Wybaczcie długi niebyt. Do standardowych pożeraczy czasu ostatnio dołączył XCOM 2 i wsysa te minuty jak Skipper paliwo (dobra, nie udał się żart)
A wracając do...
Chapter seven
Nawet teraz Jeb mimo woli zaciskał pięści, wspominając to zdarzenie. I choć usiłował znaleźć inne rozwiązanie sytuacji, musiał przyznać że plan profesora wciąż jest najlepszy-z punktu widzenia przetrwania gatunku. Niestety, nie było to równoznaczne z przeżyciem córki. Kilka razy rozmawiał jeszcze z Mirenem, lecz nie pocieszało go to zbytnio. Czas spędzał samotnie, z ubocza przysłuchując się opowiadaniom o tajemnicach planety
-Powierzchnia Eeloo z oczywistych względów nie ma szans podtrzymać życia. Niska temperatura i zerowe ciśnienie atmosferyczne zabiją nawet bakterie. Niemniej, pod ziemią warstwy lodu przytrzymują powietrze. W tych jaskiniach jest oczywiście rzadkie, a do tego nie nadaje się do oddychania. Dopiero na dużych głębokościach panują rozsądne warunki. Wysokie ciśnienie wywierane przez lód podnosi temperaturę w okolicy, a ze ścian uwalnia się para wodna. Tworzą się kieszenie gazowe. Można tam wprowadzić odporne glony. Jeśli utrzyma się je przy życiu, pozostawią materiał organiczny dla następnych generacji roślin. W dłuższej skali czasowej może powstać podziemna oaza-
Wszystko to mało jednak obchodziło Jeba. Wciąż odtwarzał w myślach wiadomość od córki. W końcu zebrał się w sobie i wyrzucił myśl, którą już dawno rozważał.
-Wracam-
-Tak po prostu?-
-Tak-
Załoganci przyjęli to spokojnie. Miren jednak wymógł na nim odroczenie decyzji.
-Przynajmniej do najbliższego okna transferowego-wzkazał na kalkulator przelotów. Przywieziony z Kerbinu nowy system zasilania pozwolił im przywrócić funkcjonalność większości urządzeń, a na ekranie jednego z nich Miren pokazywał przewidywaną trajektorię.
-Gdybyś chciał lecieć teraz, zużyłoby to ponad 3000 metrów na sekundę delta-V.1 Poczekasz dwa tygodnie-wklepał do kalkulatora nowe dane-i zaoszczędzisz połowę tej wartości. Poza tym, przy rozstawianiu kolonii będziemy potrzebować Kerbala, który umie obchodzić się z narzędziami-
Ostatecznie Jeb zgodził się poczekać. Razem z K.R.E.L.-em sprowadził na planetę lądowniki i wahadłowce razem z niezbędnym sprzętem.
Na dzień przed wylotem Bradley poprosił go o jeszcze jedną rzecz
-Spróbuj odwiedzić tą anomalię, kiedy będziesz przelatywał przez pas asteroid. Nie będzie to wymagać dużej zmiany kursu, a dostarczy cennych danych-
-Przecież nie wlecę w tę dziurę ,,Filarem''-
-Mamy wahadłowce. W jednym z nich umieścimy sondę. Jeśli nabierze dużej prędkości i zostanie wystrzelona pod odpowiednim kątem, może zdoła nadać sygnał-
-Dobra, spróbuję. Żeby nie było, że olewam załogę-uśmiechnął się lekko pilot.
Potem założył strój EVA i zaopatrzył się w plecak z silniczkami. Przed odlotem musiał załatwić jeszcze jedną sprawę-zainstalowanie markerów pod windy do kieszeni gazowych. Miał iść z Mirenem. Naukowiec czekał na niego przy krawędzi jednej z przepaści
-Gotów do lotu?-spytał
-Gotów-odparł Jeb
I obaj zanurzyli się w ciemność. Wkrótce rozświetliły ją latarki umocowane na dwóch hełmach.
