Witam ponownie
Pierwsze opowiadanie spod mojej klawiatury, zapraszam.
Pustkowie, część IDroga wiła się po pagórkach na skraju Los Kerbos, skąpanego w blasku Słońca – Kerbolu, które powoli kończyło tego dnia swoją wędrówkę po sklepieniu. Po dłuższej chwili John Kerman wraz z rodzicami w końcu dojechał na miejsce.
-„O, cieszę się, że jesteście!” –zawołała ciocia Kathy.
-„Też się cieszymy ciociu, że tu jesteśmy. Tym bardziej, że musieliśmy się tu pojawić, wszak to 75 urodziny wujka!”
Domek na peryferiach miasta przypomniał wiele pięknych, spędzonych tutaj chwil. John często bywał u wujostwa w wakacje i ferie, gdyż jego kuzynostwo było w podobnym mu wieku.
-„Co tam słychać u Ciebie, John?” – zapytał go wujek Hanvan, gdy po powitaniu i złożeniu życzeń znaleźli się na werandzie, usytuowanej w ogrodzie za domem.
-„Mogę się już tym oficjalnie pochwalić, zostałem jednym z techników rakietowych w Centrum!”
-„To gratuluję!”- zawołał ucieszony Hanvan – „Jesteś kolejnym członkiem naszej rodziny w KSP, ale pierwszą osobą w dziale VAB!”
-„Bardzo się cieszę, tym bardziej, że będę mógł pracować przy projektach podobnych do tych, w których Ty brałeś udział.”
-„Z tą różnicą, że ja latałem.”
Po czym westchnął głęboko. W KSP spędził praktycznie całe swoje zawodowe życie.
-„Wujku, opowiedz mi o jakiejś Twojej misji! Znam je w sumie tylko z książek… To co, Kalimdor?”
Hanvan nie był człowiekiem zbyt rozmownym, pomimo trzymającej się go pogody ducha. Sporadycznie mówił o tym wszystkim, co osiągnął w swoim kosmonautycznym życiu. John, wraz z każdą wizytą, był ciekaw jego kolejnych opowieści. I zawsze wracał do domu z ogromnym niedosytem. Jego głód tych fantastycznych opowieści potęgowała astronomiczna pasja, która towarzyszyła mu chyba od zawsze.
-„Opowiedz mi o tym!” – energicznie nalegał dalej John
Hanvan westchnął głęboko. W jego starczych oczach John zauważył przypływ radości.
* * *
-„kto wymyśla spotkania o 23:00?!” wrzasnął zdenerwowany Corzor.
-"Młody, Wernher o tym wszystkim nas poinformował przez swoich ludzi. Aż ciężko powiedzieć o co może mu chodzić."
Wernher von Kerman. Wybitny naukowiec. To ojciec wszelkich rakiet w Kerbalskim Programie Kosmicznym. Jego autorytetu nie trzeba nikomu przedstawiać.
Kerbale gromadzili się w skromnie urządzonej, prostokątnej sali konferencyjnej. Inżynierowie, dyrektorzy poszczególnych działów, naukowcy, najważniejsi podwykonawcy. Przygotowanych było około 40 miejsc wokół dużego, drewnianego stołu. Pomimo późnej godziny, niektórzy nie tracili ochoty na żarty i wykorzystali dodatkowe spotkanie na rozmowę ze znajomymi z Centrum.
-„Ej ej, może Tanatos jednak nam ucieknie?”
-„Nie, prędzej rozbije się o nasze głowy!”
Miejsca na szczycie zajęli Wernher von Kerman i James Kerman. Dyrektor Centrum KSP i Dyrektor Technologiczny. Obaj wykazywali dziwne, niezrozumiałe dla nikogo poruszenie.
-„A im co?” mruknął, jakby do siebie, Shertrey.
W końcu, gdy wszyscy zaproszeni zebrali się i usiedli na swoich miejscach, Wernher wstał i zabrał głos.
-„Witam panowie. Zapewne zastanawiacie się po co Was zebrałem tu o tej, cóż, późnej już porze. Więc nie owijając w bawełnę - dostaliśmy od rządu zgodę oraz fundusze na zrealizowanie misji Kalimdor.” – rzekł spokojnie, zakręcając swojego krótkiego wąsa.
Cisza. Wszyscy wciąż wiedzieli tyle samo co wcześniej.
Z tego stanu wyrwał wszystkich głos z sali.
-„Co ma do tego Robert Blizzard Kerman i jego opowiadania?” – zapytał jeden z głównych techników, amator literatury fantasy.
-„Czy nazwa misji nie jest wystarczającą aluzją?” – odparł Wernher, uśmiechając się pod nosem.
