Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Kadaf

Strony: 1 ... 58 59 [60] 61 62 ... 107
886
Aktualności / Re: KSP 0.25
« dnia: Sob, 13 Wrz 2014, 10:59:04 »
Rewelacja. Nigdy nie testowałem moda spaceplane+, ale te części są po prostu przepiękne. A devnote? No Ryan, pisałem już na czacie, ale powtórzę się jeszcze raz tutaj, świetną robotę odwalasz. Przejrzenie tego tekstu już zajmuje nieco czasu, a co dopiero tłumaczenie. Dobra robota! I w ogóle to cieszę się, że jestem twoim korektorem, mam tekst z pierwszej ręki przed publikacją :D

887
Aktualności / Re: KSP 0.25
« dnia: Pią, 12 Wrz 2014, 19:37:45 »
Nie spodziewałbym się zmiany widoku za oknem. Tak samo jak nie masz go w hangarach SPH i VAB, zawsze przez wrota widać słoneczny dzień.

A poza tym kto normalny pracuje w nocy? :)

888
Hahaha Robson, padłem :D Tu mnie masz, wszystko było sztuczne i narysowane ;)
ShookTea, faktycznie chodziło mi o uproszczenie, w sumie nie wiem jak miałbym to napisać czytelnie i jasno bez odnoszenia się do fizyki i niutonów :)

Co do zagadki, to cóż, chyba przyjdzie mi ją rozwiązać, chodzi o to, że gdzieś w którejś z wczesnych relacji tekst przedstawia zdarzenia które zaszły wcześniej, a jedno ze zdjęć pokazuje kolejność zdarzeń inaczej :)

889


CZĘŚĆ ÓSMA


-Scott! Ocknij się nareszcie! Udało ci się chłopie!
Pilot powoli dochodził do siebie, półprzytomnym wzrokiem wodził po cyferblatach zegarów. Stracił przytomność w momencie przyziemienia. Był pewien, że to koniec, silnik główny mimo pełnej mocy spowolnił opadanie jedynie do niecałych ośmiu metrów na sekundę. To że podwozie wytrzymało zakrawało na cud. EO II mimo pustych zbiorników ważyła przeszło trzysta ton. W każdym razie tyle ważyła by na Kerbinie, natomiast tu, na Eve, planecie o znacznie wyższej grawitacji było to pięćset ton z hakiem. Jego wzrok zatrzymał się na dwudziestu kontrolkach hydraulicznych nóg. Siedem lampek świeciło się na żółto.
- Ciekną hydrauliki Doodson, trzeba podnieść ciśnienie i wsunąć blokady. Dasz radę? Póki co czuję się nieco słabo.
- Jasna sprawa, odpoczywaj - Odpowiedział główny naukowiec misji. - Ale czekaj najpierw odciążymy nieco rakietę.
Scott przysunął się do panelu sterującego, włączył kontrolę dikaplerów bezużytecznych już systemów spadochronowych i odpalił odrzucanie. Rakietę przeszyło lekkie drżenie.


Chwilę później odpadły również boczne moduły spadochronowe.


Scott uruchomił systemy komunikacji radiowej i rozwinął panele słoneczne. Po nawiązaniu łączności z E.S. Jeden Kerbonauci usłyszeli stek wyzwisk za zbyt późne włączenie radia, a potem długi ciąg gratulacji. Jednocześnie dowiedzieli się, że na kurs deorbitacyjny wchodzi właśnie ich przyszły pojazd dalekiego zasięgu, ATE MB, co wykłada się tak; Amfibijno-Terenowa-Eviańska-Mobilna-Baza. Lądowanie przebiegało na systemie automatycznym, gdyż maszyna siadała bezzałogowo.


Po wejściu w atmosferę, prawie już pusty moduł transferowy został odłączony.


Lądownik odwrócił się i po zejściu nieco w bok z kursu lecącego bezwładnie "pchacza" przeszedł na silniki chemiczne.


Po chwili cztery silniki ryknęły pełną mocą stopniowo obniżając trajektorię lotu. Pułap osiemdziesiąt kilometrów.


Dwadzieścia kilometrów niżej ciężki pojazd otoczyły płomienie. Doszło też od odwrócenia zestawu, dzięki któremu większość udaru termicznego przyjmował na siebie system Skycrane. Co prawda kompozytowy pancerz ATE był w stanie znieść znacznie więcej, ale jednak lepiej dmuchać na zimne. Chociaż może nie nadzbyt zimne w tej chwili, trzeba sobie to szczerze powiedzieć.


Na pułapie czterdziestu kilometrów odpaliły spadochrony kierujące, obracając zestaw w prawidłowym kierunku.


Niedługo później wystrzeliły również spadochrony główne. W przeciwieństwie do rakiety, którą lądowali obaj Kerbonauci, tutaj hamowanie atmosferyczne przebiegało z ogromnym zapasem. Na dziesięciu kilometrach zestaw opadał z prędkością zaledwie dwunastu metrów na sekundę. Automat rozwinął podwozie.


Prędkość spadała. Gdy wszystkie spadochrony rozwinęły się jak należy, ATE opadał ze spacerową prędkością pięciu metrów na sekundę. Dwadzieścia metrów nad powierzchnią uruchomiły się silniki chemiczne dokonując dalszej redukcji prędkości. Gdy tylko czujniki zasygnalizowały kontakt z gruntem podwozie kołowe łazika opadło i odpalił dikapler odrzucający moduł lądowania.


Dym rozwiewał się powoli. W bezludnej jeszcze kabinie ożywały systemy. Sprężarki tłoczyły powietrze do wnętrza, klimatyzatory zaczęły pracować, w końcu zabłysnęły reflektory potężnej maszyny i pojazd w pełnej gotowości rozpoczął oczekiwanie na załogę.


