CZĘŚĆ SZÓSTA
- Gredfur, pobudka! Spójrz przez okno!
Nawigator statku kosmicznego GreyHound powoli otworzył oczy. Śnił mu się wspaniały sen, w którym lewitował pomiędzy drzewami we własnym ogrodzie. Rzeczywistość przedstawiała się z goła inaczej. Lewitowanie faktycznie było codziennością, ale jakiekolwiek drzewo widział ostatnio cztery miesiące temu.
Odpiął się od pasów łóżka utrzymujących go w jednej pozycji i chwytając się ścian i uchwytów poszybował w kierunku szklanej tafli stanowiącej wycinek jego kajuty.
W oddali na tle rozgwieżdżonej czerni kosmosu majaczyła niewielka ciemna kula. Cel podróży. Eve.
- Ile do peryapsy?
- Siedem godzin dwanaście minut. Ale E.S. Jeden zaraz wejdzie w zasięg, więc bądź tak dobry i rozłóż antenę główną Gredfur - Poprosił dowódca siedzący bez znużenia, oraz właściwie bez sensu na fotelu pilota. Silniki pracowały ostatnio cztery dni temu dokonując korekty kursowej.
Nawigator, pełniący też funkcję radiooperatora przełączył system z pasywnego skanowania przeciwmeteorytowego na radiowy. Cichy jęk silnika elektrycznego i pomarańczowa dioda poinformowały go, że anteny główne zostały rozwinięte.
- GreyHound do S.E. Jeden, jak mnie słyszysz?
- Głośno i wyraźnie! Witamy nad Eve naszych zmienników, szampan już się chłodzi! - odpowiedział szczęśliwy głos dowódcy stacji kosmicznej. Pół godziny później pogaduszki o tym i owym trzeba było zakończyć kontakt został przerwany, stacja zniknęła za horyzontem. Brak stałego kontaktu radiowego to problem, który niebawem zostanie rozwiązany przez wyposażenie GreyHounda. Tymczasem statek szybko zbliżał się do fioletowej planety.
Załoga zaplanowała przejście na 69 kilometrach, co pozwoli zamknąć orbitę bez używania silników głównych. Hamowanie atmosferyczne to wielka zaleta Eve. I jak się dobrze zastanowić, to właściwie jedyna. - Przypnij się Gredfur, będzie gorąco - zakomenderował Longtop Kerman. Po zwinięciu anten i baterii słonecznych szary statek wbił się w atmosferę. Po chwili kompozytowy kadłub zaczęły lizać płomienie.
Temperatura powoli wzrastała i pojawiło się coś, z czym obaj Kerbonauci nie mieli do czynienia od bardzo dawna - pozorna grawitacja wywołana szybkim spadkiem prędkości. W ciągu czterech minut wyhamowano o prawie tysiąc metrów na sekundę, czyli trzy tysiące sześćset kilometrów na godzinę! Gredfur współczuł kapitanowi. Rozsądnie zasiadł na fotelu operatora systemów dźwigowych, tyłem do kierunku lotu, a i tak miał wrażenie, że przeciążenie za chwilę urwie mu głowę. Longtop jednak siedział dokładnie w kierunku lotu i faktycznie zaciskał zęby próbując powstrzymać skowyt bólu. Pasy niezwykle boleśnie wpijały mu się w klatkę piersiową. Sześć G po czterech miesiącach braku grawitacji nie były przyjemnym doznaniem.
Chwilę później przeciążenie i drgania kadłuba zaczęły się stopniowo zmniejszać, GreyHound minął punkt krytyczny i zaczął się wznosić. Po trzech minutach ponownie wyrwał się z gęstej atmosfery planety. Dwie godziny później statek osiągnął peryapse. Nigdy więcej takich hamowań, pomyślał Dowódca i uruchomił silniki główne stopniowo podnosząc peryapsę ponad gęstą atmosferę Eve, oraz ustawiając zerową inklinację względem stacji E.S. Jeden.
Po kolejnym przejściu nad fioletowym olbrzymem i zjedzeniu skromnego posiłku z tubki Longtop zdecydował się na zrobienie sobie krótkiej przerwy.
- Gredfur, odłączaj satelity, idę chwilę odpocząć. Z łaski swojej spróbuj nie powybijać nam szyb.
- Ale nie mamy kołowej orbity, tylko elipsę!
- Przecież mają własne silniki prawda? Same się ustawią. Wykonać.
Faktycznie każdy z czterech satelitów przekaźnikowych, których celem było zapewnienie możliwie stałego kontaktu między stacją orbitalną a powierzchnią planety posiadała rzadko stosowany przez Kadaf Industries napęd jonowy. Gredfur włączył konsolę obsługi mechanicznych ramion dźwigów i złapał w dłonie dżojstiki sterujące.
