CZĘŚĆ SIÓDMA RELACJI Z MISJI CEL-LAYTHE
LAYON 2
Po katastrofie samolotu LayOn zespoły konstrukcyjne K.I.A. natychmiast przystąpiły do przedsięwzięcia wysłania na Laythe nowego, znacznie lepszego samolotu. Tak więc po mozolnych próbach i testach narodził się LayOn 2. Relacja z budowy maszyny znajduje się gdzie indziej, więc tutaj przytaczamy jedynie link dla zainteresowanych:
Aby zobaczyć link -
ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘWaga jednostki wyniosła niecałe piętnaście ton, dlatego zarząd zadecydował, że należy dodać do wysyłanego zespołu wyposażenie dodatkowe. Szkoda odpalać Vegę na tak lekki ładunek! Tak więc skonstruowano dwa zbiorniki paliwowe, stacjonarne cysterny, gdzie samolot będzie dotankowywany w celu podniesienia zasięgu lotu. Dołożono również atomowy moduł deorbitacyjny, wszak samolot wyposażony jedynie w silniki odrzutowe z orbity zejść sam nie mógł. Ni stąd, ni zowąd nagle masa ładunku podskoczyła do prawie 80 ton. Szef lotu westchnął - A miało być tak lekkie....
Bez zbędnych formalności zamontowano samolot z wyposażeniem na dobrej, starej i sprawdzonej rakiecie nośnej Ragus II i wystrzelono na orbitę. Za sterami Pułkownik Jebediah Kerman.
Wobec przekroczonego planowanego tonażu, zespół przygotowujący statek pchający Vega 4 LR dostał zadanie nowe. Opracować wzmocnioną wersję! Fakt, ostatni lot Vegi dowiódł, że zapasy paliwa są zbyt małe na lot w tak odległe krańce układu, a nie będzie mowy o tym, by choć litr paliwa przelano z zespołu lądującego. Tak więc narodziła się nowa, cięższa wersja jednostki pchającej. Dołożono jeszcze więcej paliwa, jak również dodatkowe dwa silniki atomowe w celu skrócenia trwania manewrów kosmicznych. Masa startowa wzrosła do zatrważających 290 ton, a nowa wersja jednostki pchającej dostała nową nazwę adekwatną do swej szalonej wagi - VEGA 4 TOTAL. Wydział pchaczy kosmicznych otrzepał ręce i poszedł do domu. Miało być więcej, szybciej i mocniej? Jest. Gdy tylko dokumentacja trafiła do wydziału rakiet nośnych w całym kompleksie dały się słyszeć zawodzenia i szlochy inżynierów. 290 ton? Oszaleli! Jednak nie było rady, Vega została zatwierdzona i trzeba było zakasać rękawy. Wzięto na warsztat plany najmocniejszej rakiety nośnej Kerbinu - Ragusa III i dokonano serii przeróbek. Po wielu dniach udręki w końcu cel został osiągnięty, najnowszy Ragus był w stanie dźwignąć taki ładunek, dzięki dwufazowej instalacji dopalaczy na paliwo stałe. Oba potwory połączono ze sobą i uruchomiono silniki startowe. Przed startem poinformowano mieszkańców okolicznych miast o możliwym trzęsieniu ziemi z zapewnieniem, że to tylko rusza nowa misja kosmiczna. Ragus powoli wspiął się na orbitę, po czym Vega uruchomiła swoje silniki, wykonała manewr zbliżeniowy ze swoim celem i dokonano zadokowania do siebie obu jednostek. Po chwili scalony zespół wyruszył w swoją podróż. Ilość paliwa na pokładzie wyniosła 26.866 galonów.
Po osiągnięciu orbity okołosłonecznej trzeba było poczekać na okazję do manewru wejścia na orbitę Joola całe 68 dni. Niestety, Jebediah leciał sam mając do dyspozycji tylko trzy ciasne kabiny i żadnego towarzystwa. Po osiągnięciu odpowiedniego punktu dziesięć silników Vegi ponownie zaryczało przyspieszając zespół o 2750 m/s. Nieco za połową manewru, podobnie jak w poprzednim locie, silniki zatrzymano i puste zbiorniki zewnętrzne zostały odrzucone.
Niedługo później odrzucono też dwa silniki atomowe, wszystko by ograniczyć masę zespołu do niezbędnego minimum.
Po zakończeniu tego najbardziej wymagającego manewru ilość paliwa skurczyła się niemal o połowę, do 13.705 galonów. 265 dni później Jebediah znalazł się w punkcie w którym należało rozpocząć hamowanie, wyliczenia wykazały konieczność zwolnienia o 1520 m/s. Nie tak źle! Manewr został przeprowadzony, niemal trzy tysiące galonów paliwa spaliło się bezpowrotnie, pozostało jednak przeszło dziesięć tysięcy, chociaż trzeba pamiętać, że połowa zapasów to zapasy które dotrzeć musiały w stanie nienaruszonym.
Po raz kolejny zadecydowano o manewrze hamowania w atmosferze Laythe, co pilot uparł się wykonać samodzielnie bez wykonywania testów. Ja sam, prooszę! Ja sam! - wrzeszczał do radia tak długo, aż kontrola lotów na Kerbinie po przedyskutowaniu sprawy z lekarzami nadzorującymi zdrowie psychiczne pułkownika zgodziła się na jego niemal płaczliwe prośby. Jebediah ustawił manewr i wbił się w atmosferę Laythe z peryapsą na 21 kilometrach.
