Zgodnie z zapowiedzią relacja z misji kosmicznej promu KONDOR T.
Kilka dni po oblataniu promów serii KONDOR zadecydowano o pierwszym wykorzystaniu maszyny w wersji towarowej, do umieszczenia w ustalonym miejscu przeszło trzytonowej sondy kosmicznej. KONDOR T został załadowany i podłączony do rakiety nośnej - tej samej użytkowanej przez całą flotę promów.
Jak widać Kadaf Industries do tematu wynoszenia promów podeszło w sposób profesjonalny, instalując maszynę nie w środku, ani pomiędzy, lecz na kadłubie rakiety nośnej. W wyznaczonym momencie silniki rakiety ruszyły.
Oba silniki RAPIER zasilane naftą ze zbiorników głównych rakiety nośnej ułatwiają utrzymanie pionu, chociaż ostatnie fazy wchodzenia na orbitę, kiedy to rakieta nośna staje się lekka, są wymagające. Po chwili orbita zostaje zamknięta na pułapie z peryapsą i apoapsą w okolicach stu kilometrów nad orbitą Kerbinu, po czym wahadłowiec KONDOR odcumowuje od pustej rakiety nośnej.
Jesteśmy na orbicie. Standardowym celu wahadłowców kosmicznych. Lecz nie tym razem. Przed promem KONDOR T stoi zadanie poważniejsze, gdyż nie jest to zwyczajny lot, lecz lot testowy mający określić maksymalne możliwości jednostki. Miejscem odłączenia sondy jest zamknięta orbita księżyca Mun! Po zajęciu odpowiedniej pozycji oba silniki RAPIER pchnęły wahadłowiec na kurs przejęcia przez satelitę Kerbinu. Po zakończeniu manewru kilkanaście godzin przerwy i spokojnego dryfu przez kosmos. W końcu KONDOR zbliżył się na odległość 150 kilometrów nad zrytą kraterami powierzchnią i uruchomił procedurę hamowania w celu zamknięcia orbity.
Teraz rozpoczęła się praca technika, procedura uwolnienia ładunku. Rozwinięto drabinki na gondolach silnikowych i kerbonauta ostrożnie zaczął przesuwać się w kierunku rufy.
Odłączanie prętów stabilizujących ładunek i kontrola układów sondy. Wszystko sprawne!
Technik wrócił na pokład wahadłowca i przejął zdalną kontrolę nad sondą. Oddokowanie! Silniki RCS rozruch!
Procedura otwierania paneli słonecznych!
Chwilę później rozpostarła się również ogromna antena komunikacyjna.
Zadanie wykonane! Czas wracać do domu. Paliwa zostało bardzo niewiele, lecz jak test to test. Po zajęciu odpowiedniej pozycji ucieczkowej silniki ponownie pchnęły maszynę na kurs.
Pilot nerwowo spoglądał na wskaźnik stanu paliwa i mapę nawigacyjną. Silniki typu RAPIER są niezwykle uniwersalne, ale nikt nie twierdzi, że oszczędne. Znacznik przewidywanej orbity zbliżał się coraz bardziej do ojczystej planety, wskaźnik stanu paliwa zbliżał się coraz bardziej do zera. Gdy na ekranie pojawiło się przecięcie z atmosferą Kerbinu na 56 kilometrach utleniacz się skończył i silniki zamilkły. Trochę za wysoko na wyhamowanie. Ale to jeszcze nie tragedia, gdyż KONDOR posiada sporą ilość zapasów paliwa do silników RCS.
- Przechodzę na rcsy! - poniformował centralę kosmodromu pilot. Gaz spokojnie syczał w przewodach, delikatna mgiełka monopropelantu pojawiła się za grubymi szybami kabiny, prędkość powoli spadała. Trzydzieści pięć kilometrów nad Kerbinem, tyle powinno wystarczyć, silniki stop, przechodzimy w dryf. Po kilkunastu godzinach KONDOR wszedł w atmosferę Kerbinu.
Prędkość jednakże nadal była zbyt duża i wahadłowiec wyrwał się z atmosfery, jakkolwiek peryapsa znacząco opadła, a z każdym kolejnym przejściem przez atmosferę będzie spadać.
Po niespełna trzech przejściach przez atmosferę pilot ponownie uruchomił RCSy i podniósł apoapsę. Teraz rzecz najtrudniejsza, trzeba trafić w pobliże kosmodromu. Jednak nie bez powodu za sterami siedział najlepszy z oblatywaczy na usługach Kadaf Industries, cel został osiągnięty. Na dwudziestu kilometrach rapiery ożyły w trybie odrzutowym. Skończył się tylko utleniacz, zapasy nafty nadal były w zbiornikach!
KONDOR nie szybuje, trzeba trzymać ciąg niemal do samego przyziemienia. Po chwili zawieszenie załomotało o beton pasa startowego. Cóż, to nie jaskółka, powierzchnie nośne są bardzo małe. Jednakże misja okazała się całkowitym sukcesem. Wszystkie cele zostały zrealizowane, a wahadłowiec serii KONDOR wykazał się nie byle jakimi możliwościami!