Autor Wątek: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.  (Przeczytany 10587 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Czw, 03 Lip 2014, 23:11:42

Offline Madrian

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 15
    • Zobacz profil
Dookoła świata samolotem... w godzinę.

- Błagam! Proszę! Szefie! Litości! Ja muszę! Błagam! Proszę! ...
Jim Kerman patrzył z niesmakiem na swojego rozmówcę. Aż żal patrzeć na takie poniżenie jednego z największych Kerbonautów. Niestety... Jebediah Kerman ciągle lamentował i robił minę skrzywdzonego szczeniaczka. Co wychodziło mu niepokojąco dobrze.
- NIE! I to jest moje ostatnie słowo! Nie dam ci rakiety, żebyś mógł wylądować na słońcu!
- Ale co ja mam robić?! Wszędzie już byłem! Nawet kosmicznego Krakena odpędziłem od stacji, rzucając w niego racjami z żywnością! Nie mam już wyzwań! Ja się męczę! Ja muszę... muszę muszę...
- Tak! I przez ciebie musieliśmy wam zrobić awaryjny lot zaopatrzeniowy! Poza budżetem! Idź do Tobiego Kermana, niech ci robotę znajdzie...
- Eeeee..... Ile tych asteroid można sprowadzać? Naukowcy już nawet nie chcę o nich słyszeć. Ja muszę coś robić...
- Do cholery Jeb! Znajdź sobie jakieś normalne hobby! Nie wiem? Graj w szachy, opłyń świat samotnie w kole ratunkowym czy coś...
- Ale to już robili inni...
- To go obleć! Nikt jeszcze świata samolotem nie obleciał...
- Obleciał... Taki jeden, chyba Kerman mu było. Osiem międzylądowań, dwa dni. Dziesięć lat temu, za tydzień rocznica...
- To obleć w 4 lądowania albo w ogóle bez lądowania i daj mi spokój! Ja muszę wypić kawę! Jest jedenasta a ja jeszcze kawy nie wypiłem! WON!
- Eee... ale to już...
Jeb zamilkł. Nagle jego mina się zmieniła. Odwrócił się i wyszedła z pokoju szefa. Jim padła na fotel i przyłożył ręce do skroni.
- To nie na moje nerwy. Ale przynajmniej sobie poszedł wariat jeden.
Sięgnął po kubek zimnej już kawy i pociągnął duży łyk niesmacznej już lury.

Tymczasem za jego drzwiami Jeb stał w korytarzu i patrzył w sufit. Przechodzaca sprzataczka spojrzała na niego nieufnie i na wszelki wypadek zerknęła w to samo miejsce. Ujrzała tylko białe kasetony sufitu. Jeszcze raz spojrzała na wyraz twarzy Jeba i odruchowo się przeżegnała.
- Kerbonauta, wariat kolejny...
A Jeb patrzył w odległą otchłań własnego umysłu.
- Nikt jeszcze... bez lądowania...

- BILL!!!!!!!
Ryk rozległ się po całym hangarze. Jakiś kierowca z zaskoczenia wpadł w poślizg cysterną. Na szczeście w dzikim piruecie zdołał wyprowadzić maszynę. Popukał się w czoło, w stronę krzyczącego.
Jeb się wcale tym nie przejął.
- BILL!!!!!!! CHODŹ TU!!!!
- Czego...
Bill wyszedł z kanciapy kierownika technicznego. Tenże wyjrzał zza drzwi, skrzywił się na widok Jeba i zamknął drzwi. Dał się słyszeć szczęk zasuwki, a w oknie pojawiła się kartka „Przerwa – Kiedyś wrócę”. Jeb dobiegł do Billa Kermana.
- Bill... Bill... Bill...
- Albo się zamknij, zanim ci przyłożę, albo złap oddech.
- Ok...
Przez chwilę głośne sapanie dominowało najbliższe otoczenie.
- Bill, słuchaj... Potrzebuję wyliczenia kursu i zużycia paliwa.
- Nie dam ci mojego kalkulatora. Poprzedni wyrzuciłeś w kosmos.
- Nie moja wina, że ten Kraken zeżarł wszystkie porcje żarcia. Grunt, że sobie poleciał w stronę Joola. Mam nadzieję, że się struł i leży gdzieś tam ze zgagą. Ale ja nie o tym. Ty mi musisz to policzyć.
- A co ja jestem?! Najemny liczykrupa?!
- Jesteś nawigator i to najlepszy. Słuchaj. Kurs dookoła świata, bez lądowania, jak najszybciej...
- Nie byłbyś byś sobą, gdybyś nie dodał tego ostatniego? Po co ci to?
- Jak to po co? Chcę oblecieć świat w jak najkrótszym czasie.
- To będzie tak na oko sześć tysięcy klitrów paliwa plus utleniacz, trzy dopalacze, dwa stopnie rakiety i spadochron. Oblecisz świat w jakieś piętnaście – dwadzieścia minut, zależy od wysokości orbity.
Bill z pamięci podał parametry typowego lotu orbitalnego.
- Nie! Nie rakietą! Samolotem...
Bill spojrzał na wyraz twarzy Jeba i zamarł. Znał kumpla zbyt dobrze.
- Jak to samolotem? Nikt jeszcze... O cholercia... Ale cię wzięło...

