opłaci, bo jak wiadomo Kerbińscy Naukowcy płacą w punktach nauki! Będzie z worek albo dwa.


Moduł munarski wywalamy, żeby ładnie zaśmiecał przestrzeń kosmiczną i odpalamy motor modułu silnikowego. Na Kerbin!


Orbita zamknięta, peryapsa obniżona jak należy. Dikapler pach, kapsuła odłaczona.


Lekka korekta kursowa, żebyśmy nie przestrzelili, foteczka musi być. Z tego miejsca może nie, a może z innego. Kręcę tą kamerą a monoprop ucieka. Zemściło się to na mnie za chwilę zresztą, bo przesadziłem i nie doleciałem.


Ogień dym, płomienie huczą, pot ścieka spod pach. Widać KSC!


Ale zamiast pacnąć miękko przed samymi drzwiami kompleksu, to przez to dumanie z fotkami podczas korekty zabrakło 15 kilometrów. No nic, łagodniutko siadamy z prędkością chyba 7m/s. Czyli z łupnięciem że zęby wybija. Ciekawe dlaczego kapsuła ma wytrzymałość na przywalenia z pięć razy większą prędkością. Chyba by załogę rozpłaszczyło na amen. Taa, taa, wiem, powinienem w oceanie siadać. E tam.


Zielone gamonie wylazły z kapsuły. Tadam! Jesteśmy w domu! Tylko dlaczego miny takie ponure?



I tyle!. Do tej całej wyprawy wykorzystałem li tylko jednego moda - tweakscale.








5
Dyskusje na dowolne tematy / Co można na Unity 5?
« dnia: Czw, 10 Gru 2015, 01:16:02 »
Space Engineers, Elite Dangerous i kilku innych twórców gier zrobiło ostatnio lądowania na planetach. Planety wyglądają mniej lub bardziej dobrze, ale wszystkie bez wyjątku wyprzedzają te z KSP o eony.
I teraz pytanie do tych z was mam, którzy cokolwiek się znają na Unity. Bo może narzekam na jakość planet zupełnie bezpodstawnie, może prawda jest taka, że na Unity nie ma możliwości zrobienia ładnych, zróżnicowanych powierzchni. Jak to jest? Z chęcią zobaczyłbym nie tylko wypowiedzi tych, którzy wiedzą coś na temat możliwości silnika, ale również jakieś może przykładowe filmiki z prezentacjami co można wyciągnąć z U5. Bo może to kompletny szajs i nie da się na nim zrobić nic. Mod scatterer ostatnio prezentowany na forum zdaje się nie potwierdzać tej tezy. Ale to "tylko" efekty atmosferyczne, a ja bym się chciał dowiedzieć, czy istnieje możliwość zrobienia planet tak, jak to się ma w tytułach wspomnianych na początku. Możliwe? Niemożliwe? Może ktoś napisze coś mądrego.

6
Dyskusje o modyfikacjach / Mod na krzaki
« dnia: Śro, 10 Cze 2015, 23:55:51 »
Potrzebuję moda na krzaki. Tyle. Tylko nie gotowce, bo co prawda może nie jestem na bieżąco z curse, ale tam jest sam badziew. Krzaki które sobie robię ja, to naklejki z moda Decals w symetrii x 6. Chodzi mi o to, by stworzyć part który składa się z tych 6 naklejek, ale jako jedna część. Bo głupia mała szklarnia to nagle się robi setka części, albo i lepiej.
Umie ktoś zrobić coś takiego?

[Post scalony: Czw, 11 Cze 2015, 00:06:05]


Aha, i nie piszcie że ubiozur, albo przerabiać jakiś inny mod. Ja nie chcę nic z pluginem, bo pluginy robią bajzel co update. A jak jest jeden part, to on będzie działał równie dobrze na wersji tej jak i tej która będzie za rok. Obrazek wykorzystany do naklejki oczywiście wyślę do przeróbki na parta.



7
Aktualności / [Wersja aktualna] KSP 1.0
« dnia: Pon, 27 Kwi 2015, 19:31:00 »
W tej chwili, o godzinie 19:20 dwudziestego siódmego kwietnia Roku Pańskiego 2015 wyszła w końcu długo oczekiwana wersja finalna naszej ulubionej gry!
Pozwalam więc sobie założyć wątek, w którym będziemy wylewać gorzkie żale i zachwycać się nowymi rozwiązaniami.

Zapraszam!

