CZĘŚĆ DRUGA
Po kilku miesiącach podróży w iluminatorach stacji kosmicznej pojawił się cel podróży - fioletowa planeta.
Kilka godzin później wbiła się w atmosferę na pułapie 75 kilometrów w celu wykonania hamowania atmosferycznego.
Po kilku manewrach pilot stacji Gregfry Kerman ustabilizował maszynę na równikowej orbicie o parametrach 310 x 310 kilometrów. Otwarto panele i anteny komunikacyjne dalekiego zasięgu.
- E.S. Jeden do centrum, E.S. Jeden do centrum, cel osiągnięty, pozycja stabilna, wszystkie systemy sprawne! - Zawołał do mikrofonu radiooperator Wehrgard Kerman. Po kilkudziesięciu sekundach głośnik zatrzeszczał w odpowiedzi. - Tu centrum, dobra robota E.S. Jeden, macie zielone światło do rozpoczęcia operacji zrzutu sond. Działajcie, kiedy tylko będziecie gotowi!
Gregfry Kerman założył skafander i wyszedł w próżnie w celu dokonania przeglądu sond. Widok na Eve był niesamowity. Gigantyczna spowita amarantowymi chmurami kula zazdrośnie strzegła swojej powierzchni przed oczami badaczy. Cóż, teraz się to wreszcie zmieni, pomyślał Gregfry. Po zakończeniu inspekcji ostatni raz spojrzał na rozciągającego się pod nim olbrzyma i wszedł do śluzy. Po chwili obaj kerbonauci uruchomili systemy kontroli sond. Pilot ujął w ręce sterownice, radiooperator pilnował czystego przesyłu danych. - Jedynka odłączona!
- Otwieram panel słoneczny, ładowanie stabilne, silniki pełna moc!
Dwa maleńkie silniczki pchnęły sondę na kurs deorbitacyjny oddalając się szybko od stacji.
Gdy niewielka maszynka znalazła się dwieście kilometrów niżej, Gregfry wdusił przycisk zwijania paneli. Minutę później temperatura poszycia sondy zaczęła gwałtownie wzrastać, a jej szary kadłub spowiły płomienie. Prawie trzy kilometry na sekundę do wyhamowania to już nie przelewki. W tej chwili kontakt radiowy się urwał, sonda musiała poradzić sobie sama w drodze przez ogień.
Na pułapie dwudziestu kilometrów automatyczny czujnik wysokości odpalił spadochron. Jednocześnie cztery teleskopowe nogi podwozia rozłożyły się.
Powoli kiwając się w gęstej atmosferze sonda opadała. W tym samym czasie stacja kosmiczna znikała już za horyzontem. Prędkość orbitowania wynosiła 2850 metrów na sekundę, co powodowało, że niemożliwe było stałe utrzymanie łączności z obiektem na powierzchni przez czas dłuższy niż piętnaście minut.
Gdy tylko nogi sondy dotknęły podłoża mechanizm samoczynnie rozwinął panel słoneczny i antenę radiową.
Kilkadziesiąt minut później, gdy stacja ponownie znalazła się w zasięgu nadawania obaj kerbonauci odetchnęli z ulgą. Jedynka spokojnie bipała przekazując dane z powierzchni. Wylądowała zaskakująco wysoko, bo 3329 metrów nad poziomem "morza". Czujniki przekazywały również ciśnienie wynoszące 3.107 atmosfery, grawitacja 16.52 m/s^2 i dane temperaturowe. 138 stopni. Czas wystrzelić dwójkę. Gregfry przestawił programator odpalania spadochronu na znacznie niższy pułap. Okazało się, że tak gęsta atmosfera potrafi bardzo skutecznie spowolnić sondę nawet z niewielkiej wysokości. Nie ma potrzeby dyndania na sznurku przez dwadzieścia kilometrów, kiedy wystarczy pięć. Kolejna sonda odłączyła się od stacji.
Po pokonaniu tej samej drogi co poprzednia sonda, dwójka zetknęła się z gruntem Eve w odległości dwustu kilometrów od poprzedniczki
Wysokość 1439 metrów, ciśnienie 4 atmosfery, temperatura 147 stopni. Po kolejnym okrążeniu planety Gregfry wystrzelił trójkę.
Dzięki znacznie niższej wysokości uruchamiania spadochronów, możliwe było nawiązanie łączności z sondami jeszcze przed lądowaniem. Pilot sond spokojnie obserwował obraz z kamer i wysokościomierz. Gdy tylko trójka przebiła się przez gęste chmury na monitorze ukazała się ciągnąca po horyzont niezwykle płaska powierzchnia.