Pół godziny póżniej Bill podniósł głowę z nad notatek.
- Uff... mam. Ale słuchaj, nie bedzie łatwo.
- Dawaj!
- Samolot nie może ważyć wiecej niż pięćdziesiąt ton. Musi mieć dwa silniki wysokościowe, nie więcej. Około tysiąc siedemset klitrów paliwa... z rezerwą około dwóch tysięcy. Prędkość co najmniej tysiąc pięćset kerbometrów na sekundę, nie niżej niż dwadzieścia pięć kilokerbometrów nad ziemią. Oblecisz go w jakieś półtorej do dwóch godzin. Oczywiście jak dasz radę lecieć wyżej i szybciej , to będzie krócej.
- Super!
- Jest tylko jeden malutki problem.
- Jeden problem to nie problem.
- Nie ma takiego samolotu na Kerbinie.
- To nie pro... Och... To jest faktycznie problem.
Jeb się zamyślił i sposępniał. A potem nagle Bill i Jeb spojrzeli na siebie...
- BOB!

- Czyli mam dla tego wariata, zbudować w mniej niż tydzień maszynę, która nie ma prawa istnieć?
- No w zasadzie... to tak.
- A co ja będę z tego miał?
- Co ty będziesz...? Bob! Myślałem, że jesteśmy kumplami? Powinieneś nam pomóc bezinteresownie...
- Mnie w to nie mieszaj – wtrącił Bill.
- Za późno. Bob! Jak możesz... Moment. Znam to spojrzenie. Czego chcesz Bob?
Jeb zrobił się nagle podejrzliwy. Bob się tym nie przejął, tylko odwrócił głowę w stronę okna. A potem znów spojrzał na Jeba i znów w okno. Za oknem widać było „kaespowski”  parking. Jeden z samochodów wyróżniałsię nietypową sylwetką i jaskrawym, czerwony kolorem z zielonymi pasami.
- O NIE! Tylko nie moje Kermani 430 z limitowanej serii!
Jeb dostał je za udział w reklamie. „Kermani 430 – wybór Jebediaha Kermana”. Limitowana seria tysiąca sztuk, a raczej dziewięćsetsiewiędziesięciudziewięciu rozeszła się niecałe pół godziny. Firma Kermani w życiu nie miała takiego zbytu. Bob się tylko uśmiechnął.
- Na cały tydzień z weekendem włącznie.
- Ty wredny...
- Chcesz lub nie. Cenę znasz. To tobie zależy.
Bob odwrócił się i zrobił dwa kroki gdy dobiegło go ciche i zrezygnowane...
- Ok... dostajesz na tydzień.
Zabrzęczały rzucone kluczki, które Bob staranie złapał z widoczną praktyką. Nie pierwszy raz wysępił samochód od kumpla.
- Umowa stoi. Idę do roboty. Bądź pod telefonem.
I odszedł wesoło pogwizdując.
Jeb westchnał z rezygnacją. Wtedy dosięgnął go zdradziecki coś z niespodziewanej strony.
- A dla mnie twoja chatka w górach, na cały weekend.
I Bill uśmiechnął się wrednie...

Kilka dni później telefon Jeba zakwilił popularną melodią.
- Słucham? O Cześć, Bob! Jak tam...
- Za dziesięć minut w hangarze głównym.
Rozmowa się urwała.
Jeb odłożył słuchawkę i sięgnął po kluczyki do wozu. Dopiero puste miejsce przypomniało mu, gdzie jest teraz samochód. Skrzywił się i podszedł do szafki. Wyjął kluczki od swojego starego Kershe 119 był najszybszy z posiadanych w tej chwili samochodów i chwilę później gnał ulicami, ignorując migające fotoradary. Zresztą i tak miał odkręcone tablice...

Wpadł do środka i zamarł. Na środku hali stała nieziemska piękność. Lśniąca, długa, smukła i biała. Ostry dziób kokpitu mierzył groźnie w przód. Deltoidalne skrzydła były smukłe i ładnie dopełniały sylwetkę. Ogromne wloty powietrza lśniły żarłocznymi czeluściami, głodne zimnego wiatru.







Jeb westchnął z miłości. I podszedł powoli do maszyny. Wyciągnął rękę...
- Gdzie z łapami!
Bob wyskoczył niczym diabeł z pudełka.
- Pobrudzisz i dopiero będzie.
- Jest piękny... Ale czy da radę?
Bob przepchnął wykałaczkę, którą żuł w drugi kącik ust. Nauczył się tego ruchu od kierownika technicznego. Tyle, ze tamten robił tak z cygarem.
- Wątpisz? Przeszedłem samego siebie. Dwadzieścia osiem ton, dwa tysiące klitrów paliwa... no prawie. Musi być szybki. Wyważony idealnie i powinien latać jak złoto. Nazwałem go Biały Ptak.
- Cudny... Hej! Czemu ma cztery silniki? Miał mieć dwa.
- I ma. Dwa wysokościowe i dwa zwykłe. Optymalizacja. Nisko lecisz na zwykłych, wysoko na tych drugich. Przy starcie możesz na wszystkich.
- Fajnie... Kiedy możemy startować?
- Za dwie godzinki.
- Czemu tak długo?
Bob zrobił chytrą minę.
- Bo wtedy kierownik centrum pojedzie do miasta na lunch...
Śmiech gruchnął po całym hangarze. Aż zbudził jakiegoś śpiącego nietoperza, który nerwowo zatrzepotał skrzydłami ,pod sufitem hangaru.

Jeb zamknął szybkę hełmu, zgodnie z procedurą. Potem rozsiadł się wygodnie w znajomym kształcie fotela  i pogładził przepustnicę. Potem z dystyngowaną cierpliwością sięgnął do tablicy i przerzucił kilka przełączników. Coś w maszynie zasyczało, coś pstryknęło i kokpit ożył dziesiątkami światełek i przyrządów. Sięgnął po radio.
- Tu Biały Ptak, jestem gotowy do lotu, proszę o pozwolenie na start.
Radio zaskrzeczało w odpowiedzi , znajomym głosem Billa. Jeb wolał się nie zastanawiać co kumple dali obsłudze wieży, za to by ich wpuścili do centrum kontroli i jeszcze odwrócili głowy od nieautoryzowanego lotu, nieautoryzowaną i niesprawdzoną konstrukcją.
- Biały Ptak, masz pozwolenie, przestrzeń czysta. Masz pozwolenie na uruchomienie silników i start.
- Zrozumiałem, odpalam.