Scott Kerman spojrzał na monitor nawigacyjny. ATE wylądował w odległości trzech i pół kilometra od rakiety. - Automat... - prychnął z niesmakiem. Doodson klepnął go w ramię. - Słuchaj, zrobię porządek z podwoziem i podskoczę po amfibię. Podwiozę się Koboldem! - Faktycznie zdalnie sterowany łazik, mimo uszkodzonego ładowania, był na chodzie. Kerbonauta zaczął zapinać skafander. Scott w tym czasie uruchomił mechanizm windy i ustawił wysięgnik na pozycję roboczą.



Drugi z Kerbonautów był gotów. Otworzył śluzę i ostrożnie wypełzł na drabinkę łączącą śluzę z kanciastą skrzynią windy.


Doodson rozejrzał się. Z wysokości trzydziestu metrów widok był niesamowity. Fioletowo szare skały, piaszczysty grunt, odległe szczyty masywu górskiego na którym powoli kładł się cień. Było już późne popołudnie. Lekki wietrzyk delikatnie kiwał windą.


Zajęczał silnik wciągarki i konstrukcja zaczęła zjazd w dół.


Ogrom rakiety EO II przytłaczał. Żadna agencja kosmiczna nie wysłała jeszcze nigdy czegoś tak ogromnego na inną planetę. W końcu winda dotknęła gruntu.


Doodson przystąpił do pracy. Podwozie rakiety składało się z dwudziestu hydraulicznych nóg. Zadanie polegało na sprawdzeniu każdej z nich. Na siłownikach niektórych widać było wyraźne smugi oleju wyciekającego z tłoków. Uderzenie o grunt podczas lądowania było zbyt mocne i kilka uszczelek wyraźnie nie zniosło impetu. Kerbonauta podszedł do jednej z cieknących nóg i sięgnął do zaworu obserwując ciśnieniomerz. Odkręcił pokrętło do oporu obserwując jak siłownik powoli się wysuwa na pełną długość zagłębiając się w grunt. Z pod uszczelki tryskał olej, ale to nic nie szkodzi. Doodson wcisnął stalowy trzpień w otwór blokady i zakręcił zawór. Teraz hydrauliczny płyn może sobie wyciec cały, nic nie szkodzi, bo noga została zablokowana. Przegląd wszystkich dwudziestu nóg trwał dłużej niż zakładał. Nie pomagała też Eviańska grawitacja, prawie dwukrotnie wyższa niż ta na Kerbinie. - Uff, trzeba się do tego przyzwyczaić - mruknął do siebie powłócząc nogami do kolejnego siłownika. Spojrzał na wskaźnik zapasu tlenu - półtorej godziny. Zużył dotychczas połowę. Dookoła powoli zapadał zmierzch. - Scott, słyszysz mnie? - zawołał do niewielkiego mikrofonu w hełmie.
- Jasne. Nogi w porządku? I co, chcesz jechać po amfibię jeszcze dziś?
- Wszystko sprawdzone i poblokowane. Tak, owszem, skoro już wyszedłem, to załatwię od razu wszystko.
- Widzisz że robi się ciemno, nie?
Doodson musiał przyznać, że z każdą minutą światła było coraz mniej. - Ale to tylko trzy kilometry, a Kobold i tak nie ma sprawnego ładowania, więc co za różnica? Przełącz mnie na S.E. Jeden.
Po chwili kliknęła łączność, zgłosił się radiowiec stacji - Taxi! - Zawołał Doodson. Po chwili usłyszał śmiech, a bezzałogowy łazik stojący nieopodal ożył i podjechał do Kerbonauty.


Kerman ujął w dłoń śrubokręt i zaczął odkręcać rurowe zabezpieczenie z przodu pojazdu. Pomyślał, że to jedyne, czego można się dobrze chwycić, więc postanowił zamontować rury z tyłu, by widzieć gdzie jedzie.


Na szczęście modułowa konstrukcja pozwalała wykonać szybką przeróbkę. Po dziesięciu minutach był gotów. Chwycił się mocno stalowych rur i powiedział. - Wehrgard jestem gotów. Zgaś reflektor, będę świecił lampami hełmu. Jedziemy?
- Nie podoba mi się ta noc Doodson. Nie wiem czy wystarczy prądu. Panel jeszcze odrobinę ładuje, ale to się może szybko zmienić.
- To tylko trzy kilometry! Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mieć to z głowy! Zresztą nasiedziałem się w tej kabinie prawie pół roku, więc może wreszcie ruszajmy?
Po chwili poczuł lekkie szarpnięcie, a do jego uszu dotarł jęk elektrycznych silników. Tu na Eve dźwięk rozchodził się wyśmienicie.


Kobold powoli oddalał się od rakiety. Operator delikatnie manewrując między skałami wiózł swojego pasażera w tą nietypową podróż. Po przejechaniu przeszło kilometra stan baterii zszedł prawie do połowy. Ładowanie było coraz słabsze. Nagle łazik zaczął podskakiwać na kolejnym podjeździe, osypisko! Drobne kamienie zaczęły wyskakiwać z pod kół. Doodson zacisnął dłonie na uchwytach, starając się za wszelką cenę utrzymać na łaziku. Kilkadziesiąt metrów dalej Kobold złapał twardszy grunt i pomknął nieco szybciej. Jednak problemem był stan baterii. Ta krótka walka kosztowała dużo więcej prądu niż jazda po spoistym terenie. - Doodson, bateria pada. - powiedział grobowym głosem operator łazika.
- Dobra, zatrzymaj to. Spróbuję z czymś pokombinować.
Kerbonauta zszedł na ziemię i podszedł do boku Kobolda. Niewielki panel słoneczny skierowany w górę dało się przecież przestawić. Ujął klucz i ustawił panel w kierunku zachodzącego słońca.


- Jak tam, ładuje?
- Hm, dobra robota, ładuje. Powoooli...
Po kilku minutach ładowania Doodson ponownie złapał drabinkę i łazik ponownie ruszył. Z każdą minutą bateria ponownie się rozładowywała, a słońce w końcu nieubłaganie schowało się za horyzontem. Zmrok zapadał bardzo szybko. Do celu pozostał przeszło kilometr. Łazik się zatrzymał - Doodson. To już koniec. Zaraz padnie radio. Do celu masz według moich danych 1200 metrów. Musisz tam dotrzeć na piechotę. Jak stoisz z tlenem?
Kerbonauta spojrzał w fosforyzującą tarczkę wskaźnika. - Mam tlenu na czterdzieści minut...


