RAPORT KAPITANA JOEGERA KERMANA - DOWÓDCY ZAŁOGI ROZBITEGO SAMOLOTU HYDRA
Mieliśmy pecha, nie da się ukryć. Wiadomo było, że misja będzie niebezpieczna, ale myśmy ją skończyli, zanim się właściwie rozpoczęła. Nie przekroczyliśmy nawet brzegu, gdy nawalił prawy silnik. Dlaczego tak się stało? Raczej nigdy się nie dowiemy, trudno mi uwierzyć, żeby było to efektem ostrzału z ziemi, w końcu nikt nie wiedział kto leci i po co, a wywołań przez radio nie było. Tak czy owak, nasz pilot, Klerke, ledwo dociągnął do lądu, gdzie spektakularnie przyrżnął w glebę. Nigdy nie zrozumiem jakim cudem wszyscy przeżyliśmy, Isha to jednak latający bunkier. Tuż po katastrofie wygrzebaliśmy się z wraku. Poza siniakami, które mieliśmy wszyscy, nasz nawigator Geofgas doznał złamania ręki. Na szczęście pokładowy zestaw medyczny pozwolił nam ją usztywnić. Hydra natomiast wyglądała o wiele gorzej.


Początkowym planem było oczekiwanie na Dragona, jednakże było dla mnie jasne, że szybciej dopadnie nas straż przybrzeżna, niż doczekamy się ewakuacji. Nie myliłem się ani trochę. Najgorsze było to, że absolutnie nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jesteśmy, wszystkie dane nawigacyjne, wskazania GPS, mapy, znajdowały się w formie elektronicznej, a komputer po katastrofie zamienił się w stertę złomu. Nie minęło pół godziny, jak wysłany przeze mnie na wzniesienie obserwator zakomunikował, że mamy towarzystwo. Jeszcze bardzo daleko, ale wyraźnie w naszym kierunku zbliżał się jakiś łazik. Niebieskie mrugające światła nie pozostawiały złudzeń, straż przybrzeżna zachodnich.
- Przewidywany czas dotarcia? - zapytałem. - Pięć do siedmiu minut kapitanie! - okrzyknął Calely.
Zawołałem do siebie naszego elektronika, speca od EMP. - Czy ten rupieć uda się jakoś uruchomić w ciągu pięciu minut?
-Kapitanie! Działo EMP jest oderwane od Hydry, ale wydaje się nie uszkodzone! Dioda naładowania świeci! Mamy jeden strzał, bez możliwości celowania, ani zdalnego odpalenia! - zakrzyknął po wojskowemu. - Zdalne odpalanie jest nam niezbędne żołnierzu, więc je zaraz zbudujecie! Czy można to zamienić w bombę EMP?
- Właściwie, to tak kapitanie! Wystarczy uszkodzić laser wiązki kierującej, podpiąć obwód pod napięcie wzbudzenia bezpośredniego i...
- Do roboty! Migiem!
Do diabła, nie miałem czasu, ani ochoty na wysłuchiwanie wykładów o tym ustrojstwie. Nasz spec żywo zabrał się do pracy. Poradziliśmy sobie ze zdalnym odpalaniem, za pomocą wyszarpniętego bezlitośnie kabla z instalacji Ishy.
Ledwie zdążyliśmy ukryć się na wzniesieniu między skałami, gdy na miejsce rozbitej maszyny powoli wtoczył się łazik straży. Klerke nerwowo czekał na mój sygnał odpalenia naszej bomby EMP, trzymając w obu dłoniach kable, które po zwarciu miały doprowadzić do aktywowania impulsu.
Po chwili załoga wysiadła z wozu i zaczęła krążyć pomiędzy szczątkami. Zależało mi, żeby się upewnili, że wrak jest pusty.
- Teraz... - zaszeptałem. Klerke zwarł przewody i wrak ogarnęła ciemność... Zadziałało! Wszystkie układy elektroniczne w promieniu kilkudziesięciu metrów właśnie się usmażyły! Obserwowałem przez chwilę pokrzykujących do siebie strażników, wyraźnie zaskoczonych, że nagle wszystko wysiadło.
