A słyszał ktoś z was termin dziur czasowych? Parokrotnie czytałem w rozmaitych czasopismach mniej lub bardziej udających czasopisma fachowe o zdarzeniach, kiedy to samolot lecący z punktu A do B przybywał do celu przed czasem. Mimo braku wspomagających wiatrów i bez przekraczania zakładanej prędkości. I ponoć takie docieranie przed czasem występuje sporadycznie zarówno w samolotach, jak i w pojazdach lądowych. I nie chodzi tu o "wyprzedzenie" rzędu 2%, tylko znacznie większe. Czytałem o takich historiach i śmiałem się z wyobraźni twórcy artykułu. Co za bzdury!
Wszystko do czasu, gdy sam w taką dziurę czasową wpadłem. Prawo jazdy mam od bardzo dawna, więc przejeździłem sporą ilość kilometrów. I tak się złożyło, że miałem kiedyś do przejechania odcinek 300 kilometrów. Jechałem samochodem, który technicznie nie był w stanie przekroczyć prędkości 90 km/h. I na dodatek wcale się nie spieszyłem. Parokrotnie nawet zatrzymywałem się tu i ówdzie, więc moja średnia prędkość wyniosła najwyżej 50 km/h, tak przypuszczam.
Dotarłem do celu w trzy godziny i dwadzieścia minut...
Może mi ktoś powie jakim cudem? I nie, nie było pustej drogi, nie poruszałem się autostradą, nie wiał mi w plecy huraganowy wiatr. Przy prędkości jaką rozwijałem powinienem dotrzeć do celu w sześć godzin. A byłem dwukrotnie szybciej i mam na to świadka, który jechał ze mną. W dziurę tego typu zdarzyło mi się wpaść co najmniej dwukrotnie, chociaż za drugim razem różnica nie była aż tak spektakularna.
Do czego dążę przytaczając tą historyjkę... Ano do tego, że podajecie tu hipotezy fizyczne dopuszczające to czy owo, piszecie, o możliwych, bądź niemożliwych wynalazkach, a zapominacie o najpotężniejszym narzędziu na świecie, do pojęcia zasad działania którego jesteśmy dalej niż do dotarcia do alfa centauri. O ludzkim mózgu mianowicie. Uważam, że jedną z dróg przyszłych podróży kosmicznych może nie być tradycyjna fizyka, lecz przeskok podprzestrzenny wywołany pracą mózgów załogi.