Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Sareth

Strony: 1 2 [3] 4
31
Rakiety / Odp: Kerbal X na Dunę i z powrotem
« dnia: Wto, 24 Mar 2015, 20:57:39 »
Jestem nowy na forum, choć obserwuję to co tu się dzieje już od dobrych kilkunastu miesięcy. Przez ten czas śledziłem i Twoje loty.
Od razu przyznaje, łącznie z kolegami z chatu: konkurencji w pilotażu rakiet na tym forum nie masz żadnej. Wszyscy uciekają w popłochu ile sił w nogach, gdy widzą manewry na taką skalę oszczędzając nawet na 53 m/s. Zdejmuję więc czapkę i kłaniam się nisko nad tym majstersztykiem pilotażu.

PS śmieszne wypadło bo sam dzisiaj planuje coś wrzucić do działu "Rakiety". Coś będącego zupełną odwrotnością od Twojego kunsztu lotów precyzyjnych. :)

32
Robson nie przyjrzałeś się chyba adnotacji z końca opowiadania- "Tekst inspirowany filmem "Sunshine" reżyserii Dannyego Boylea oraz książki "Solaris" pióra Stanisława Lema"
I koledzy z czatu mi świadkami że jawnie tam powiedziałem że oprę się na "W stronę słońca".
Jeżeli się zdenerwowałeś: przepraszam. Na przyszłość dopiski umieszczę dokładniej, albo wymyślę coś oryginalnego! :)

33
Wszystko co stwierdziłeś pokłada się z moimi obawami dotyczącymi opowiadania. Co więcej sam teraz jestem trochę skonsternowany, gdyż te błędy (np. brak wyjaśnienia skąd, ani kim jest główny bohater) wyłapałem już w czasie pisania lecz wtedy jakoś nie uznałem tego za szczególnie ważne. Mój błąd.
Dziura w fabule dotycząca wysyłania jednego astronauty na tak kluczową misję faktycznie nabrała w moich oczach teraz rozmiar leju po bombie. Niestety całe opowiadanie opiera się na owej samotności, choć zdaje sobie sprawę że mogłem rozwiązać to inaczej (wypadek, nagła śmierć lub wykluczenie reszty załogi).
Co do analizy krytycznej: chętnie poczytam i  trochę ukradnę Twojego czasu, potrzebnego na jej napisanie, więc wal śmiało: zawsze jestem otwarty na szczerą i obiektywną krytykę. Pomaga to w rozwoju :)

34
Inne / Odp: Pokaż nam swój [cokolwiek]!
« dnia: Nie, 22 Mar 2015, 15:52:43 »
Brzydkie i szare czyli zarzucony prototyp serii maszyn budowlanych...



35
Swój wywód na temat powyższych dwunastu części raportu Kadafa, zacznę od napomknienia faktu iż jestem wielkim fanem słowa pisanego. W swoim krótkim życiu liczącym na chwilę obecną siedemnaście wiosen, przeczytałem setki tomów najróżniejszych ksiąg: od fantastyki naukowej po najbardziej obrzydliwe pozytywistyczne bełkoty "dramatyczne" (znaczące spojrzenie w stronę "Lalki").
Setkom tomiszcz towarzyszyły najróżniejsze ekranizacje, a nawet i oddzielne filmy, pokroju "Solaris", "Grawitacja" i "Apollo 13". Dziś do mojej własnej biblioteki wspaniałości chciałbym dodać Misję Totalną. Opowieść, mimo swoich growych korzeni jest całkowicie inna od pozostałych suchych opisów najprzeróżniejszych misji.
Co do poszczególnych składowych tekstu, mogę skomentować ich nawet kilka ponieważ mamy do czynienia z narracyjnym majstersztykiem. Owszem, skąpe dialogi występują w niskiej ilości, lecz ich treść i realizm rekompensuje straty z nawiązką. Ostatnią rzeczą którą chciałem uwypuklić to sama misja, a dokładnie poszczególne obrazy z jej etapów. Pojazdy które zaprezentowałeś są niesamowite, a misterność i precyzja manewrów zawstydza niektórych słynnych YouTubowych graczy KSP.
Po przeczytaniu czuję prawdziwy wstyd. Wstyd do swojego misyjnego debiutu, który w niczym nie może się równać z powyższym tekstem. Jedynym pocieszeniem dla mnie jest tylko fakt, że robiłem wszystko by moje opowiadanie miało drugie, psychologiczne dno.
Ty drogi czytelniku zaś chcesz widzieć czy warto to przeczytać. O tym może zadecydować tylko Twoja wola walki o bycie jeszcze lepszym w tym co robisz, bo w przeciwnym wypadku po prostu doznasz kompleksu mniejszości.

