- A co to do diabła jest?! - Zapytał szef Kadaf Industries, Kadaf Kerman spoglądając na sporą palmę wciągniętą przed chwilą do jego gabinetu przez Jofreya Kermana, zastępcę dyrektora wydziału planowania misji.
- Drzewko Bożonarodzeniowe proszę pana! Święta tuż tuż!
- Ale palma?! Zwariowałeś pan? - Zapytał szef. Do Jofreya dotarło, że chyba coś pomylił. Cóż, sam sobie doskonale zdawał sprawę, że do orłów intelektu nie należy. A chciał przecież jak zawsze zrobić na przełożonych jak najlepsze wrażenie. Zapytał więc ostrożnie. - Noo, wydawało mi się, że przydał by się tu u pana jakiś akcent, no wie pan, świąteczny. Mam też bombki. Palma to zły wybór?
Kadaf Kerman spojrzał z niechęcią na podwładnego. - Szkoda, że żeś pan tu kaktusa nie przytargał! Zabieraj pan tę palmę i wynocha! Nie przeszkadzać!
Spłoszony zastępca podrzędnego działu chwycił za pień i uśmiechając się głupkowato zaczął ciągnąć po podłodze wspomnianą palmę. Po chwili drzwi gabinetu się zamknęły, podłogę zaścielały grudy ziemi i kawałki pourywanych liści. Kadaf Kerman chwycił się za głowę. - Co za idiota... - pomyślał. Uległ w końcu gorącym i nieustającym prośbom Billa Kermana i zatrudnił jakiegoś jego krewnego. Było to pół roku temu i przez ten czas jedyną rzeczą jaka stała się jasna, to fakt, że Jofrey Kerman jest tak ociężały umysłowo, iż nie można mu powierzać żadnych zadań. Dobrze, że jest tylko zastępcą, właściwie bardziej figurantem, który nic nie ma do powiedzenia. No i całe szczęście. Szef uspokojony tą myślą chwycił stertę raportów i wrócił do przerwanej lektury.
Tymczasem Jofrey Kerman niezwykle z siebie zadowolony upychał palmę do windy. Faktycznie może palma to nie był dobry pomysł, ale przecież szef zasugerował w rozmowie rozwiązanie prawidłowe! Pan Kadaf poprosił o świątecznego kaktusa! W takim razie on, zastępca dyrektora wydziału planowania misji stanie na wysokości zadania! Z zadowoleniem zatarł ręce. Piętnaście minut później rozpierał się wygodnie w fotelu dyrektora. Cóż, dyrektor był na rzadkim dla niego urlopie, więc teraz on, Jofrey właściwie tu rządzi. Jest okazja by się nareszcie wykazać, a awans go nie ominie! Takie właśnie myśli latały po niezbyt rozgarniętej głowie zastępcy. Godzinę później po krótkiej walce z przeglądarką internetową dowiedział się, gdzie można znaleźć kaktusy. Na pustyni! Spojrzał na mapę i szybko ustalił, że najbliżej znajduje się pustynia Kojave. Ledwo kilkaset kilometrów. Chwycił za telefon i wydał serię poleceń różnym wydziałom podrzędnym.
Kilka minut później przed zastępcą stanęło dwóch pracowników firmy.
- Polecicie na pustynię Kojave panowie. Cel - dorodny kaktus na życzenie szefa. - oznajmił Jofrey. Skontaktowałem się przed chwilą z wydziałem zaopatrzenia, sprzęt już czeka. Wyruszacie natychmiast!
Fredlock Kerman i Jurgas Kerman spojrzeli na siebie niepewnie. No cóż, polecenie to polecenie. Szybko opuścili gabinet zastępcy i udali się do hangaru z zaopatrzeniem. Po wejściu do sporej hali przywitał ich magazynier. - Lecicie na Kojave nie? Właśnie dostałem papiery, auto transportowe i cysterna, zgodnie z zamówieniem, oto kluczyki! - zawołał. Fredlock zamrugał z niedowierzaniem. - Cysterna? A po co nam cysterna? - Tym razem zdziwił się magazynier, poprawił okulary i spojrzał jeszcze raz w faks z wydziału planowania misji. - No mam tu napisane. Dać im coś na wodę... No to co miałem wam dać?
- Eee, chyba chodziło o jakąś manierkę czy butelkę wody, czy coś...
- Hm... no w zamówieniu nie ma ile litrów. To co ja mam teraz zrobić? Już wpisałem w papiery, że cysterna wyjeżdża. Jak ja to teraz odkręcę? - Zaczął lamentować magazynier.
- Dobra, dawaj te kluczyki, bierzemy obie. - Zlitował się Fredlock.
Chwilę później obie ciężarówki wyjechały z magazynu ruszając w kierunku pasa startowego.
Gdy tylko wjechali na pas oczom obu kierowców ukazał się ogromny samolot. Najnowsze dzieło inżynierów lotniczych, K-255 Kirya.
Po chwili zatrzymali ciężarówki tuż pod olbrzymim kadłubem.
Z cienia K-255 wyszło dwóch pilotów gasząc pospiesznie ukradkiem palone papierosy. Jeden z nich podszedł do zewnętrznego pulpitu sterowania i uruchomił mechanizmy otwierania ładowni, a drugi podszedł przywitać się z kierowcami.