Miren prowadził go pewnie, nie zastanawiając się nad wyborem drogi. W miarę jak schodzili coraz niżej, lodowo-pyłowa mgła gęstniała. Podręczne barometry wskazywały coraz wyższe ciśnienie
W którymś momencie Miren odezwał się ni z tego, ni z owego:
-Wiesz czemu nie wysyłamy sztucznej inteligencji na takie misje?-
-Miren, czy to dowcip?-
-Nie, mówię poważnie. Przecież maszyny nie jedzą, nie oddychają, nie potrzebują dużych przestrzeni-
-Sztuczna inteligencja jest niedoskonała-
-Zgadza się. Nie potrafi improwizować w sytuacjach krytycznych, bo nie odczuwa potrzeby istnienia. Nie da się zaprogramować strachu przed śmiercią-nagle zmienił temat-Jeszcze jedna przepaść-
Jeb już szykował plecak.
-Lepiej nie. Musi nam wystarczyć paliwa na powrót-
Zaczęli więc schodzić. W tym momencie pilotowi przyszła dziwna myśl do głowy
-Jaki sens miała ta dygresja o strachu przed śmiercią?-
I nagle go olśniło
-Czy ty planujesz..-zaczął.
-Wybacz mi-odparł Miren.
I w tym samym momencie mocno stuknął butem w kawałek lodu na którym opierał się Jeb. Ten stracił oparcie i runął w tył.
Gdyby nie niska grawitacja Eeloo, byłby nie przeżył. W ostatniej chwili zdążył odpalić minisilniczki w plecaku i zamortyzować upadek. Miren po chwili wylądował obok.
Jeb wciąż był lekko oszołomiony zdarzeniem i nie zdążył zareagować gdy naukowiec wyrwał mu komunikator dalekiego zasięgu. Wkrótce zaczęli ze sobą walczyć. Jeb był młodszy i sprawniejszy, ale Mirenem targały silne emocje, dając mu zaskakującą siłę. Wreszcie Jeb wyrwał się i z daleka zaszarżował, wspomagając się silnikami w plecaku. Miren nie miał szans i wkrótce został przygwożdżony do lodowej powierzchni.
-Zmyśliłeś te kieszenie gazowe?!-rzucił Jeb, patrząc prosto w twarz przeciwnika.
-Nie dopuszczałem myśli, że mogłem trafić na miejsce nie dające szans życiu. A gdy zrozumiałem prawdę...-urwał na chwilę-Długo opierałem się pokusie, by wcisnąć ten guzik. Ale wiedziałem, że to dla mnie jedyna droga ratunku-
-Ty podły tchórzu!!-Jeb tracił panowanie nad sobą
-Wiem. Stchórzyłem. Ale nie osądzaj mnie. Nie przeżyłeś tego, co ja. Co ty byś zrobił na moim miejscu?-
Jeb chwilę pomyślał. Ten Kerbal musiał być strasznie samotny. Oddalony o setki milionów kilometrów od najbliższej istoty, z którą mógł porozmawiać...
ŁUP! Jeb wrócił na ziemię i spostrzegł pęknięcia na hełmie. Miren odchylał głowę do tyłu, szykując się do kolejnego ciosu
-Co ci to da?-wykrzyknął przerażony Jeb-I tak masz najwyżej 50% szans na przeżycie!-
-Uwierz mi, to najwięcej odkąd tu przyleciałem-
Kawałek plastiku odpadł od szyby hełmu Jeba. Uciekający gaz odrzucił go na plecy. Odruchowo przyciskał dłoń do dziury, próbując zmniejszyć upływ powietrza. Na szczęście na tej głębokości ciśnienie nie było bardzo niskie, mimo to tlen powoli wyciekał.
