Mam nadzieję, że autora nie obowiązuje zasada odkopu
Tak czy owak, zapraszam na...
Chapter four
Odgłos odsuwanych drzwi śluzy wyrwał Jeba ze wspomnień. K.R.E.L. zakończył pracę z natleniarką i czekał na dalsze polecenia. Pilot westchnął pod nosem. Robot może i potrafił zachowywać się jak Kerbal, ale nawet najbardziej zaawansowana SI ma swoje ograniczenia. W tym przypadku była pozbawiona umiejętności obserwacji otoczenia. K.R.E.L. mógł stać kilka kroków od rannego kerbonauty i nie wpaść na to, że trzeba mu udzielić pomocy. Potrzebował poleceń.
Nagle rozległo się pikanie. Robot oznajmił beznamiętnym głosem:
-Bateria mi padaaaaaaa....
Ostatnie słowo wypowiedział niskim tonem, który przeszedł w buczenie. Jeb wstawił go do stacji ładowania i znów pogrążył się we wspomnieniach.
Pamiętał, że obudził się w ambulatorium. Wokół widział zatroskane twarze załogi. Nakazał im powrót do zajęć. Oni udali się na planetę, a Jeb - do swojej kajuty. Nie chciał, by inni widzieli, jak płacze.
I znów rutyna: wezwanie z lądownika, spuszczenie skycrane'a, powrót skycranem, wyładowanie i dokowanie. Pomiędzy wezwaniami siedział w kabinie dowodzenia, przeglądając dane statku lub rozmawiając z K.R.E.L.-em. Raz na miesiąc przylatywał szybkostatek z zapasami żywności i sprzętem. Czasami były to części zamienne do lądowników, czasami-coś innego. Na przykład generator grawitacji. To było kilka miesięcy przed ich pierwszym spotkaniem z Mirenem. Była to opleciona przewodami konstrukcja, nieco kanciata, rozmiarów typowego drona górniczego
1.Pełna pokręteł, suwaków i przycisków konsola główna nieco go zaniepokoiła. W końcu wcisnął na chybił-trafił jeden z nich.
W następnej chwili poczuł niewidzialną siłę przyciskającą go do podłogi. Spróbował podnieść rękę, ale przyszło mu to z ogromnym trudem, jakby była cała z ołowiu. Dopiero po półgodzinie zdołał wyłączyć urządzenie. Mimo codziennych ćwiczeń, nieważkość nadwyrężyła jego zdrowie: mięśnie uległy atrofii, a kości osłabły. Powrót do zdrowia trwał pewien czas, ale Jeb już postanowił zabrać się za siebie. Po godzinie majstrowania na konsoli znalazł odpowiednią grawitację. Kiedy już czuł się swobodnie przy 0.75 g, wpadł na pomysł zrobienia Bradley'owi żartu.
Wskoczył na pokład wahadłowca, zabierając generator grawitacji. Musiał jednak uważać przy wychodzeniu, bo w warunkach grawitacji panującej na Eeloo jeden nieostrożny krok wybijał go kilka metrów nad powierzchnię. Wkrótce dotarł do lądownika Bradley'a
-Hej, Bradley, zobacz co nam przywieźli! Ekspres do kawy!-krzyczał
-Zbyt skomplikowane na ekspres do kawy.
-Uwierzysz, jak przygotuję ci cappucino z pianką na wierzchu?
-Zakład o puszkę mielonki.
-Zgoda. Zainstaluję go w twoim lądowniku.
Kiedy jednak generator grawitacji został przymocowany, Jeb nastawił go i włączył. Jego towarzysz runął jak długi, podczas gdy pilot wciąż stał mocno na nogach i pękał ze śmiechu. Bradley w jednej chwili zorientował się co jest grane.
-Ty lisie! Ty chytrusie! Włączyłeś grawitację! Co najmniej dwa razy większą niż jest na tej bryle lodu!
W końcu Jeb opanował głupawkę i wyłączył generator. Drugi kerbonauta podniósł się i spiorunował wzrokiem pilota, który błyskawicznie umknął. Bradley pobiegł za nim, ale Jeb nie tyle szedł, ile sadził ogromne susy. W pewnym momencie zniknął.
Naukowiec podbiegł do niego i spostrzegł pilota w sporej jaskini.
-Wisisz mi puszkę mielonki- rzucił Bradley
-Ty się lepiej zainteresuj tym tam- odparł Jeb, wskazując za siebie.
Bradley spojrzał i oniemiał.
Chapter five will appear!
1Gwoli ścisłości, sięgała Jebowi do ramion i miała kształt mniej więcej sześcienny