- Doberek panowie! Zaraz zajmiemy się załadunkiem. Najpierw cysterna, dobrze mieć ciężki tył do startu.
Gdy tylko rampa dotknęła powierzchni pasa Jurgas odpalił ciężarówkę i ostrożnie sterując zaczął wjeżdżać tyłem do obszernej ładowni samolotu.
Pilot podszedł do zasobnika KAS i zaczął wyjmować taśmy. Drugi pilot zajął się podsufitowymi zaczepami ładunku. Chwilę później druga z ciężarówek mogła ładować się do środka.
Kilka minut później obie maszyny zostały prawidłowo zamocowane.
Piloci razem z kierowcami wspięli się po drabince do kabiny. Z wprawą wciskali przełączniki. Po chwili z zewnątrz doszedł jęk rozpędzających się sześciu turbin silników odrzutowych.
- Test ciągu wykonany, klapy trzydzieści procent!
- K-255 do kontroli lotów, proszę o zezwolenie na start!
- Kontrola lotów do K-255, zezwolenie udzielone!
- Zwalniam hamulce, ciąg sto procent!
Pięćdziesięciotonowa maszyna ruszyła powoli z miejsca.
Z każdym metrem rozpędzała się coraz bardziej, w końcu pod sam koniec pasa startowego oderwała się wreszcie od ziemi nabierając szybko wysokości.
Na trzech tysiącach metrów pilot przechylił maszynę na skrzydło i rozpoczął nawrót na kurs zachodni. Prędkość dwieście dwadzieścia metrów na sekundę. Chwilę później przed nosem zamajaczyły szczyty gór - przekleństwa wracających na resztkach paliwa załóg misji kosmicznych.
K-255 wznosił się szybciej niż można by się spodziewać po tak sporej maszynie. Dziesięć tysięcy, prędkość mah 1 została przekroczona.
Na czternastu tysiącach metrów dalej się wznosząc drugi pilot z dumą oświadczył - Mamy mah 2! Siedemset metrów na sekundę! - Silniki śpiewały coraz głośniej. Te wysokościowe jednostki napędowe lubią pracować na sporych pułapach. Kilka minut później poszycie samolotu zaczęły lizać płomienie. Na dziewiętnastu tysiącach samolot przekroczył prędkość mah 3. Kierowcy ciężarówek patrzyli z niedowierzaniem na wskaźniki, transportowiec nie powinien chyba latać tak szybko? A jednak.
Kilometr wyżej pilot wyrównał lot i zdjął nieco gazu przechodząc na tryb ekonomiczny siedemdziesięcio procentowego ciągu.
Po kilku minutach przed nosem pojawił się zarys pustynnego lądu. - Okej wycieczka, schodzimy w dół! - Zawołał do pasażerów. Ogień zniknął, wysokość i prędkość powoli spadała.
Trzy kilometry nad powierzchnią gruntu lecąc na minimalnym ciagu samolot wypuścił podwozie i opuścił klapy.
Chwilę później samolotem szarpnęło i załomotało podwozie na piaszczystym gruncie. Przyziemienie przy zaledwie siedemdziesięciu metrach na sekundę. W końcu zapiszczały hamulce i kolos się zatrzymał.
Rozładunek na szczęście trwał znacznie krócej niż załadunek, więc po chwili po rampie zjechały obie ciężarówki.
Piloci rozsiedli się w cieniu kadłuba na leżakach. - Powodzenia w poszukiwaniach, hm, kaktusa! - Zawołał jeden z nich parskając śmiechem. Całe zadanie było całkowicie idiotyczne. Ciężarówki powoli potoczyły się w pustynię.
Pół godziny później Jurgas zatrzymał pojazd. Przed nim dumnie piął się w niebo zielony pień dorodnego kaktusa.
Kierowcy wysiedli z aut na prażące słońce. - Jak myślisz, nada się?
- A bo ja wiem? Chyba tak... W ogóle ktoś ci powiedział po cholerę szefowi ten kaktus?
- Nie mam zielonego pojęcia, a wiesz jak to jest z Jofreyem jak dostanie trochę władzy, szkoda w ogóle pytać.
- Dobra, wyciągamy piłę i tniemy to na plasterki, do roboty!
...
Postanowiłem zbudować takie pudło, pod wpływem baalnamiba i jego sępa
Samolot sprawuje się nadspodziewanie dobrze, chociaż musiałem dorzucić sporą garść modów, żeby załadunek w ogóle był możliwy. Czyli IR, Tweakscale, oraz KAS, bo niestety by unieruchomić coś w ładowni, to trzeba to zadokować... Dodatkowo doszedł Astronomer, żeby jakoś to wyglądało. Samolocik waży 50 ton i bez ładunku jest w stanie dobić do 1400 m/s, więc zaskakująco szybko zasuwa. Zapewne wielu z was dostrzeże podobieństwa do Antonova 255. Faktycznie. Chociaż nie powiem, że się na nim wzorowałem, po prostu 255 jest skonstruowany niezwykle rozsądnie, oraz, co ważne, jest samolotem bardzo ładnym wizualnie. Tak więc faktycznie podobieństwa są dostrzegalne, chociaż zaznaczam, w żadnym razie nie jest to replika pięknego rosyjskiego transportowca.
A tymczasem, Wesołych Świąt życzy Kadaf