Jednak po pewnym przemyśleniu stwierdzam, że to może nie być takie złe. Dla kogo? Dla misji badawczych stricte naukowych. Bo nie sądzę, żeby te "załogi" Kowalskich przeżyły na marsie więcej niż miesiąc czy dwa, ale dostarczą razem ze swoim trupami sporo sprzętu, który się przyda innym, tym prawdziwie naukowym wyprawom. A każdy kilogram śrubek czy blachy falistej się przyda. Sens jest mniej więcej taki sam, jak wysłać bezzałogowo zawartość sklepu żelaznego. Ta pseudo załoga to dodatek całkowicie zbędny, ale fakt, oglądalność zapewne będzie. Wspomniane przez mrdzarka promieniowanie i jego wpływ, to akurat nie jest skrajny problem. Najlepiej przed nim izoluje ołów, ale całkiem niezła jest też zwyczajna woda. A woda na Marsie jest, chociaż wciąż nie wiadomo gdzie. Więc? Baza po wylądowaniu będzie musiała być obudowana zbiornikami z wodą wydobytą w jakiś sposób z gleby Marsa, względnie lądowanie na biegunie. Półtora metra słupa wody chroni przed promieniowaniem kosmicznym skutecznie. Tylko nie wiem, czy woda w stanie stałym dalej tak samo dobrze działa, na marsie jest raczej chłodno.
I tu rysuje mi się koncepcja szalonego miliardera. Bo utrzymanie załogi przy życiu wymaga żywności, ale przede wszystkim tlenu. Są dwie drogi, ładna która nie działa i nie ładna która działa. Pierwsza to system oparty na projektach Biosfera, które zakładają odtworzenie ekosystemu w izolowanym środowisku i tlen produkowany przez rośliny, potem zwierzątka które te roślinki trochę skubną i się je potem zje itd. Tylko projekty Biosfera nie działają na Ziemi, a co dopiero na Marsie. Trzeba by sztabu genialnych biologów w załodze, żeby to opanować, a tych raczej nie będzie w planowanej wyprawie.
Druga droga to lądowanie gdzieś gdzie wody jest mnóstwo, czyli na biegunie. Drugi krok - zakopać się w śniegu i lodzie na bezpieczną głębokość, trzeci krok to uruchomić wydajny reaktor atomowy i uzyskiwać tlen z wody przez elektrolizę. Sposób jest drogi energetycznie, ale jeżeli reaktor będzie z zapasem plutonu czy tam uranu to luz. Tylko nagle potrzeba atomistów którzy o ten reaktor dbać będą, a tych nie będzie. Kolejny problem to atmosfera w środku bazy. Myślę, że mieszankę tlenowo azotową trzeba sobie będzie odpuścić, bo ubytków azotu (chociażby przez używanie śluz) nie będzie jak zastępować. Zostaje niskociśnieniowa atmosfera tlenowa. I tu się pojawia problem, bo taka atmosfera łatwo się pali bez azotu. A obok buczy reaktor atomowy który daje gigawaty prądu tak? No to baza istnieje do pierwszej iskry na szczotkach agregatów prądotwórczych. I ja bym mógł wymieniać jeszcze godzinę rozmaite problemy, a do każdego problemu potrzeba specjalistów, których nie będzie, więc wracamy do początku - kilkaset ton przydatnego żelastwa z kilkoma trupami w środku.
I w tym właśnie widzę sens i będę kibicował panu miliarderowi!