-Widzisz? To instynktowne-dobiegł go przez radio głos Mirena-Desperacko próbujesz zatrzymać powietrze przy sobie. Nie dopuszczasz myśli, że to na nic. A potem... przychodzi opamiętanie. Wciąż jednak czujesz strach. Nie przejmuj się, doskonale to rozumiem. Znam to uczucie aż za dobrze. Ten strach siedział ze mną pięćdziesiąt lat, na jawie i w hiberśnie-
Głos naukowca dobiegał Jeba z coraz większej dali. Oczy zaszły mu mgłą. Wszystko zaczęło się rozmywać. Nagle drobny błysk przebił się przez mgłę. Radio krótko zabuczało i ucichło, gdy Miren oddalił się poza zasięg lokalnego odbiornika. Pilot powoli pełzł w stronę błyszczącego obiektu. Nagle wyczuł coś pod palcami. Niemal na ślepo ściągnął rękawicę i delikatnie pomacał znalezisko. To był jego komunikator dalekiego zasięgu. Drżącą ręką wsunął go na miejsce. Z wewnętrznego głośnika dobiegł go głos Bethy.
-Jeb? Jebediah Kerman, odezwij się! Je.. Jesteś wreszcie, nagle zniknąłeś z ekranu komunikacji, co się..-
-Miren... zdradził... nie mam prawie tlenu...-pilot z trudem wydobył wyrazy z gardła.
-Chris, lecimy. Znajdź jego współrzędne-ostatnie słowa Kerbalki stapiały się ze sobą. Wołanie o pomoc wyczerpało resztkę powietrza z płuc Jeba. Pozostał tylko tlen rozpuszczony we krwi. Przed oczami pojawiły się mroczki. Czyżby to miał być koniec? Nie, znajdą to miejsce przylecą i...
Światło. Jasne światło i kolorowe plamy. Dziwna rzecz przyczepiona do jego twarzy. I potworne kłucie w płucach. Zamrugał. Otoczenie zrobiło się wyraźniejsze. Plamy przybrały kształt urządzeń pokładowych lądownika. Przesunął dłońmi po twarzy. Miał nałożoną maskę podłączoną do respiratora. Spróbował wstać.
-Niech pan leży spokojnie, kapitanie. Musi pan chwilę poczekać, nim krew znów nasyci się tlenem-stał nad nim Kerbal. Christopher Kerman, inżynier pokładowy na ,,Filarze''.
-Miał pan szczęście, że pana znaleźliśmy-ciągnął-Był pan na skraju śmierci z powodu niedotlenienia. Jaszcze minuta-dwie i byłby pan po drugiej stronie-
-Jak sprowadziliście tu lądownik?-Jebowi cisnęły się na usta inne pytania, ale jakimś trafem to wyrzucił z siebie jako pierwsze.
-Spokojnie. Na razie wystarczy panu wiedzieć, że za sterami siedzi teraz K.R.E.L. Na resztę pytań odpowiemy na statku-
-Statek!-Jeb natychmiast wrócił do pełni świadomości-Szybko na orbitę! Miren będzie chciał przejąć statek!-
Załoga spojrzała po sobie. Perspektywa pozostania na wieki na tym pustkowiu pojawiła się w jednej chwili. I była zbyt straszna, by ją tak po prostu zostawić.
Do momentu aż znaleźli się na orbicie, Jeb zdążył już całkowicie otrząsnąć się ze skutków niedotlenienia. Wkrótce skierował lądownik na kurs gwarantujący przelot 17 metrów od ,,Filara'' z prędkością względną 25 m/s. W odległości stu metrów od statku Jeb wyrównał prędkości i rozpoczął zbliżanie. Wahadłowiec, którym uciekł Miren był już prawie metr od rękawa dokowego, pełniącego również funkcję śluzy powietrznej.
-Miren zna procedurę dokowania?-spytał Jeb
-Nie, ale autopilot zna-odpowiedział Christopher-Projektowałem te wahadłowce i jestem tego pewien-
-Tyle że autopilot jest wyłączony-rzuciła Bethy, przeglądając odczyty. Na chwilę zaległa cisza.
