CZĘŚĆ DZIESIĄTA
Na stacji kosmicznej E.S. Jeden obaj załoganci pracowali nad koordynacją lotów. Na orbicie robiło się dość tłoczno, a trzeba było przygotować wolną drogę dla zbliżającej się szybko przyszłej bazy. Woleli nie przekazywać do centrum informacji o tym, że dwa dni temu ATE przeszedł podczas zamykania orbity w odległości zaledwie siedmiuset metrów od nich z prędkością o tysiąc kilometrów na godzinę wyższą. Gdyby doszło do zderzenia to była by prawdziwa katastrofa. Wehrgard postukał palcem w punkt na jednym z monitorów nawigacyjnych.
- Tu lata nasze zaopatrzenie Gregfry, plus ciężka sonda. To to pudło, które odłączyło się od EO II. Trzeba je do nas zadokować, póki nie kręci nam się tu GreyHound i Nedman ze swoim żelastwem. Możesz przejąć kontrolę i to do nas doprowadzić?
Gregfry popłynął do panelu zdalnego sterowania, opadł na fotel i szybko wystukał na klawiaturze dyspozycje dla systemu radiowego. Po chwili komputer bipnął sygnalizując nawiązanie łączności. Na ekranie zajaśniał obraz z kamer sondy. Operator obliczył kurs i gdy tylko nastąpił odpowiedni moment uruchomił silnik chemiczny urządzenia.
Wehrgard obserwował ekran na którym widać było kursy wszystkich obiektów na orbicie. GreyHound właśnie rozpoczynał hamowanie atmosferyczne dwieście pięćdziesiąt kilometrów od nich. Przyszła baza znajdowała się czterdzieści tysięcy kilometrów od Eve zbliżając się szybko. Kilka godzin później zasobnik z sondą powoli podchodził do stacji.
Gregfry odwrócił zestaw i na wszelki wypadek zwinął panele, oraz otworzył płyty przykrywające dok. Zero cztery metra na sekundę.
Po chwili zasobnik z sondą zgrabnie dokował do stacji.
Kliknęły zaczepy a przez E.S. Jeden przeszło bardzo delikatne drżenie. Gregfry wyłączył system sterowania i zapytał.
- Jak tam, kto wychodzi po zapasy? Ja czy ty?
- Aa, idź ty, rozprostujesz trochę nogi, hehe, wolę siedzieć na tyłku w razie gdyby coś od nas chciał Longtop albo Nedman.
Drugi Kerbonauta kiwnął głową i poleciał do śluzy. - Rozprostować nogi - pomyślał. To taki drobny żarcik w sytuacji w której od prawie roku nie mieli do czynienia z grawitacją. Założył skafander i po chwili ostrożnie manewrując plecakiem odrzutowym podleciał do zasobnika.
Złapał za zaczepy i uwolnił spory pojemnik, który po chwili przypiął pasami do swoich pleców. Podpłynął z ładunkiem do dziobowej części stacji i rozpoczął całkiem przyjemną procedurę wymiany zasobników. Wreszcie coś do roboty na zewnątrz!
Kilka minut później operacja została zakończona i Kerbonauta wrócił do środka.
GreyHound po kolejnych dwóch przejściach stopniowo wyrównywał orbitę, Longtop zdecydował się na bardzo ekonomiczny manewr wielokrotnego przechodzenia przez atmosferę w celu obniżania apoapsy bez użycia paliwa. Przyszła baza pędziła w kierunku fioletowej planety. Hamowanie atmosferyczne za osiem godzin.
Nedman ustawił trajektorię przecięcia na pułapie sześćdziesięciu pięciu kilometrów. Gdy znajdował się dwieście kilometrów od celu zapiął pasy i mozolnie odwrócił zestaw silnikami naprzód. Ponieważ do wyniesienia na orbitę Kerbinu bazy wykorzystano jedną z najmocniejszych rakiet nośnych jakie były do dyspozycji, to też nadal znajdowało się w niej nieco paliwa. Przyda się do ustawienia inklinacji. Po chwili poczuł narastające przeciążenie, a zza ścian dobiegł go narastający szum powoli zmieniający się w ryk. Hamowanie było gwałtowne.
Prawie siedem G to już nie przelewki. Spojrzał na trzęsący się ekran nawigacyjny. Orbita zamknięta! Apoapsa spadała bardzo szybko. Trzy minuty później dwustutonowy klamot wyrwał się z atmosfery. Inklinacja była fatalna, przeszło trzydzieści stopni. Dowódca szybko ustawił manewr i skierował zestaw w odpowiednią stronę. Gdy tylko znalazł się w odpowiednim punkcie uruchomił silniki rakiety nośnej. Dziesięć sekund później paliwo się wyczerpało. Wdusił klawisz dikaplera i przeszedł na silniki atomowe kontynuując korygowanie kursu.