36
To Mój Dzień

Od miliardów lat słońce, które Bóg w swej mądrości umieścił w kosmosie, dawało życie niezliczonym gatunkom zamieszkujących Kerbin. To właśnie pod czujnym okiem Heliosa urosła też inteligenta cywilizacja, która jako pierwsza w tej części galaktyki zadała sobie pytanie "Kim jesteśmy?"
Miliony lat rozwoju technologicznego, pozwoliły Kerbalom na sięgnięcie ku gwiazdom. Niestety, zwycięski marsz nauki został brutalnie przerwany przez wydarzenie bagatelizowane od setek lat. Życie ich gwiazdy dobiegało powolnego końca.
Nic właściwie nie zwiastowało tak nagłej katastrofy. W ciągu kilku lat słońce utraciło swój pierwotny blask, który został zastąpiony przez czerwień nadchodzącej zagłady.



Tak właśnie znalazłem się tu ja. Zwykły naukowiec, który od czterech lat był przygotowywany do właśnie tej misji. Misji zwaną w mediach ratunkową.
Owszem sytuacje gasnącego powoli Kerbolu można było rozwiązać. Ogromne nakłady środków, które przeznaczyła na to cała cywilizacja pozwoliły na to, bym poleciał tam, gdzie Kerbal jeszcze nigdy nie był.
Rakieta która wynosi sprzęt odbija się od okna busa, którym podjeżdżam pod płytę startową. Flesze aparatów błyskają, oślepiając mnie i tylko ręka mojego menadżera treningu, która żelaznym chwytem trzyma mnie za ramię, nie pozwala mi upaść.
Wjazd windą na wieżę i niezdarne wejście do modułów mieszkalnych zajmuje mi półgodziny. Z obrzydzeniem patrzę na szare ściany z licznymi monitorami i szafkami, które na następne trzy i pół roku staną się moim więzieniem.
Wziąłem się w garść. To nie tylko moja misja, ale i wszystkich kerbali. A mimo to ręce pocą mi się coraz bardziej podczas odliczania do startu.
Nagły grzmot odpalanych silników wybudził mnie z gorączkowego letargu.
Wrażenie wciskania w fotel jest paskudne. Pole widzenia, z każdym pokonanym metrem kurczy się do małego okrągłego punktu. Spoglądam ledwie na ekrany, które nieustannie zalewają mnie strumieniem informacji. Po kilku minutach wrażenie powoli zanika.
Mogę wreszcie odetchnąć.



Przyszumiony głos w słuchawce nakazuje mi wykonać pewne czynności. Nie muszą mi tego tłumaczyć. Powtarzałem to setki razy.
Dziesięć minut później silniki trzeciej fazy szarpią całą kabiną, próbując przestawić moją orbitę w stronę Muna. Bez asysty grawitacyjnej nigdy bym się nie dostał na miejsce. No cóż... Czeka mnie długa droga...

Trzy dni później księżyc wystrzelił mnie jak z procy. Oddaliłem się od Kerbinu na tyle, że zaprzestano częstej i regularnej komunikacji ze mną. Jest cicho. Jestem teraz najbardziej samotnym Kerbalem na świecie.



Bolą mnie nogi. Bieżnia na moim statku, ochrzczonym Solar Lover, jest jednym z najważniejszych elementów. Na początku treningów na ziemi, bagatelizowałem fakt o wpływie braku ciążenia na ludzkie ciało. Dopiero stare klisze ukazujące kerbonautów po wielomiesięcznych misjach kosmicznych bez treningów, którzy po powrocie na Kerbin zamieniali się w fizyczne "warzywa", sprawiły, że wziąłem ćwiczenia do serca.
Teraz stały się rutyną i przyjemnym zachowaniem, jednym z ostatnich które łączą mnie z domem.