Bill odłożył mikrofon, upewnił się, ze jest wyłączony i odwrócił się.
- Mam wyrzuty sumienia, ze go tak okłamujemy...
Za nim, stał kierownik centrum, Jim Kerman, z wrednym uśmiechem na twarzy.
- Będzie miał nauczkę. Niech wie, że nic się tu nie dzieje bez mojej wiedzy. A poza tym, trochę promocji się nam przyda.  Pierwsza od lat, próba samotnego lotu dookoła świata, w wykonaniu bohatera. Tam na dole, czeka na to kilka dziesiątek dziennikarzy. Uda się – mamy mega promocję. Nie uda się, to też sensacja i może nawet pozbędę się wreszcie tego wariata. A poza tym... Bob zbudował świetną maszynę i są już na nią chętni.  Szkoda, żeby się zmarnowała.
Zerknął w kąt centrum, gdzie z dala od innych stał jakiś Kerbal w wojskowym mundurze z mnóstwem gwiazdek na pagonach  i łakomie patrzył przez lornetkę na startujacy samolot.
Tymczasem maszyna z wyciem wszystkich silników nabierała prędkości. Bob z zadowoleniem ujrzał, jak jeszcze przed połową pasa dziób maszyny unosi się w powietrze. A chwilę później, niemal idealnie na wprost wieży kontrolnej, samolot oderwał się lekko niczym ptak i wzbił się w powietrze.






- Nieźle, nieźle...
 Dobiegło cicho, z kąta okupowanego przez właściciela lornetki.

Tymczasem Jeb schował podwozie i ustawił maszynę na kurs wznoszący. Uważnie śledził parametry lotu. Z zadowoleniem popatrzył na wskaźnik zużycia paliwa. Przyjemnie niski. Prędkość też przyzwoita. Już czas. Spokojnie domknął przepustnicę silników wysokościowych. Wycie z tyłu maszyny wyraźnie zmalało. Wraz z nim, wskaźnik zużycia paliwa radośnie spadł na poziom praktycznie idealny. Prędkość rosła teraz wolniej, ale maszyna ciągle raźno pięła się w górę. Upewnił się, że kurs jest prawidłowy, stabilizacja działa poprawnie. A potem rozsiadł się wygodnie i zaczął podziwiać widoki. Po bokach ziemia uciekała w tył.  Daleko przed nim otwierał się przestwór Oceanu Wschodniego.  Zadowolony sięgnął po radio.
- Tu Biały Ptak. Pułap zero pięć, prędkość siedem dwa zero, kurs dziewięć zero koma zero. Pogoda dobra.
- Zrozumiałem, Biały Ptak. Trzymaj kurs i powodzenia.





Dziesięć minut później Jebediah patrzył z uwagą na spadające obroty silnika i coraz niższe ciśnienie powietrza w kanale dolotowym. „Już czas” – pomyślał.
- Biały ptak do Bazy. Przechodzę na silniki wysokościowe. Kurs dziewięć zero koma zero. Pułap jeden dwa, prędkość zero koma dziewięć Kermacha. Lekkie turbulencje na poziomie jeden jeden.
- Zrozumiałem, Biały ptak. Kontynuuj.





Jeb otworzył przepustnicę. Słuchał jak narasta ryk drugiej pary silników. Poczekał aż osiągnął optymalny poziom pracy. Potem wyłączył podstawowe silniki napędowe. Hałas ścichł i zmieniło się natężenie dźwięku. Wysoki jazgot turbin silników podstawowych, zastąpił basowy jęk turbiny do pracy na dużej wysokości. Jeba aż przeszedł dreszcz. Dawno nie latał samolotem. Ciągłe loty rakietami dawały zupełnie inne odczucia. Prawie zapomniał jak to jest ślizgać się przez zimne powietrze, pchanym przez potężne turbiny i unoszonym przez smukłe skrzydła. Prędkość i wysokość ciągle rosła. Chwilę później samolotem potężnie zatrzęsło, a potem nastąpiła dziwna cisza. Jęk silników przeszedł w odległy szum. Bariera dźwięku została za samolotem.
- Tu Biały Ptak do Bazy. Przeszedłem na drugi zestaw silników. Pracują poprawnie. Kurs bez zmian. Pułap jeden trzy, prędkość jeden koma jeden Kermacha.
- Zrozumieliśmy, Biały ptak. Powodzenia.
Jeb zerknął w przód, gdzie widać było tylko ocean. Z zadowoleniem zauważył nad horyzontem malutkie światełko. Minmus, stary znajomy. Uśmiechnął się na wspomnienie tych wspólnych chwil, gdy pierwszy raz dotykał jego powierzchni. Spojrzał na zegarek. Co? Dopiero dziesięć minut lotu? Spojrzał na KPS i porównał wskazania z mapą. Bob mógł zainstalować jakiś tablet. No cóż, stara, dobra mapa musi wystarczyć. Minął już środek oceanu. Za chwilę powinien ujrzeć drugie wybrzeże.
Biały Ptak, mozolnie piął się w górę. I coraz bardziej nabierał prędkości.





