Robson - tradycją jest chyba nazywać różne rozwiązania od imienia odkrywcy, a tym w filmie był Ritch Purnell. jak by to idiotycznie nie brzmiało.
A że, asysta grawitacyjna nie była nowością - to chyba nie ma znaczenia dla typowego odbiorcy filmu.
W czasach "wyścigów zbrojeń", jest normą, że nie wie prawica co robi lewica. Inna, konkurencyjna agencja kosmiczna może np. prowadzić badania nad napędem dającym przewagę w wyścigu w kosmos, nie informując o tym świata. Mogą też mieć np. silnik, nie mieć reszty technologii. NASA nie przedstawiła nic specjalnie innowacyjnego od dość dawna.
Wysłali człowieka na Księżyc, kosztem ogromnych nakładów sił i środków, ale ekonomiczne wynoszenie ładunków w kosmos im nie wychodzi. Stąd i powstały konkurencyjne agencje kosmiczne.
NASA nie ma potrzeb wymyślać komercyjnych rozwiązań. Wystarcza im, jako agencji badawczej, odkrycie jednego sposobu na daną misję. Skupiają się na niezawodności, a nie na ekonomice.
Dlatego też, jeśli nie pracowali nad konkretnym rozwiązaniem, to mogą go po prostu nie posiadać. Co w tym dziwnego? Większość ich rozwiązań to prototypy i produkty jednostkowe. Zapasów i produkcji seryjnej brak.
Weź pod uwagę, że większość "czarnej roboty" kosmicznej, odwalają inne agencje - czyli wysyłanie satelitów, zaopatrzenie stacji kosmicznej itd. A NASA skupia się na misjach badawczych i pionierskich. Nie jest gotowa do rozwiązywania nagłych problemów sprzętowych. Oni pracują nad problemem na Ziemi i to dość długo - im się nie śpieszy, a jak się coś nie uda, to misję porzucają.
Wątpię by przewidywali ratowanie astronauty pozostawionego w kosmosie. raczej skorzystają z gotowego rozwiązania - czyli protokołu przemówień medialnych dla oficjeli. To jest proste, tanie i można trzymać w teczce i wyjąć jak będzie potrzebne. Takie mniej więcej były do tej pory "metody ratunkowe" NASA.
Pomoc Chin? Są innowacyjni. Zależy im na wygraniu wyścigu w kosmos, w celu gospodarczym. Mogą pracować nad rozwiązaniami ekonomicznymi. Ale nie mają też doświadczenia i technologii.
Użyczenie w tym wypadku silnika prototypowego, w zamian za dopuszczenie do projektu (i poznanie istniejących rozwiązań i technologii), jest efektywną metodą "cywilizowanego" szpiegostwa przemysłowego. Podpatrzymy jak "jueseje" to robią, skopiujemy, ulepszymy i za dwa lata będziemy mieć swoją rakietę. nawet jak się nie uda.
Nie jest to zatem wątek ukazujący "humanitaryzm" Chin - uratujmy im człowieka!. Tylko dość typowa zagrywka w świecie korporacyjnym. Pomożemy wam! Patrzcie jacy jesteśmy pomocni i dobrzy. Napiszcie w gazetach... A tak przy okazji, Silnik jest drogi, badania nad nim kosztowały. Pieniądze? Nie dzięki. Mamy. Ale za licencje na dwie, czy trzy technologie, zostawienia naszych ekspertów sama na sam z waszą instalacją na jeden dzień, albo np. wasz prezydent za pół roku da nam koncesje na złoża surowców w strefie wpływów USA, itd. - Bardzo chętnie.
Typowe wykorzystanie okazji - pożyczymy wam coś, czego aktualnie nie macie, a my i tak nie możemy użyć. W zamian za korzyści w przyszłości.
Ale tego w filmie nie pokazują. Tylko właśnie ten ogólnie znany wątek medialny.
A nawet jeśli się nie udało - Sorry Winnetou, ale próbowaliśmy. Pomagaliśmy w ratowaniu biedaka daleko od domu.
Co z tego, że dziennie u nas i u was, z głodu umierają tysiące.
Cały ten wątek z ratunkiem, w zasadzie ukazuje małostkowość NASA i USA. Strach przed kompromitacją. Próba maskowania niedociągnięć, kombinowanie jak wyciągnąć więcej funduszy na ten czy na inny cel. Jak się nie da na ratunek, to na sprowadzenie zwłok. Byle by kasę dali.
i przy okazji zastanawiające jest jak łatwo było ten fakt ukryć. Wystarczyło nie powiadamiać o odkryciu, przerwać komunikację, utajnić. Co zresztą zrobiono przynajmniej w stosunku do "starej" załogi".
Za parę lat wysłać oficjalną wyprawę po zwłoki, albo nawet nie.
Mamy za to pierwszego bohatera, który zginął na obcej planecie w imię rozwoju ludzkości. A następną wyprawę odwołać, albo zmienić miejsce lądowania bez informowania najbardziej zainteresowanego, albo dać załodze pistole z magazynkiem i tajnym rozkazem - jak kogoś zobaczysz, zlikwiduj. I cicho sza.
Zastanawiałeś się Robson, ile kasy NASA wyciągnęła od rządu i okazjonalnych sponsorów, na cel ratowania jednego człowieka?
Tym bardziej, że kosztowało ich to trochę paliwa więcej do statku, który już mieli w kosmosie. Wystrzelili rakietę, która niekoniecznie musiała być prawdziwa, a powód eksplozji był jasny - nie mieliśmy czasu na kontrolę. Nikt się nie czepia. Typowy "Miś na miarę możliwości". masz pojęcie ile kosztów i wydatków można wcisnąć w taką "nieudaną" misję? Wierzysz, że nikt by tego nie zrobił?
Doszedł prototyp od Chińczyków (wierzysz, że nikt by go zbadał w czasie montażu do rakiety? To nie trwało godzinkę). Zysk wizerunkowy i sporo kasy.
Nie ma tu nic nieprawdopodobnego. Może tylko nie wszystko w filmie pokazano i wiele spłycono.