8



Kadaf Kerman nerwowo przerzucał papiery kontraktu. Jego przedmiotem było dostarczenie i budowa skomplikowanej bazy na Munie, a do końca terminu budowy zostały niespełna dwa miesiące. Jak można było tego nie dopilnować? Opasła teczka spoczywała zapomniana na jednej z półek gabinetu, czasu zostało tyle co nic, a ta cholerna Inspekcja Pracy zamknęła wyrzutnię rakiet.
- Ile oni będą to jeszcze dłubać Fergast?
- Około dwóch miesięcy proszę pana... - odpowiedział główny inżynier infrastruktury Fergast Kerman.
Nawet tu w gabinecie słychać było stłumione dźwięki pracy młotów pneumatycznych i ciężkiego sprzętu.
- To bardzo twardy materiał, kucie idzie straszliwie wolno - dodał.
 A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Podczas rutynowej kontroli państwowy inspektor wykrył przemieszczenia i spękania fundamentów wyrzutni i nikt się nie spodziewał, że te kilka uszkodzeń wywoła taką lawinę problemów. Wyrzutnię zamknięto i opieczętowano do czasu naprawy usterki. W tydzień się uwiniemy, zapewniali konstruktorzy, a robotnicy zaczęli kuć fundament. Gdy tylko dokuli się to stalowych hebów zatopionych w żelbecie okazało się, że cała konstrukcja jest powyginana i poprzepalana. Kolejne kontrole zakończyły się państwowym raportem inspektorów, który kończył się koszmarnym podsumowaniem: "Konstrukcja nie nadaje się do naprawy. Nakazujemy zdemontowanie całości wyrzutni i wymianę wszystkich elementów. Do tego czasu kategorycznie zabraniamy wykorzystania wyrzutni startowej KSC -1 do wykonywania startów rakietowych."
Szef Kadaf Industries złapał się za głowę. Kary umowne za niedotrzymanie terminu dostawy mogły zrujnować nawet potentata, tym bardziej, że wszystkie pieniądze firmy ładowane były bez opamiętania w skomplikowane projekty dotyczące eksploracji Eve. - I jak my tą cholerną bazę teraz dostarczymy? - zapytał zebranych w gabinecie szefów wszystkich głównych wydziałów. Grobową ciszę przerwał w końcu dyrektor pionu badawczego sekcji lotniczej i zaproponował - A może by wykorzystać nasze SSTO?
- To niemożliwe - zaoponował szef wydziału budowy baz - Nijak nie zmieścimy tego wszystkiego do jakiegoś tam SSTO, panie kolego, niech pan spojrzy na listę wyposażenia! Zasilanie, śluzy,magazyny, systemy takie, owakie, ciężki łazik eksploracyjny! Obojętnie jak by tego nie skonstruować, waga dobrze przekroczy sto ton! A ile te nasze SSTO wynoszą?
Szef sekcji lotniczej spuścił oczy i mruknął. - Pół tony na orbitę Kerbinu...
Ponownie w gabinecie ucichło. Po chwili Kadaf Kerman zapytał - Chodzi o ten samolot do testów sprzętu prawda? Na monoprop, zgadza się? Czy uważa pan go za projekt rozwojowy?
Oczy Calerego Kermana zabłysnęły - Tak! Możemy zmienić napęd, dodać mu porządne kopnięcie! Masa ładunku skoczy kilkukrotnie, daję głowę! A bazę przecież można wysyłać po kawałku panie Kerman!
Szef Kadaf Industries ujął w dłoń teczkę z kontraktem i spojrzał na szefa budowy baz - Proszę zacząć przygotowywać możliwie lekkie moduły. A pan, panie Calery dostaje zielone światło. Działajcie jakby sam diabeł was gonił panowie! Zebranie uważam za zakończone.

Trzy dni później lekkie SSTO wyposażono w silniki chemiczne i wysłano w kosmos. Tak narodził się samolot kosmiczny o nazwie Wingmun 4, będący wersją rozwojową poprzednich modeli służących do osiągania orbity Kerbinu w celu badania podzespołów.


Zgodnie z przewidywaniami paliwa było zdecydowanie zbyt mało na przeprowadzenie lądowania, ale sama zasada okazała się słuszna. Już w chwili startu czwórki w hangarze rodziła się piątka wyposażona w dwa niewielkie silniki atomowe. Nieco cięższa, ale zdecydowanie wydajniejsza jednostka osiągnęła orbitę Muna oszczędzając spore ilości materiału pędnego.


Jednocześnie okazało się, że jeden silnik odrzutowy ma problemy z wynoszeniem ponad atmosferę cięższego modelu, tak więc na zakończeniach gondol skrzydłowych zamontowano niewielkie odrzutowe silniki wspomagające. Dodatkowo zainstalowano system lądowania pionowego, oraz wciśnięto do ładowni niewielki łazik nowej serii - HML (cHolernie Mały Łazik) Tym razem celem lotu ma być lądowanie i wyszukanie optymalnego miejsca pod przyszłą bazę.


Niemal osiemnastotonowy Wingmun 5 szybko wzbił się na orbitę, a niedługo później odpalił silniki atomowe i skierował się do celu. Po zamknięciu orbity wokół Muna rozpoczął hamowanie. Trwało ono dość długo, gdyż łączna moc silników atomowych nie przekraczała 20 kN ciągu. Bardzo niewielka moc wymagająca ostrożnego planowania. Na pułapie piętnastu kilometrów załoga przeszła na tryb lądowania pionowego. Dwa niewielkie, chociaż mocne silniki chemiczne Rockomax 48-7S szybko skracały prędkość opadania. Niestety równocześnie drastycznie wzrosło spalanie paliwa.



W końcu Wingmun delikatnie osiadł na szarej powierzchni satelity Kerbinu. Drugi pilot, Sonwig Kerman opuścił kabinę i otworzył ładownię samolotu.


Na elektrycznym wysięgniku zjechał w dół niewielki pojazd. Prawdopodobnie najmniejszy łazik zbudowany kiedykolwiek w firmie Kadaf Industries.


Sonwig odłączył zaczep, wsiadł na fotel i ostrożnie manewrując wyjechał z pod samolotu.


HML powoli potoczył się przez martwy krajobraz. Kierowca jednak nie był zachwycony. Moc silników w piastach kół była mikroskopijna, a zawieszenie zbyt miękkie. Nawet tu, gdzie grawitacja była tak niewielka wyraźnie czuł, że sprężyny dobijają do końca.


Po przejechaniu niemal trzech kilometrów cel został jednak zrealizowany. Nienajgorsze miejsce dla przyszłej bazy było zlokalizowane. Po chybotliwej jeździe Kerbonauta z radością wysiadł z niebezpiecznego pojazdu.


- Wracam do Wingmuna na jetpacku! - krzyknął do mikrofonu i wzniósł się ponad grunt. Tymczasem HML został na włączonych światłach oznaczając punkt przyszłego lądowania.


Po dotarciu na miejsce wyładowano też skrzynie z zaopatrzeniem. Póki co zostaną tu, niech przyszłe załogi się martwią jak je przetransportować.


