Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Sareth

Strony: [1] 2 3 4
1
Własna twórczość / Odp: [Opowiadanie] - "Symulowany Trening"
« dnia: Czw, 01 Wrz 2016, 15:26:37 »
Osz kurka wodna, poważny zarzut, a co gorsza: słuszny.
Okładkę znam, pogrzebałem więc za tą książką w starej biblioteczce dziadka i faktycznie: Wojna z Robotami ma to opowiadanie. Co gorsza, za kurdupla przeczytałem cały ten zbiór. Zagnieździło się w pamięci bez wzmianki, że to była czyjaś idea, a nie dawno zarzucony "własny pomysł" na opowiadanie
Nie ma tu miejsca na okoliczności łagodzące: czy świadomie czy nie, popełniłem faktyczny plagiat, przyznaje się do niego i poniosę wszelką odpowiedzialność za popełniony czyn.
Chcę też przeprosić wszystkich, którzy przeczytali powyższą zrzynę myśląc, że to w 100% moje dzieło.
Przepraszam, oraz czekam pokornie na wszelkie konsekwencje (w szczególności od starszyzny forum)

2
KerbCon / Odp: KerbCon 2016-Dzień 3
« dnia: Sob, 20 Sie 2016, 12:19:31 »
Doge Bugi
Tak: Doge. Nie Dodge. Pieseł wow.



Doge Bugi jest małym dwu miejscowym samochodzikiem terenowo-sportowym.
Posiada silnik V6 oraz dopalacze pozwalające bez problemu osiągnąć 75 m/s.
Auto ma świetne właściwości terenowe, lecz przy trybie "sport" należy uważać przy większych prędkościach.
Sam pojazd ma niestandardowe oświetlenie na patencie "Kadaf|ich|bardzo|nie|lubi|choć|Sarethowi|się|podoba"
Posiada on również oldschoolowe drzwi typu "łapacz kur".



Oto garść danych
- Waga: 8.36 ton
- Części: 137









3
KerbCon / Odp: KerbCon 2016-Dzień 2
« dnia: Pią, 19 Sie 2016, 15:58:13 »

Mysiu Pysiu

Witajcie! Przybyłem pokazać wam najsłodszą rakietę świata!
To niezwykle pocieszne zwierzątko potrafi naprawdę wiele mimo niepozornych rozmiarów.
Otwórzcie broszurkę w "spojerze" by obejrzeć dane i zdjęcia.

Przepraszamy, ale goście nie mogą zobaczyć zawartości spoilera.


4
Problemy z modyfikacjami / Odp: Ksp kis
« dnia: Pią, 08 Lip 2016, 19:02:12 »
Czytając pierwszy post autora:


5
Nie mogę powiedzieć że jestem audiofilem który większość swojego życiowego budżetu wydaje na muzykę i sprzęt, ale z pewnością mogę stwierdzić że jestem fanem dobrego brzmienia. Na tyle jednak dużym, że jestem bardzo wyczulony na wszelkiego rodzaju niuanse związane z dźwiękiem, począwszy od stopnia kompresji samego nagrania do samego balansu muzyki. Najważniejszy jednak w tym wszystkim jest niewątpliwie sprzęt, który jest katalizatorem odpowiedzialnym za przyjemność którą odczuwamy z odsłuchiwania ulubionych kawałków.
Przez lata miałem kilkadziesiąt różnych zestawów słuchawek o szerokim spektrum jakości, więc myślę że mogę w tej kwestii być jakimkolwiek (nawet miernym) autorytetem.
Powód z którego zakupiłem dzisiaj oceniane słuchawki był wyjątkowo prosty: moje stare, wybitnie dźwięczne Sound Magic E-10 wyzionęły ducha bezczelnie zaczynając przerywać dźwięk. Pozostałe mi Sony MDR-XB700 mają aparycję opon od traktora i jako słuchawki "studyjne", nie nadają się do użytku w strefie publicznej bez ryzyka oglądania pełnych politowania uśmiechów ludzi.
Słuchawek potrzebowałem na gwałt, a z powodu braku dużego budżetu musiałem zejść z półką cenową na sam dół: zakupiłem słuchawki w dyskoncie spożywczym.
Cena nie była wygórowana: 29 zł to naprawdę mało, więc i cudów się nie spodziewałem, uznając że pozgrzytam zębami przez miesiąc czy dwa i znów zakupię coś wysokiej jakości. Z tonu powyższego zdania, pewnie już wiecie że stało się inaczej.