Precyzyjnie manewrując elektrycznymi silnikami zbliżył okrągły talerz elektromagnesu do pierwszej satelity. Włączył go i pstryknął wyłącznik doku. Niewielka maszynka natychmiast przykleiła się do niego.
Po skierowaniu w otwartą przestrzeń Gredfur wyłączył talerz i delikatnie pchnął satelitę w pustkę.
Szybko przełączył się na system zdalnej obsługi przekaźnika i otworzył jego baterie słoneczne.
Czas na satelitę numer dwa. Operacja wyglądała identycznie.
Po kilku minutach wszystkie cztery maszynki zostały odłączone i uruchomione.
W ramach testów Kerbonauta uruchomił na chwilę silnik jonowy jednej z nich. Tu, dużo bliżej macierzystej gwiazdy panele słoneczne pracowały znacznie wydajniej, zapewniając pojedynczemu silnikowi ilość prądu wystarczającą do działania na pełnej mocy.
- Gotowe, satelity poza statkiem!
- Okey Gredfur, oblicz trajektorię wejścia nad Gilly, daj znać jak skończysz.
Nawigator złapał się uchwytów i poszybował na dziób GreyHounda.
Kilka minut później obliczenia zostały zakończone. Trzeba było mocno zmienić inklinację, bo asteroida Gilly po awansowaniu na dumną pozycję bycia jedynym księżycem Eve ani myślała robić to w płaszczyźnie równikowej. Longtop zasiadł za stery i uruchomił silniki oddalając się nieco od narybku satelitów przekaźnikowych.
Po wykonaniu kilku paliwożernych manewrów, kilkadziesiąt godzin później, statek kosmiczny zaczął zamykać orbitę nad celem.
Gdy tylko orbita została zamknięta i mniej więcej wyrównana na pułapie dwudziestu kilometrów nad celem, nawigator zawołał zaskoczony - Longtop, widzisz to? Orbitujemy z prędkością 22 m/s! Nigdy nie leciałem wokół niczego tak wolno!
Gilly stanowił nieforemną bryłę wyraźnie świadczącą o jego historii bycia dawno temu krążącą po układzie kerbolskim asteroidą.
Longtop odpiął się z pasów i spłynął powoli na rufę statku. - Okey, nie dotykaj manetek silników. Żebyś mi tu był jak wrócę!
Po kilku minutach walki z ciężkim skafandrem dowódca GreyHounda otworzył śluzę wewnętrzną i wsunął się do środka.
Śluza wewnętrzna została zamknięta. Pneumatyczne pompy zaczęły odsysać powietrze z niewielkiej przestrzeni. Zapasy cennego gazu nie były tak duże, by móc sobie pozwolić na jego bezmyślną utratę.
Po chwili z sykiem otworzyła się pokrywa zamykająca śluzę.
Longtop Kerman uruchomił niewielkie silniczki plecaka odrzutowego i wyleciał ze statku udając się w kierunku rufy. Tam właśnie znajdował się niewielki lądownik, którego celem było pobranie próbek gruntu z Gilly.
Po wejściu na pokład i wyrównaniu ciśnień, dowódca GreyHounda złapał za stery i oddokował od macierzystego statku posługując się niewielkimi dyszami systemu RCS.
Odwrócił pojazd, rozłożył panele i uruchomił silniki jonowe. To na nich właśnie odbędzie się lądowanie.
Mikroskopijna grawitacja Gilly powodowała, że wszystko odbywało się niezwykle powoli. Dwa silniki jonowe to było zdecydowanie więcej, niż było potrzeba do lądowania na tym nieprzyjaznym gruncie. Jednak zawsze lepiej mieć mocy za dużo, niż za mało. Lądownik powoli opadał.
W końcu metalowe nogi zetknęły się z gruntem. Kilka minut później Longtop Kerman otworzył klapę lądownika i powoli opadł na grunt. Było to pierwsze załogowe lądowanie na tym obiekcie w historii podboju kosmosu. Kerbonauta nie mógł się powstrzymać i pomimo sporej niechęci właściciela Kadaf Industries do tego typu akcji, postanowił wbić w grunt flagę znajdującą się na wyposażeniu lądownika.
Następne godziny spędził na pobieraniu próbek i odłupywaniu kawałków skał leżących wszędzie dookoła.
GreyHound powoli krążył ponad Gilly, a pozostałe statki kosmiczne, które dzielnej załodze faktycznie udało się wyprzedzić, właśnie wchodziły w SOI Eve.
Kolejna część niebawem!