Po dwudziestu minutach od startu, znów sięgnął po radio.
- Biały Ptak do Bazy. Pułap dwa trzy, prędkość trzy koma jeden Kerbacha, kurs dziewięć zero koma zero. Jestem ponad półwyspem Kawabana, Brak turbulencji. Wszystkie wskaźniki zielone.
Odpowiedź nadeszła po chwili, ale musiał się mocno wysilić, by ją zrozumieć przez szumy. „Zaraz stracę kontakt” pomyślał. Ale nie przejął się tym zbytnio. Nie po po raz pierwszy. Z zadowoleniem ocenił zużycie paliwa. Kilka tysięcy kilometrów, a tylko jedna szósta baku poszła z dymem. Chyba mam szansę – pomyślał. Zerknął w górę. Światełko Minmusa wyraźnie skoczyło w górę. Niedługo dojdzie do zenitu. Szkoda. Wtedy przestanie go widzieć. A zawsze to jakieś towarzystwo. Choć tak odległe. Bob mógł dodać jeszcze z dwie kabiny. Razem byłoby raźniej. Ale wtedy... To by nie był samotny lot.







Ledwo pięć minut później ujrzał przed sobą niezwykły widok. Horyzont znikał w czarnej otchłani.
„Dogoniłem noc”, pomyślał wesoło Jeb. I faktycznie, kilka chwil później minął terminator Kerbinu. W lusterku wstecznym widział jak słońce zachodzi za horyzontem. Samolot zniknął w ciemności. Choć tylko na chwilę. Jedno pstryknięcie i  rozbłysły światła. Cztery silne reflektory oświetliły niebo przed maszyną. Bob dodał też dwie lampy na kadłubie, które oświetlały skrzydła. Dzięki czemu Jeb mógł ocenić stan maszyny, nawet w ciemności. Oczywiście, gdyby chciał. Zastanowił się chwilę. Jeżeli w KSP było południe i minął teraz terminator to... No tak! Już ćwierć obwodu planety! Gdyby leciał na północ, byłby już nad biegunem. Uśmiechnął się do siebie. Wskaźnik paliwa był przyjemnie wysoki. Prędkość ciągle rosła. Wysokość też. Z zaskoczeniem ujrzał wynik trzydzieści cztery tysiące. Prędkość... Już nie wiele brakowało do pełnym dwóch tysięcy. „O rety! Ponad pięć i pół kermacha!”.
To jest kurcze prawie rekord! Wspomniał z rozrzewnieniem dawny lot w próbie bicia rekordu prędkości. Ponad sześć kermacha. Nie wiele mi brakuje do nowego.

W oddali, ponad horyzontem dojrzał łunę światła zodiakalnego. Noc odsłoniła przepiękny widok galaktyki, odsuwającej się pomału w bok... Przez chwilę podziwiał widok. Nagle zapaliła mu się lampka ostrzegawcza. Jak to, przesuwa się w bok? Zerknął szybko na tablicę i zaklął. Ciśnienie powietrza spadło niebezpiecznie. Jeden z silników zaczął się dławić. Tylko dzięki temu, że Bob władował potrójne stabilizatory, maszyna jakoś trzymała kurs. Ale zaczynała przegrywać. Jeb otrząsnął się szybko. W takich sytuacjach reagował prawie automatycznie.  Przymknął trochę gaz. I ręcznie wyrównał maszynę. Dość agresywnie, ale skutecznie. Silniki z tyłu ścichły. Ok. Nie przekraczamy pułapu trzy sześć. Wygląda to na koniec możliwości maszyny. Prędkość jednak sporo urosła. Ponad dwa sto na liczniku. Z niechęcią skierował dziób w stronę ziemi. Najważniejsze, to utrzymać kurs. Chwilę to trwało, ale maszyna, prawie pozbawiona mocy zaczęła w końcu opadać. Pozwolił jej opaść o ponad cztery kilometry. Ciśnienie powietrza wzrosło. Otworzył przepustnicę i uśmiechnął się, gdy oba silniki zagrały równym tonem. Maszyna znów zaczęła przyśpieszać. Jeb odetchnął. Ale nie minęło wiele czasu, jak zerknął na przepustnicę.



- Hej, ptaszku, w właściwie, to ile jesteś w stanie znieść, co? Pokażesz mi?
Jeb uśmiechnął się i ponownie zadarł nos w górę. Ale tym razem cały czas pilnował sterów. Wreszcie znów usłyszał jak jeden z silników traci moc.
- No malutki, masz jeszcze jeden. Dawaj w górę!
Przed nosem ujrzał jak zza horyzontu, majestatycznie unosi się Mun. Jeszcze lepiej znany towarzysz. Mun or Bust? Zobaczymy. Dziki uśmiech rozjaśnił twarz Jebediaha. Wpatrzył się w Muna i wziął go na cel. Wysokość rosła, prędkość też. Jeden silnik prawie całkiem zamarł. Drugi jęczał potępieńczo. Nos maszyny zaczął tańczyć. Jeb walczył ze sterami, ale te nie znajdowały już oparcia w rzadkim powietrzu. Tylko stabilizatory dawały radę jakoś utrzymać maszynę na kursie. Ale przegrywały coraz bardziej. Wreszcie Jeb zrozumiał, że dłużej nie ma szans. Przymknął przepustnicę. Pozbawiony nierównego napędu samolot pozwolił się w końcu uspokoić i ustawić na kursie. Jeb z Zaskoczeniem zauważył, że mimo to siła bezwładności, ciągle pcha maszynę w górę.  „Łał.... Najszybszy szybowiec świata”. Pomyślał wesoło. Zerknął na licznik i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dwa czterysta. Takie prędkości są typowe raczej dla rakiet. Poczekał aż licznik wysokości przestanie rosnąć. Cztery jeden... Z hakiem. Piękny wynik. Pędź mały, pędź. I samolot pędził. Szybowcowym lotem z prędkością orbitalną, budząc zamieszanie na drugim końcu świata.