Dotarło do niego jak kretyńskim pomysłem była ta podróż w nocy. Przebycie kilometra w ciągu czasu który mu pozostał nie przedstawiało poważnych problemów na Kerbinie. Ale był na Eve, gdzie każdy krok kosztował go dwukrotnie więcej energii niż w domu. - Musi mi się udać, bez odbioru. - wyłączył radio i rozpoczął marsz.


Kilkadziesiąt metrów dalej zaczął coraz wyraźniej odczuwać potężną grawitację Eve. Temperatura również wzrastała. Klimatyzator skafandra nie był obliczony na długie marsze, a miał co robić, gdyż temperatura na zewnątrz przekraczała sto stopni. Powłócząc nogami Doodson szedł dalej. Kilka minut później zapaliła się czerwona dioda. Została mu jedna szósta zapasu powietrza. Trzydzieści minut życia. Starał się oddychać spokojnie, ale zupełnie mu to nie wychodziło. Wyraźnie słyszał własne dyszenie. Dotarł do szczytu kolejnego wzniesienia i zaczął schodzić w dół. Wokół zapadły zupełne ciemności. Minuta za minutą szedł krok za krokiem coraz bardziej wyczerpany. Czerwona dioda zaczęła mrugać. Piętnaście minut do wyczerpania zapasów powietrza. Dyszał coraz ciężej. Krople pary wodnej osiadały wewnątrz hełmu utrudniając obserwacje. Klimatyzator skafandra nie nadążał obniżać temperatury, więc robiło się coraz goręcej. Tu, na Eve temperatura w nocy prawie nie spadała.


W pewnym momencie Doodson zatrzymał się z trudnością łapiąc oddech. Miał wrażenie, że dostrzega daleko przed sobą smugę światła. To musiała być amfibia!


Zebrał w sobie resztki sił i ruszył szybciej. Słyszał wyraźnie łomot własnego serca. Bip! czujnik ciśnienia w butli przesunął się na zero. Do diabła, przecież muszą dawać jakąś rezerwę! Widział już sześć reflektorów pojazdu w odległości kilkudziesięciu metrów od siebie. Chwilę później dotarł do drabinki i resztkami sił chwycił się drabinki wciągając się mozolnie do zapraszającej paszczy śluzy.


Przed oczami widział wirujące mroczki, płuca wołały o tlen, którego właściwie już nie było. Nogi miał jak z ołowiu. Ostatkiem sił pociągnął za dźwignie zamykającą śluzę i oparł się o ścianę.


Sprężarki amfibii ruszyły odsysając zabójczą atmosferę. Gdy tylko ciśnienie spadło w pobliże zera Doodson usłyszał świst powietrza. To tlen wypełniał niewielką komorę. Zanim jeszcze wskazówka ciśnienia dotarła do jedynki, sięgnął do hełmu, wyszarpnął przewody powietrza i wciągnął do płuc wielkimi haustami ożywczy gaz. Złapał za wajchę i otworzył śluzę wewnętrzną.


Po chwili zrzucił z siebie skafander i wszedł do jasnego wnętrza łazika. Powoli zaczął dochodzić do siebie.


Kilka minut później, gdy już trochę odsapnął, uruchomił radiostację i poinformował kolegów, że dotarł do ATE'a


Nasłuchał się przekleństw i musiał przyznać, że to co zrobił to była skrajna głupota. A wystarczyło poczekać do poranka. Wówczas Kobold miałby ładowanie i mógłby go podwieźć z kilkoma przystankami praktycznie do celu. Najważniejsze, że się jednak udało. Doodson otworzył drzwi do łazienki i nieco się umył. ATE niestety nie posiada prysznica. Po umyciu twarzy i zębów podszedł do ściany głównego pomieszczenia amfibii i wcisnął niewielki guzik. Łóżko powoli opadło. Z braku miejsca konstruktorzy Kadaf Industries zdecydowali się na umieszczenie opuszczanych łóżek w ścianach.


Wreszcie coś o czym marzył od miesięcy. Mimo przytłaczającej grawitacji, miękki materac nadawał się do snu dużo lepiej, niż śpiwór wiszący w kabinie EO II podczas lotu przez kosmos.


Doodson pogasił wszystkie światła i położył się spać. W końcu cisza i spokój po wyczerpującym dniu.





Kolejna część niebawem




Jeszcze raz dzięki Ryan za pomoc w znalezieniu rozwiązania palącego problemu zdejmowania hełmów :D
An21, jestem daleki od grzebania w configach silników, wszystko jest jak na stocku. Nie, póki co nikt nie zgadł gdzie jest błąd, dotyczy on ogólnie zdjęć :)
















890
Szukam modyfikacji / Odp: Mod na zdejmowanie hełmów w EVA
« dnia: Wto, 09 Wrz 2014, 17:23:51 »
z tą przezroczystą teksturą jest problem, bo to nie tylko tekstura, ale też bumpmapa, reflex shadery i inne. nawet nie wiem od czego miałbym zacząć żeby uzyskać całkowicie przezroczysty hełm.


ALE ZA TO...


RYAN! JESTEŚ PIER@&%#@*NYM GENIUSZEM !!!

HyperEdit faktycznie ma opcję włączania tlenu na dowolnym obiekcie :D :D :D

Normalnie rozwiązałeś ogromny problem, puszczam ci lekką ręką pięć punktów repa, bo to co zasugerowałeś jest genialne w swojej prostocie! Dzięki ogromne :D

891
Dzięki za miłe słowa :) Niestety dotarłem do momentu, kiedy zdejmowanie hełmów staje się niezbędne, bo nie po to robiłem wnętrza, by łazić po nich w hełmach. A kompletnie nie mam pojęcia, jak ten problem rozwiązać. Nie wiem jak znaleźć w grze hełmy i jak je z niej usunąć, więc póki nie uda mi się tego problemu rozwiązać, to cóż, misja będzie miała chwilowy zastój. Problem opisałem zresztą tutaj:

Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ

Ma ktoś pomysł na rozwiązanie?

