(Dlaczego obrazki nie działają prawidłowo?)Jest to w zasadzie mój debiut na forum, więc jeszcze raz - witam was wszystkich . Przyznaję, że nie jestem zachwycony własnym pomysłem, ale wreszcie postanowiłem spróbować podzielić się własnymi pomysłami i konstrukcjami. Publikuje to w tym dziale, ponieważ będzie to bardziej mieszane z rozmaitymi projektami opowiadanie niż pojedyncza misja. Na razie skromnie - zdaje sobie sprawę, że zaprezentowany w pierwszym odcinku statek nie jest szczególnie oryginalny czy imponujący, ale to jedynie drobny dodatek do tekstowego wstępu, który mam nadzieję, was zainteresuje. Mimo iż gram w KSP już trochę czasu, dalej jestem dość przeciętnie ogarniętym graczem, więc bez zmrużenia oka przyjmę wszelką krytykę. Sama fabuła, cóż... Nie będzie specjalnie twórcza, myślę, że większość z was szybko dostrzeże skąd czerpałem inspirację, jednak mimo tego braku świeżości postaram się ją uczynić zabawną. Obiecuję, że następny projekt będzie ciekawszy. A teraz dość przegadywania - zapraszam do zapoznania się z LEMCorp . Program SEKI (Search for Extrakerbinal Inteligence) został zamknięty już dobrych kilka lat temu. Po długim okresie poszukiwań czegokolwiek, co mogłoby uchodzić za przekaz lub elektromagnetyczny ślad istnienia we wszechświecie innych niż kebrale inteligentnych, tworzących cywilizację techniczną istot, po wielu zawiedzionych przez fałszywe Pierwsze Kontakty nadziejach nawet tak irracjonalnie entuzjastycznie nastawiony do kosmosu gatunek zrezygnował z przeszukiwania nieba. Kerbale pogodziły się z tym, że są w nieskończonej pustce całkowicie same - i choć wielu naukowców twierdziło, że to w zasadzie bardzo uspokajające (inwazje ogromnych mechanicznych trójnogów czy rozrywanie klatek piersiowych przez nieestetyczne pasożyty stało się przyjemnie nierealną opcją), dla innych był to poważny cios.
Wszystko zmieniło się pewnego lodowatego poranka, w niewielkiej, bliskiej północnemu biegunowi Kerbinu placówce naukowej. Sevim Kerman siedział przed ekranem komputera i opierając głowę na łokciu scrollował wyniki analizy wąskiego pasma emisji neutronowej. Ogromny, wypełniony ciężką wodą detektor znajdował się ponad dwa kilometry pod nim, głęboko w skale i nasłuchiwał tajnych, ukradkowych znaków od dalekich kwazarów, gwiazd binarnych i mnóstwa rozmaitego, nieosiąganego, kosmicznego śmiecia. Tysiące liczb i nudnych, powtarzalnych wykresów wypluwał dla Kermana potężny, nowoczesny komputer, a jego rola polegała jedynie na tym, by wyrywkowo sprawdzać wyniki, które potem teoretycy o wyższych stopniach naukowych mogli wykorzystywać w swoich dowodach.
To nie była jego wymarzona praca.
To prawdopodobnie frustracja pchnęła go do tego, aby uważniej sprawdzić coś, co początkowo uznał jedynie za zakłócenie. Pewna nietypowa częstotliwość, pewne wąskie pasmo neutrinowej emisji było nadzwyczaj powtarzalne - w nieprawdopodobnie długiej pętli.
Oczywiście początkowo nikt nie chciał mu uwierzyć. Musiał wykonać naprawdę wiele telefonów i żebrać o spotkania z bardzo wieloma badaczami, aby ktoś wreszcie poznał się na jego odkryciu i wziął pod uwagę, że ów Sygnał, jak go później nazwano, faktycznie był sztucznego pochodzenia. Kiedy jednak mu się udało cały Kerbin zwariował. Powołano kilkanaście agencji o charakterze zarówno prywatnym, jak i organizowanych przez różne rządy, które miały określić czym właściwie Sygnał jest i jakie przesłanie zawiera.
