HALO, OCKNIJCIE SIĘ! RZECZYWISTOŚĆ Z TEJ STRONY!
Nielogiczne zachowania Squadu? Ludzie, gdzie wy żyjecie? Wydaje wam się, że świat "dorosłych" i "poważnych" ludzi zawsze jest rozsądny? Jesteście w grubym błędzie. Już dwa lata temu pisałem, że atmosfera w Squadzie moim zdaniem śmierdzi gorzej niż szambo. A to dlatego, że właściciel firmy, której Squad jest zaledwie cząstką to kompletny kretyn. Prawdopodobnie osobnik, który przedstawia raporty tygodniowe, czy tam miesięczne na temat działalności Squadu jest albo również kretynem, albo mięczakiem. Sądzę, że finansowanie projektu bardzo kuleje, bo łapę na kasie trzyma ktoś, kto ma kompletnie gdzieś gry komputerowe. Dlatego wylatują jeden po drugim ci, którzy pchali rozwój KSP do przodu.
Opowiem wam historyjkę z mojego własnego życia zawodowego, kiedy to byłem rysownikiem w pewnym miesięczniku. Miesięcznik ów był własnością pewnego kretyna, którego główną broszką była uczelnia wyższa dla debili. Może kojarzycie te wszystkie prywatne uczelnie z "hotelarstwa i gastronomii" czy innego "zarządzania" w nazwie. To uczelnie stworzone przez i dla bezmózgów, uczelnie do których posyła się beztalencia, które absolutnie niczego nigdy nie ogarną i niczego nie potrafią.
Właściciel owej uczelni wymyślił sobie, że założy miesięcznik o tematyce związanej ze studentami. Jako osobę główną między sobą a przyszłą redakcją gazety uczynił gościa, który po zakupie swojego pierwszego samochodu tego samego dnia rozwalił go na strzępy na drzewie. (To taki krótki rys intelektualny typa). Za to sama redakcja, której członkiem zostałem miesiąc po rozpoczęciu prac jakimś cudem, z zupełnego przypadku okazała się składać wyłącznie z ludzi autentycznie inteligentnych, pracowitych i z wizją. W ciągu zaledwie ośmiu miesięcy od powstania czasopisma, nasze czasopismo "X" stało się rynkowym hitem. W rankingu najbardziej poczytnych miesięczników w Polsce trafiliśmy do pierwszej dziesiątki. Osiem miesięcy, to zaledwie osiem numerów. Nie słyszałem o miesięczniku, który by kiedykolwiek w historii po upadku komuny był w stanie wspiąć się do pierwszej dziesiątki w ciągu tak krótkiego czasu. Wszystko cudnie co? Ale nie od strony kuchni. Bo od strony kuchni było tak. Promocja i reklama jest dźwignią handlu jak wiecie. Billboardy, to, tamto, owo. Redaktor naczelny idzie do przydupasa właściciela. Przydupas (ten mistrz kierownicy) oczywiście trafia trzy razy na pięć w przypadku pytania jakie nosi nazwisko, więc ponieważ nic nie kuma, to wysyła Red-nacza do właściciela. Właściciel patrzy, wpływy z gazety takie a takie (nie wiem, dziesiątki tysięcy) lecz nie chce słyszeć o żadnych wydatkach. W końcu po długiej dyskusji zgadza się jednak. Finansowanie miesięczne promocyjne na cały kraj określa na poziomie... Dwóch tysięcy złotych. To jest suma, która wystarczy na billboard na jakimś zadupiu, a nie na akcję promocyjno reklamową. Wypłaty dla redakcji. Opóźnienia po miesiąc, dwa, kwartał. Ja wtedy byłem studenciak, którego waliło ile zarabia, więc mi tam rybka, ale wśród pracowników były osoby, które miały na utrzymaniu rodziny. Zrozumiałe było moim zdaniem, że ludzie dostawali cholery, bo wypłaty nie szło się doprosić, mimo że gazeta rozchodziła się na pniu. I co? z miesiąca na miesiąc zaczęło się wszystko rozłazić. Redaktor naczelny wyleciał, zastąpił go jakiś tuman, brat bliźniak intelektualny mistrza kierownicy. Potem odszedł kolejny redaktor, a potem cała redakcja łącznie ze mną solidarnie powiedziała nara. Zrobiliśmy chyba 12 numerów. Po przejęciu sterów przez debili gazeta utrzymała się miesiąc i padła. I tyle było z przedsięwzięcia, które spokojnie mogło konkurować z miesięcznikiem "Wprost", gazetą, która jej właścicielowi każdego miesiąca przynosi setki tysięcy złotych dochodu.
To tyle jak chodzi o zdrowy rozsądek w firmach, które mają wiele działów.
Jeśli któregoś dnia dowiecie się, że Squad przestał ni z tego ni z owego istnieć, nie bądźcie zaskoczeni.
Z sytuacjami, kiedy jakieś przedsięwzięcie "dodatkowe" jest traktowane wyłącznie jako dojna krowa spotkałem się kilkukrotnie. To nie są rzadkie przypadki, a nawet wręcz przeciwnie.