892
Szukam modyfikacji / Odp: Mod na zdejmowanie hełmów w EVA
« dnia: Wto, 09 Wrz 2014, 08:33:27 »
Piszę w tym wątku, żeby nie zaśmiecać. Ma ktoś pomysł jak za pomocą texture replacera wymusić zdejmowanie hełmów? Bo jest tam fragment configa, który umożliwia założenie hełmów nawet na Kerbinie:


  // Spawn a Kerbal on EVA in his/her IVA suit without helmet and jetpack when
  // in breathable atmosphere (oxygen + sufficent pressure).
  isAtmSuitEnabled = true

Zamienienie true na false zakłada hełm. Ale jak do diabła wymusić, by hełm był zdjęty WSZĘDZIE? Bo póki co jedyna opcja jaką widzę, to wybitnie upierdliwa robota z hyper editem polegająca na tym że:
1. Odpalenie kerbala na kerbinie, kiedy to nie ma hełmu.
2. Przeniesienie go hypereditem na orbitę.
3. Przeniesienie na orbitę innej planety.
4. Przeniesienie go z orbity na powierzchnię
5. W żadnym wypadku nie używanie [ ] bo wówczas hełm założy się z powrotem.
6. W żadnym wypadku nie używanie F5 i F9.

To jest tak MEGA upierdliwe, że aż się odechciewa robić relację, a niestety jestem w fazie, kiedy to zdejmowanie hełmów staje się koniecznością co chwilę w mojej misji na Eve.

Więc co, ma ktoś jakiś pomysł jak tego hypera ominąć?

[Post scalony: Wto, 09 Wrz 2014, 08:56:26]
Przychodzi mi do głowy jeszcze opcja, by coś pogrzebać w configach tak, by również na Eve był tlen w atmo. Może wtedy replacer da się oszukać. Ale jak to zrobić również nie mam pojęcia.

893
1. Lądowanie precyzyjne najlepiej wykonać za pomocą "manewru" oraz możliwie pionowego opadania. Najskuteczniej będzie, jeżeli masz wystarczającą moc silników i ilość paliwa, by na przykład nad Munem móc szybko zejść z orbitowania na pułapie około 30 km do pionowego zejścia, gdy zaczniesz schodzić niemal w pionie (niebieska linia powinna wskazywać cel "upadku" niedaleko celu lądowania) to ustaw sobie manewr i ustaw go tak, by praktycznie przecinał cel. Gdy już będziesz bardzo blisko zredukuj opadanie do zera i ewentualnie manewruj na boki. Oczywiście wszystko z ustawionym celem "set as target" danego obiektu, żebyś miał znaczniki.

2. Inklinację najlepiej wyrabiać na raty, nie zawsze da się do zrobić za jednym podejściem. Im bliżej kąta 90 stopni względem ruchu postępowego, tym szybciej inklinacja będzie się zmieniać, pokombinuj. Każdą inklinacje można modyfikować w dwóch punktach wskazujących stopień przechyłu względem celu (o ile dasz go na set target). Warto odpalać silniki w tym z dwóch punktów, w którym poruszasz się wolniej.

894
Aktualności / Re: KSP 0.25
« dnia: Sob, 06 Wrz 2014, 15:49:50 »
No, miałeś co tłumaczyć tym razem:) Świetna robota, chyba każdemu wygodniej to czytać w ojczystym języku.
Jakkolwiek treść nie zdradza niczego, ot bla bla bla. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu rzucą więcej. Muszę powiedzieć, że powoli zaczynam zmieniać zdanie o Squadzie. Wzięli się do roboty, chociaż nie dzielmy skóry na niedźwiedziu.

895


CZĘŚĆ SIÓDMA


Trzy statki kosmiczne powoli zbliżały się do planety Eve. W skład tej niewielkiej floty wchodziła przyszła baza, zaawansowany pojazd wodno-lądowy, oraz zmodyfikowana rakieta nośna Easy Orbit II stanowiąca przyszły moduł startowy. W tej ostatniej zaskrzeczał głośnik systemu komunikacji średniego zasięgu - No to przegraliśmy wyścig Scott. Amfibia wejdzie na orbitę pierwsza. Do diabła, wyprzedził nas bezzałogowy automat, haha.
- Ale zaraz za nim wchodzimy my Nedman, przegrałeś z kretesem - odezwał się ze śmiechem pilot rakiety startowej.
Mimo, że wszystkie trzy jednostki opuściły orbitę Kerbinu w kilkunastominutowych odstępach czasu, to po przeszło czterech miesiącach podróży te mikroskopijne różnice w manewrach spowodowały wydatne różnice w czasie dotarcia do celu. Za cztery godziny amfibia przejdzie nad atmosferą Eve zamykając orbitę, dziesięć godzin później zrobi to EO II, a na szarym końcu, całe cztery dni później dotrze do fioletowej planety przyszła baza. Automatyczny system lądownika amfibii wykonał ostatnie korekty kursowe ustawiając przejście na wysokości siedemdziesięciu pięciu kilometrów.


Cztery godziny później zaawansowany pojazd wbił się w atmosferę. Hamowanie atmosferyczne okazało się jednak nie być wystarczające na takim pułapie i komputer uruchomił silniki atomowe w celu domknięcia orbity.