Minęły cztery miesiące. Czy czuje się zdrowy? Jak najbardziej. Nie mam pojęcia o czym bredzili jajogłowi na temat samotności i jej zgubnych oddziaływań na mentalność.
Kolejny tydzień mija równie szybko. Mimo wszystko brak mi rozmowy z jakąś znajomą twarzą. Z nudów zreorganizowałem wszystkie zapasy. Teraz są poukładane tak jak ja chcę.
Fiolet Eve, mojej ostatniej procy grawitacyjnej, majaczy w okolicach gwiazdozbioru Ognia.
Bezkresna czerń, która od dziecka fascynowała mnie swą nieskończonością, staje się katem. Teraz oddał bym wszystko, by zamienić gwiazdy w świetliki latające nad stawem, w którym wraz ojcem łowiłem w dzieciństwie ryby.



NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA. Najobrzydliwsze przekleństwa wylewają się z moich ust, gdy bandażuję rękę. Frustracja samotności dała o sobie znać i przelała się przez krawędź czary goryczy. Szafka w której był ukryty komputer na którym miałem codziennie robić wideo-pamiętnik, została zmiażdżona. Wgniecenie w kształcie mojej pięści zdołało sięgnąć jednostki centralnej. Długo zajmie oczyszczanie powietrza ze swądu spalenizny.

Oglądając przez iluminator mojej kabiny sypialnej resztę statku, karmię swoją nienawiść do ludzi którzy mnie tu wysłali kolejną myślą. Odwrócone dyszami w przeciwnym kierunku silniki, udają moją szansę na powrót. Gardząc swoją własną cywilizacją też postanawiam udawać że im wierzę.

Nie wiem co ze sobą zrobić. Bezwładnie unoszę się w module laboratoryjnym. Od dwóch dni nic nie wypiłem. Nie mogłem. Mielę w ustach gumowaty, suchy język, zastanawiając się co robić dalej. Muszę coś zrobić bo zwariuję.

Dzisiaj nic mi się nie przyśniło. To dobry znak, bo od kilku tygodni męczyły mnie koszmary. Cała ta sytuacja podsunęła mi pomysł. W laboratoryjnym znajduję ampułkę z Diloxem. Ta substancja potrafi uśpić nawet największe zwierzęta. Nie szczędząc sobie dawki, wbiłem igłę w rękę. Nie pamiętam nawet czy wcisnąłem tłoczek.



Do Kerbolu zostały mi prawie cztery miesiące. Niestety Diloxu nie zostało mniej niż na trzy tygodnie. Ostatnie ampułki były skrzętnie ukryte pod drugim dnem apteczki. Zanim je znalazłem, prawie wpadłem w panikę. Wtedy uświadomiłem sobie że jestem uzależniony.
Kolejną dawkę płynnego snu przyjmowałem wręcz z euforią. Oczy już mi się zamykały, gdy nagle nade mną pojawiła się twarz kobiety. Popatrzyła na mnie smutno i powiedziała.
- Obiecaj mi że to ostatni raz... -
Jeszcze tego brakowało... Majaki...

Kobieta pojawiała się wielokrotnie w ciągu tych miernych godzin mojej przytomności, podczas których wykonywałem tylko to co niezbędne do życia. Obserwowałem ją krótko, próbując zatamować chęć zaatakowania nagłego bytu. Wiedziałem że oszalałem i nie miałem zamiaru poddać się słabości swojego umysłu. Musiałem zanalizować jej nagłe pojawienie.
Próbowała ze mną rozmawiać. To dziwne, że po tylu miesiącach samotności postanowiłem ją po prostu ignorować. Znajdywała najróżniejsze okazje by ze mną porozmawiać. Pytała, czy smakuje mi to tubkowane jedzenie, czy w moim kombinezonie również rozpruły się rękawy. Była tego masa, a ja dalej traktowałem ją jak powietrze.

Ostatnia butelka Diloxu była już nadziana na strzykawkę. Podwijałem nogawkę, czując obrzydzenie do samego siebie. Ręce miałem pokłute tak bardzo że nie nadążały się goić. Napiąłem mięśnie by znaleźć żyłę w której regularnie pulsowała zielona krew.
Ona pojawiła się nagle znikąd i wyrwała mi strzykawkę z ręki. W pierwszym odruchu, zapłonęła we mnie furia, i chciałem ją uderzyć. Moją rękę powstrzymałem dopiero wtedy, gdy napotkałem wzrokiem jej niebieskie oczy. Złapałem się barierki by przestać się obracać.
Postanowiłem się odezwać. Z ledwością wykrztusiłem słowa językiem nie używanym do tego celu od miesięcy.
- Nie jesteś prawdziwa...-
- Skąd ten pomysł? - Jej głos brzmiał zaskakująco czysto w porównaniu do mojego charkania.
- To miał być samotny lot... Powiedzieli... Powiedzieli mi że muszę lecieć sam...
- A czy teraz jesteś sam? -
Nie odpowiedziałem. Zszokowany przeniosłem się do swojej kajuty.