Peryapsa nadal tkwiła w atmosferze Eve, dzięki czemu bezwładna skorupa odrzuconej właśnie rakiety spadnie na planetę nie zaśmiecając orbity. Po osiągnięciu apoapsy Nedman podniósł nieco punkt kolejnego przejścia przez atmosferę. Po wykonaniu wszystkich manewrów i ustawieniu inklinacji na zero ustawił bazę na orbicie o parametrach dwieście na dwieście kilometrów ponad powierzchnią planety. W tym czasie rakieta nośna, która dopchała go tak daleko po raz ostatni wbiła się w atmosferę Eve.
Chwilę później ogromny kadłub uderzył o grunt rozpadając się na kawałki w spektakularnej eksplozji.
Na pokładzie przyszłej bazy zabrzęczał komunikator sygnalizując kontakt radiowy z GreyHoundem.
- Nedman, mamy cię na radarze, idziemy pięćset kilometrów za tobą! Ładne fajerwerki nam zapewniasz! Planujesz coś jeszcze zrzucić?
- Tylko siebie, ale mam nadzieję, że z mniejszym impetem! - Odparł ze śmiechem dowódca bazy. - Coś potrzebujecie?
Po chwili ciszy Longtop zapytał. - Powiedz. Jak stoisz z paliwem?
- Hm, akurat tego mi nie brakuje. Mam tu prawie trzy tysiące w transferowym, a co?
- Co powiesz na to, żebyśmy sobie trochę odciągnęli? Mamy ledwo siedemset w głównym zbiorniku...
Nedman spoważniał. Takiej operacji nie przewidywały procedury. - Wiecie że nie mam żadnych doków? Jak to chcecie zrobić?
- No... Mamy dwa dźwigi i trochę osprzętu. Złapiemy się elektromagnesami. Co ty na to? Przecież wiesz, że nie spalisz nawet połowy przy deorbitacji, a nam by się to paliwo cholernie przydało...
Nedman postukując palcami o podłokietnik zastanawiał się szybko. Operacja była dość niebezpieczna i zupełnie nieregulaminowa. Był w tej chwili najstarszym Kerbonautą w promieniu milionów kilometrów, oraz dowódcą całej wyprawy. Z drugiej strony głupio tak wyrzucać tysiące galonów cennego płynu, skoro ktoś inny go potrzebuje. Jednak ryzyko uszkodzenia modułu transferowego stawiało pod znakiem zapytania powodzenie całej misji. Nedman włączył nadawanie i powiedział. - Dobra, podchodźcie.
- Dzięki stary! - W głosie Longtopa wyraźnie było słychać ulgę.
Załoga GreyHounda ustawiła manewr zbliżenia i w odpowiednim punkcie silniki ponownie ożyły.
Godzinę później obie konstrukcje powoli zbliżały się do siebie. Gredfur zauważył, że jego przełożony zakłada skafander i spojrzał na niego pytająco. Longtop odpowiedział - Tak na wszelki wypadek, też zresztą załóż. Dzięki temu nie będziemy musieli do siebie krzyczeć, bo w skafandrach mamy nadajniki. Okej, łap się za sterowanie dźwigu. Podawaj mi koordynaty. Tylko uważaj, żeby czegoś nie uszkodzić, bo w centrum nas zlinczują!
Statek kosmiczny na małym ciągu redukował prędkość.
Gredfur uruchomił mechaniczne ramie i ostrożnie wysunął elektromagnes w kierunku zbliżającego się pojazdu. Nedman odwrócił bazę skierowując moduł transferowy w kierunku podchodzącego GreyHounda.
- Dziesięć metrów! Stopuję, prędkość zero jeden! - krzyknął z dziobu Longtop.
Gredfur nerwowo poruszał dżojstikami. Każdy ruch ramion wywoływał bezwładnościowy efekt na cały statek, który zaczynał się obracać. Słyszał co chwilę posykiwania systemu RCS. To pilot próbował za wszelką cenę utrzymać GreyHounda nieruchomo. Tarcza elektromagnesu powoli zbliżała się do zbiornika. Włączył prąd.
Po chwili statek przeszyło delikatne drżenie, elektromagnes jednak nie zdołał złapać obłego pancerza zbiornika, za to lekkie uderzenie wywołało ruch obrotowy. - Do diabła, Kerman, uważaj! - krzyknął Longtop zaciskając dłonie na sterach. Ponownie ustabilizował statek przygotowując się do kolejnej próby. - W górę i w lewo! Taak trzymaj!- krzyknął Gredfur, przestawił dźwig i spróbował znowu. Elektromagnes ponownie nie chwycił a uderzenie było silniejsze. GreyHound zaczął się obracać.
Longtop nerwowo chwycił za stery dając pełną moc w niewielkie dysze napędzane monopropelantem, ruch musiał zostać powstrzymany! Pot skraplał się na szybie hełmu.
Ramię dźwigu zahaczyło o dyszę silnika atomowego i pomimo działania systemów RCS po chwili do uszu obu Kerbonautów doszedł zgrzyt metalu. Oparli się o zbiornik paliwa modułu osłoną silnika. - Spróbuj od boku!
