Najnowszy samolot z wytwórni Kadaf Industries również okazał się być transportowcem, ale całkowicie odmiennego typu. K-100 schodził powoli poniżej warstwy chmur na biegunie północnym.
Dwuosobowa załoga od kilku godzin przepatrywała horyzont spoglądając od czasu do czasu na ekrany kamer termowizyjnych. Gdzieś tam w dole znajdował się rozbitek zagubiony i przerażony na nieskończonych połaciach lodowej pustyni. W pewnym momencie młodszy kerbal podskoczył na fotelu i krzyknął - Jest, jest! Mam go na termowizji! Odległość trzy kilometry!
Starszy kerbal ujął mocniej stery i skierował nos w kierunku słabej sygnatury termicznej wskazywanej przez ekrany.
Ostrożnie zdjął moc z przepustnicy pozwalając stopniowo zejść maszynie w dół by dokładnie przyjrzeć się celowi. Trzeba było upewnić się czy to faktycznie nieszczęśnik zamarzający w biegunowym mrozie, gdyż pomyłka nie wchodziła w grę. Za kabiną i zbiornikami paliwa znajdowała się w ładowni tylko jedna skrzynia którą zamierzali zrzucić. Lądowanie było zbyt ryzykowne.
- Widzę go! Macha do nas! Cały i zdrów! - krzyknął podniecony młodszy załogant wskazując pilotowi palcem punkt na tle bieli bezkresnych śniegów. Po przeleceniu nad rozbitkiem starszy kerbal wprowadził K-100 w delikatny skręt na pułapie trzystu metrów. Teraz i on zobaczył niewielką sylwetkę podskakującą i wymachującą rękami. - Oj, nie każdy miał tyle szczęścia - pomyślał. Wielu dawnych badaczy straciło życie badając mroźny biegun. Życie i nie tylko życie!
- Jak myślisz? Wygląda na osobę wierzącą? - zapytał młodszego.
- Tak mi się wydaje, w pomoc wierzy na pewno! - odpowiedział drugi załogant.
- Okey, otwieraj ładownię, robię nawrót. - zakomenderował starszy. Po chwili doszedł go jęk silników elektrycznych rozsuwających ogon.
Na obszernym pulpicie zapaliły się diody sygnalizujące pełne otwarcie. Zielenią zabłysnęła również kontrolka systemu wyrzutowego.
- Masz go na kamerach? Podawaj odległość, schodzę na sto metrów!
- Tysiąc trzysta, tysiąc dwieście, tysiąc sto... - powoli odliczał młodszy. Silniki niemal ucichły pracując na niskich obrotach, ale trzeba było uważać, bo precyzyjny zrzut wymaga dokładności. Pilot lekko dodał gazu. Gdy tylko usłyszał, że znajdują się sto metrów od celu krzyknął. - Odpalaj dikapler!
Samolot przeszył dreszcz i lekkie szarpnięcie. Niemal jednotonowy kloc opuścił ładownie wyciągany systemem spadochronowym.
Tajemnicze pudło zaczęło powoli opadać w kierunku powierzchni.
- Jak idzie?! Dobrze opada?
- Doskonale! Niemal dokładnie nad celem!
Werenhar Kerman nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. Gdy jego telefon satelitarny zamarzł, był pewien, że pomoc już nie nadejdzie. Jednak wiara czyni cuda. Z nieba spokojnie spływało kiwając się w lekkich podmuchach wiatru spore pudło, a szum silników odrzutowych sporego transportowca koił uszy. - Dzięękiii!!! - krzyknął, mimo że wiedział, że dzielni piloci nie mogą go usłyszeć.
Gdy tylko skrzynia z ładunkiem dotknęła gruntu puścił się biegiem. Jeszcze kilka godzin temu był pewien, że tu zamarźnie, a tymczasem niczym anioł pojawił się ratunek. Nie mógł się doczekać by sprawdzić co też może być w środku. Ciepłe ubrania, żywność, a może nawet łazik?
Zwolnił kroku by nie upaść ze zmęczenia, oby nie potrzeba było łomu... Zaczął obchodzić tajemniczą skrzynię dookoła.
Okazało się, że frontowa ściana była otwarta. A w środku.... Werenhar stanął jak wryty.
Podszedł bliżej. Kliknęła fotokomórka i panel dziwnego urządzenia zabłysnął światełkami. Usłyszał kolejną serię elektronicznych piknięć i z zakratowanego głośnika zaszczekał mechaniczny głos.
- Bip! Szczęść Boże. Tu automatyczny konfesjonał archidiecezji północnej. By rozpocząć spowiedź proszę wciśnij pomarańczowy guzik. Bip!
W oddali powoli cichł dźwięk silników odrzutowych.
- Alleluja! - Zakrzyknął starszy kerbal. - Przez modlitwę do nieba, jak na silniku odrzutowym!
Z fotela obok doszedł go perlisty śmiech - hihi, haha, och jak ksiądz proboszcz coś powie, to ja się zawsze śmieję!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nikt nie poczuł się urażony moją przypowiastką o nadziei w ten świąteczny czas

Samolot K-100 (nie miałem żadnego pomysłu na nazwę) okazał się być konstrukcją bardzo udaną. Mimo posiadania zaledwie czterech silników pnie się toto na 22.5 kilometra i osiąga prędkość 1250 m/s - i to z ładunkiem. A spore skrzydła zapewniają mu dobre własności lotne, więc można tym pudłem lecieć stabilnie przy 50 m/s na niskim pułapie, więcdealna maszynka do zrzutów! Paliwa jest sporo. Po doleceniu na biegun nie spalił nawet 1/4 paliwa. Zasięg ma na pewno znacznie większy od K-255.
To tyle. Komentarze mile widziane