Manewr powiódł się prawidłowo, pomimo sporego wydatku paliwa zbiorniki maszyny nadal wyglądały nieźle. W przeciwieństwie do zbiorników rakiety startowej, która ze względu na swoją wagę i nieoszczędne silniki chemiczne zużywała setki galonów nafty w ciągu każdej sekundy pracy. Scott Kerman dokonał poprawki kursowej ustawiając przelot dziesięć kilometrów niżej. Kilka godzin później zamknął panele słoneczne i rakieta wbiła się w gęstą atmosferę Eve.
- Zapnij pasy Doodson, trochę nami zatrzęsie - zakomenderował pilot. - Jak inklinacja? - zapytał drugi kerbonauta.
- Paskudnie, później to załatamy.
Kadłub zaczęły przeszywać lekkie drgania, a chwilę później w niewielkich iluminatorach pojawiły się płomienie. Przeciążenie zaczęło gwałtownie wzrastać, trzy, pięć, w końcu siedem G. Doodson poprzez ryk dochodzący zza ścian usłyszał krzyk pilota
- Do diabła, zaczyna nas obracać! Trzymaj się!
Pomimo ciężkiej rufy gęsta atmosfera działająca z gigantyczną siłą na każdą powierzchnię rakiety wywołała stopniowy obrót kolosa. Doodson miał wrażenie że ślepnie, obraz przed oczami rozmywał się. Do huku ognia nagle doszedł inny, poczuł, że Scott uruchomił silniki. - Jak nas postawi bokiem, to pozamiatane!! Za nisko przechodzimy!! - wrzasnął pilot. W istocie ogromna powierzchnia boczna rakiety zadziałała by jak żagiel. Scott Kerman uruchomił więc silniki licząc, że dzięki potwornej mocy sześciu potężnych silników głównych i wektorowaniu ciągu zdoła utrzymać rakietę rufą naprzód. Ruch obrotowy udało mu się w końcu powstrzymać, po chwili minęli peryapsę na zaledwie 62 kilometrach. Z każdą kolejną sekundą przeciążenie spadało, a trzy minuty później olbrzymi kadłub wyrwał się ponad atmosferę. Scott, mimo sporego doświadczenia nigdy nie przeżył nic tak potwornego. Nawet zakończone katastrofą statku Kerbin's Phantom lądowanie nie było tak koszmarne. Tam były kapsuły ewakuacyjne, ryzyko było przewidziane, ratunek mógł przyjść w ciągu kilku godzin. Ale nie na Eve. Tutaj każdy błąd musiał zakończyć się śmiercią. Otarł pot zalewający mu oczy i spojrzał na monitor nawigacyjny. Apoapsa ustawiła się na czterech tysiącach kilometrów, inklinacja względem równika wynosiła przeszło czterdzieści stopni. Tragedia! Spojrzał na twarz kolegi, była biała jak papier. - Doodson, mamy orbitę... Myślę, że najgorsze już za nami.
Kilka godzin później, gdy osiągnięto apoapsę pilot uruchomił silniki, by podnieść najniższy punkt orbity ponad zabójczą atmosferę. Załoga nawiązała też ponowny kontakt z E.S. Jeden. po kolejnym okrążeniu fioletowego giganta Scott ustawił manewr wyrównania inklinacji. Trudno mu było uwierzyć w wynik. Prawie dwa tysiące metrów na sekundę do wyrobienia. Nie było jednak innej drogi. Po osiągnięciu pozycji uruchomił silniki nerwowo spoglądając na zużycie paliwa. Zmodyfikowana rakieta nośna Easy Orbit II nie posiadała żadnego modułu pchającego. Całość operacji od opuszczenia orbity Kerbinu wykonywała na paliwie własnym. Trzydzieści tysięcy galonów. Niby ogromna ilość, ale też rakieta ważyła nie dziesiątki, ale setki ton, a silniki były ekstremalnie mocne, ale też bardzo nieoszczędne. Po wykonaniu manewru wyrównania inklinacji, oraz ustawieniu orbity o parametrach sto pięćdziesiąt na trzysta kilometrów w zbiornikach paliwa zostało raptem trzy tysiące pięćset galonów. Na ciemnozielonym wskaźniku fosforyzująca strzałka niemal opierała się o zero. Rozpoczęła się nerwowa dyskusja między wszystkim co znajdowało się na orbicie. - E.S. Jeden, ile macie paliwa na pokładzie?
- Tysiąc czterysta... Zejście do was i zadokowanie zeżre z pięćset. Czarno to widzę Scott, bo zostanie dla was pięćset galonów. Zgaduję, że to was nie urządza.
- Dupa. Pięćset galonów zżeramy w trzy sekundy... - Scott przełączy się nał kanał bazy kosmicznej, oddalonej o trzy dni drogi.
- Nedman, a ty jak stoisz?
- U mnie opór, chłopcy, tyle że tu wszystko na dikaplerach. Nie mam żadnych doków.
- Longtop? - Po chwili odezwał się głos nawigatora GreyHounda - Longtop zbiera kamienie na Gilly, ale muszę wam powiedzieć, że u nas też słabo. Chłopaki z E.S. Jeden muszą na czymś wrócić na Kerbin tym naszym pudłem.
Problem był bardzo poważny. Dostawa paliwa z Kerbinu nie wchodziła w grę, chyba że czekali by na orbicie wiele miesięcy. Tankowanie było po prostu niemożliwe. Trzy tysiące pięćset, to po prostu musiało wystarczyć. Dobę później Scott przystąpił do przygotowań do lądowania. Pierwsze zadanie polegało na oddokowaniu z nosa EO II zasobnika z zapasami dla stacji kosmicznej, oraz ciężką sondą badawczą. Przy okazji Scott sprawdził stan mechanizmów i poszycia rakiety.


Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku.


Pierwotnie zakładano zadokowanie do E.S Jeden, jednak tragiczny stan paliwa spowodował, że zasobnik napędzany silnikiem sondy będzie musiał do stacji dotrzeć o własnych siłach. Moduł powoli odleciał w pustkę.