Platforma testowa nr.1 LG L65
Wychodząc ze sklepu natychmiast rozpakowałem je, wetknąłem do uszu i... zdziwiłem się. Owszem, nie było to brzmienie moich ŚP E-10, ale spadek jakościowy był tak mały, że na początku stanąłem jak wryty nie wiedząc co myśleć. Słuchawki były głośne, bas był mocny i wyraźny, jednak czuło się fakt że słuchawki miały "barwiony" dźwięk na ciepły, ponieważ wysokie tony były bardzo delikatnie przytłumione. Zabawa z equalizerem nie przyniosła tutaj żadnych rezultatów. Nie ma również obecności szumów, gdy słuchawki nic nie grają.

Platforma testowa nr.2 Samsung Galaxy S5
Podłączenie tych budżetówek do telefonu Koreańczyków, dało jeszcze lepsze rezultaty. Tym razem equalizer wyciągnął wszystkie tony na równy poziom, sprawiając że słuchawki grały czysto i miękko. Niestety obecność korektora ujawniła się przy słuchaniu na wysokich progach głośności gdzie słuchawki zaczęły "zgrzytać" widocznie nie dając sobie rady. (Tutaj pragnę zaznaczyć że testowałem je przed stosownym "wygrzaniem")

Komputer z zewnętrzną kartą dźwiękową Creative 7.1

Ten podpunkt jest tutaj tylko z recenzenckiego obowiązku. Muszę wspomnieć że słuchawki naprawdę przeciętnie radzą sobie z dźwiękiem 3D i odradzałbym w nich grać w gry nawet największym desperatom.



Dobra, dźwięk jest najważniejszy, ale co z wykonaniem? Tutaj jest całkiem dobrze, ale nic ponad to czego byśmy się spodziewali. Mamy tu kabel w materiałowej plecionce (część pod pilotem sterowania) i kable słuchawek pokryte plastikiem będącym zarazem ząbkami zamka błyskawicznego dzięki któremu możemy owe słuchawki spiąć razem.  Oba rozwiązania zastosowane w tych słuchawkach mają swoje zalety, bo i plecionka i zamek nie pozwala na wyginanie i plątanie się przewodów, ale również wady, którą jest niewątpliwie waga która sprawia że po kilkudziesięciu minutach będą bolały nas uszy.
Pomysł z zamkiem jest dość stary, ale i przez to słuchawki mogą być przechowywane wygodniej i bezpieczniej.
Niebywale głupim jednak pomysłem było zaserwowanie nam metalowego "dzyndzla" od zamka, który przy każdym ruchu głowy obija się o pilot sterowania i przekazuje nam stuknięcia prosto do ucha.
Innym (moim zdaniem celowym) zabiegiem jest brak zastosowania jakiegokolwiek usztywnienia kabli przy wtyczce Jack czy pilocie, a przecież wszyscy na ziemi wiedzą że są to miejsca które najbardziej są narażone na przerwanie lub złamanie przewodu.



Idąc w górę tych słuchawek napotykamy metalowy pilot sterujący, posiadający jeden przycisk i mikrofon. Przycisk działa na telefonach bez zarzutu: można nim pauzować i odbierać rozmowy, lecz obarczone jest to prawie pół sekundowym opóźnieniem.
Inną sprawą jest mikrofon, którego nie dał bym nawet dziecku by mogło nagrać swój głos. Dźwięk z niego jest parszywy i skrzeczący.
Dochodzimy więc do samych słuchawek które są małymi beczkami z plastiku. Z tyłu ich korpusu znajduje się otwór odpowietrznikowy, zaś sam dźwięk wydostaje się z otworków zasłoniętych solidnie przymocowaną metalową siateczką. Tutaj dochodzimy do meritum: gumki. Są one silikonowe i wygodne, właściwie identyczne z tymi od Samsunga, lecz mają wadę. W opakowaniu jest ich tylko JEDNA PARA. Owszem, dla mnie były w sam raz (rozmiar duży), ale nie wyobrażam sobie rozczarowania osoby, która musi jeszcze dokupić gumki do słuchawek za 29 zł.

Tak oto prezentują się słuchawki firmy Forever: są tanie, przeciętnej jakości wykonania o nie przeciętnym jak na tą półkę cenową dźwięku. Czy polecam?
1. Jeżeli jesteś zwykłym gościem który potrzebuje raz na ruski rok posłuchać czegokolwiek i jakkolwiek: Bierz w ciemno!

2. Jeżeli lubisz dobrą muzykę i dźwięk jak ja: Weź, ale pamiętaj że to słuchawki przejściowe na pewien okres czasu bez czegoś z wyższej klasy.

3. Jeżeli jesteś melomanem, który lubi słyszeć nawet pierdnięcie muchy latającej w studio podczas nagrywania kawałku który teraz słuchasz to olej je i kup coś najwyższej jakości, ALE NA BOGA NIE SPRZEDAWAJ NERKI BY TO KUPIĆ!!!