Operator nerwowo przestawiał talerz. przystawił go do bocznej płaszczyzny, lecz ponownie tarcza elektromagnesu bezradnie zsunęła się po obłej obudowie. - Nie dam rady Longtop! W ogóle nie łapie!
Pilot ostrożnie odsunął GreyHounda od celu i ustawił dryf na zero kilka metrów od bazy. - Dobra, nie będziemy więcej ryzykować, bo serio coś rozwalimy. Trzeba to zrobić inaczej. Siadaj za sterami! Wychodzę w próżnię.
Longtop szybko popłynął do śluzy i po chwili był na zewnątrz. Podleciał do rufy i otworzył zasobnik. Na szczęście zaopatrzeniowcy GreyHounda przemyślnie umieścili w nim zestaw paliwowy z grubym wężem.
Kerbonauta szybko podpiął urządzenie do zbiornika modułu transferowego.
Po czym rozwinął wąż łącząc oba pojazdy.
W panelu sterowania zabłysnęły lampki informujące o gotowości pomp. - Przelewaj Gredfur! Powoli się oddalasz, szybko!
Faktycznie wskaźniki prędkości nie wykrywały wartości poniżej zero przecinek jeden, a GreyHound niezwykle wolno oddalał się od celu. Kerbonauta przerzucił włączniki i rozległ się cichy jęk pomp. Na wskaźniku paliwa pasek stanu zaczął rosnąć.
Przerzucił się na wewnętrzny układ paliwowy i jednocześnie rozpoczął tankowanie zbiorników peryferyjnych umieszczonych na kadłubie. Po niespełna minucie, która wydawała się trwać wieki paliwo zostało przelane. GreyHound był zatankowany do pełna. Kerbonauta wiszący na zewnątrz statku przystąpił do rozłączania węża.
Niebezpieczna operacja została zakończona. Longtop zwinął zestaw i zapakował go do zasobnika. Po chwili był w środku statku. Zasiadł w fotelu, zdjął hełm i ocierając spoconą twarz powiedział do mikrofonu. - Nedman, nigdy więcej nie zgadzaj się na takie operacje. Przelaliśmy co się dało, ale wierz mi, że nie było to takie łatwe jak zakładałem. Dzięki wielkie za paliwo!
- A żebyś wiedział, że się nie zgodzę! Powodzenia!
Po kilku minutach GreyHound dał pełen ciąg oddalając się szybko od bazy.
Gredfur przeliczył kurs. Następne zadanie to dokowanie do S.E. Jeden. Po zajęciu odpowiedniej pozycji kolejny manewr, a potem jeszcze jeden. Przed zadokowaniem należało jeszcze dokonać jednej operacji. Mianowicie zwolnić dok rufowy zajęty w tej chwili przez lądownik pełen próbek z Gilly. Ale to akurat na szczęście konstrukcja dźwigów przewidywała. Kerbonauta z powrotem popłynął na fotel operatora dźwigu i przystąpił do pracy. przekręcił i wysunął ramie mechanizmu łapiąc elektromagnesem za klapę lądownika.
Rozłączył zaczepu doku na rufie i podniósł lądownik w górę.
Po chwili sprawnie manewrując elektrycznymi silniczkami zaczepił maszynkę do doku grzbietowego. Wszystko było gotowe do połączenia się ze stacją, do której zbliżali się coraz bardziej. Longtop rozpoczął delikatne hamowanie.
Załoganci E.S. Jeden odwrócili stację by ułatwić podejście do doku. GreyHound zbliżał się do niego jak po sznurku.
Minutę później szczęknęły zaczepy. - Witamy na stacji orbitalnej chłopcy! - Zawołał uradowany Wehrgard. - Moglibyście rozwinąć panele? Bo żeby was przyjąć, musieliśmy jeden złożyć, a mamy tu jednak spory pobór.
- Jasna sprawa! Już rozwijamy. Szykujcie kieliszki, zaraz u was będziemy!
Dwa potężne gigantory rozłożyły się posłusznie, zapewniając więcej niż wystarczającą ilość prądu dla S.E. Jeden, a po chwili obaj Kerbonauci przelecieli na stację. Powitaniom i radości nie było końca. Jakkolwiek trzeba szczerze przyznać, że toast spełniono z plastikowych torebek, bo kieliszki przy braku przyciągania po prostu nie działają.
Za to szampan był jak najbardziej prawdziwy!
Kolejna część niebawem!
PS. Bardzo mnie cieszy, że moja misja wywołuje chęć, by coś przeliczać. I macie rację, zdawałem sobie sprawę, że komunikacja z Kerbinem nie będzie błyskawiczna, ale jakoś tak tego nie sprawdziłem dokładnie. Czyli jednak nie parę sekund, a kilkadziesiąt. ShookTea, dzięki za sprostowanie