Planowane lądowanie przedstawiało sobą ogromne wyzwanie, na które nałożyło się kilka czynników. Przede wszystkim najpoważniejszą rzeczą był brak paliwa, co spowodowało, że plan wyhamowania jeszcze w kosmosie i możliwie pionowe zejście na powierzchnie było wykluczone. A drugą sprawą było lądowanie w ściśle określonym punkcie. Kamery Kobolda jasno przekazywały, że równy teren znaleziony przez łazik rozciągał się na zaledwie kilkaset metrów. Ostatnim problemem była po prostu ogromna masa rakiety. Mimo zużycia prawie całego paliwa maszyna ważyła przeszło trzysta ton. Komputer nawigacyjny analizował dane przesłane z centrum Kadaf Industries. Komputery centrum były znacznie mocniejsze, więc zrobiono wszystko, by ułatwić lądowanie. Całość paliwa pozostałego w rakiecie przepompowano do zbiornika centralnego. Do lądowania będą musiały wystarczyć cztery z sześciu silników. Celem takiego zabiegu było wykluczenie nagłego wyłączenia się silników bocznych, oraz przedłużenie czasu pracy silników centralnych. Punkt manewrowy został ustawiony. Scott Kerman zacisnął zęby i spojrzał na kolegę - Gotowy? - Doodson kiwnął głową. Trzydzieści sekund później silniki EO II ożyły rozpoczynając deorbitację.


Pilot ustawił transponder Kobolda jako cel i skupił wzrok na brązowo niebieskiej kuli NavBall'a - Doodson, podawaj stan paliwa.
- Tak jest! Dwa dziewięćset!
Po chwili silnik zamarł, a rakieta powoli obniżała pułap po niezwykle płaskiej trajektorii. Jedynej jaka była możliwa przy tej ilości materiałów pędnych. Pułap spadał, dziewięćdziesiąt, osiemdziesiąt, siedemdziesiąt kilometrów. W końcu kadłub ponownie zaczęły lizać płomienie, a przeciążenie ustawicznie wzrastało.


Scott zaczynał się pocić, na jego ciało działało coraz większe przeciążenie. Kadłub zaczął drżeć, a ogłuszający ryk płomieni wbijał się w bębenki uszu. Lecieli za szybko, korekta! Silniki ponownie ruszyły.


- Dwa czterysta! Dwa dwieście! - Rakieta spalała paliwo po prostu błyskawicznie. Silniki zamilkły, Chwilę później szarpnięcie, to wystrzeliły cztery spadochrony kierujące.


Pilot zaciskał zęby, pot zalewał mu oczy. Wskaźnik celu zaczął minimalnie przesuwać się w bok. - Korekta!! - Szarpnął przepustnicą jednocześnie starając się wychylić rakietę by delikatnie zmienić kurs. - Dwa sto! Tysiąc dziewięćset!! - Dochodził do niego krzyk Doodsona.


Ponownie wyłączył silniki, odchylenie zostało zneutralizowane. Kadłub drżał jak w febrze, chociaż płomienie za oknem zaczynały stopniowo znikać.


Chwilę później rozległa się seria szarpnięć, to spadochrony główne odpalały jeden po drugim. Rakieta przechodziła do coraz bardziej pionowego opadania, prędkość sto trzydzieści. Scott otarł pot drżącą ręką, wyglądało na to, że schodzą idealnie.


Kolejne szarpnięcia. Spadochrony otwierały się w pełni, prędkość spadała skokami, siedemdziesiąt, pięćdziesiąt, w końcu trzydzieści metrów na sekundę. W końcu w ekranach z kamer rufowych pojawił się ostry trójkąt światła padającego z reflektora Kobolda.


Prędkość ustabilizowała się na poziomie czternastu metrów na sekundę. To za dużo dla delikatnego podwozia. Scott zerknął na wskaźnik paliwa, nieco powyżej tysiąc osiemset. Wiedział, że zbyt późne uruchomienie silników spowoduje przyrżnięcie w grunt ze zbyt dużą prędkością, a zbyt wczesne doprowadzi do tego, że paliwo po prostu się skończy zanim dotkną powierzchni i skutki będą jeszcze gorsze. Pomyłka nie wchodziła w grę. Gdy dalmierz wskazał czterdzieści metrów od powierzchni przesunął manetkę ciągu do oporu.


Prędkość powoli spadała. Dwanaście, dziesięć, dziewięć metrów na sekundę. - Tysiąc dwieście! Tysiąc! - krzyczał Doodson - Osiemset! Sześćset pięćdziesiąt! Pięćset! - Scott zacisnął powieki. Głos kolegi wydawał się dochodzić z coraz większej odległości. Czy naprawdę lądował właśnie na Eve? Miał wrażenie że odpływa, chociaż dalej słyszał krzyk Doodsona - Trzysta dwadzieścia! Dwieście!
Z oddali dobiegł nagły huk i łomot. Cała kabina zatrzęsła się jak uderzona gigantycznym młotem. Scott odruchowo przesunął manetkę przepustnicy na zero, po czym zemdlał.


Pierwsze w historii podboju kosmosu załogowe lądowanie na planecie Eve zostało wykonane. W zbiornikach zostało sto dwadzieścia galonów paliwa z trzydziestu tysięcy stanu początkowego. Ogromny kadłub spoczął w odległości stu czterdziestu metrów od zdalnie sterowanego łazika będącego celem lądowania.




Kolejna część niebawem!



PS. To było najbardziej piekielne lądowanie, jakie kiedykolwiek wykonywałem. A co do znalezionego błędu, faktycznie! Pomyliłem peryapsę z apoapsą, aczkolwiek to nie jest ten błąd, o którym wiem. Dzięki za znalezienie :)

896
 MrZjadacz, faktycznie staram się ukrywać totalne szczegóły a to maskując innymi częściami (szpary w górnych rogach kabin GreyHounda załatane zbiorniczkami RCS, zawias otwierania klapy zewnętrznej śluzy zamocowany nie do "karoserii" a do Reaction Wheel'a i co nieco sztuczek montażowych z proceduralnymi skrzydłami, do zabawy z którymi gorąco wszystkich zachęcam. Chociaż przyznaję, wymagają sporo cierpliwości, bo lepienie z nich na początku do przyjemności nie należy. Precyzja jest absolutnie kluczowa, bo najmniejsze nieplanowane przesunięcie części do której chcemy zamontować kolejne i kolejne części skutkuje reakcją łańcuchową, kiedy w pewnym momencie już nic nie pasuje do niczego. Dobrze więc wykorzystywać stare poczciwe belki do konstrukcji szkieletu.