6
Dyskusje na dowolne tematy / Odp: internetowe znaleziska
« dnia: Czw, 10 Wrz 2015, 17:34:15 »
Kiedy w Rome Total War wygrałeś bitwę, którą Rzym historycznie przegrał, ale dalej nie masz dziewczyny:

7
Inne / Odp: Pokaż nam swój [cokolwiek]!
« dnia: Śro, 12 Sie 2015, 22:46:11 »
Błagam, powiedz że jak leci, to w słuchawkach słychać basowe i głośne "DU DU DU DU DU DU DU DU DU"!

8
Inne / Odp: Spis opowiadań z forum
« dnia: Śro, 12 Sie 2015, 00:26:09 »
Spis Opowiadań - Część Trzecia


15. Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ
Autor: Bill2462




Niebezpieczeństwo w kosmosie to zwyczajna rzecz. Jednak gdy pomyślimy o tym fakcie, zwykle wyobrażamy sobie eksplozje statków czy przedziurawiony skafander. Jednak w tym opowiadaniu w kosmicznym niebezpieczeństwie znajduje się nie tylko załoga jakiegoś statku czy stacji, ale cała cywilizacja Kerbalska. Jednak czy zieloni astronauci są w stanie zmierzyć się z ogromną siłą asteroidy zagrażającej ich planecie? O tym można dowiedzieć się tylko z tego świetnego opowiadania będącego jednocześnie starannie przygotowanym raportem.

MIEJSCE NA NASTĘPNE OPOWIADANIA


Temat odświeżyłem by ludzie zobaczyli że dobrze napisane opowiadanie może trafić tutaj: na mały panteon opowiadań z naszego forum. Swoją drogą chciałem też zakomunikować by użytkownicy podawali swoje nominacje opowiadań z forum w tym temacie. Z waszą pomocą z pewnością uda się powiększyć spis o kilka nowych tytułów!

9
Dyskusje na dowolne tematy / Odp: internetowe znaleziska
« dnia: Sob, 01 Sie 2015, 15:30:49 »

10
Inne / Odp: Pokaż nam swój [cokolwiek]!
« dnia: Czw, 18 Cze 2015, 16:00:55 »


"Guziec" w akcji! ;)

11
Inne gry / Odp: Agar.io
« dnia: Pon, 15 Cze 2015, 21:00:48 »
W związku z tym że lubiłem stalkować glutem mojego kolegę, który też grał pod jednym nickiem, musiałem dla niepoznaki zmienić własny. Ale najważniejsze że mam nowy osobisty rekord! :D


GORĄCO ZACHĘCAM DO GRY W Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ

12
Inne gry / Agar.io
« dnia: Nie, 14 Cze 2015, 11:38:13 »

Większość już z pewnością zna ten mikro symulator uproszczonego łańcucha pokarmowego, gdzie większe kulki zjadają te mniejsze. W tym wątku chciałbym rozwinąć dyskusję apropos tej gry.
Mechanika mimo swojej prostoty jest przyjemna i uzależniająca: Zjadaj kogo możesz, ale sam nie daj się zjeść. W praktyce oznacza to że unikamy grubych ryb, a stalkujemy małych, wyrośniętych kurdupelków.
Sterowanie również jest banalnie proste: "myszkiem" nadajemy kierunku naszej bańce, "W" możemy wyrzucić w przestrzeń trochę naszej masy, a spacją dzielimy naszego gluta na pół wyrzucając przy okazji drugą połówkę szybko do przodu.
Najważniejsza dla nas jest spacja: Nasza druga połówka (jeżeli jest odpowiednio wielka) może wchłonąć nieuważnego gracza. Oznacza to że możemy robić ataki znienacka na biednych graczy. Wyrzucanie masy też jest ważne ze względu na jedną z mechanik: im jesteś większy tym wolniejszy. Więc jeżeli goni cię wielki bydlak, warto trochę zrzucić kilogramów, by szybciej mu umknąć. Przekazywanie sobie masy (bo ta wyrzucona może zostać połknięta przez innych graczy) jest próbą kontaktu, więc jeżeli osobnik odda nam wyrzuconą przez nas kulkę, PRAWDOPODOBNIE odpuści sobie konsumpcję naszej istoty. Wyrzucana masa świetnie sprawdza się jako swoisty haracz dla większych osobników. Ale uważajcie: ludzie są różni.
Kolejną rzeczą wartą opisania są wirusy: nie poruszające się po planszy kolczaste kulki mogą mniejszym od nich kuleczkom służyć za schronienie. Dla większych, kontakt z zielonym oprawcą to prawie śmierć, gdyż wtedy nasz gigantyczny glut jest rozciapywany na kilkanaście mniejszych glutów, a na ten łatwy łup natychmiast rzucają się nasi konkurenci.
Czasami grają w Agar.io na planszy można spotkać "gangi". Mają oni zwykle nicki oznaczone jakimś znakowym emblematem. Takie kółeczka wzajemnej adoracji to najprawdopodobniej kilku graczy komunikacyjnych się i nie zjadających wzajemnie. Tu właśnie pada pytanie: czy warto grać w grupie?
Dla mnie, nie. A to tylko dlatego, że kumpel może okazać się najlepszą przekąską jaką możemy znaleźć. :)