Po tej pierwszej wymianie zdań, nadeszły następne, już dłuższe. Nasza znajomość powoli się rozwijała. Miała na imię Harey i pochodziła ze wschodniej części Stanów Zkeroblowych. Nie mówiła za dużo o swojej przeszłości. Skupiała się raczej na mnie. Wypytywała o każdy aspekt życia. Często skupiała się na moich teraźniejszych emocjach mimo faktu, ze jako wytwór mojego umysłu musiała znać wszystkie szczegóły. Owszem: dalej nie zaakceptowałem prawdziwości jej bytu. Uznałem jednak walkę w tych warunkach za bezcelową.

Nie wiem czemu, ale zacząłem się do niej przywiązywać. Odkąd pomogłem jej przy naprawie klimatyzacji w jej kajucie, rozmawiamy częściej. Przez ostatni tydzień, ani razu nie sięgałem po leki. Egzystuję trochę normalniej.
Z niepokojem spoglądam na zbliżającą się tarczę słońca. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie że mimo możliwości powrotu, część mnie zostanie w tym statku.



Niesamowity jest fakt jak dobrze mi się współpracuje z Harey. Wszystko jest gotowe do odpalenia. Nie mówiłem, ale sam plan "zresetowania" słońca polega na wysadzeniu specjalnego ładunku nuklearnego w koronie słońca. Dzięki temu atomy helu, mają na powrót rozbić się na deuter i tryt będący paliwem słońca. Przez długi czas brakującym ogniwem tej reakcji był brak jednego neutronu. Podobno specjalna substancja ma go oddać na rzecz rozszczepienia. Wierząc obliczeniom, reakcja będzie miała zasięg globalny na słońcu i po krótkim błysku wszystko powinno wrócić do normy. Zobaczymy czy się uda.

Został tydzień. Klimatyzatory stacji pracują pełną parą, a specjalne panele mające oddawać ciepło z kabin, zaczynają się żarzyć. Nie wiem jak długo jeszcze damy radę.
Harey i ja spędzamy coraz więcej czasu. Ostatnio nawet razem zjedliśmy kolacje. Co prawda jedzenie z tubki jest mało wykwintne, ale obiecałem jej że po powrocie na Kerbin zjemy w prawdziwej restauracji. Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę że bez niej dalej nie dałbym rady. Prawdopodobnie popełniłbym samobójstwo.

Godzina wystrzelenia ładunku w kierunku słońca i oddalenia się od gwiazdy, była okraszona wręcz nabożną atmosferą. Niecierpliwość zjadała mnie od wewnątrz tak bardzo że miałem ochotę przebiec kilka kilometrów na bieżni. Nie mogłem jednak tego zrobić. Teraz naszą powinnością było sprawdzenie wszystkiego, by w sekundzie odpalenia, wszystko było zapięte na ostatni guzik.

Ostatnie sekundy mijały. Tuż przed naciśnięciem potwierdzenia oddzielenia ładunków przeszła mi przez głowę myśl, że to mój dzień. Nie miałem pojęcia jak bardzo blisko prawdy byłem.
Zapłon. Lekkie drżenie statku, potwierdziło jedno: wszystko poszło zgodnie z planem.
Pozostało oczekiwanie. Mój oddech zamienił się w parę na zimnym szkle iluminatora. Próbowałem dojrzeć charakterystycznego ognia płonącego paliwa rakietowego.
- Nie działa - powiedziała Harey, odległym dla mnie głosem
- Nie działa - powtórzyłem za nią. Nie zastanawiałem się długo - Lecę tam... To musi być odpalone manualnie. Przez chwilę myślałem że nie zaprotestuje, gdy nagle się odezwała.
- Idę z tobą.
- Nie możesz. Jest tylko jeden skafander.
Wtedy zamilkła.
Po wyrównaniu ciśnienia w śluzie wydobyłem się na zewnątrz. Skafander nie pasował idealnie do mojej sylwetki. Obijałem się w nim jak w za dużym pudle.
- Wróć szybko. - głos w słuchawce na chwile mnie sparaliżował.
- Nie zostanę tam dłużej niż to konieczne.
Podleciałem na silnikach manewrowych do oddalonej już o jakieś dwieście metrów konstrukcji. Główny panel był zablokowany i wyłączony.