Po chwili obaj zaczęli wywoływać przez radiostację swoją jednostkę. Mogą sobie wywoływać... Wnętrze ich krótkofalówek jest teraz kupką żużlu. Wyraźnie zadziwieni ciszą w eterze poszli w kierunku wzniesienia, dróżką, którą przyjechali, zapewne próbując złapać zasięg. Podczołgałem się do Calelego i wyszeptałem - Pobiegniecie na dół do łazika i poszperacie za mapami, zapewne mają je w jakimś schowku. Tylko po cichutku. A jakby wam przyszło do głowy, żeby mi teraz krzyknąć tak jest kapitanie, to wiedzcie, że to będzie ostatnie coście w życiu powiedzieli. Ruszajcie.
Calely pokiwał głową i zsunął się między głazami. Na szczęście obaj strażnicy zniknęli z zasięgu wzroku, ale wyraźnie słychać było, jak krzyczą do swoich bezużytecznych teraz pudełek.
Nie minęły dwie minuty, jak sylwetka Calelego zamajaczyła przed nami. W dłoni trzymał teczkę z mapnikiem. Dobra robota.
- Chłopcy - powiedziałem cicho - zwijamy się stąd, patrzcie pod nogi. Później obejrzymy te mapy.
Ruszyliśmy gęsiego między skałami oddalając się od wraku.
Kilometr dalej mogliśmy chwilę odpocząć. Uruchomiłem ręczną latarkę, która na szczęście działała mimo bliskości niedawnego impulsu EMP i obejrzałem co też zdobył Calely. Mieliśmy sporo szczęścia, bo mapnik zawierał bardzo dokładną mapę okolicy. Niedaleko zaczynały się lasy, a kawałek dalej pola uprawne, ale moją uwagę przykuł symbol samolotu. jakieś maleńkie lotnisko! Dwanaście kilometrów od nas. Oznajmiłem mojej grupce komandosów, że to lotnisko właśnie będzie celem naszego marszu. - Jak ręka Geofgas? Dasz radę? - zapytałem.
- Tajest sir! Chociaż boli jak cholera!
- Poradzicie sobie, gdy wrócimy, dostaniecie odznaczenie bojowe!
Nasz ranny natychmiast wyszczerzył się z radości. Pech, że nie będzie mógł tego odznaczenia nikomu pokazać, ze względu na charakter naszej misji. Ruszyliśmy w drogę. Całkowita ciemność utrudniała marsz, a wolałem nie używać latarek. Trudno powiedzieć, co zrobiła straż, którą tak nieładnie okaleczyliśmy w kwestii elektroniki, ale spodziewałem się, że do swojej bazy dotrą szybciej od nas. Z mapy wynikało, że posterunek znajdował się bliżej niż lotnisko, całe szczęście, że droga do niego prowadziła w przeciwnym kierunku. Pośpiech więc był jak najbardziej wskazany. Do lotniska koniecznie trzeba dotrzeć przed świtem. Droga wlokła się niemiłosiernie, godzina mijała za godziną. Z coraz większym niepokojem spoglądałem na kompas i zegarek. Zaczęliśmy wspinaczkę na kolejne wzniesienie. Gdy dotarliśmy na szczyt padliśmy na ziemię. Kilkaset metrów od nas w niewielkiej dolinie majaczyły hangary. Niebo na wschodzie rozjaśniało się z każdą minutą.

Wyciągnęliśmy lornetki uważnie lustrując teren. Wszędzie cisza i spokój... Lecz to nie mogło trwać przecież wiecznie. Ostrożnie zsunęliśmy się ze wzniesienia. Na naszej drodze pojawił się koślawy płot, lecz od czego są kombinerki. Po chwili wdarliśmy się na teren lotniska. Pierwsze promienie słońca zalśniły na stalowych kadłubach samolotów... rolniczych!
- Klerke, jesteś pilotem, co to za maszyny? - zapytałem.
- To stare Fairkady kapitanie! Dwupłatowce służące do robienia oprysków!
- Czy możemy nimi stąd uciec? - Pilot pokręcił głową - Nie da rady sir, to dwuosobówki o marnym zasięgu i jeszcze marniejszej prędkości...
- W takim razie szukamy czegoś innego. Tylko po cichu!