To na razie tyle! Jak spodoba wam się gra, to śmiało! Porozmawiajmy o taktykach i sposobach. Naprawdę, ten powyższy kawałek tekstu ledwie musnął temat. :)

---->Aby zobaczyć link - ZAREJESTRUJ SIĘ lub ZALOGUJ SIĘ<----

PS. Zawsze gram pod nickiem "King Sajz" (mały ukłon w stronę polskiej kinematografii). A oto i mój rekord:

13
Własna twórczość / Odp: [Opowiadanie] - "Symulowany Trening"
« dnia: Nie, 14 Cze 2015, 11:04:44 »
Faktycznie teraz sam zauważam wiele podświadomych nawiązań do polskiej klasyki SF. Muszę przyznać że ciężko w dobie internetu i mass mediów wymyślić coś 100% oryginalnego. Ale jak nie teraz to może następnym razem? :) Na pewno spróbuję ponownie, gdy tylko znów zawładnie mną jakiekolwiek natchnienie by coś skrobnąć! :) Dzięki jeszcze raz za wszelką opinię! :)

14
Własna twórczość / Odp: [Opowiadanie] - "Symulowany Trening"
« dnia: Nie, 14 Cze 2015, 10:28:35 »
Dzięki z góry że skusiłeś się na krytykę! :) Głucha cisza wokół mojego opowiadania była troszkę krępująca. Na starcie powiem, że znów wszelkie moje obawy i niepewności związane z tekstem, ziściły się. Ogranicznik musiał powstać. Uważam że jeszcze bardziej było by dziwne, gdyby po przejściu siedmiu kilometrów mogli sobie powiedzieć "hmmm chyba to nie jest gigantyczna hala treningów". Nie dziwię się przewidywalności: wystarcz spojrzeć na tytuł, który już sam w sobie daje informacje jak to się skończy. Uważam że to całkiem fajne, gdyż co bardziej spostrzegawczy będą mogli już domyślać się pewnych rzeczy. :) Co do "zwierzaka": dalej myśleli że to robot i psikus menadżerów treningu. Choć uważam że dzieło powinno bronić się same, stanę murem jeszcze za jedną rzeczą: brakiem zainteresowania ich stanem. Ten typ "kontaktu" był wymagany. Między Kerbinem a Duną jest około 6 000 000 km odległości przy największym zbliżeniu. (osobiście to wyliczyłem na potrzeby opowiadania; ostatecznie nie zamieściłem nigdzie) Sygnał z prędkością światła w takich warunkach potrzebuje 20 sekund na dolecenie do celu. Dodajmy odpowiedź czyli kolejne 20 sekund. W ten sposób nasi bohaterowie szybko by doszli do wniosku że jednak jest faktyczne coś nie tak.
To tyle: z mojego punktu widzenia większość trzyma się kupy. Chętnie zobaczył bym Twoją odpowiedź na moje durne "tłumaczenie się" :) Jeszcze raz dzięki wielkie za komentarz! I jeżeli ktoś to jeszcze czyta: proszę, komentujcie wszelkie prace pisemne użytkowników. Oczywiście ludzie są w różnym stopniu odporni na krytykę, ale jeżeli ktoś może na waszym poświęconym na napisanie krytyki czasie skorzystać. to myślę że warto! :)

PS co do taj krwi to masz 100% prawdę. Żelazo wchodzące w skład hemoglobiny przenoszącej tlen w organizmie nadaje czerwony kolor. Tak samo jak tlenki żelaza nadają barwę Marsowi czy górze Uluru w Australii. A mam zdawać maturę z biologii... :|

15
Własna twórczość / [Opowiadanie] - "Symulowany Trening"
« dnia: Pią, 12 Cze 2015, 23:18:18 »
Symulowany Trening

Przedstawiam opowiadanie mojego autorstwa. Mam nadzieję że spodoba wam się moja mała twórczość. Wszelka, konstruktywna i inteligentna krytyka podparta logiką, bardzo mile widziana. Życzę miłego czytania!




