Potwierdzanie, że puszek lżejszy jest od ołowiu, no, ale poniekąd jest to zasadne. Oj, młodzieży, co książek nie czyta! To do was! Żaden, ale to żaden film, nie przekaże treści książki w sposób porządny. Nie ma w ogóle opcji. Książka 300 stron potrafi nieść treść na filmowy tryptyk, którego nikomu nie zachce się opłacać. Książka będzie lepsza praktycznie zawsze od filmu. Bo potrafi zobrazować coś, czego porządne odwzorowanie będzie kosztować miliony dolarów na minutę. Film na dodatek zazwyczaj nie posiada narratora, który wprowadza w odpowiedni nastrój. Robi się to w filmach tanimi metodami, dla tumanów, odzierając z większej głębi.
Wyobraźcie sobie najlepszy film jaki żeście widzieli. A potem przeczytajcie książkę, na podstawie której został nakręcony. Zobaczycie dramatyczną różnicę w jakości. Jeśli polubicie czytanie odpowiednich książek, to dwa razy zastanowicie się zanim pójdziecie do kina. A być może, tak jak ja, stwierdzicie, że niektórych książek ekranizować wręcz nie wolno. Bo nie istnieją sponsorzy, którzy zgodzą się na idealne odwzorowanie realiów danego uniwersum, bo będzie to kosztować fortunę. Przykład? Świat dysku Terryego Pratchetta. Którą to serię gorąco polecam, zaczynając od części drugiej pt "Blask Fantastyczny" (pierwsza pt. "Kolor Magii" była takim eksperymentem, nie do końca wartym uwagi) Wyobraźcie sobie ekranizację książki o płaskim świecie, gdzie nie ma zakrzywienia horyzontu, a światło w silnym polu magicznym zwalnia do prędkości spacerowej dźwięku. Czy to da się zekranizować? Byle jak owszem, zrobiło to BBC. Ale zrobić to porządnie? Zapomnijcie. To kosztowało by fortunę. Trzeba by zrobić model 3D całego dysku (średnica 10 000 mil), dowalić atmosferę, efekty pogodowe i spojrzeć w promienie wschodzącego słońca, którego światło rozpływa się "niczym złocisty syrop". Nikt tego nie sfinansuje, bo to są takie pewne smaczki. Ale te smaczki są w ciul ważne. To są detale, ale na detalach właśnie perfekcja się opiera.
Ale po co ja to wszystko piszę. Chciałbym żebyście przeczytali dwie książki. Pierwsza to "Eden" Stanisława Lema. To najlepsza powieść SF, jaka moim zdaniem została napisana kiedykolwiek. Po prostu. Nigdy nie czytałem lepszego i głębszego SF. Nie czytałem całego SF, jakie powstało w historii literatury. Ale wszystko, wszystko co przeczytałem, (a czytam sporo) mogło Edenowi buty pastować. Co pozwala mi właśnie wytoczyć opinię, że wspomniany Eden jest najlepszą książką SF jaka powstała od początku literatury. Ktoś się może nie zgodzić, niech przeczyta Eden. To moje subiektywne zdanie.
I druga pozycja, którą wam proponuję. Całkiem inna niż Eden. Bo lekka i przyjemna, ale GENIALNIE napisana. Ta pozycja to:
I to jest książka, o której ekranizacji marzę. Dynamiczna akcja, zaskakujące zwroty wydarzeń, ale przede wszystkim dwie rzeczy. Pomysł. Zupełnie fenomenalny pomysł. Jeśli można mu dać 10 na 10, to ja mu daje 700. I drugie, to absolutnie mistrzowskie opisy wydarzeń. Starcia myśliwców. Walki na miecze. Star Warsy? Nie rozśmieszajcie mnie. Gdyby Lucas przeczytał książkę Chrisa Woodinga pt "Przebudzeni" nigdy nie zaczął by się babrać w jakieś gwiezdne wojny. I powstało by arcydzieło, po którym żaden inny reżyser nie wiedziałby, co ze sobą zrobić.
Kończę, bo zaraz spadnę pod stół, a to na wskutek wzmożonego w ostatnich godzinach pijaństwa.
W każdem razie - Przebudzeni (tytuł się nijak nie ma do oryginału, który brzmi "Retribution Falls" i jest nazwą własną pewnego miasta). Oraz Eden.
KADAF POLECA!!!