Chwilę później Wingmun oderwał się od gruntu.


Na pięciu kilometrach przeszedł na napęd atomowy i skierował dziób na wschód powoli zamykając orbitę. Niestety ilość zużytego paliwa przekroczyła założenia i po zakończeniu manewru w zbiornikach pozostało niespełna 70 galonów Kerazyny.
Po krótkiej dyskusji z centrum ustalono, że załoga poczeka na zaopatrzenie, bo w tym momencie kończono prace nad wersją z większymi zbiornikami i powiększoną ładownią. Właśnie w hangarze powstawał Wingmun 6. Dobę później najnowsza wersja startowała z misją ratunkową, zawożąc przy okazji serię lekkich przekaźników komunikacyjnych.


Po dotarciu na orbitę SSTO rozpoczęło hamowanie uwalniając co jakiś czas kolejne satelity.


Gdy wszystkie opuściły ładownię rozpoczął się manewr podejścia do pechowej załogi. Ponieważ nowszy Wingmun posiadał całkowicie inny rodzaj doku, to też z ładowni wysunęło się ramię z dokiem awaryjnym, przystosowanym właśnie do starszej wersji.


Po kilku minutach ostrożnych manewrów oba Wingmuny zostały połączone. Przelano 200 galonów paliwa, więcej niż potrzeba by wrócić do domu, lecz ponieważ szóstka nie lądowała, to posiadała spory zapas. Gdy operacja się zakończyła doszło do rozdzielenia obu samolotów.


Wingmuny po oddaleniu się na bezpieczną odległość ustawiły manewry i odpaliły silniki atomowe. Kierunek Kerbin!


Kilka godzin później obie jednostki wbiły się w atmosferę rodzimej planety szybko zwalniając.


Lądowania obu jednostek przebiegły pomyślnie i koła obu maszyn zapiszczały na pasie startowym w niewiele ponad półgodzinnym odstępie.


W tym samym czasie w hangarze gorączkowo pracowano nad najnowszą wersją przystosowaną do znacznie cięższych ładunków. Powstawał Wingmun 7.






Kolejna część pojawi się niebawem :)

Użyte mody to przede wszystkim Tweakscale. Poza nim oczywiście obowiązkowo KAS, IR, Astronomer i Surface Lights. Pewnie o czymś zapomniałem, jak sobie przypomnę o czym to dodam.
Nazwę Wingmun podsunął mi użytkownik Sareth, za co jestem mu bardzo wdzięczny, bo brzmi myślę całkiem nieźle :)

Komentarze, jak zawsze, mile widziane :)


9
Propozycje & Uwagi / [Odrzucone] Wiosenne Porządki w Statystykach
« dnia: Pią, 20 Mar 2015, 01:46:59 »
Czy otwieracie czasami zakładkę ze statystykami forum? Ja to od czasu do czasu robię i sugerowałbym leciutkie przeczyszczenie zawartości. W tej chwili wśród dziesięciu najlepszych wątków według odpowiedzi mamy:
wątek o wersji 0.24, potem o wersji 0.25, 0.22, a nawet o 0.21. Albo tą całą grę w skojarzenia, którą niemal każdy użytkownik, który nie ma mleka pod nosem uznaje za debilną. Te wątki są martwe i niczego, ale to absolutnie niczego nie wnoszą. W przeciwieństwie do chociażby wątku o PMB, który chociaż martwy, to jest pewną historią ciekawego projektu. Taki wątek oczywiście powinien zostać, ale po co komu wątek o wersji na przykład 0.21? On nie wnosi nic.

Podobnie sprawa się ma z dziesięcioma najlepszymi wątkami według wyświetleń. Też starzyzny, które nikogo nie interesują, wersje 0.21, 0.22, a nawet planowane nowości w 0.19. Nie uważacie, że można by zrobić tam wiosenne porządki?

Oczywiście chciałbym podkreślić, wszelkie wątki tworzone przez graczy, zawierające ich dorobek powinny zostać na zawsze, natomiast jest tam trochę śmiecia, do którego nikt nie zajrzy, przede wszystkim do wątków z dyskusjami o przestarzałych wersjach, które mogą jedynie (a i to nie sądzę) zainteresować wyłącznie piratów.

10
Samoloty / Sekcja lotnicza Kadaf Industries
« dnia: Śro, 24 Gru 2014, 13:52:30 »


- A co to do diabła jest?! - Zapytał szef Kadaf Industries, Kadaf Kerman spoglądając na sporą palmę wciągniętą przed chwilą do jego gabinetu przez Jofreya Kermana, zastępcę dyrektora wydziału planowania misji.
- Drzewko Bożonarodzeniowe proszę pana! Święta tuż tuż!
- Ale palma?! Zwariowałeś pan? - Zapytał szef. Do Jofreya dotarło, że chyba coś pomylił. Cóż, sam sobie doskonale zdawał sprawę, że do orłów intelektu nie należy. A chciał przecież jak zawsze zrobić na przełożonych jak najlepsze wrażenie. Zapytał więc ostrożnie. - Noo, wydawało mi się, że przydał by się tu u pana jakiś akcent, no wie pan, świąteczny. Mam też bombki. Palma to zły wybór?
Kadaf Kerman spojrzał z niechęcią na podwładnego. - Szkoda, że żeś pan tu kaktusa nie przytargał! Zabieraj pan tę palmę i wynocha! Nie przeszkadzać!
Spłoszony zastępca podrzędnego działu chwycił za pień i uśmiechając się głupkowato zaczął ciągnąć po podłodze wspomnianą palmę. Po chwili drzwi gabinetu się zamknęły, podłogę zaścielały grudy ziemi i kawałki pourywanych liści. Kadaf Kerman chwycił się za głowę. - Co za idiota... - pomyślał. Uległ w końcu gorącym i nieustającym prośbom Billa Kermana i zatrudnił jakiegoś jego krewnego. Było to pół roku temu i przez ten czas jedyną rzeczą jaka stała się jasna, to fakt, że Jofrey Kerman jest tak ociężały umysłowo, iż nie można mu powierzać żadnych zadań. Dobrze, że jest tylko zastępcą, właściwie bardziej figurantem, który nic nie ma do powiedzenia. No i całe szczęście. Szef uspokojony tą myślą chwycił stertę raportów i wrócił do przerwanej lektury.