 Drangir, dzięki :) A jeden błąd jest, chociaż nie w tekście. Ciekawe, czy ktoś go wychwyci :D

Jutro zabieram się za kolejną, chyba najtrudniejszą część - lądowanie.
Za komentarze bardzo wam dziękuję :)

897
 Tak się zastanawiam, czy w ogóle jesteście zainteresowani tym, co się dzieje dalej. Miałem w planie napisać następną część dość szybko, ale ta całkowita cisza w komentarzach nie brzmi zbyt optymistycznie. Wiecie, to jest tak, każdy AAR czy inna relacja na forum jest napędzana tylko jednym. Komentarzami właśnie. To takie jakby paliwo, dzięki któremu chce się poświęcać kilka godzin na napisanie, kilka godzin na loty i pstrykanie fotek, oraz czasami kilkadziesiąt godzin, na konstruowanie. GreyHound powstawał przez dwa dni, wszystkie operacje w kosmosie, to kolejny dzień pracy. Napisanie relacji w formie opowiadanka, to kolejne godziny. A tu... cisza. Więc sam nie wiem, to jest tak słabe, tak nudne, tak brzydkie? Może tylko mi się wydaje, że nie jest. No ale konfrontacja z forumową rzeczywistością zdaje się pokazywać coś przeciwnego.

Ale jeżeli jakimś cudem, się wam to co robię podoba, to piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie. Co wam się podoba, co wam się nie podoba, co byście zrobili inaczej, co byście zasugerowali by się pojawiło. Pamiętajcie, komentarze to paliwo dla dowolnej relacji na forum.

898
Aktualności / Re: KSP 0.25
« dnia: Śro, 03 Wrz 2014, 15:14:58 »
Nie. Żaden z tych większych modułów nie jest ładownią. Nie wiem natomiast czym jest ten trzeci mniejszy z żółtą obwódką. Może zbiornik RCS.

899
Aktualności / Re: KSP 0.25
« dnia: Wto, 02 Wrz 2014, 17:06:54 »
Pierwszy maja to nawet w Meksyku Święto Pracy. Dlatego posługując się moją łamaną angielszczyzną rozumiem to jako idiom, który moim zdaniem należy rozumieć, że zasuwają jakby mieli święto pracy. Dwieście procent normy i te sprawy.

900


CZĘŚĆ SZÓSTA


- Gredfur, pobudka! Spójrz przez okno!
Nawigator statku kosmicznego GreyHound powoli otworzył oczy. Śnił mu się wspaniały sen, w którym lewitował pomiędzy drzewami we własnym ogrodzie. Rzeczywistość przedstawiała się z goła inaczej. Lewitowanie faktycznie było codziennością, ale jakiekolwiek drzewo widział ostatnio cztery miesiące temu.


Odpiął się od pasów łóżka utrzymujących go w jednej pozycji i chwytając się ścian i uchwytów poszybował w kierunku szklanej tafli stanowiącej wycinek jego kajuty.


W oddali na tle rozgwieżdżonej czerni kosmosu majaczyła niewielka ciemna kula. Cel podróży. Eve.


- Ile do peryapsy?
- Siedem godzin dwanaście minut. Ale E.S. Jeden zaraz wejdzie w zasięg, więc bądź tak dobry i rozłóż antenę główną Gredfur - Poprosił dowódca siedzący bez znużenia, oraz właściwie bez sensu na fotelu pilota. Silniki pracowały ostatnio cztery dni temu dokonując korekty kursowej.



Nawigator, pełniący też funkcję radiooperatora przełączył system z pasywnego skanowania przeciwmeteorytowego na radiowy. Cichy jęk silnika elektrycznego i pomarańczowa dioda poinformowały go, że anteny główne zostały rozwinięte.


- GreyHound do S.E. Jeden, jak mnie słyszysz?
- Głośno i wyraźnie! Witamy nad Eve naszych zmienników, szampan już się chłodzi! - odpowiedział szczęśliwy głos dowódcy stacji kosmicznej. Pół godziny później pogaduszki o tym i owym trzeba było zakończyć kontakt został przerwany, stacja zniknęła za horyzontem. Brak stałego kontaktu radiowego to problem, który niebawem zostanie rozwiązany przez wyposażenie GreyHounda. Tymczasem statek szybko zbliżał się do fioletowej planety.


Załoga zaplanowała przejście na 69 kilometrach, co pozwoli zamknąć orbitę bez używania silników głównych. Hamowanie atmosferyczne to wielka zaleta Eve. I jak się dobrze zastanowić, to właściwie jedyna. - Przypnij się Gredfur, będzie gorąco - zakomenderował Longtop Kerman. Po zwinięciu anten i baterii słonecznych szary statek wbił się w atmosferę. Po chwili kompozytowy kadłub zaczęły lizać płomienie.


Temperatura powoli wzrastała i pojawiło się coś, z czym obaj Kerbonauci nie mieli do czynienia od bardzo dawna - pozorna grawitacja wywołana szybkim spadkiem prędkości. W ciągu czterech minut wyhamowano o prawie tysiąc metrów na sekundę, czyli trzy tysiące sześćset kilometrów na godzinę! Gredfur współczuł kapitanowi. Rozsądnie zasiadł na fotelu operatora systemów dźwigowych, tyłem do kierunku lotu, a i tak miał wrażenie, że przeciążenie za chwilę urwie mu głowę. Longtop jednak siedział dokładnie w kierunku lotu i faktycznie zaciskał zęby próbując powstrzymać skowyt bólu. Pasy niezwykle boleśnie wpijały mu się w klatkę piersiową. Sześć G po czterech miesiącach braku grawitacji nie były przyjemnym doznaniem.