- CO ZROBIŁ!?!
- Zamknął orbitę. Na czterdziestu jeden kilometrach. Z peryhelium na trzydziestu pięciu kilokerbometrach. Mam go na trackerze. Monitoruje go pięć satelitów. Mamy dane z transpondera. Nie ma mowy o pomyłce. "Wariat" Jeb właśnie samolotem zrobił pełną orbitę. Gdyby nie opór powietrza, to by wcale nie wylądował. A tak za kilka minut orbita się otworzy.
- O cholera... po co ja się zgodziłem, żeby wysłać tego wariata.
Jim złapał się za głowę.
- Trudno. Teraz już za późno. Gdzie on teraz w ogóle jest?
Minął połowę trasy. Teraz już ma już tylko bliżej do domu. Chyba, że zawróci. W tym tempie.... O kurcze. Może być z powrotem za dwadzieścia pięć minut...
- Kerbnifik... Dobiegło od strony generała, wpatrzonego z zachwytem w ekran stacji śledzącej.
Jim zamrugał zdziwiony. Znał akurat ten zwrot. Ale co tu takiego wspaniałego?





Samolot schodził coraz niżej, ale ciągle utrzymywał ogromną prędkość. Nie trzeba było długo czekać. Gaz w koło zaczął się jonizować. Pomarańczowa poświata ogarnęła maszynę. Jeb, całkiem bezpieczny w środku kabiny, podziwiał widok, jednocześnie skupiając się na pilotażu. Czuł jak przyjemnie rośnie opór na sterach i maszyna zaczyna coraz silniej reagować. Prędkość zaczęła spadać coraz szybciej. Nie minęło wiele czasu i ognista poświata zniknęła. Mun, niemy towarzysz podróży, wzniósł się wysoko w stronę zenitu. Jeb uznał, że wystarczy tego spadania.  Chyba pobił właśnie rekord odległości w szybowaniu samolotem odrzutowym. Wyrównał lot i pchnął przepustnicę. Silniki ożyły. Nakarmione gęstszym powietrzem na nowo nabrały wigoru. Niski jęk turbin przybrał na sile. Kilka chwil później prędkość przestała spadać. Niedługo potem, wysokość także i znów oba parametry zaczęły rosnąć.







Mdłe światło wlało się do kokpitu. Jebediah zerknął w dal. Jasna jutrzenka rozjaśniła horyzont. Teraz gonił świt, poprzedniego dnia. „He he, odbyłem podróż w czasie, ciekawe, czy naliczą mi za dziś podwójne pobory” – pomyślał wesoło. „Zaraz znów będę w pracy tego samego dnia, i to od rana”.
Rozprostował się w fotelu. Na chwilę włączył autopilota i przeciągnął się. Patrzył jak jaśnieje łuna  nad horyzontem. Przypomniał sobie motyw z popularnego filmu i zaczął gwizdać melodię. Jakimś cudem kontrapunkt wypadł dokładnie w momencie, gdy słońce wyskoczyło nad horyzont, zalewając kokpit jasnym światłem.  „I kto mówił, że nie można dogonić skończonego dnia?” – wesoła myśl przeleciała przez głowę pilota.



Słońce oświetliło powierzchnię oceanu.  Jeb rozejrzał się. W coraz jaśniejszym dniu, dostrzegał na ziemi coraz więcej szczegółów.  Po lewej stronie dojrzał łańcuch górski wystający z wody. Rozpoznał jedne z najbardziej znanych gór, będących śladem po dawnym uderzeniu gigantycznej asteroidy z przed milionów lat. Stąd do domu już blisko. I faktycznie, kilka minut później minął linie brzegową. W oddali zalśniła linia żółci. To Kerhana, największa pustynia na świecie. Jeszcze dwie minutki i już leciał ponad jej piaskami. Wyjrzał przez okno, zaciekawiony czy z tej wysokości dojrzy słynne piaskowe miasto, ale nic nie zdołał dojrzeć. Z drugiej strony, jego też nie było pewnie widać. Głęboka otchłań powietrza. Pułap trzy trzy. Zerknął w przód ale poza krańcem pustyni dojrzał jeszcze tylko morze. Nawet nie widać kontynentu Kerfiki. Nie ma szans na nawiązanie łączności. Jeszcze kilka minut.







Tym razem starannie pilnował wysokości. Starał się nie przekraczać pułapu trzy cztery. Prędkość ustaliła się na przyjemnym poziomie dwa sto. Maszyna pędziła jak złoto. Morze pomału odsłoniło następny brzeg. „Dom, zielony dom” – zanucił w myślach Jeb. Z lekkim smutkiem przymknął przepustnice i skierował nos w dół. Góry w oddali pomału rosły. Wydawały się sięgać po maszynę, ale to było tylko złudzenie. I nagle, daleko w przodzie zalśniła linia błękitnego morza, a tuż przed nią. Jasna plamka łysiny. Kosmodrom KSP. Niemal idealnie na kursie. Jeb uśmiechnął się. W ogóle coś często się uśmiechał. Przymknął przepustnicę do końca. Patrzył na wysokościomierz. Kiedy minął pułap  jeden trzy, otworzył przepustnicę silników podstawowych. Niedużo. Tyle, by mieć kontrolę nad maszyną. W oddali ujrzał już cienki paseczek pasa. Kreska cieńsza od włosa. A trzeba było w nią trafić.