Tymczasem Jofrey Kerman niezwykle z siebie zadowolony upychał palmę do windy. Faktycznie może palma to nie był dobry pomysł, ale przecież szef zasugerował w rozmowie rozwiązanie prawidłowe! Pan Kadaf poprosił o świątecznego kaktusa! W takim razie on, zastępca dyrektora wydziału planowania misji stanie na wysokości zadania! Z zadowoleniem zatarł ręce. Piętnaście minut później rozpierał się wygodnie w fotelu dyrektora. Cóż, dyrektor był na rzadkim dla niego urlopie, więc teraz on, Jofrey właściwie tu rządzi. Jest okazja by się nareszcie wykazać, a awans go nie ominie! Takie właśnie myśli latały po niezbyt rozgarniętej głowie zastępcy. Godzinę później po krótkiej walce z przeglądarką internetową dowiedział się, gdzie można znaleźć kaktusy. Na pustyni! Spojrzał na mapę i szybko ustalił, że najbliżej znajduje się pustynia Kojave. Ledwo kilkaset kilometrów. Chwycił za telefon i wydał serię poleceń różnym wydziałom podrzędnym.
Kilka minut później przed zastępcą stanęło dwóch pracowników firmy.
- Polecicie na pustynię Kojave panowie. Cel - dorodny kaktus na życzenie szefa. - oznajmił Jofrey. Skontaktowałem się przed chwilą z wydziałem zaopatrzenia, sprzęt już czeka. Wyruszacie natychmiast!
Fredlock Kerman i Jurgas Kerman spojrzeli na siebie niepewnie. No cóż, polecenie to polecenie. Szybko opuścili gabinet zastępcy i udali się do hangaru z zaopatrzeniem. Po wejściu do sporej hali przywitał ich magazynier. - Lecicie na Kojave nie? Właśnie dostałem papiery, auto transportowe i cysterna, zgodnie z zamówieniem, oto kluczyki! - zawołał. Fredlock zamrugał z niedowierzaniem. - Cysterna? A po co nam cysterna? - Tym razem zdziwił się magazynier, poprawił okulary i spojrzał jeszcze raz w faks z wydziału planowania misji. - No mam tu napisane. Dać im coś na wodę... No to co miałem wam dać?
- Eee, chyba chodziło o jakąś manierkę czy butelkę wody, czy coś...
- Hm... no w zamówieniu nie ma ile litrów. To co ja mam teraz zrobić? Już wpisałem w papiery, że cysterna wyjeżdża. Jak ja to teraz odkręcę? - Zaczął lamentować magazynier.
- Dobra, dawaj te kluczyki, bierzemy obie. - Zlitował się Fredlock.
Chwilę później obie ciężarówki wyjechały z magazynu ruszając w kierunku pasa startowego.


Gdy tylko wjechali na pas oczom obu kierowców ukazał się ogromny samolot. Najnowsze dzieło inżynierów lotniczych, K-255 Kirya.


Po chwili zatrzymali ciężarówki tuż pod olbrzymim kadłubem.


Z cienia K-255 wyszło dwóch pilotów gasząc pospiesznie ukradkiem palone papierosy. Jeden z nich podszedł do zewnętrznego pulpitu sterowania i uruchomił mechanizmy otwierania ładowni, a drugi podszedł przywitać się z kierowcami.
- Doberek panowie! Zaraz zajmiemy się załadunkiem. Najpierw cysterna, dobrze mieć ciężki tył do startu.


Gdy tylko rampa dotknęła powierzchni pasa Jurgas odpalił ciężarówkę i ostrożnie sterując zaczął wjeżdżać tyłem do obszernej ładowni samolotu.


Pilot podszedł do zasobnika KAS i zaczął wyjmować taśmy. Drugi pilot zajął się podsufitowymi zaczepami ładunku. Chwilę później druga z ciężarówek mogła ładować się do środka.


Kilka minut później obie maszyny zostały prawidłowo zamocowane.


Piloci razem z kierowcami wspięli się po drabince do kabiny. Z wprawą wciskali przełączniki. Po chwili z zewnątrz doszedł jęk rozpędzających się sześciu turbin silników odrzutowych.
- Test ciągu wykonany, klapy trzydzieści procent!
- K-255 do kontroli lotów, proszę o zezwolenie na start!
- Kontrola lotów do K-255, zezwolenie udzielone!
- Zwalniam hamulce, ciąg sto procent!
Pięćdziesięciotonowa maszyna ruszyła powoli z miejsca.


Z każdym metrem rozpędzała się coraz bardziej, w końcu pod sam koniec pasa startowego oderwała się wreszcie od ziemi nabierając szybko wysokości.


Na trzech tysiącach metrów pilot przechylił maszynę na skrzydło i rozpoczął nawrót na kurs zachodni. Prędkość dwieście dwadzieścia metrów na sekundę. Chwilę później przed nosem zamajaczyły szczyty gór - przekleństwa wracających na resztkach paliwa załóg misji kosmicznych.


K-255 wznosił się szybciej niż można by się spodziewać po tak sporej maszynie. Dziesięć tysięcy, prędkość mah 1 została przekroczona.