Chwilę później przeciążenie i drgania kadłuba zaczęły się stopniowo zmniejszać, GreyHound minął punkt krytyczny i zaczął się wznosić. Po trzech minutach ponownie wyrwał się z gęstej atmosfery planety. Dwie godziny później statek osiągnął peryapse. Nigdy więcej takich hamowań, pomyślał Dowódca i uruchomił silniki główne stopniowo podnosząc peryapsę ponad gęstą atmosferę Eve, oraz ustawiając zerową inklinację względem stacji E.S. Jeden.


Po kolejnym przejściu nad fioletowym olbrzymem i zjedzeniu skromnego posiłku z tubki Longtop zdecydował się na zrobienie sobie krótkiej przerwy.



- Gredfur, odłączaj satelity, idę chwilę odpocząć. Z łaski swojej spróbuj nie powybijać nam szyb.
- Ale nie mamy kołowej orbity, tylko elipsę!
- Przecież mają własne silniki prawda? Same się ustawią. Wykonać.
Faktycznie każdy z czterech satelitów przekaźnikowych, których celem było zapewnienie możliwie stałego kontaktu między stacją orbitalną a powierzchnią planety posiadała rzadko stosowany przez Kadaf Industries napęd jonowy. Gredfur włączył konsolę obsługi mechanicznych ramion dźwigów i złapał w dłonie dżojstiki sterujące.


Precyzyjnie manewrując elektrycznymi silnikami zbliżył okrągły talerz elektromagnesu do pierwszej satelity. Włączył go i pstryknął wyłącznik doku. Niewielka maszynka natychmiast przykleiła się do niego.


Po skierowaniu w otwartą przestrzeń Gredfur wyłączył talerz i delikatnie pchnął satelitę w pustkę.



Szybko przełączył się na system zdalnej obsługi przekaźnika i otworzył jego baterie słoneczne.


Czas na satelitę numer dwa. Operacja wyglądała identycznie.



Po kilku minutach wszystkie cztery maszynki zostały odłączone i uruchomione.


W ramach testów Kerbonauta uruchomił na chwilę silnik jonowy jednej z nich. Tu, dużo bliżej macierzystej gwiazdy panele słoneczne pracowały znacznie wydajniej, zapewniając pojedynczemu silnikowi ilość prądu wystarczającą do działania na pełnej mocy.


- Gotowe, satelity poza statkiem!
- Okey Gredfur, oblicz trajektorię wejścia nad Gilly, daj znać jak skończysz.
Nawigator złapał się uchwytów i poszybował na dziób GreyHounda.


Kilka minut później obliczenia zostały zakończone. Trzeba było mocno zmienić inklinację, bo asteroida Gilly po awansowaniu na dumną pozycję bycia jedynym księżycem Eve ani myślała robić to w płaszczyźnie równikowej. Longtop zasiadł za stery i uruchomił silniki oddalając się nieco od narybku satelitów przekaźnikowych.


Po wykonaniu kilku paliwożernych manewrów, kilkadziesiąt godzin później, statek kosmiczny zaczął zamykać orbitę nad celem.


Gdy tylko orbita została zamknięta i mniej więcej wyrównana na pułapie dwudziestu kilometrów nad celem, nawigator zawołał zaskoczony - Longtop, widzisz to? Orbitujemy z prędkością 22 m/s! Nigdy nie leciałem wokół niczego tak wolno!


Gilly stanowił nieforemną bryłę wyraźnie świadczącą o jego historii bycia dawno temu krążącą po układzie kerbolskim asteroidą.


Longtop odpiął się z pasów i spłynął powoli na rufę statku. - Okey, nie dotykaj manetek silników. Żebyś mi tu był jak wrócę!


Po kilku minutach walki z ciężkim skafandrem dowódca GreyHounda otworzył śluzę wewnętrzną i wsunął się do środka.


Śluza wewnętrzna została zamknięta. Pneumatyczne pompy zaczęły odsysać powietrze z niewielkiej przestrzeni. Zapasy cennego gazu nie były tak duże, by móc sobie pozwolić na jego bezmyślną utratę.


Po chwili z sykiem otworzyła się pokrywa zamykająca śluzę.


Longtop Kerman uruchomił niewielkie silniczki plecaka odrzutowego i wyleciał ze statku udając się w kierunku rufy. Tam właśnie znajdował się niewielki lądownik, którego celem było pobranie próbek gruntu z Gilly.


Po wejściu na pokład i wyrównaniu ciśnień, dowódca GreyHounda złapał za stery i oddokował od macierzystego statku posługując się niewielkimi dyszami systemu RCS.


Odwrócił pojazd, rozłożył panele i uruchomił silniki jonowe. To na nich właśnie odbędzie się lądowanie.


Mikroskopijna grawitacja Gilly powodowała, że wszystko odbywało się niezwykle powoli. Dwa silniki jonowe to było zdecydowanie więcej, niż było potrzeba do lądowania na tym nieprzyjaznym gruncie. Jednak zawsze lepiej mieć mocy za dużo, niż za mało. Lądownik powoli opadał.



W końcu metalowe nogi zetknęły się z gruntem. Kilka minut później Longtop Kerman otworzył klapę lądownika i powoli opadł na grunt. Było to pierwsze załogowe lądowanie na tym obiekcie w historii podboju kosmosu. Kerbonauta nie mógł się powstrzymać i pomimo sporej niechęci właściciela Kadaf Industries do tego typu akcji, postanowił wbić w grunt flagę znajdującą się na wyposażeniu lądownika.


Następne godziny spędził na pobieraniu próbek i odłupywaniu kawałków skał leżących wszędzie dookoła.


GreyHound powoli krążył ponad Gilly, a pozostałe statki kosmiczne, które dzielnej załodze faktycznie udało się wyprzedzić, właśnie wchodziły w SOI Eve.



Kolejna część niebawem!










Strony: 1 ... 58 59 [60] 61 62 ... 107