-Śluza jest napowietrzona?-odezwał się wreszcie Jeb
-Tak-
-W takim razie..-
-Jedno małe pęknięcie i nastąpi dekompresja, która rozerwie śluzę na kawałki-zakończył Chris. Starał się zachować fachowy ton, jednak wyczuwało się ogarniający go strach.
-Spróbuję go wywołać-Bethy pofrunęła do komunikatora.
-Doktorze Miren, tu Bethy. Jeśli nas słyszysz, nie próbuj dokować-mechaniczny głos z radia zakłócił ciszę w kabinie wahadłowca doktora Mirena.
-Powtarzam-nie próbuj dokować. Miren, odpowiedz-przełączył się na kamerę dokowania. Teraz wystarczyło tylko nakierować marker na środku tak, by znalazł się na doku okrętowym.
-Doktorze Miren, nie próbuj dok...-głos zamilkł, gdy Miren wyłączył radio. Chwycił wolant odpowiadający za dysze RCS i rozpoczął manewrowanie. Dok na ekranie kamery przemieszczał się we wszystkie strony, w miarę jak naukowiec usiłował podprowadzić wahadłowiec na odpowiednią pozycję.
-Doktorze Miren, nie próbuj dokować. Powtarzam, nie próbuj... Wyłączył radio-rzucił Jeb, odwracając się w głąb kabiny. Bethy wciąż przemieszczała się między komunikatorem a ekranem statusu, podczas gdy Christopher obserwował dokowanie z perspektywy kamery na ,,Filarze''. Wahadłowiec na ekranie wykonywał dziwne ruchy we wszystkich kierunkach, zbliżając się powoli, lecz pewnie, w kierunku doku.
Miren opanował już sterowanie statkiem. Chaotyczne ruchy doku na ekranie nieco się uspokoiły. Wreszcie obraz znieruchomiał. Naukowiec, manewrując już dużo spokojniej naprowadził marker na cel i rozpoczął zbliżanie.
-Zadokował?-
-Tak. Ale niedokładnie-
-Jakie są szanse uniknięcia dekompresji?
-Zerowe. Odstęp jest zbyt duży-Chris pokazał widok z kamery. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dobrze, jednak wzdłuż prawego skraju doku wahadłowca dało się zauważyć niepokojący, ciemny łuk
Miren podpłynął do uchwytu otwierającego śluzę dokową od strony wahadłowca. Ręce mu drżały. Nareszcie będzie mógł wrócić tam, gdzie od zawsze było jego miejsce.
-Połączenie niedokładne. Śluza zablokowana-zabrzęczała sztuczna inteligencja statku.
-Ignoruj-rzucił rozkazującym tonem Miren i znów pociągnął za uchwyt.
-Połączenie niedokładne. Śluza zablokowana-
-Ignoruj-naukowiec zmiął w ustach przekleństwo. Wszystkie komputery, mimo postępów informatyki, wciąż pozostawały bezwzględnie posłuszne programowi. Miren zanurkował pod pulpit sterowniczy i chwilę gmerał wśród kabli.
-Automatyczna blokada śluzy trochę go przytrzymała-oznajmił Chris-Mamy trochę więcej czasu-
-Ciągle za mało-odparł Jeb przez zaciśnięte zęby. Dalmierz wskazywał pięćdziesiąt dwa metry.
Lampa kontrolna zmieniła kolor z czerwonej na zieloną. Miren znów chwycił uchwyt śluzy, przekręcił i pociągnął. Drzwi otworzyły się bezgłośnie-po stronie statku panowała próżnia. Na koniec został jeszcze właz samego doku. Włączył układy elektroniczne śluzy. Dzięki temu doki otworzą się wspólnie, jak połączone.
-Miren, tu Jeb. Posłuchaj mnie, nie otwieraj włazu-wśród elektroniki był dodatkowy komunikator. Naukowiec nie zareagował, tylko wklepał kilka poleceń do komputera kontrolnego.
-Doktorze Miren, nie otwieraj włazu. Jeśli to zrobisz, nastąpi dekompresja-powtórzył Jeb do komunikatora. Trzydzieści siedem metrów.