Za zbiornikiem paliwa leżał na ziemi, bez podwozia nieco zdemontowany Fairkad. Żeby tylko nie okazało się, że to nie lotnisko, a cmentarzysko samolotów, pomyślałem ze zgrozą. Jeżeli nie odnajdziemy czegoś zdatnego do lotu, to jesteśmy uziemieni...
- Klerke, Calely, ruszać na zwiad!
Na szczęście nie wszystkie samoloty były porozkręcane. Gorzej, że to wciąż sprzęt rolniczy.
Kolejny hangar, kolejny dwupłatowiec.
W następnym hangarze znaleźliśmy maszynę w ogóle pozbawioną części płatowca oraz silnika. A tymczasem słońce coraz bardziej wspinało się po nieboskłonie. Następny hangar pusty. Coraz gorzej.
Calely i Klerke wrócili z szybkiego zwiadu, obaj kręcąc głowami. Do cholery! Tu nic nie ma! Pozostało tylko sprawdzenie hangarów po drugiej stronie lotniska. Pomyślałem, że może mi dopisze większe szczęście. Rozkazałem pozostałej czwórce obserwować teren, a sam ruszyłem biegiem na przełaj przez pas startowy.
Przed hangarem kolejny dwupłat... za to w hangarze zamajaczył kształt nieco inny...
Turystyczny, sądząc po znacznie większym silniku, szybki dolnopłat! Odetchnąłem z ulgą!
Nasze krótkofalówki były oczywiście martwe, więc mrugając latarką morseem nadałem, że Klerke ma tu natychmiast przybiec. W miarę jak zbliżał się do mnie, widziałem po coraz większym uśmiechu na jego zielonej gębie, że chyba znalazłem to, czego nam właśnie potrzeba.
- Co to za maszyna, nada się? - zapytałem
- Kapitanie! To też Fairkad, ale nówka sztuka, wersja turystyczna, mocny silnik V-6, zmieścimy się bez problemu!
Natychmiast wgramolił się do kabiny i tylko słyszałem jak mruczy
- Paliwo... jest, akumulator naładowany.... awionika... działa.... Kapitanie! Możemy się na tym pudle zwijać!
Mrugając latarką i dając wymowne znaki wezwałem całą resztę naszej grupy do siebie. Pierwszy ranny Geofgas przykuśtykał do hangaru, zanim kolejno cała reszta naszej drużyny.
Wsadziliśmy rannego na tylne siedzenie i zaczęliśmy wypychać samolot z hangaru. Ciężki klamot ledwo dał się ruszyć z miejsca, lecz skrzydeł dodał nam odległy hałas silnika spalinowego. Jakieś auto wyraźnie zbliżało się do lotniska!
Po wypchnięciu na pas wskoczyłem jako ostatni do ciasnej kabiny. -Odpalaj maszynę! Natychmiast!
Klerke energicznymi ruchami rączki gazu podpompował paliwo, uruchomił awionikę, z bzyczeniem uruchomiła się pompa paliwa. Obejrzałem się przez ramię, tuż przed bramą stanął samochód straży! Z coraz szybszym pojękiwaniem starter zaczął kręcić śmigłem, po chwili przez elektryczny jazgot rozrusznika przebił się ryk prychającego, lecz z każdą sekundą równiej pracującego silnika!
Aby zobaczyć link -
ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘPrzez narastający ryk motoru przebił się do moich uszu dźwięk wystrzału, to straż graniczna zdała sobie sprawę, że nie zdąży otworzyć bramy i zatrzymać nas, więc otworzyli ogień z pistoletów! Dalej Klerke, startuj do cholery!
Nareszcie oderwaliśmy się od ziemi szybko nabierając wysokości, pilot schował podwozie. Uciekliśmy dosłownie w ostatnim momencie!
Na naszych twarzach odmalowały się błogie uśmiechy, nawet blady Geofgas zdołał wyszczerzyć zęby. Stopniowo obniżając wysokość lotu, by utrudnić wykrycie przez radar, zmieniliśmy kurs i tuż nad powierzchnią morza skierowaliśmy się w kierunku domu.
Aby zobaczyć link -
ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘMisja zakończona!