Wiem, post pod postem i te sprawy, ale w końcu znalazłem w sobie samozaparcie żeby przysiąść nad klawiaturą.
Chapter six
Dwaj kerbonauci stali, oszołomieni wnioskiem do którego doszli. Żaden nie śmiał się odezwać. Dopiero alarm ostrzegający o kończącym się tlenie sprowadził ich na ziemię, czy raczej na lód.
-No to co teraz, panie naukowiec? Masz pan jakiś plan?-zapytał Jeb-Bo ja bym wracał-dorzucił po chwili
-Ja też. Nie chcę się udusić. Ale głupio to tak zostawić-stwierdził Bradley
-Wrócimy z zapasami i resztą załogi. Zdaje się, że nasz inżynier pokładowy zamówił niedawno łazik-
-Zgadza się. Przyda się tutaj-
W istocie jednak zamówionemu przez Christophera pojazdowi bliżej było do poduszkowca niż do łazika. Zamiast poduszki powietrznej były wprawdzie małe silniczki na monopropelant, jednak skutek był ten sam. Dlatego kiedy Jeb i Bradley opowiedzieli ekipie o swoim odkryciu, natychmiast zdecydowano o wysłaniu na miejsce stateczku z częścią załogi. Jako dodatkowych członków ekipy wytypowano Bethy i Christophera. I K. R. E. L.-a, ku niezadowoleniu Jeba.
Tak przynajmniej to pamiętał. Rozglądając się po kabinie pięćdziesięcioletniego lądownika, usiłował przypomnieć sobie jak wyglądał po pierwszym otwarciu. Na pewno było ciemno. Musiało być ciemno, bo zasilanie opierało się na przestarzałych i zawodnych ogniwach wodorowych. Nie byłoby w stanie działać pół wieku z okładem. Komora hibernacyjna Mirena działała cudem. Nie było żywności ani wody. Pewnie dłatego chwilę po wybudzeniu jedyny załogant rozpłakał się jak bóbr. Tak, to pamiętał wyraźnie. Mirena, z zieloną twarzą pomarszczoną i mokrą od płaczu. Wiedział, co on musiał przejść. I pamiętał tę straszną chwilę.
Już parę godzin po wejściu do bazy, kiedy uruchomili zasilanie, na ekran wypłynęły wiadomości archiwizowane przez dekady. Dysk danych był podłączony do zasilania awaryjnego, więc zachował wszystko. Gdy komunikaty z czasu snu Mirena zostały potwierdzone, została jeszcze jedna wiadomość. Wysłana ze statku N-KASA
00-7,,Filar''.
Na ekranie pojawiła twarz rudowłosej Kerbalki. Alice, córki Jeba.
-Pani doktor Kerman, z żalem informuję o śmierci profesora. Zmarł wczoraj, w spokoju. Nie czuł bólu. Moje kondolencje.
Jebowi napłynęły łzy do oczu. Składał się na nie żal za profesorem, tęsknota za ukochaną córką i radość ze spotkania.
-To Alice?-zapytała Bethy
-Tak-pilotowi lekko chwiał się głos
Wiadomość jednak nie była skończona
I... muszę coś wiedzieć. Czy ci o tym powiedział?
-O czym ona mówi? Co mój...-Bethy z trudem opanowała strach
Na pewno powiedział. To jedno wielkie fałszerstwo. Nie ma statku. Uciekliście, pozwalając nam tutaj dusić się... Głodować... Zostawiacie nas, żebyśmy wymarli.
Głos Alice odbijał się echem w puszce lądownika. Załoganci wstrzymali oddech. Na Bethy zaczęło spływać zrozumienie
Nie mam do pani żalu, proszę tak nie myśleć. Chcę tylko wiedzieć... czy mojemu tacie też to powiedział. Czy... mnie... zostawił...
-Nie, nie, to nie tak!-Jeb wyrzucił z siebie w jednej chwili
Wróć... tato...
Głos jej się załamał. Alice rozpłakała się i zakończyła połaczenie.
Jeb spojrzał na Bethy, drżąc z bezsilnej złości. Córka profesora wyglądała na równie zdezorientowaną jak on.
-Nie wiem! Nie wiem, o co mogło chodzić! Mój ojciec przez całe życie planował tę podróż. Nie wierzę, by tak po prostu mógł zmarnować ponad sześćdziesiąt lat pracy-Bethy z trudem opanowała strach
-To było jego opus magnum. Nie zrezygnowałby...-
-Owszem. Zrezygnowałby-
Załoganci odwrócili się jak na komendę. Miren, do tej pory w milczeniu przysłuchujący się kłótni, teraz się wypowiedział.
-Ty wiesz... Opowiadaj...-Jeb wydusił przez zaciśnięte zęby. Reszta załogi odruchowo cofnęła się. Pradziadek Jeba, jego imiennik, słynął z impulsywności i szalonych decyzji; a wiele wyglądało na to, że ich dowódca wrodził się w przodka.