Stukot noszy przejeżdżających po fugach kafelek, którymi wyłożony był korytarz skrzydła szpitalnego, mieszał się z ciągłym, miarowym dźwiękiem szurania prześcieradła.
Stanley Kerman trząsł się pod czymś, co medycy śmieli nazwać kołdrą. Zimno przeszywało każdy cal jego ciała i zmuszało wszystkie mięśnie do ciągłych drgawek.
- Panie Stanleyu. Zimno to tylko iluzja spowodowana hibernatolami. Jutro pan je wydali.
Stanley z nienawiścią spojrzał w twarz lekarza ukrytą za śnieżnobiałą maską chirurgiczną. Gdyby tylko czuł to samo co on!

- Poszło wam zaskakująco dobrze... - odezwał się tubalnym głosem Rupert Keraman, dowódca ich misji.
-  To znaczy że lecimy? - zapytał z nadzieją w głosie Mark. Stanley spojrzał krzywo na przyjaciela.
- Jeszcze nie. Przed wami ostatnia próba generalna.
- Kolejna symulacja Duny? - Nie wytrzymał Stanley - Projekt Duna One zakładał lot na czerwoną planetę, a nie siedzenie na kupie kolorowanego piachu!
- Musicie zaakceptować te mikro niedogodności. Zresztą teraz będzie ciekawiej. Stworzyliśmy nową halę symulacyjną. Jest większa i lepsza od wcześniejszych. Nudzić się nie będziecie, bo mamy zaplanowanych kilka urozmaiceń.
- Czy hibernacja jest konieczna? Nie zniosę tego zimna...
- Nie po to wybraliśmy dwóch najlepszych kerbali tylko po to by teraz wysłuchiwać zrzędzenia i narzekań. - Rupert podniósł głos - Tym razem macie się spisać jak najlepiej. Macie kilka tygodni odpoczynku. Odejść!
Dwoje Kerbonautów wstało ze skórzanych foteli i skierowało się ku ciemnym, mahoniowym drzwiom.
- Aha i jeszcze jedno...
Stanley i Mark odwrócili się jak na komendę.
- Kierownictwo naciska na nas byśmy zwiększyli realizm treningu do maksimum.
Tak więc właściwie będzie zero kontaktu. W razie problemów jesteście zdani tylko na siebie. Jeżeli będzie wypadek, wątpię by zarząd pozwolił na wysłanie pomocy.

Moduł załogowy był już przyczepiony do podnośnika, który miał ich przenieść do nowej hali symulacji. Ubrana już, w standardowe kombinezony do lotów, dwuosobowa załoga zasiadła w fotelach.
- Wszystko w porządku? - młody menadżer z ołówkiem za uchem spojrzał na Stanleya.
- Tak, oprócz tego że znów będę musiał żreć papki przez miesiąc.
Menadżer się uśmiechnął.
- Trzy miesiące. Ale spokojnie dostaliście ich więcej niż potrzebujecie. Dobra panowie. Już was zamykamy. Miłej drzemki!
Młody Kerbal wyszedł z modułu, a zaraz po nim trzasnęła salwa zamykanych grodzi i wysuwających się rygli.
- Ciekawe jak wygląda ta nowa hala! - mruknął podekscytowany Mark.
- Też jestem ciekawy... - Stanley w nagłym przebłysku podejrzliwości odsunął mankiet i sprawdził oba zegarki. Swój własny, z datownikiem ustawił na północ pierwszego dnia roku.
Po chwili klapka obok jego głowy otwarła się. Z wnętrza wysunęło się robotyczne ramię straszące dużą igłą podpiętą do niebieskiego przewodu.
Stanley wzdrygnął się, gdy wbiła się mu ramię, lecz zanim poczuł rozchodzący się po ciele chłód, już spał.




Nagłe pikanie wyrwało go ze snu. Dojmujący ziąb sprawił że prawie natychmiast wstał z fotela i rzucił się do apteczki po folię termiczną. Torsje przeszywające jego ciał sprawiły że upadł, i już na leżąco kontynuował okrywanie się nią. Obok głowy usłyszał przeraźliwe rzężenie. Okazało się że Mark doczołgał się do niego. Cały blady na twarzy wyciągnął rękę w stronę folii. Stanley resztkami świadomości które zachował, przykrył swojego kolegę.
Gdy tak leżeli walcząc o każdy oddech, Stanley spojrzał na swój nadgarstek.
Jego zegarek wskazywał drugą piętnaście tego samego dnia. W duchu skrzywił się że jednak dowództwo nie chciało ich wykiwać, a jego sprytny plan był na nic.