Na czternastu tysiącach metrów dalej się wznosząc drugi pilot z dumą oświadczył - Mamy mah 2! Siedemset metrów na sekundę! - Silniki śpiewały coraz głośniej. Te wysokościowe jednostki napędowe lubią pracować na sporych pułapach. Kilka minut później poszycie samolotu zaczęły lizać płomienie. Na dziewiętnastu tysiącach samolot przekroczył prędkość mah 3. Kierowcy ciężarówek patrzyli z niedowierzaniem na wskaźniki, transportowiec nie powinien chyba latać tak szybko? A jednak.


Kilometr wyżej pilot wyrównał lot i zdjął nieco gazu przechodząc na tryb ekonomiczny siedemdziesięcio procentowego ciągu.
Po kilku minutach przed nosem pojawił się zarys pustynnego lądu. - Okej wycieczka, schodzimy w dół! - Zawołał do pasażerów. Ogień zniknął, wysokość i prędkość powoli spadała.


Trzy kilometry nad powierzchnią gruntu lecąc na minimalnym ciagu samolot wypuścił podwozie i opuścił klapy.


Chwilę później samolotem szarpnęło i załomotało podwozie na piaszczystym gruncie. Przyziemienie przy zaledwie siedemdziesięciu metrach na sekundę. W końcu zapiszczały hamulce i kolos się zatrzymał.


Rozładunek na szczęście trwał znacznie krócej niż załadunek, więc po chwili po rampie zjechały obie ciężarówki.


Piloci rozsiedli się w cieniu kadłuba na leżakach. - Powodzenia w poszukiwaniach, hm, kaktusa! - Zawołał jeden z nich parskając śmiechem. Całe zadanie było całkowicie idiotyczne. Ciężarówki powoli potoczyły się w pustynię.


Pół godziny później Jurgas zatrzymał pojazd. Przed nim dumnie piął się w niebo zielony pień dorodnego kaktusa.


Kierowcy wysiedli z aut na prażące słońce. - Jak myślisz, nada się?
- A bo ja wiem? Chyba tak... W ogóle ktoś ci powiedział po cholerę szefowi ten kaktus?
- Nie mam zielonego pojęcia, a wiesz jak to jest z Jofreyem jak dostanie trochę władzy, szkoda w ogóle pytać.


- Dobra, wyciągamy piłę i tniemy to na plasterki, do roboty!



...




Postanowiłem zbudować takie pudło, pod wpływem baalnamiba i jego sępa :) Samolot sprawuje się nadspodziewanie dobrze, chociaż musiałem dorzucić sporą garść modów, żeby załadunek w ogóle był możliwy. Czyli IR, Tweakscale, oraz KAS, bo niestety by unieruchomić coś w ładowni, to trzeba to zadokować... Dodatkowo doszedł Astronomer, żeby jakoś to wyglądało. Samolocik waży 50 ton i bez ładunku jest w stanie dobić do 1400 m/s, więc zaskakująco szybko zasuwa. Zapewne wielu z was dostrzeże podobieństwa do Antonova 255. Faktycznie. Chociaż nie powiem, że się na nim wzorowałem, po prostu 255 jest skonstruowany niezwykle rozsądnie, oraz, co ważne, jest samolotem bardzo ładnym wizualnie. Tak więc faktycznie podobieństwa są dostrzegalne, chociaż zaznaczam, w żadnym razie nie jest to replika pięknego rosyjskiego transportowca.

A tymczasem, Wesołych Świąt życzy Kadaf :D




11
Inne / Nietypowe rozwiązania wymuszone trybem kariery
« dnia: Nie, 21 Gru 2014, 02:18:56 »
 Od kilku dni zmagam się z karierą w trybie hard. Nowe kontrakty są interesujące i wymagające na tym poziomie trudności. Czasami trzeba się nieźle nakombinować, żeby spełnić żądania zleceniodawców, więc w rezultacie parokrotnie byłem zmuszony stosować rozwiązania niekonwencjonalne, a nawet nie do końca logiczne.
 Zapraszam was niniejszym, do publikowania w tym wątku swoich nietypowych, a wymuszonych kontraktem w karierze konstrukcji.

 Jako pierwszy podam przykład mojej stacji orbitalnej krążącej wokół Minmusa. Dziesięć miejsc dla pasażerów, antenka, dok. Ograniczenie moje finansowe to badziewna platforma startowa, która zniesie 140 ton, a wydumałem sobie lot bez montaży na orbicie. Po długim dumaniu jakie moduły zastosować jako mieszkalne, doszedłem do konkluzji, że najwydajniejszym wagowo modułem są moduły lotnicze. Ważą 2 tony, a popularnie stosowane w tym miejscu habitaty o pół tony więcej. Tak też się narodziła ta dość dziwaczna, ale spełniająca wymagania stacja:


Zapraszam więc do zabawy :)

 

12
Propozycje & Uwagi / Reklamy nie zawsze fajne
« dnia: Czw, 27 Lis 2014, 16:55:55 »
 Ja rozumiem, że forum żyje z reklam, więc mimo że mnie męczą nieco, to siedzę cicho. Ale dziś mój antywir się rozszalał jak kliknąłem linka od jednego z użytkowników informując mnie o ataku wirusów. No to już jest gruba przesada panie Ingwden...
Rozumiem, że z czegoś trzeba opłacać serwer, jeśli by coś tam wpadło Ci do kieszeni, okej, jestem jak najbardziej za, ale błagam, nie kosztem komputerów użytkowników! Konkretnie rzecz biorąc kliknąłem na link z tego posta:
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Włączyła się ta cholerna reklama "earn money", reklama której nie trawię na tyle, że praktycznie nie klikam w linki, reklama, która zapuszcza mi jakiś pieprzony filmik i jak się okazuje reklama, która próbuje zawirusować mój komputer. Sorry, drogi administratorze, zarobiłeś dziś ode mnie grubą krechę.