Sięgnął po radio.
- Baza, tu Biały Ptak. Podchodzę z kursu dwa siedem zero na dziewięć zero. Proszę o pozwolenie na lądowanie.
- Baza, do białego Ptaka. Witamy z powrotem. Przestrzeń czysta, pas wolny. Masz zezwolenie na lądowanie.
Góry przemknęły pod maszyną. Ich miejsce zajęły zielone łąki. Maszyna zwolniła już do ułamka poprzedniej prędkości. Jeszcze przed górami, bariera dźwięku wyprzedziła maszynę.
Jebediah skupił się na pasie i maszynie. Wypuścił podwozie, wyrównał lot. Pas zbliżał się szybko. Ale maszyna znacznie już lżejsza, prowadziła się jak marzenie. Dotknęła pasa, idealnie w osi i Jeb włączył hamulce i zatrzymał silniki. Jeszcze chwila i maszyna zatrzymała się. Niemal dokładnie na wprost wieży. W miejscu, z którego oderwała się od pasa.









Jeb starannie wyłączył wszystkie urządzenia, otworzył kabinę i wyszedł na drabinkę. I wtedy z zakamarków KSP wylała się wrzeszcząca i kotłująca masa Kerbali. Machali transparentami, i flagami misji kosmicznych i nie tylko. Grupa Kerbali podbiegła do maszyny i porwała zaskoczonego Jebediaha. Nieśli go na rękach wiwatując. Prosto w stronę wieży. Tam pochód zatrzymał się i postawił zaskoczonego Jeba na ziemi. Wprost przed kierownikiem centrum kosmicznego, który patrzył na niego ze srogą miną.
- Majorze Jebediah Kerman. Witam z powrotem na ziemi. Gratuluję udanego wyczynu i pobicia kolejnego rekordu. Wspaniała robota. Obleciał pan świat w równą godzinę.
I wziął oniemiałego Jeba za rękę i potrząsnął nią mocno. Błysnęły flesze.  Nikt nie zwrócił uwagi, że naprawdę było to godzina i minuta i szesnaście sekund. Kto by się przejmował drobiazgami.
- A potem porozmawiamy w moim biurze – dodał cicho i bardzo groźnie.
Pchnął Jeba w stronę dziennikarzy.
- Bohater jest wasz!.
Dziennikarze zasypali Jeba  pytaniami, jeden przez drugiego. Nikt nie zwrócił uwagi na jakiegoś generała, który minął tłum i podszedł do samolotu i pogłaskał go z czułością. Choć chwilę później musiał polizać lekko poparzone palce.

Jakiś czas później Jim Kerman, w swoim biurze podał gościowi kawę.
- Naprawdę nie rozumiem. Po co wojsko sponsorowało tę wariacką wyprawę? Jeden dureń postanowił się popisać, a wy wysupłaliście na to grube miliony, technologię i daliście wolną rękę naszym technikom. Po co wam to było? Nie macie na co wydawać kasy?
Kerbal w wojskowym mundurze wziął kawę i zamieszał ją łyżeczką. Potem upił mały łyk.
- Panie Kerman, niech pan nie udaje. Przecież nie jest pan głupi. Samolot, który w godzinę jest w stanie oblecieć świat i ma jeszcze jedną trzecią zapasu paliwa? Litości... I proszę się nie przejmować. Za plany, odpalimy wam po piętnaście procent od sztuki. Starczy wam na wiele misji. A może nawet jakiś kontrakcik się znajdzie...
I uśmiechnął się do nagle pobladłego Jima.

Kierownik  techniczny patrzył na plan, opatrzony chyba dziesiątkami pieczątek. Większość zaczynała się od słowa „ściśle”.
- Hmm... Luk zrzutowy do samolotu supersonicznego, o masie 28 ton. Do sześciu ton ładunku. No da się zrobić... Szczególnie, że fucha świetnie płatna.

Niestety Jeb nie spotkał się ze szczęśliwym zakończeniem. Kiedy wrócił na parking, zauważył, że Bob zarysował gdzieś lakier na zderzaku jego Kermani 430. A Bill wypił wszystkie butelki piwa z lodówki w jego domku wczasowym.

Cytuj
Biały Ptak

Masa - 28 ton gotowy do lotu
Paliwo - 1990 jednostek
Prędkość maksymalna - ponad 2450 m/s
Prędkość przelotowa - 2100 m/s
Pułap maksymalny - 41100 m (z hakiem)
Pułap przelotowy - 34000 m
Zużycie paliwa - 1097 jednostek / dookoła świata
Załoga - 1 wariat Kerbal

« Ostatnia zmiana: Pią, 04 Lip 2014, 00:49:27 wysłana przez Madrian »

Pią, 04 Lip 2014, 14:28:54
Odpowiedź #1

Offline Kedorlaomer

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 26
  • Reputacja: 0
    • Zobacz profil
Madrian, na jakiej wysokości osiągnąłeś te 2450 m/s?
Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale niewykluczone, że właśnie włożyłeś kij w mrowisko i już za chwilę pojawią się spece od bicia rekordów w atmosferze :P

Sama opowieść(jak i samolot) -  czarująca. Przypomniał mi się film "Pierwszy krok w kosmos" i Chuck Yeager w swoim F-104. Leciał, leciał, leciał, aż atmosfera mu się skończyła i zobaczył gwiazdy. Tak, to mógł być protoplasta Jebediacha(albo na odwrót).

Reklama

Odp: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.
« Odpowiedź #1 dnia: Pią, 04 Lip 2014, 14:28:54 »

Pią, 04 Lip 2014, 16:56:34
Odpowiedź #2

Offline Madrian

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 15
    • Zobacz profil
Te 2450 m/s  to akurat nic skomplikowanego. Wysokość podobna jak w tekście - 41 km. Na tej wysokości powietrza jest już tak mało, że można lecieć z rozłożonymi panelami słonecznymi i się nie psują. Małe opory, to i prędkości spore. Ograniczeniem jest właśnie brak powietrza. Nawet duża ilość wlotów na silnik nie zapewnia go dość do pracy z pełnym ciągiem. U mnie, już przy 38 km, pracował tylko jeden silnik. Ale nie zabudowałem tam jakiejś fabryki powietrza. Niektórzy montują po kilkanaście dużych wlotów na silnik. U mnie były tylko 3 + kilkanaście małych / silnik. Z tym, że małe dużo wcześniej dają 0 powietrza.