W śluzie powietrznej wahadłowca Miren udawał głuchego. Był skupiony na próbie obejścia zabezpieczeń systemu. Wreszcie podniósł się i wprowadził do komputera ostatnie polecenie.
-Włazy dokowe spięte-oznajmił beznamiętny głos komputera pokładowego
-Miren, nie otwieraj włazu-
Naukowiec zebrał się w sobie.
-Jeb? Nie wiem, co powiesz załodze, ale przejmuję ten statek-złapał za uchwyt śluzy-Wracam do domu-
Dwadzieścia dwa metry od statku załoga lądownika obserwowała z niemym przerażeniem eksplozję wahadłowca. Po otwarciu włazu powietrze ruszyło zaraz na zewnątrz przez szczelinę pozostawioną przez Mirena. Pancerna płyta drzwi śluzy musiała uszkodzić instalację paliwową, spalając pozostałą zawartość baku. Rękaw dokujący był rozerwany. Szczątki rozleciały się we wszystkie strony. Dodatkowo ucieczka powietrza wprowadziła statek w ruch obrotowy.
Pierwszy oprzytomniał Jeb
-W górę, już!-rzucił i pociągnął wolant. Lądownik zmienił kurs i w ostatniej chwili uniknął szczątków.
-Bethy, masz łączność z komputerem ,,Filara''?-
-Tak. Antena na szczęście się trzyma, ale nie mam kontroli nad jego ruchem-
-Otwórz hangar-
-Jeb, po co?-
-To jedyny dok, do którego mamy szansę się podłączyć-
Do rozmowy włączył się Chris
-Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz wlecieć do hangaru wirującego statku i tam zadokować?-
-Jeśli masz lepszy pomysł, chętnie wysłucham-
Starając się nie patrzeć na statek, Jeb ustawił lądownik równolegle do jego osi. Dok na czubku lądownika był skierowany w stronę przedniej części ,,Filara''
-Bethy, hangar-
-Otwarty-
Pod nimi rozwarła się klapa.
-Spokojnie, spokojnie-mruczał Jeb. Była to najtrudniejsza operacja w jego karierze. Wkrótce otwarte klapy hangaru niemal muskały poszycie lądownika.
-Co teraz, Jeb?-spytała Bethy
-Jeszcze chwilę... Już!-krzyknął pilot, wciskając przycisk na wolancie. Lądownik zanurzył się w hangarze, zanim wrota znalazły się poza jego zasięgiem. Jeb unieruchomił lądownik wzglądem statku i zatrzymał się.
-K.R.E.L, tempo obrotów-
-15 na minutę, panie kapitanie-
-Udam, że to nie była ironia-mruknął pilot. Załoga lekko się uśmiechnęła. Wkrótce lądownik również zaczął się obracać.
-7,8,9..-wyliczał Jeb. Za oknem kabiny wirowanie zaczęło zwalniać
-15-rzucił wreszcie. Hangar znieruchomiał.
-Najgorsze za nami-powiedział pilot i, niemal odruchowo, zadokował. Rozległ się charakterystyczny odgłos łączenia się doków.
-Czy teraz mamy kontrolę nad ruchem ,,Filara''?-zapytał Jeb
-Mamy-odpowiedział Chris. I z miejsca włączył żyroskopy oraz silniczki manewrowe.
-Obroty zero-zaraportował po chwili
-Załoga, dokonać kontroli strat-rzucił Jeb, a gdy wszyscy wyszli, rzucił się ciężko na fotel. Udało się.
Chapter eight will appear!
1-Wartość szacunkowa, nigdy nie latałem na Eeloo
P.S. Napiszcie, czy wolicie formułę w stylu ostatnich dwóch chapterów(długie, nieco rzadziej) czy taką jak na początku(krótsze, ale częściej). Pytam, bo ten tu pisałem może ze 2,5 do trzech godzin rozłożonych na kilka dni, i kosztowało mnie to sporo wysiłku. Także chcę wiedzieć, czy pisanie takich kobył ma sens.