Proszę o zlikwidowanie tego popapraństwa, bo w przeciwnym razie nikt nie będzie sprawdzał linków żadnych użytkowników, co w rezultacie spowoduje zanik wymiany często przydatnych danych, a co dalej za tym idzie niechęć do forum, które jak się dziś okazało usiłuje infekować komputery.

Przegięcie, po prostu przegięcie...

13
Inne gry / The Long Dark
« dnia: Czw, 13 Lis 2014, 13:32:41 »
 Ostatnio z wielką mocą wciągnęła mnie powstająca właśnie gra pod tytułem The Long Dark.


W tej chwili gra jest w fazie produkcji, czyli w alfie i jedynym aktualnie dostępnym trybem jest tryb sandbox, jednakże planowany i właśnie wykonywany jest tryb fabularny, który zapewne będzie bardzo dobry. Dlaczego tak uważam? Bo rozgrywka w trybie sandboxowym jest fenomenem, nikt jeszcze nie podszedł do kwestii surwiwalu tak bardzo serio jak twórcy The Long Dark. Twórcy, w tym przypadku nie byle kto, bo za wspomniany tytuł odpowiadają osoby które pracowały przy tytułach takich jak Red Faction, Warhammer 40 000, Baldur's Gate i Far Cry, by ograniczyć się tylko do co bardziej znanych tytułów. Dlatego właśnie nie martwi mnie jakość przyszłego trybu fabularnego.


Czym jest The Long Dark?

Jest pierwszoosobowym symulatorem surwiwalu, a właściwie to Surwiwalu przez duże S. Akcja ma miejsce gdzieś w północnych regionach Kanady po wystąpieniu globalnego kataklizmu magnetycznego, który zarżnął całą elektrykę. Bohaterów w tej chwili mamy do wyboru dwóch, ale wydaje mi się, że w działaniu nie ma między nimi żadnych różnic. Rozpoczynamy rozgrywkę lądując w losowo wybranym punkcie całkiem sporej mapy (do wyboru dwie mapy startowe połączone ze sobą tunelem) i pierwsze co nas uderza to niesamowicie sugestywnie wykonany mróz. Nasze ubranie na początku gry niemal w ogóle nie chroni nas przed zimnem, a zimno w tej grze jest na dłuższą metę zabójcze. Musimy jak najszybciej zdobyć lepsze ubranie, co nie jest wcale łatwe. Mapa to kilka kilometrów kwadratowych zaśnieżonych lasów i skał z rozrzuconymi z rzadka opuszczonymi budynkami. Nie posiadamy żadnej mapy ani kompasu, więc znalezienie schronienia przed mrozem stanowi nie lada wyzwanie. A gdy przyjdzie mgła albo śnieżyca nasze szanse przetrwania spadną niemal do zera. Bo w grze pogoda zmieniać się potrafi jak w kalejdoskopie, od słonecznego i jasnego dnia, poprzez zawieje śnieżne, mgły i śnieżyce. Oczywiście jak najbardziej działa tu tryb dobowy, a w nocy nie jest po prostu ciemniej. W nocy zapada prawdziwie nieprzenikniony mrok. Z czasem uda nam się prawdopodobnie znaleźć lepsze ciuchy, a twórcy nie ograniczyli się do podziału na nakrycie głowy, tułowia, nóg i stóp. Tutaj nosimy nawet skarpety! Jedyne czego nie można wymienić, to gacie i podkoszulka :) A każdy rodzaj swetra, rękawiczek, butów czy kurtki posiada dwa modyfikatory - odporności na mróz i odporności na wiatr. Równie istotny jest fakt, że każda część znalezionej garderoby może być w różnym stanie, wiadomo, im gorszy stan, tym słabiej nas chroni przed zimnem, na szczęście ubrania można sobie naprawiać, o ile znajdziemy gdzieś zestaw krawiecki.
W jaki sposób, poza groźbą zamarźnięcia próbuje nas zabić gra? Oj, sposobów ma na to całkiem spory wachlarz...
1. Wspomniany mróz i zmienna pogoda.
2. Głód. Nasza postać błyskawicznie spala kalorie, im jest zimniej, tym szybciej, a pozyskiwanie żywności wcale nie jest łatwe. Żywność możemy zdobywać polując, bądź jedząc znalezione tu i ówdzie produkty spożywcze. To co mnie wgniotło w fotel, to zjedzenie żarcia z puszki. Znajdujemy sobie puszkę psiego żarcia i co, jemy? Oj nie... bo puszkę najpierw trzeba otworzyć! Otworzyć puszkę możemy na cztery sposoby; tłukąc nią o coś aż się rozleci, lecz to powoduje utratę iluś tam procent zawartości, możemy otworzyć siekierką (o ile mamy), nożem myśliwskim (o ile mamy), bądź otwieraczem do konserw (o ile mamy). Oczywiście tylko ostatnia opcja pozwala nam wykorzystać znalezioną puszkę w stu procentach bez utraty zawartości i niszczenia sprzętu.
3. Odwodnienie. Nasza postać również musi pić, a pozyskiwanie wody nie jest wcale takie łatwe. Śnieg możemy stopić w garnuszku nad ogniem, ale ten ogień trzeba wpierw rozpalić, a to nie jest takie łatwe! Oczywiście wygodniejszą opcją jest znalezienie puszki gotowego napoju, o ile jakiś znajdziemy.
4. Zmęczenie. Nasza postać się męczy tym szybciej im bardziej ją obciążymy. Ciekawostką jest fakt, że im bardziej jesteśmy zmęczeni, tym mniej możemy udźwignąć, a waga jaką nasza postać maksymalnie jest w stanie udźwignąć bez przekraczania limitu obciążenia to 30 kilogramów. To bardzo niewiele w sytuacji, kiedy samo ubranie potrafi ważyć jedną trzecią tego limitu.
5. Zatrucie pokarmowe. Oj tak... Jedzenie surowego mięsa nie jest wskazane! Trzeba je upiec by zabezpieczyć się przed groźbą zatrucia, a i to nie zawsze daje nam stu procentową gwarancje. Również znalezione puszki czy batony potrafią być w stanie kiedy ryzykujemy zatruciem. Co robimy w razie zatrucia? Sięgamy do naszej przebogato wyposażonej apteczki (o ile znaleźliśmy jej zawartość) i łykamy antybiotyki. Żeby lek zadziałał musimy się położyć do łóżka na 10 godzin. Mamy zapas jedzenia i wody żeby sobie przeleżeć taki okres czasu? Obyśmy mieli, bo kalorie spalamy nawet podczas snu...
6. Zatrucie wodą. Remedium jak wyżej, plus obowiązkowe wypicie dwóch litrów czystej wody. A skąd ją możemy uzyskać? Między innymi poprzez ugotowanie roztopionego śniegu.
7. Upadek. Spadnięcie z kilkumetrowej skały doprowadzi nas do śmierci bardzo szybko, możecie mi wierzyć.
8. Krwawienie. Naszym jedynym aktywnym wrogiem w grze są wilki, o których napiszę jeszcze kilka słów później. Jeżeli wilk nas zaatakuje znienacka jest więcej niż pewne, że będziemy krwawić (o ile w ogóle przeżyjemy konfrontacje z wilkiem) więc błyskawicznie musimy sobie założyć opatrunek (o ile mamy).
9. Zakażenie. W wyniku wilczego ataku jest spora szansa, że w nasze rany wedrze się śmiertelne w skutkach zakażenie. Remedium to łyknąć antyseptyk (o ile mamy) i położyć się spać.
10. Zagryzienie przez wilka. Cóż, na śmierć apteczka nam już raczej nie pomoże...