Mój rekord osobisty to ok 2600 m/s. Z tym, że wtedy nie ma mowy o dłuższym locie. Sporo silników, mała masa, mało paliwa. 5 minut i po paliwie. :) Pionowo w górę, kurs na duży pułap i wio.
A widziałem już loty przekraczające 3000 m/s. Chyba nawet na naszym forum ktoś taką prędkość osiągnął.

Jak spojrzysz na mojego awatara, to ten samolocik leciał jeszcze szybciej, na niższej orbicie - stąd ta ładna fotka.

Hmm... Chyba spróbuję pobawić się w rekord prędkości. 8) Ideałem byłoby wyjść poza atmosferę, na odrzutowych. :D
« Ostatnia zmiana: Pią, 04 Lip 2014, 16:58:31 wysłana przez Madrian »

Pią, 04 Lip 2014, 22:12:52
Odpowiedź #3

Offline Kedorlaomer

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 26
  • Reputacja: 0
    • Zobacz profil
Dziś zrobiłem coś takiego.



Tu wersja z silnikami Sabre M - na orbicie.

Samolot zrobiłem tak, żeby można było zastosować różne rodzaje napędów. Do bicia rekordów się nie nadaje, bo LFO ciężkie. Na zwykłym paliwie byłby dużo lżejszy, jednak ma z niego być  SSTO więc coś za coś.
Na 35 kilometrach pocisnął 2200 m/s. W założeniu miał być  nieco podobny do Sr-71, ale wyszedł trochę inny. Oczywiście B9. Nie liczyłem wlotów, jednak ten patent z odwracaniem się sprawdza. Samolot do 47 km leci na jetach.
Silniki to turbojety z B9, modyfikowane przeze mnie, ale nieprzefajnowane. Mają po 1000 kn ciągu i zużywają więcej paliwa niż stokowe odpowiedniki. Gabarytowo dwukrotnie większe.
Testowałem podobny na FAR, ale musiał dostać zupełnie inne skrzydła. Prędkości osiągał absurdalne :D
« Ostatnia zmiana: Pią, 04 Lip 2014, 22:37:25 wysłana przez Kedorlaomer »

Reklama

Odp: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.
« Odpowiedź #3 dnia: Pią, 04 Lip 2014, 22:12:52 »

Pią, 04 Lip 2014, 23:42:49
Odpowiedź #4

Offline Madrian

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 15
    • Zobacz profil
Dziś też eksperymentowałem. I jak się okazało - wykrakałem  8)

I na samych, stockowych turbojetach doleciałem na... 214 km.  Choć oczywiście, gdzieś od 42 km, był to lot czysto inercyjny. Ale przy blisko 2500 m/s było z czego wytracać prędkość.
Niestety, był to zwykły samolot i w kosmosie mógł tylko widoczki pooglądać. Hamowanie  też czysto atmosferyczne. Nie było napędu, który mógłby tego w kosmosie dokonać.
Do takiego wyrzutu samolocik o roboczym tytule "Walkiria 1" potrzebował 6 silników, ok 8 wlotów na silnik i ważył 20 ton.
Paliwa "aż" ok 720 jednostek.







Niestety, rekordu nie pobił. Miałem nadzieję na dobicie do jakiś 2800 - 3000 m/s. Trochę zabrakło, ale i tak ta maszyna mnie zaskoczyła.
Tym bardziej, że dopiero po locie zauważyłem dość istotny błąd konstrukcyjny. Widać go na fotkach. :)

Moim marzeniem jest sięgnąć orbity samolotem wyłącznie z napędem jonowym. Ale to już będzie ekstremum. Na stocku są spore kłopoty z zasilaniem. Żeby mieć spokój, potrzeba 18 generatorów na silnik, a to daje sporą masę, którą musi pchać malutki silniczek.

PS - Kiedyś miałem mod, w którym był zbiornik proceduralny z tlenem. Działał jak np. monoprop. Przyczepiało się zbiorniczek do statku i jet pobierał z niego tlen.
Niestety mod był niedopracowany i tlen był pobierany w pierwszej kolejności ze zbiornika, zamiast z wlotów. W efekcie na wysokie lotu, tego tlenu już zwykle nie było. :(
Niestety nie pamiętam, co to był za mod.
« Ostatnia zmiana: Pią, 04 Lip 2014, 23:49:53 wysłana przez Madrian »

Sob, 05 Lip 2014, 00:00:09
Odpowiedź #5

Offline PanKurczak

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 144
  • Reputacja: 7
    • Zobacz profil
@Kedorlaomer ta masa wypustków na całym samolocie to sas'y czy wloty powietrza?
jeśli sasy to: Po co tyle sasów? wystarczy zamontować lotki i będzie ten sam efekt a w kosmosie wystarczą rcs'y
« Ostatnia zmiana: Sob, 05 Lip 2014, 00:01:59 wysłana przez PanKurczak »

Reklama

Odp: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.
« Odpowiedź #5 dnia: Sob, 05 Lip 2014, 00:00:09 »

Sob, 05 Lip 2014, 00:08:59
Odpowiedź #6

Offline Benecjusz

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 56
  • Reputacja: 10
    • Zobacz profil
Madrian, ten mod to Firespitter. Żeby nie było problemu z pobieraniem tego tlenu w niewłaściwym momencie można użyć TAC Fuel Balancer.
Burn the heretic. Kill the mutant. Purge the unclean.
It is better to die for the Emperor than live for yourself!
Faith is eternal!