Po ponad półgodzinie byli już w stanie stać. Podeszli do okna by spojrzeć na to co przygotowali dla nich specjaliści od treningów. Czerwony glob ciągnął się spektakularnie aż do sztucznego horyzontu. W dali połyskiwało słabo "słońce".
- Jak myślisz? Ile watów?
- Nie wiem, ale kilka tysięcy na pewno. Ekrany nie mogą tak jasno świecić.
Stanley odczepił od rzepu na ścianie teczkę z rozkazami i planem treningu.
- Dobra. Za godzinę od potwierdzenia pojawienia się na stanowisku. mamy wysłać sygnał że wszystko jest ok i że wszystko działa.
Odłożył teczkę na bok i zaczął wstukiwać komendy w komputer pokładowy.
Zaraz po wysłaniu wiadomości komputer wyświetlił potwierdzenie odbioru sygnału.
Oboje nie musieli nawet spoglądać ponownie na teczkę by wiedzieć, że należy teraz wyjść z ich "lądownika" by rozmieścić sprzęt i popisowo wbić flagę z czerwony grunt.
Ubrani już w skafandry, otworzyli śluzę by powtarzając wszelkie wyuczone formułki i krótkie raporty wyjść na zewnątrz.
Wbita w ziemię flaga delikatnie trzepotała na podmuchach, zapewne wpuszczonego do hali CO2.
Stanley po wszystkim ukucnął i wziął do garści rdzawy pył. Ten przesypał mu się przez palce niczym woda.
- Co jest? - Mark odezwał się nagle powodując że Stanley wzdrygnął się ze strachu.
- Nieźle zmielili ten piach. Pamiętaj, aby się dokładnie wytrzepać przed wejściem do modułu.
Mark w odpowiedzi podskoczył kilka razy w miejscu podnosząc na chwilę rudą mgiełkę wokół swoich butów.
- Szkoda że nie dali większej mocy w podwieszenie grawitacyjne. Było by trochę lżej ze skafandrem...
Stanley otrzepał rękawice i spojrzał do góry, gdzie za zasłoną ogromnych ekranów imitujących niebo, z pewnością skrywały się potężne grawitony, które oddziaływały na każdego z nich indywidualnie. Dzięki temu mogli bez problemu wczuć się w pobyt na domniemanej "Dunie".
- Kończy nam się światło dzienne. Wracamy do modułu.

Huk wiatru sprawił że Stanley otworzył oczy. Ciemność pomieszczenia była przerywana tylko miganiem różnokolorowych diod systemów lądownika. Nie wychodząc ze śpiwora spojrzał na grube okno za którym przewijały się brunatne linie pyłu niesionego wichrem.
Był to już standardowy kawałek ich treningów, który miał ich przygotować na warunki atmosferyczne Duny.
Wnętrze lądownika na chwile rozjaśniło się w blasku pioruna. Chwilę później rozległ się jego basowy grzmot.

Stanley uderzył barkiem kilka razy w zewnętrzne drzwi śluzy zanim udało mu się je otworzyć. Oddychając ciężko spojrzał na przyczynę problemu. Przed wejściem leżała ogromna mulda nasypanego przez wiatr pyłu.
- Mark, podaj saperki. Musimy odkopać grata.
Zamiatając i przerzucając kolejne kilogramy rdzy, doszli do tyłu lądownika. Zlegli tam zmęczeni i zapatrzeni w imitacje mglistego horyzontu. Nieskazitelna biel ich skafandrów była już przyprószona  brudem. Po chwili Mark wstał.
- Co robisz? - Stanley spojrzał na towarzysza.
- Chcę sprawdzić jak powiększyli nam dozwoloną odległość poruszania się od lądownika.
- Stawiam że komputer zerwie Ci kontakt po trzydziestu metrach.
- Sprawdźmy! - stwierdził i dziarsko ruszył przed siebie.
Stanley przymykając oczy by widzieć kolegę wyraźniej zza zaparowanej przyłbicy hełmu, starał się nasłuchiwać dźwięki oddechu Marka. Nagle jednak szum urwał się.
Mark złapał się niespodziewanie za hełm i zaczął biec z powrotem.
Głośny szelest oddechu znów odezwał się w słuchawce.
- Przeszedłem dwadzieścia-pięć metrów i nie dość, że zerwało kontakt, to dołożyli jakiś chory i niesamowicie głośny pisk. Myślałem że mi czaszka rozpłata się od niego na dwoje...
- Bardzo boją się o to byśmy, swoimi łbami niechcący nie zniszczyli tych ich drogocennych ekranów.

Mimo otrzepania się z pyłu, jedząc kolację co chwili zmiatali drobne ziarenka z ubrań.
Stało się to niezwykle irytujące po kilku następnych dniach egzystencji na czerwonej parceli ograniczonej przez system. Pył wciskał się wszędzie. Po pewnym czasie spanie w łóżku stało się niezwykle utrudnione, ponieważ drobny piach obcierał skórę równie dobrze co papier ścierny. Wycieranie ciała (a szczególnie oczu) wilgotnymi chusteczkami stało się codziennym rytuałem, który po kolejnej burzy piaskowej stracił rację bytu.