Kilka słów o wspomnianych wilkach, ponieważ myślę, że na to zasługują. Po pierwsze wilk w The Long Dark potrafi podjąć trop gdy jego ścieżka przetnie się z naszymi śladami. Będzie sobie truchtał w naszym kierunku i o ile nie podejmiemy szybko jakiejś akcji, to zapewne w końcu zaatakuje. A możliwości mamy kilka. Możemy zacząć biec by oddalić się od niego jak najbardziej, możemy go zastrzelić o ile posiadamy karabin i naboje (znalezienie karabinu to spory sukces, ale amunicji do niego jest jak na lekarstwo), możemy zapalić flarę lub ogień, albo możemy też wyrzucić z ekwipunku kawał surowego mięsa, którym wilk bardzo chętnie się zajmie dając nam czas na raczej pośpieszne oddalenie. To co doprowadziło mnie do opadu szczęki, to sytuacja kiedy byłem atakowany przez dwa wilki. Wycelowałem w jednego z nich z karabinu i pociągnąłem za spust, BAM! Wilk padł. W tym samym momencie drugi zaskomlał i rzucił się do ucieczki!


Z innych ciekawostek o których nie można zapomnieć to element RPG. Nasza postać niezależnie czy rozpala ogień, czy naprawia ubranie albo lampę naftową nabiera doświadczenia przekładającego się na większe szanse powodzenia przedsięwzięcia. W grze rozwijany jest też crafting, czyli tworzenie przedmiotów z innych przedmiotów. W aktualnej fazie możemy na stole do craftingu wykonać pułapkę na zające, ale sądzę, że ten dział będzie się dynamicznie rozwijał.


Grafika i dźwięk. Jak widzicie na screenach, grafika nie jest fotorealistyczna. Upraszając do bólu można by określić ją jako komiksową, chociaż precyzyjniej będzie ją określić jako malarską. Dźwięk za to jest jak najbardziej realistyczny. The Long Dark z rzadka uracza nas krótkim motywem muzycznym, przez większość czasu będziemy jednak słuchać otoczenia. Szum wiatru brzmi tak sugestywnie, że aż chce się założyć dodatkowy polar, bo autentycznie robi się zimno. Stąpanie po śniegu, krakanie wron, czasami komentarz naszego bohatera, wszystko na najwyższym możliwym poziomie.

Gra w tej chwili kosztuje 20 dolarów. Nie jest to mało jak za alfę, ale z drugiej strony nie wątpię, że gra okaże się hitem, bo twórcy zapowiadają że linia fabularna będzie obfitować z najróżniejsze moralne rozterki, a nigdy nie będzie wiadomo kto jest naszym przyjacielem, a kto wrogiem. Czy warto więc kupić? Cóż, decyzja należy do was.


PS.
No i teraz wiecie skąd się wziął zastój w mojej misji totalnej hehe :D

14
Szukam modyfikacji / Mod na zdejmowanie hełmów w EVA
« dnia: Nie, 31 Sie 2014, 20:45:54 »
Poszukuję moda, który umożliwi mi zdjęcie hełmu w każdym miejscu, które sobie zażyczę. Wiem, że texture replacer rozpoznaje czy jesteśmy w miejscu gdzie jest tlen i dzięki temu na Kerbinie i na Laythe kerbonauci hełmy zdejmują. Ale mi chodzi o moda, który umożliwi zdjęcie hełmu WSZĘDZIE gdzie zadecyduję. Ideałem był by modzik, gdzie gdy kliknę na Kerbala, to poza guziczkami do zrobienia raportu, zebrania próbki, wbicia flagi, jest opcja "Helmet off/on". Może ktoś o takim słyszał?
A jeśli nie, to mam pytanie do osób, które coś tam programują i mają jakieś pojęcie o modowaniu, czy bardzo skomplikowanym by było zrobienie takiego moda?