- Herey? Muszę wejść do środka i odblokować grodzie do panelu.
Nie usłyszałem odpowiedzi.
Po wejściu do sterowni odblokowałem grodzie. Panel sterowania stał dla mnie otworem.
Mimo wszystkich zabiegów sam panel nie odblokował się. Szybkie oględziny doprowadziły mnie na skraj rozpaczy.
- Harey? Jest problem. Konsola automatycznego odpalenia ładunków jest uszkodzona. Ładunki i silniki można odpalić tylko ręcznie.
Zero odzewu. Zignorowałem to i przygotowałem kable wraz z klemami. Mając do dyspozycji tylko kilka podstawowych narzędzi skonstruowałem prosty inicjator. Nie mając wyboru wróciłem do sterowni. Zapiąłem pasy mając nadzieję że to wszystko ty tylko koszmar. Owszem mogłem wrócić, mogłem uciec z powrotem na Kerbin, tylko jak by mnie tam potraktowano? Jak tchórza i najgorszego śmiecia. Nie prosiłem o to.
- Harey, mam nadzieję że tam jesteś. Jak odpalę silniki, uruchom sekwencję powrotu na ziemię. Musisz tam wrócić. Zrozumiałaś?
Cisza.



Uznałem że tyle wystarczy. Wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem spust inicjatora.
Nagłe przeciążenie targnęło mną w fotelu. Ledwie widząc na oczy z bólu, spojrzałem ostatni raz na Solar Lovera mając nadzieję na jego nagłą zmianę pozycji. Nic takiego się nie działo.



Teraz siedzę w tym fotelu powoli dusząc się, gdyż ilość tlenu jest coraz mniejsza. I wiecie co?
Jestem już pewien swych słów. Tam na statku, naprawdę zostawiłem część siebie.
To mój dzień. Chwila mojego triumfu nad światem.



Tekst inspirowany filmem "Sunshine" reżyserii Dannyego Boylea oraz książki "Solaris" pióra Stanisława Lema

37
Musisz przenieść lądownik do Subassemblies. Taki element musi spełnić kilka wymogów mndz. nie może zawierać części "początkowej". Wtedy możesz użyć gotowego zapisanego projektu w każdym innym, ale pamiętaj że wczytanie go bez gotowego innego projektu, nie będzie możliwe. Sam dostęp do opcji  Subassemblies znajduje się pod zakładką Funkcji Zaawansowanych, otwieranych strzałką w lewym górnym rogu ekranu budowy pojazdu (wersja 0.90.0)

38
Dyskusje na dowolne tematy / Odp: internetowe znaleziska
« dnia: Sob, 21 Mar 2015, 17:17:13 »
Znalazłem ostatnio serię naprawdę dobrych gifów o kosmicznej tematyce. Oto kilka z nich:
Przepraszamy, ale goście nie mogą zobaczyć zawartości spoilera.

Źródło: Joemonster.org

39
Dyskusje na dowolne tematy / Odp: Nagrywanie zaćmienia słońca
« dnia: Pią, 20 Mar 2015, 17:08:08 »
Mimo że byłem w szkole i nie przygotowałem się na obserwacje, nasz nauczyciel angielskiego był na tyle uprzejmy że w ramach lekcji wyszliśmy na zewnątrz o godzinie 10:55. Z licealnej biblioteki udało mi się wyprosić starą dyskietkę 3,5 cala, i za pomocą scyzoryka który zawsze przy sobie noszę, wydobyłem płytkę zapisu. Po złożeniu na pół okazała się świetnym "szkiełkiem" do obserwacji zaćmienia. Zrobiłem tylko jedno zdjęcie i niestety słabej jakości, ale pochwalę się że mam pamiątkę :)


40
Łaziki / Odp: Kranz Prototype - nowy czołg
« dnia: Pią, 20 Mar 2015, 06:38:16 »
Zdaje sobie sprawę z tej małej niezcisłości :). Ogólnie zawsze można go dociążyć ponieważ konstrukcja to w sumie pusta makieta i w środku nic (oprócz baterii) nie ma. Chodziło mi tylko o samą koncepcje: wymiary tego czołgu są podobne do Challengera produkcji brytyjskiej :)

41
Humor / Odp: Memy/filmy o Kerbalach
« dnia: Czw, 19 Mar 2015, 19:39:54 »
Wrzucę kolejne kilka memów i ciekawostkę odkopaną z Deviantart.