Przekrwionymi ze zmęczenia oczami, ponownie odgarniali pył z lądownika.
Mark nagle przestał machać mozolnie saperką i wyszeptał do mikrofonu.
- Nie ruszaj się.
Stanley znalazł w jego głosie coś, co sprawiło, że natychmiast go posłuchał.
- Przy tylniej, prawej nodze lądownika.
Dalej pozostając w bezruchu, Stanley podniósł oczy i spojrzał we wskazanym kierunku.
Przy ciężkiej hydraulicznym wsporniku, myszkowało coś co przypominało zwierzę.
Nie miało żadnych cech szczególnych, oprócz jednej: całe było pokryte czarnymi długimi kolcami. Tors (jeżeli nim był) miał rozmiar dwóch złączonych pięści. Oprócz czterech, równie kolczastych odnóży nie można było rozróżnić głowy, czy nawet oczu.
Mark począł powoli podnosić swoją saperkę. Gdy jego ręka znalazła się za jego głową, zaskakująco szybko jak na niego, rzucił saperką.
Ta przekoziołkowała w powietrzu i trafiła dziwny obiekt trzonkiem prosto w korpus.
Oboje natychmiast zerwali się i podbiegli do miejsca w którym leżało "zwierzę".
Stanley wyciągnął z kabury przy udzie nóż. Klęcząc na jednej nodze by móc odskoczyć, dźgnął znalezisko. To nie poruszyło się ponownie.
Z wielką ostrożnością wziął okaz na rękę. Kolce okazały się jednak bardzo miękkie i elastyczne. Bez ogródek i słów przekroił "coś" na pół.
Po rękawicy zaczął cieknąć biały płyn. Środek był wyraźnie podzielony na różne kawałki miękkiej niczym gąbka substancji o różnych kolorach. Ukazał się również kawałek czegoś co można było nazwać szkieletem. Mark wyciągnął jedną z tych czarnych "kosteczek" i blisko mu się przyjrzał.
- Włókno węglowe... W środku tej kosteczki błyszczy metal.
- Czyli?
- Robot. Zwykły najprawdziwszy.
- Znaleźli sobie odpowiednią porę na żarty. Mam dość tej błazenady. Kontaktuje się dzisiaj na kanale ratunkowym z dowództwem.
Jak powiedział tak zrobił. Pikanie oczekiwania na połączenie trwało dwie sekundy.
Po tym czasie na ekranie pojawiła się ciemnozielona ze złości twarz samego dowódcy misji.
- Pamiętacie co mówiłem wam o izolacji? Że macie używać tego kontaktu, tylko jak stanie się coś naprawdę poważnego?!
- Mamy dość tego co tutaj się dzieje! Pył wciska się nawet do jedzenia, a wasi "spece" od symulacji bawią się w jakieś hocki klocki z robotami! To miał być trening, nie tortura! Żądam naty...
-TYLKO TYLE?! Mam nadzieję że jak następnym razem będziecie dzwonili, to tylko dlatego że będziecie umierać!
Po tej kwestii obraz zanikł. Stanley ze złości uderzył kilka razy w pulpit konsoli.




Kaszel. Tylko tego im brakowało. W ciągu następnego tygodnia doszli na skraj możliwości fizycznych. Niedługo potem pokazały się kolejne niepokojące obawy ich powolnej agonii. Zaczęli pluć krwią.
Wychodząc po raz tysięczny na zewnątrz, słaniali się na nogach. Fakt że musieli jeszcze dodatkowo naprawić i odczyścić system odprowadzania CO2 z kabiny, wcale nie dodał im motywacji.
Stanley machinalnie rozkręcał części odprowadzacza, ledwie widząc na oczy ze zmęczenia.
Jedyne co jeszcze do niego dochodziło, to urwane dźwięki kaszlu swojego towarzysza.
Ten odezwał się po chwili prosząc o nóż do podważenia pewnego elementu.
Stanley bez namysłu podał narzędzie i wrócił do pracy. Nie kontynuował jednak pracy, a przyglądał się tępo koledze, który z coraz większym wysiłkiem operował nożem.
Mark ponownie zaczął kaszleć, lecz tym razem robił to niezwykle gwałtownie. Dźwięk przypominał prawie odruch wymiotny. Wpatrzony w niego Stanley na klęczkach obserwował walkę przyjaciela. W pewnym momencie jedna z konwulsji targnęła Markiem tak mocno, że ten stracił równowagę i przewrócił się. Gdy upadł wydał z siebie stłumiony okrzyk i zaczął się szarpać w obie strony, tarzając się w czerwonym pyle. Stanley z obojętnością na twarzy obserwował zdarzenie. Czuł się jak we śnie. Dopiero rękojeść noża która wystawała z torsu kolegi sprawiła, że Stanley oprzytomniał. Rzucił się on do towarzysza i nie myśląc za wiele pociągnął go za rękę do śluzy. W panice wciskając przyciski i odkręcając zawory wsłuchiwał się w rzężenie Marka. Gdy ciśnienie wyrównało się, zrzucił hełm i spojrzał na gasnącego kamrata.
Nie zobaczył jego twarzy, ukrytej za woalem śliny wymieszanej z zieloną krwią, która pokryła wewnętrzną stronę owiewki. Ściągnął jego skafander i ocenił rany. Nóż nie wbił się bardzo głęboko. Dziękując niebiosom za szczęście, naciągnął Markowi na twarz maskę tlenową, rzucił się do apteczki i opatrzył rannego najlepiej jak umiał. Zużywając ostatki sił, położył go na pryczy, podłączył kroplówkę i legł na gumie, którą była wyłożona cała podłoga modułu. Teraz wydawała mu się miękka jak pierzyna.