Intel i5-4570 4x3,2GHz; GeForce GTX 1050 Ti G1; 2x2GB Kingston HyperX Grey + 2x4GB Corsair Vengeance

Sob, 05 Lip 2014, 00:17:57
Odpowiedź #7

Offline Kedorlaomer

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 26
  • Reputacja: 0
    • Zobacz profil
PanieKurczaku, te wypustki to wloty powietrza zamontowanie odwrotnie - czyli do wewnątrz zbiorników. To taki jakby bug. Niestety akurat te wloty mają niską sprawność, ale za to zajmują niewiele miejsca. Lepszym rozwiązaniem jest nakładanie wlotów okrągłych, czyli nawlekanie na strut.

Jedyny moduł ASAS zamontowany w moim pseudo Blackbird'zie, znajduje się między nosem a kabiną. Jest to małe żyro z Firespittera.
Tlen w zbiorniczkach daje sporo, ale ma jedną wadę - dużo waży. Z TAC fuel balancer nie korzystałem.
« Ostatnia zmiana: Sob, 05 Lip 2014, 00:22:58 wysłana przez Kedorlaomer »

Reklama

Odp: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.
« Odpowiedź #7 dnia: Sob, 05 Lip 2014, 00:17:57 »

Sob, 05 Lip 2014, 08:10:15
Odpowiedź #8

Offline Madrian

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 15
    • Zobacz profil
Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
@Kedorlaomer ta masa wypustków na całym samolocie to sas'y czy wloty powietrza?
jeśli sasy to: Po co tyle sasów? wystarczy zamontować lotki i będzie ten sam efekt a w kosmosie wystarczą rcs'y

SAS działa na zasadzie żyrokompasu. Jest świetny gdy jest potrzeba obrotu maszyny, wokół swoich osi. RCS-y potrzebują do tego paliwa, które w dodatku waży swoje. SAS-om wystarcza prąd, który jest na bieżąco uzupełniany przez panele lub generatory. Znacznie lżejsze.
RCS-y są świetne, gdy trzeba maszynę przesunąć o niewielki odcinek. Używanie ich do zwyczajnego obrotu to marnotrawstwo.

Dlatego gdy chcemy zbudować samolot latający bardzo wysoko, gdzie nie ma już powietrza - SAS-y lepiej zastępują konwencjonalne stery.
RCS-y zaś warto instalować w konstrukcjach, które np. będą dokować.

Sob, 05 Lip 2014, 09:39:24
Odpowiedź #9

Offline Hipekhop

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 55
  • Reputacja: 2
    • Zobacz profil
Drobna uwaga- można użyć tradycyjnych silników tak jak RCS (czyli do hamowania etc.) o ile ustawimy ich wiele, odpowiednio... no i wykorzystamy grupy akcji. Nigdy tego nie robiłem, ale chyba kiedyś zrobię prototyp.

Reklama

Odp: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.
« Odpowiedź #9 dnia: Sob, 05 Lip 2014, 09:39:24 »

Nie, 06 Lip 2014, 13:10:00
Odpowiedź #10

Offline Madrian

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 15
    • Zobacz profil
RCS-ami steruje się bezpośrednio za pomocą QEWSAD lub kierunkowo za pomocą HNIKJL. Nie potrzeby używaniu tu grup akcji.
Ale kiedyś zbudowałem próbnik jonowy z grupami silników sterujących. Niestety, po wczytaniu któregoś save, w trakcie lotu do Joola, dopadł go Kraken i rozpizdrzył w drobny mak. :)

Wto, 08 Lip 2014, 19:00:53
Odpowiedź #11

Offline Metall69

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 116
  • Reputacja: 4
    • Zobacz profil
Madrian myślałeś na poważnie o pisaniu opowiadań S-F? :P Chciałbym mieć tak lekkie pióro klawiaturę jak Ty.
Idzie Ci to świetnie, chętnie przeczytam jeszcze jakąś ciekawą historię.
A przy okazji misja też niczego sobie.

Reklama

Odp: "Biały Ptak" - Dookoła świata w godzinę.
« Odpowiedź #11 dnia: Wto, 08 Lip 2014, 19:00:53 »

Śro, 09 Lip 2014, 16:53:48
Odpowiedź #12

Offline Madrian

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 15
    • Zobacz profil
Myślałem. Ale pisarz ze mnie byłby marny.  :P

Jakiś czas temu, popełniłem tego więcej, jeżeli nie czytałeś, to może się spodoba.
A jak czytałeś, to zapomnij. :)

Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ

Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ

Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ


« Ostatnia zmiana: Śro, 09 Lip 2014, 17:12:07 wysłana przez Madrian »

 

Prom kosmiczny "Selene" + Transportowiec "Herakles"

Zaczęty przez M4000

Odpowiedzi: 6
Wyświetleń: 5039
Ostatnia wiadomość Pią, 28 Lut 2014, 21:37:29
wysłana przez DragonsNightmare
Desantowiec "Spider" + Wsparcie "Bogeyman II"

Zaczęty przez M4000

Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 3630
Ostatnia wiadomość Czw, 20 Lut 2014, 22:58:20
wysłana przez Drangir
[DWNLD] Samolot bojowy KerSek-u "Skalar"

Zaczęty przez KubaAseph

Odpowiedzi: 2
Wyświetleń: 2964
Ostatnia wiadomość Śro, 21 Maj 2014, 18:06:14
wysłana przez KubaAseph
Samolot szturmowy "Bogeyman" typu VTOL

Zaczęty przez M4000

Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 3297
Ostatnia wiadomość Nie, 22 Gru 2013, 00:08:52
wysłana przez M4000
Dingo Flayer i "stary wątek"

Zaczęty przez Sareth

Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 4843
Ostatnia wiadomość Śro, 18 Mar 2015, 23:29:20
wysłana przez Drangir