- Wehrgard, obawiam się, że będziemy wodować... To jest zbyt gładkie, żeby było lądem - zamruczał Gregfry. W istocie kilka minut później trójka uderzyła o powierzchnie Eviańskiego oceanu wzniecając niewielką falę.
Niestety wysoko umieszczony środek ciężkości spowodował, że gdy tylko automat zaczął wysuwać panel słoneczny i antenę sonda przewróciła się na bok i sygnał radiowy zamilkł. - No to po trójeczce... - mruknął pilot. - Odpalamy czwórkę.
Kolejna sonda szczęśliwie osiadła na twardym gruncie w pobliżu ogromnego głazu.
Sonda numer pięć również uniknęła utonięcia, mimo lądowania bardzo nisko. Ciśnienie pięć atmosfer, temperatura 150 stopni.
Dwie trzecie globu planety zostało obstawione. Po kilku godzinach odpoczynku załoga stacji zadecydowała, że czas wystrzelić w kierunku Eve jeden z dwóch dronów latających - samolot elektryczny Falcon Jeden. Przed odłączeniem pilot sprawdził systemy tej dość nietypowej maszynki. W historii podboju Eve nikt jeszcze nie zdecydował się na wysłanie tego typu urządzenia.
Kilka minut później Gregfry pstryknął guzik odpalenia dikaplera i uruchomił chemiczne silniki deorbitacyjne.
Falcon szybko pruł atmosferę planety obniżając pułap. Ciężki ogon spowodował obrócenie się zestawu tyłem do przodu, a opór atmosferyczny uniemożliwiał zmianę tego stanu. Mimo, że takie właśnie były przewidywania konstruktorów, na czole pilota pojawiły się krople potu. Czy spadochron odwróci zestaw? Wysokość spadała, prędkość również. Siedem, sześć, pięć kilometrów nad powierzchnią. Nagle obraz w kamerach zawirował. To samoczynny wyzwalacz wyrzucił spadochron. Falcon szarpnął i ustawił się dziobem na przód.
Gregfry poczekał aż prędkość odpowiednio spadnie i przygotował się do błyskawicznej operacji. Należało teraz odrzucić spadochron, silniki deorbitacyjne, oraz pusty już zbiornik i natychmiast odpalić silnik elektryczny. Opanował drżenie rąk i uderzył w przyciski.
Śmigło ruszyło błyskawicznie wchodząc na pełne obroty. Pilot szarpnął za stery wyrównując lot. - Uff, to nie było proste Wehrgard! Ile mamy do utraty sygnału?
- Trzy minuty! Brawo chłopie, to lata!
Gdy sygnał zaczynał słabnąć Gregfry przełączył Falcona na autopilota. Lądowanie zostanie wykonane przy następnym przejściu. Elektryczny samolot równo i powoli przebijał się przez kolejne chmury.
Pół godziny później Gregfry ponownie przejął kontrolę nad dronem. Maszynka w gęstej atmosferze poruszała się zaskakująco wolno, ale tak właśnie miało być. Szybki samolot byłby długi, ale miałby też problemy z lądowaniem na nierównych i kamienistych podłożach. Za to szeroki i krótki model charakteryzuje się bardzo niską prędkością lądowania, chociaż nikt nie był w stanie ocenić, jaka ona będzie. Podczas testów na Kerbinie Falcon przyziemiał przy prędkości 20 m/s, jak będzie na Eve? To miało się okazać w ciągu następnych kilku minut.
Pilot powoli obniżał pułap rozglądając się za jakimś w miarę równym skrawkiem gruntu. Po prawej stronie pojawił się ogromny krater wypełniony jeziorem. Prędkość powoli spadała, Falcon na niewielkich obrotach śmigła schodził do lądowania.
Kerbonauta obserwował wskaźniki. Z zadowoleniem spoglądał na prędkościomierz. Zdalnie sterowany samolot tuż nad gruntem poruszał się z prędkością zaledwie ośmiu metrów na sekundę! Po chwili nastąpiło przyziemienie z szybkością dosłownie spacerową. Falcon do lądowania nie potrzebuje więcej niż piętnastu metrów! Gregfry włączył hamulce i wyłączył silnik. - No to fajrant Wehrgard. Podziękuj centrum za Falcony. Spoko maszynki, latają lepiej niż się spodziewali!
Kolejna część niebawem
Co do modów, to zapomniałem o jednym z najważniejszych! Mod na chmury Astronomer