Nie udało im się osiągnąć zbyt wiele - mimo ogromnej ilości zaangażowanych środków. Sygału nie udało się rozszyfrować, natrafiano jedynie na kolejne dowody na jego sztuczność - proste, binarne działania, rozkłady danych przywodzące na myśl jakąś formę języka. Poza tym, poczyniono inne, bardzo ważne odkrycie. Transmisja prawdopodobnie nie pochodziła z daleka, inaczej zniknęła by kompletnie w szumie. Prawdopodobnie jej źródło znajdowało się gdzieś w strefie grawitacyjnej Kerbolu. Skoro więc nikt na całej planecie nie potrafił rozszyfrować Sygnału, to (co do czego niemal wszyscy byli zgodni, zniknęła bowiem gdzieś uprzednia rozwaga) należało polecieć do źródła i zapytać się, o co chodzi.
Tak powstała…
LEM CorporationRakieta nośna Golem i statek Kirx 1 Agencja kosmiczna o finansowaniu i statusie tak prawnie zagmatwanym, że chyba nawet jej dyrektorzy nie mieli pojęcia komu podlegają, kto daje im pieniądze i co do cholery ma oznaczać ta nazwa. Nie było to jednak w epoce galopującej rewolucji kosmicznego przemysłu nie było wcale niczym tak dziwnym. Cel był jednak jasny - Kontakt.
Najpierw należało dokładnie określić położenia źródła Sygnału, na co kerbińskie detektory nie pozwalały. Po zaledwie kilku miesiącach prac projektowych powstały plany Orchidei - teleskopu kosmicznego o nowatorskiej konstrukcji i statku mającego umieścić go na orbicie, a w miarę możliwości uczestniczyć także w dalszej części programu. Nazwa statku, mającego ograniczony zasięg jednak mogącego spełniać różnorodne funkcje, miała być hołdem oddanym jednemu z bohaterów początkowego okresu podboju kosmosu przez kerbalskość - pilotowi, którego brawura dorównywała niemal będącemu już żywa legendą Jebediahowi Kermanowi, a osiągnięcia można by wymieniać godzinami. Kirx nie tylko przyczynił się znacząco do badań nad deprawacją sensoryczną, uratował przynajmniej dwukrotnie branże kosmicznej turystyki oraz pozwolił rozwikłać zagadkę śmierci załogi statku Tytan dzięki odkryciu nietypowej awarii robota naprawczego, ale także był gorącym zwolennikiem poszukiwań obcej inteligencji. Gdyby nie śmierć w niefortunnej (a bywają fortunne?) katastrofie za orbitą Duny prawdopodobnie brałby osobisty udział w programie LemCorp.
Kirx 1Do lotu testowego statku Kirx 1 wybrano najbardziej obiecujących przedstawicieli młodego pokolenia astronautów - Mergasa Kermana, Hardosa Kermana oraz Rochlocka Kermana (ostatni uchodził za ekscentryka, być może ze względu na nietypowe nazwisko, jednak jego kompetencje jako inżyniera były niepodważalne).
Kirx 1 na niskiej orbicie nad Kerbinem.Mergas Kerman podczas kontroli mechanizmu otwierania ładowni statku.Golem, rakieta mająca wynieść Kirxa na orbitę, po kilku godzinach oczekiwania na sprzyjające warunki pogodowe wystartowała bez problemów, jednak lot testowy wykazał pewne jej niedostatki. W następnej misji, mającej dostarczyć Orchideę na wysoką orbitę postanowiono dodać dodatkowe silniki pomocnicze. Ponadto, awaria jednego ze spadochronów spowodowała, że podczas deorbitacji statek wylądował na lądzie, zamiast na oceanie - załoga spisała się jednak, wylądowała bezpiecznie i strzeliła sobie rewelacyjną selfie z kokpitem i Kerbolem w tle!
(Nie całkiem) udane ponowne wejście w atmosferę.Historyczny moment - astronauci LemCorp po pierwszej oficjalnej misji!Tak czy siak pierwszą, kameralną misję LemCorp okrzyknięto sukcesem (choć jak twierdzili sceptycy - umiarkowanym).