Miren usiadł i spokojnie zaczął opowieść
-Cały ten plan powstał na długo przed moim wylotem, podczas drugiego kryzysu naftowego. Złoża paliw kopalnych były na wyczerpaniu, a energetyka alternatywna była kiepsko rozbudowana. Profesor szukał wtedy sposobu na pozyskanie wydajnego źródła energii z roślin uprawnych. Podczas prac stało się jednak coś nieprzewidzianego. Odkrył nową formę życia. Śniać. Nie wiem, czy powstała już wcześniej, czy była efektem zanieczyszczeń, czy była niefortunnym skutkiem eksperymentów profesora. Dość na tym, że zjadła wszystkie uprawy doświedczalne-
-Zjadła?-
-Zaatakowała, jak grzyb. Nie nadawały się do niczego. Ani do produkcji paliwa, ani do jedzenia, ani nawet na kompost. Profesor musiał je wszystkie spalić. Jakimś cudem jednak przetrwała i wkrótce prowesor znalazł ją na okolicznych polach. Udał się do władz i poprosił o środki na restart programu kosmicznego. Oczywiście mu nie uwierzyli. Dopiero gdy śniać zjadła ogród jakiegoś dygnitarza, został przewodniczącym Nowej KASA. W tajemnicy-
-Dlaczego w tajemnicy?-
-Kryzys wciąż trwał. A opinia publiczna nie zgodziłaby się na marnowanie cennych paliw w rakietach, skoro nie ma ich dość nawet dla byle elektrowni. Tak czy inaczej, znaleźli sposób na ucieczkę-
-Nie mieli innego wyjścia?-
-Śniać atakowała coraz to nowe rośliny. Głód był łatwy do przewidzenia. O ile jednak żywność można było pozyskać w inny sposób, o tyle wkrótce odkryto kolejny problem. W atmosferze Kerbinu dominuje azot, który dla nas jest nieprzydatny. Śniać jednak wytwarza go w swych procesach życiowych, a dla nas zostaje coraz mniej tlenu. Ci, którzy przetrwają brak żywności, musieliby stawić czoła brakowi powietrza. Od początku więc szukano nowego domu. I znaleziono-kilkanaście lat świetlnych stąd-
-Niedostępne. To za daleko-
-A jednak. Pomógł przypadek. Anomalia grawitacyjna w górnej warstwie atmosfery. Wkrótce znaleziono większą, w pasie asteroid. Ma rozmiar domu, ale waży dwa razy więcej niż Jool. I bardzo silnie zakrzywia czasoprzestrzeń-
-Tunel?-
-Prawie. Jest zamknięty z jednej strony, a grawitacja wszystko tam ściska. Coś jak dziura mrówkolwa-wlecisz, ale nie wylecisz. Do tego czas spowolniony kilkanaście tysięcy razy. Godzina na krawędzi dziury to prawie siedem lat na Kerbinie. Niemniej, dał nadzieję na okiełznanie grawitacji i zabranie z planety całych populacji na wielkich arkach. Wymagało to jednak stworzenia nowej teorii grawitacji. Profesor Lister szukał równań grawitacyjnych, które uwzględniałyby nowe odkrycia. Potem zabrał się za rozwiązania. Gdyby je ukończył, moglibyśmy kontrolować grawitację i uciec. Ale bał się, że nie da rady. Dlatego powstał plan B. Stworzenie nowej populacji na innej planecie. Ja i inni naukowcy programu Odyseusz wylecieliśmy założyć ukryte placówki na innych planetach. Znaleźć miejsca na założenie małych habitatów, przystosować je do życia, nadać sygnał i zahibernować się, czekając na lot kolonistów. Oprócz mojej, największe nadzieje rokowały placówki Duna i Eve-
-Czekaj chwilę... Czy to znaczy, że...-
-Koloniści? Tak, są na waszym statku.
-Niemożliwe! Jest nas tylko garstka! Nie wystarczy nawet na posterunek, a co dopiero na kolonię!-
-Nie mówię o was. Na pokładzie statków wysłanych do placówek są zamrożone zarodki. Ponad 10.000. Nowy początek.
-A co z tymi, którzy zostaną? Zwyczajnie umrą?
-Chyba że uda się plan A. Do tego potrzebne są jednak równania profesora. A te są niekompletne.
-Niekompletne?-
-Brakuje połowy. Jeszcze w pierwszej fazie programu rozwiązał wszystko, co mógł. Ale nie mógł pogodzić grawitacji kwantowej z teorią względności. Potrzebne są nowe dane, z osobliwości. Wiedział, że nie da rady, ale utrzymywał pozory. Nie chciał, by jego ludzie stracili wiarę.
-Ale takie kłamstwo...
-Niewybaczalne. Profesor wiedział, że musimy zacząć myśleć o sobie jako o gatunku, jeśli mamy przetrwać. Niestety, nie zniósł tego ciężaru. Poświęcił się.
-Nie! Nie on! Poświęcają się mieszkańcy Kerbinu, którzy tam UMRĄ!!!
Tym razem wszyscy spojrzeli na Jeba. Nie odezwał się ani razu podczas opowieści Mirena, a teraz wreszcie wyrzucił z siebie ciążącą mu myśl.
-Przykro mi, Jeb-
Chapter seven will appear!