To ostatnie jest jak dla mnie genialne. Dzięki takiej implementacji można by było porzucić dywagacje na temat wiatropylności Kerbali...

42
Samoloty / Odp: C-2B "Super-Heavy"
« dnia: Śro, 18 Mar 2015, 21:49:56 »
Przepiękny samolot! Ten futurystyczny wygląd jest niesamowity. Ładowność i potężne silniki tylko dopełniają reszty. Czy mogę wiedzieć jak nazywa się ten mod z częściami? Są szokująco miodne, co po samych screenach. Mimo że jestem nowy na forum mam radę: naciśnij F2 i wyłącz HUD. Wtedy (tak mi się wydaje) fotografie są estetyczniejsze. Czekam na jakieś rekonstrukcje prawdziwych samolotów. Czy ktoś takie na forum robił?

43
Samoloty / Dingo Flayer i "stary wątek"
« dnia: Śro, 18 Mar 2015, 20:59:25 »
To jeszcze raz ja! Zachęcony dobrymi radami użytkowników postanowiłem tym razem spróbować swoich sił w dziedzinie awioniki. Mam nadzieję że i to wam się spodoba!

Dingo Flayer
Ten mały samolocik był owocem mojego marzenia o własnym samolocie pionowego startu. Pod przyciskiem (1) kryją się silniczki RCS unoszące nasz wehikuł, zaś pod (2) są normalne silniki atmosferyczne. Przez cały swój staż KSP unikałem filmików z VTOLami by całkowicie samemu odkryć zasady budowania tych ciekawych pojazdów.
Waga to 13 ton i 56 części.




Równowaga wymagana w tym samolocie zapoczątkowała ciekawą rzecz- Dingo Flayer to jednoślad! Mimo że sam pomysł wydaje się kuriozalny, samolot jest bardzo stabilny i trzyma sztywno pion przy lądowaniu bez żadnych odchyłów.




Tu pokazałem systemy pionowzlotu oraz malowanie za pomocą Kerbpainta. Modyfikacja jest świetna, ale ma dość sporą wadę: nie obsługuje malowania wszystkich części co dla mnie było dość bolesne. Moje skromne artystyczne początki zacząłem od pomalowania ogona tak by przypominał płomień.




IMustPeePlan - czyli wspomniany stary wątek
Samolot ma swoją genezę jeszcze w starym wątku w którym pobijaliście własne rekordy prędkości lotów atmosferycznych. Wtedy sam, we własnej piaskownicy coś skleciłem. Jako że nie był to demon prędkości który dorównał by tamtym, nie pokusiłem się o zarejestrowanie i przedstawienie go. Teraz pokazuje go w ramach bonusu. Nazwa wzięła się od faktu, że gdy natura wzywa tam gdzie nawet król chadza piechotą, ludzie potrafią wykrzesać z siebie nadzwyczajne prędkości. :)




Wyżej jest podany rekord poniżej przepisowego 30 km. Waga to 24 tony, a ilość części to 39.

PS. Dzięki za rady z KerbPaintem! Dla wszystkich którzy mi pomagali oczywiście rp++ :) I czy możecie podesłać link do tego wątku z prędkościami? Poczytałbym jeszcze raz :)

44


Oglądając takie filmiki, zastanawiam się kim są ci ludzie, którzy wymyślają takie rzeczy i ślepo w nie wierzą. Może to mój sąsiad? Może pan z kiosku? Albo bileter z autobusu? Ale uważam że nie ma się co z takimi kłócić... Bo gdy my, będziemy stosować argumenty niczym figury szachowe, ustawiając je i obierając taktykę, tacy ludzie przyjdą, wywrócą szachownicę, naplują jadem i pójdą. My zostaniemy tylko osłupiali ich głupotą.
Żeby nie być goło słownym też coś wrzucę do gara:

45
Łaziki / Odp: Kranz Prototype - nowy czołg
« dnia: Wto, 17 Mar 2015, 17:42:20 »
Dziękuje za poradę! Z pewnością się do niej zastosuje i następne projekty będą już malowane. Obiecuję wam to! :)

Strony: 1 2 [3] 4