Część trzecia.
"Czy ktoś tu był przed nami?"
267 dni od opuszczenia orbity Kerbinu.
-Kerbin odbiór! widzimy pomarańczową tarczę na czarnym tle. Meldujemy osiągnięcie SOI Duny.
Po około piętnastu minutach na Kobrę dotarła wiadomość zwrotna z kompletem procedur i manewrów do wykonania na dzisiejszy dzień.
-Załoga pobudka! - wykrzyknął kapitan - Mamy dziś wiele do zrobienia. KSC przesłało ostateczne wytyczne dotyczące osiągnięcia orbity oraz kolejnych procedur związanych z lądowaniem próbników. Zaczniemy od sprawdzenia systemów. Meldujcie na bieżąco.
-Łączność?
-Jest.
-Stan paliwa?
-W normie.
Stan ładunków?
-Bez szwanku.
-Zatem do dzieła! Zabezpieczyć wszystkie ładunki do hamowania. Zamieszać paliwo, no i najważniejsze ustawić aparaty. Przez najbliższe półtorej godziny tylko one będą pracować.
-Zaćmienie słońca na Dunie dotyka dużego jej obszaru. Może okazać się to w przyszłości problemem przy zasiedleniu i wyborze lokalizacji. - Brzmiał meldunek przesłały no KSC tuż przed rozpoczęciem manewru hamowania.
- Załoga zająć miejsce w fotelach i zapiąć pasy. Trochę nami szarpnie. - wygłosiły megafony na Kobrze.
W tym czasie trwało już wprowadzania procedury hamującej. Komputery przeliczały zmiany rozłożenia ciężaru spowodowane niesymetrycznym rozkładem ładunku, a załoga zabezpieczała ostatnie elementy, które w nieważkości podczas hamowania mogłyby okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
- Wszyscy na miejscach?
W śród załogi panowała przejmująca cisza jakby nikt nie chciał wierzyć w to gdzie się znajduje, a może to po prostu cichy brak zaufania do pilota? Bez względu na brak odpowiedzi po zapaleniu się kontrolek pasów bezpieczeństwa pilot bez wahania odpalił silnik z pełną mocą.
Kokpit zaświecił się zielenią. Manewry zostały wykonane z chirurgiczną wręcz precyzją udało się osiągnąć równą orbitę na wysokości 100km z inklinacją uwzględniającą położenie wszystkich anomalii zanotowanych przez wcześniej wysłane satelity.
-Przygotujcie ładunki do odpalenia jeszcze dziś musimy sprowadzić trzy lądowniki i ustanowić sieć komunikacyjną. Wysyłając meldunki raz na dobę nie da się pracować!
-Satelity gotowe do odstrzelenie. - zameldował główny inżynier.
-Do dzieła więc!
Delikatny wstrząs boczny zasygnalizował odłączenie się pierwszej satelity komunikacyjnej kolejne dwa wstrząsy dzięki umieszczeniu po przeciwnych strona osi statku wyrównały na nowo jego trajektorię.
Jeden z załogantów podpłyną do górnego wizjera w celu obserwacji dryfującej przez otchłań satelity. Statki te były zdalnie zaprogramowane do osiągnięcia połowy orbity stacjonarnej. Jedyne co załodze pozostało to czekać cierpliwie aż satelity zameldują osiągnięcie zadanych orbit.
- No cóż na nie wpływu już nie mamy podzielny się z KSC czego już dokonaliśmy. - Do centrum powoli spływały zdjęcia odłączanej satelity oraz ostatnie jej zdjęcie z separacji osłony.
-Na patrzyli się?! To do roboty. - zakrzyknął kapitan jakby przeczuwając jakieś zagrożenie dla płynności zbliżających się działań.
-Na mój znak odstrzelić lądownik nr 1.
W tym momencie statkiem szarpną potężny wstrząs. Chwila dezorientacji i kokpit za jaskrawił się czerwienią. Komputer pokładowy wyświetlał setki komunikatów na sekundę. Chwilę zajęło zanim załoga opanowała sytuację.
-Co to było? - zapytał pokładowy inżynier.
Kapitan jakby już spokojny i świadom co się stało odrzekł:
-Centrum w instrukcji przesłało ostrzeżenie o braku pewności zachowania bezpieczeństwa podczas separacji lądowników. Coś spartolili na Kerbinie i bali się nas poinformować przed startem. Straciliśmy pierwszy lądownik!
-Wykonać raport o stanie statku dodał po chwili kapitan.
To okno dla lądowania zostało stracone następne było dopiero następnego dnia. Po krótkiej analizie stanu okrętu kapitan podjął decyzję o zmianie trajektorii o kilka m/s i próbę zrzucenia lądownika w miejscu drugiej anomalii.
Po wykonaniu manewru i obiegu wokół Duny dokonano separacji, która tym razem przebiegła bez komplikacji.
Lądownik z olbrzymim impetem wpadł w atmosferę po wcześniejszym wykonaniu precyzyjnego manewru hamującego. Zapadła głęboka cisza na pokładzie. Przejście przez atmosferę miało trwać około 4 minut. Jednak już po minucie rozległ się alarm na statku. Jednak nie był to złowieszczy gong. Po odebraniu alarmu okazało się, że pierwszy z satelitów zameldował się na swoim posterunku. Po 4 minutach 30 sekundach lądownik przesłał pierwsze odczyty z atmosfery, co również oznaczało, że właśnie otworzył się główny spadochron.

Lądowanie niestety nie przebiegło tak gładko. Według odczytu danych telemetrycznych lądownik koziołkował około kilometra wzdłuż zbocza na którym wylądował. Niestety ten kilometr plus kilkaset metrów trzeba będzie się zawrócić by dotrzeć do celu. Na całe szczęście lądownik osiadł na dnie delikatnie żłobionej doliny, a dzięki pomysłowości załogi Kobry i zamontowaniu rozkładanej anteny udało się go ustawić we właściwej pozycji i przy użyciu zdalnego sterowania dotrzeć do pierwszego celu badań.
Cel tych badań niestety okazał się pochodzenia kerbińskiego. Była nim kamera jednego z przestarzałych lądowników wysłanego ongiś na czerwoną planetę. Jak się później okazało powodem wykazania tego miejsca jako anomalii było rozlanie się paliwa nuklearnego z generatora radioizotopowego. Dzięki dogłębnym badaniom wykonanym przez prostą ale jakże skuteczną aparaturę łazika udało się wykluczyć to miejsce jako ewentualną lokalizację przyszłej bazy. Główny powód: zbyt wysokie promieniowanie.
W tym czasie na Kerbinie trwały ostateczne próby bazy matki, która pomyślnie przetrwała start, deorbitację i lądowanie.