15


CZĘŚĆ PIERWSZA

Roargen Kerman, dyrektor pionu organizacji misji kosmicznych powoli zmierzał do gabinetu szefa. Gdy tylko wyszedł z windy, do jego uszu dotarł miarowy dźwięk uderzeń. Bum-bum.... Bum-bum... Z każdym krokiem łomot stawał się głośniejszy. Gdy w końcu stanął przed drzwiami gabinetu, dotarło do niego, że źródłem hałasu są miarowe uderzenia w drzwi od wewnątrz. Szarpnął za klamkę, błyskawicznie otworzył drzwi na oścież i nagłe uderzenie prosto w czoło powaliło go na podłogę. Przez chwilę miał wrażenie, że widzi gwiazdy i planety, które jednak szybko się rozmyły, ukazując zatroskane oblicze szefa Kadaf Industries.
- Puka się Roargen, to taka normalna zasada postępowania przed otwarciem drzwi, wiesz? Nic ci nie jest?
- Eee, myślałem, że coś się panu stało szefie, dlatego tak otworzyłem... Eee... Co to do diaska było?
Kadaf Kerman wyciągnął dłoń, w której spoczywała duża, gumowa, fioletowa kulka.
- Tak się przykro złożyło, że oberwałeś nią w czoło, no ale jak wspomniałem, puka się. Wchodź i siadaj.
Gdy tylko obaj usiedli na fotelach, szef ponownie zaczął odbijać piłeczką o podłogę i drzwi dość niezręcznie łapiąc ją w dłoń. Bum-bum! Bum-bum!. Po chwili krępującej ciszy przerywanej jedynie dźwiękiem kolejnych uderzeń, Roargen zapytał.
- Szef mnie wzywał prawda?
- Aa, tak, wzywałem, łap. - odpowiedział szef rzucając piłeczką w stronę swojego pracownika. - Co ci to przypomina?
Roargen wpatrywał się w dość ciężką piłeczkę obracając ją w palcach. Znowu te zagadki... W pewnym momencie dotarło do niego, że tuż po uderzeniu w głowę doznał wrażenia, że widzi gwiazdy i planety. Właściwie planetę. Kolor gumowej kulki nie pozostawiał złudzeń. - Eve? - zapytał ostrożnie.
- Bardzo dobrze! Też mi się tak nasunęło, gdy dziś rano znalazłem ją na parkingu. Powiedz no mi, co my właściwie wiemy o naszej sąsiedniej planecie?
Dyrektor zastanowił się chwilę. Ze zdumieniem odkrył, że właściwie nie jest tego dużo. Eve jako jedna z niewielu planet całego układu jest omijana szerokim łukiem. - Noo, wiemy w sumie nie wiele panie Kerman. Paskudnie wysokie ciśnienie, równie paskudna grawitacja i chmury skutecznie maskujące wygląd planety...
- Wydaje mi się, że wysyłaliśmy tam kiedyś jakąś misję, zgadza się? - przerwał szef.
- To prawda, kilka lat temu wysłaliśmy tam lądownik.
- Czy wrócił na Kerbin?
- Noo nie szefie, za duża grawitacja. Nadal tam stoi.
- Od lat? Czy kadrowa o tym wie? Nie przypominam sobie, żeby na liście płac znajdował się ktokolwiek kto siedzi na Eve.
- Eee, to był automat proszę pana. Nie musimy mu płacić.
Kadaf Kerman wyraźnie odetchnął z ulgą. Popatrzył chwilę na swojego pracownika i powiedział - To się musi zmienić Roargen. Zamierzam zorganizować załogową misję na Eve. Z wyposażeniem, jakiego nie wysłał jeszcze nikt i oczywiście z biletem powrotnym!
Po kilku godzinach fachowej dyskusji obaj specjaliści ustalili szczegóły pierwszej fazy misji. Będzie nią wysłanie na orbitę Eve stacji orbitalnej wyposażonej w dużą ilość bezzałogowych sond. Ich celem będzie znalezienie odpowiedniej lokalizacji dla bazy, oraz wyposażenia dodatkowego, jak również wstępne analizy kartograficzne. Wszyscy projektanci i inżynierowie Kadaf Industries zakasali rękawy. Termin okna startowego zbliżał się nieubłaganie, a postawione przez szefa wymagania były spore. Stacja miała zawierać dziesięć prostych sond, trzy automatyczne łaziki, oraz dwa drony przystosowane do lotów w gęstej atmosferze planety. Jednocześnie kompleks szkoleniowy ćwiczył adeptów w sztuce zdalnego operowania automatami. Po wielu miesiącach prace zostały zakończone i na orbitę wystrzelono gotową machinę.


Skomplikowana konstrukcja majestatycznie wznosiła się w niebo pchana sprawdzoną rakietą nośną Easy Orbit II.


Po osiągnięciu orbity rozpoczęto przygotowania do transferu. Okno startowe na Eve było idealne. Gdy tylko stacja zajęła odpowiednią pozycję, ponownie odpalono ostatnią fazę rakiety nośnej w celu skrócenia manewru.


Po wyczerpaniu paliwa i odrzuceniu pustego już zbiornika stacja przeszła na napęd własny składający się z dwóch silników atomowych.


W centrum kontroli lotów wzniesiono toasty. Pierwsza faza misji została rozpoczęta! Eve zostanie podbita, mimo głosów sceptyków twierdzących, że jest to planeta z której wrócić się nie da.

Część druga niebawem




Użyte mody:
KAS
KAX
Procedural Dynamics
Kerbpaint
E4 partpack

Komentujcie, lajkujcie, gwiazdkujcie, repujcie, a jak nie, to idźcie do domu ;)





Strony: [1] 2 3 4