Piąta próba komunikacji nie powiodła się. Stan Marka się pogarszał. A on nie mógł nic więcej zrobić. Próbował wyjść poza obręb wyznaczony przez komputer, ale nie był w stanie. Cholerne zabezpieczenie, które miało ich odwieść przed spotkaniem się ścianą hali treningu, która mogła zniszczyć imersję symulacji, teraz nie pozwalało zdobyć pomocy.
Wiedząc że jest maksymalnie dwieście metrów od nieograniczonego tlenu, wody i pomocy, wpadł w furię.
Gdy szał minął, rozpalony jeszcze złością mózg podsunął pomysł. Mógł tylko w jeden sposób uratować Marka. Zahibernować go.
Hibernacja wymyślona na potrzeby przyszłej podróży kosmicznej zwalniała procesy życiowe do niezbędnego minimum. Problem był taki że hibernatole, substancje pomagające w osiągnięciu stanu pótrwania, były wstrzykiwane tylko na początku i na końcu misji.
Ale można było to obejść. Do końca treningu i odbezpieczenia mechanizmów hibernacji zostały cztery tygodnie. Musiał sprawić by stało się to szybciej.
Dzień pracy zajęło mu dotarcie do mechanizmu odliczania. Ostatnie co musiał zrobić to zresetować odliczanie na start. Mogło dokonać tego tylko spięcie i uszkodzenie systemu odliczającego. Wycierając łokciem pot z czoła, wyciągnął z latarki pokładowej baterię.
Wziął głęboki oddech i zetknął ją z przewodem systemu.
Błysnęła iskra i nagle wszystko zgasło: nastała cisza.
Stanley poczuł rosnącą w sercu panikę. A jeżeli systemy nie wystartują ponownie? Uduszą się tu zanim przyjdzie pomoc z zewnątrz.
Już zaczął ubierać w skafander nieprzytomnego kolegę, gdy nagle znów wszystko się rozjaśniło. Z głośników dobiegł delikatny damski głos.
- Procedura zakończenia misji rozpoczęta. Proszę usiąść i przygotować się do hibernacji.
Euforia sprawiła że Stanley prawie wybuchł z radości. Przeniósł kolegę na fotel hibernacyjny. Gdy tylko zapiął mu pasy, mechaniczne ramię wyjechało z klapki obok jego głowy i wkuło się w ramie. Stanley nie czekając już, sam usiadł w fotelu. Jego ramię z hibernatolami potrzebowało jednak kilku uderzeń pięścią by zadziałało.
Tym razem przyjął chłód z przyjemnością.




Gdy znów otworzył oczy, dalej było mu zimno. Widział nad sobą biały sufit, oraz lampę jarzeniową. Ledwie ruszając głową rozejrzał się. Był w sali szpitalnej.
Obok niego siedział uśmiechnięty dowódca Rupert Kerman.
- I co tam? Fajnie było?
Stanley mimo zmęczenia zmarszczył brwi.
- Teraz jest pan przyjazny? A tamta odmowa pomocy podczas treningu? Mogliśmy zginąć.
Dyrektorowi zrzedła trochę mina, ale dalej się uśmiechał.
- Na to nie miałem wpływu. Jajogłowi kazali mi nagrać tą udawaną rozmowę.
- Nagrać? Ale przecież...
- Jeszcze nie skojarzyłeś faktów? Trening był sfingowany...
- Ale to...
- Oznacza to, że jako pierwsi w historii byliście na innej planecie: Dunie.
Stanley z niedowierzaniem sięgnął do szafki obok łóżka, gdzie widział swój zegarek.
Wskazówki dalej wskazywały, tak jak wtedy po pobudce z hibernacji, drugą piętnaście.

Strony: [1] 2 3 4