Przeciążenie zaczęło szybko rosnąć, prędkość spadała, w najniższym punkcie wskaźniki wykazały dziewięć G! Jednak prędkość nie spadała wystarczająco, gdy tylko rozpoczęło się wznoszenie Jebediah zorientował się, że nijak nie zamknie orbity! Silniki pełna moc!
Nie wystarczyło. Vega wyskoczyła w przestrzeń nadal ze zdecydowanie zbyt dużą prędkością, zabrakło 1000 m/s by elegancko zamknąć orbitę. Konieczne będzie drugie podejście gdy tylko nadarzy się okazja. Kilka dni później krążąc po orbicie wokół Joola Jebediah dokonał bliskiego przejścia nad jednym z satelitów.
Niestety nikt nie zanotował co to za obiekt, chociaż przypuszczalnie był to masywny Tylo. Kilka tygodni później Laythe ponownie znalazła się w dogodnej pozycji, Vega została odpowiednio ustawiona, manewr zaplanowany, silniki ruszyły. Tym razem ostrożniej, na niemal 30 kilometrach, do wyhamowania znacznie mniej niż poprzednio. W końcu udało się, orbita została zamknięta, Jebediah wyrównał z peryapsą i apoapsą w okolicy stu kilometrów nad powierzchnią oceanicznego globu. Silniki Vegi zawierały już bardzo mało paliwa, jednakże wystarczyło! Mimo karkołomnych manewrów i dwukrotnej próby hamowania! W centrum kosmicznym klepano się po plecach, VEGA 4 TOTAL okazała się być statkiem wyśmienitym.
Jebediah oddokował od pchacza i za pomocą silników atomowych jednostki deorbitacyjnej ustawił się na pozycji.
Rozpoczęła się procedura posadzenia na jednej z rzadko rozrzuconych na oceanie wysepek pierwszej cysterny stacjonarnej.
Zbiornikowiec gładko wszedł w atmosferę wykorzystując własny silnik chemiczny.
Po chwili odpalone zostały spadochrony i rozłożyły się hydrauliczne nogi.
Lądowanie przebiegło pomyślnie, pierwsza cysterna na pozycji, chętna, pełna i gotowa!
Ponieważ nikt dokładnie nie wiedział, jakim zasięgiem na Laythe będzie dysponował LayOn 2 zdecydowano odłączyć drugą cysternę lecz pozostawić ją na orbicie.
Teraz rozpoczął się manewr najtrudniejszy i pierwszy tego typu w historii K.I.A. Deorbitacja samolotu, który ma za zadanie przejść na silniki własne na niskim pułapie i dotrzeć do bazy. Jebediah zacisnął dłonie na sterach i uruchomił nuklearny układ deorbitacyjny. Tym razem nie będzie drugiej próby.
Czterdzieści kilometrów nad powierzchnią! Silniki pełna moc! Hamowanie w toku!
Trzydzieści kilometrów! Obrót o 90 stopni! Jebediah uderzył w klawisz dikaplera, moduł deorbitacyjny odrzucony!
Teraz nie ma żadnej kontroli nad samolotem, systemy RCS odleciały z modułem, spadanie swobodne przez kolejne 10 kilometrów! Gdy za szybami kokpitu pojawiły się płomienie pilot wykonał następną operację meldując przez radio. - Odpalam wyrzucenie dryfkotwy!
Po chwili następuje szarpnięcie, to spadochrony hamujące. Ich jedyną funkcją jest ustawienie samolotu dziobem w kierunku lotu.
Szalony korkociąg powoli się stabilizuje, pułap 4000 metrów!
- Odcinam!! Silniki odrzutowe rozruch!! - krzyczy pilot. Moment później dwie turbiny zaczynają się kręcić nabierając powoli mocy. - Pułap 900 metrów! - Po chwili wreszcie przejście na napęd atmosferyczny i rozpoczęło się upragnione wznoszenie.
Pułkownik Jebediah obiera kierunek na bazę kilkadziesiąt kilometrów na zachód. Główna faza deorbitacji odbyła się nad lądem spenetrowanym przez poprzedni samolot, który, jak wiemy nie dotarł nigdy do domu.
Po szybkim przeskoku nad oceanem pojawia się cel podróży, dolina między wzgórzami. Pilot wyciągnął podwozie i przeszedł na lot ślizgowy. Po chwili powoli przeleciał nad bazą.
Ostatnie kółko i lądowanie przy planowanych 35 m/s. Idealnie! Hamulce zapiszczały, LayOn 2 zatrzymał się kilkadziesiąt metrów od celu.
Dzielny kerbonauta wyłączył systemy samolotu, rozłożył drabinkę i nareszcie, po niemal 400 dniach podróży stanął na prawdziwym gruncie. Bill i Bob wybiegli mu na spotkanie.
Zmęczonego acz szczęśliwego gościa zaprowadzono do kwater mieszkalnych, niniejszym stan osobowy bazy Laythe 1 wzrósł do trzech osób!
Kolejna relacja z misji, całkiem niedługo!
Post scalony: Czw, 02 Maj 2013, 03:01:15
Jakimś cudem udało się wszystko zrobić ani razu nie dotykając F9