Na sali można było usłyszeć przeciągłe westchnienie. To była wyraźna próba poruszenia szarych komórek do działania, do zrozumienia elementów wspólnych. Choć panujący na zewnątrz mrok i „namagnesowane” łóżka, które musieli opuścić, skutecznie to uniemożliwiały.
- „I tu i tam jest czerwona ziemia” – odparł Wernher.
Chwilowe zdumienie przekształciło się w niespotykaną nigdzie indziej fascynację. To co powiedział dyrektor zelektryzowało obecnych na tyle, że nikt nie pamiętał o tym, że jeszcze przed chwilą kładł się spać.
Chociaż nie zostało to jeszcze powiedziane, już każdy obecny na sali zrozumiał przekaz.
-„Powiem więcej, wytypowano, kto będzie tworzył załogę lądownika. I nie powinno to być żadne zaskoczenie. A mianowicie: Hanvan, Seanely i Corzor. I chociaż to oni lecą to jest to nasza wspólna misja.
Pamiętajcie: każdy wkład jest najważniejszy.”
Tak, to ta trójka. Byli nazywani różnie. Pomimo młodego wieku mieli już znaczne osiągnięcia, przez co byli nazywani Asami lub Pionierami Księżyców. Zgrane trio jakie tworzyli zawdzięczali cierpliwości wobec kompanów, gdyż mieli zupełnie inne charaktery.
Kilka dni później cała trójka dostała wezwanie na najwyższe piętro Centrum Administracyjnego KSP, do pokoju numer 1.
Załoga po wejściu do gabinetu zamknęła za sobą drzwi. Stosunkowo rzadko zdarzało się by rozmawiali z ludźmi tak wysokiej rangi w KSP.
-„Witam panowie” rzekł Wernher, witając się z każdym osobna uściśnięciem dłoni –„siadajcie proszę.”
-„Więc, ekhm, „nie owijając w bawełnę” jaki jest plan dyrektorze?” – spytał Hanvan.
Wernher wziął łyka wody i, charakterystycznym dla siebie, wybitnie spokojnym głosem zaczął:
-„W skrócie, wystrzelimy w kierunku Duny siedem naszych rakiet. Łazik, Xenos – wasz statek powrotny, lądownik i 4 moduły stacji orbitalnej wraz z załogą. Wstępnie w misji udział weźmie ośmiu kerbonautów. Wasza trójka i piątka kolejnych. Uprzedzając pytanie, nie wiemy jeszcze kto to będzie.
Oprócz zbierania danych z urządzeń badawczych i wszelkich czujników będziecie mieli też inne zadanie” – kontynuował.
-„A mianowicie, kontrola łazika. Będziecie nim zdalnie sterować.”
-„To nie będziemy z niego korzystać?” – zapytał zdziwiony Corzor.
-„Nie, mamy dla niego inną lokalizację. Lądownik łazika ma wylądować w promieniu do 20 km od najwyższej góry na Dunie – Olympus Mons.”
-„Przepraszam, mamy łazikiem pokonać kilka kilometrów w górę tylko po to by tam wjechał?” niedowierzał Corzor. „ Przecież skanowanie powierzchni jest satelitarne, z orbity biegunowej.”
-„Mamy zamiar zbadać jak zmieniają się warunki : ciśnienie, wiatr, temperatura, w zależności od wysokości nad umownym poziomem 0 na Dunie. W naszych warunkach na Kerbinie jest to poziom morza. To są ważne dane, które pozwolą nam lepiej zrozumieć aerodynamikę statków w cienkiej i przede wszystkim, rozrzedzonej atmosferze. Im więcej stamtąd wyciągniemy tym lepiej będzie można planować kolejne loty, które odbędą się w przyszłości, mam nadzieję.”
Wszystko to działo się na początku 2006 roku. Przez kolejny rok zespół naukowców i inżynierów tworzyło elementy programu w VAB. Nawet dział SPH udostępnił hangar i zasoby specjalnie dla tej misji. Dziwiono się temu, gdyż ekipa z SPH niechętnie współpracowała z VAB tłumacząc się z reguły swoimi obowiązkami. Wszyscy chcieli zdążyć do momentu możliwego transferu międzyplanetarnego. I przede wszystkim każdy chciał mieć swój wkład w tą wiekopomną misję, która wiodła do pierwszego wylądowania na innej planecie. A już w ogóle wszyscy w Centrum byli zdziwieni, gdy okazało się, że to właśnie SPH stworzy od zera statek Xenos, mający wrócić na Kerbin razem z kerbonautami.
Ta misja miała otworzyć kolejne rozdziały w historii kerbińskiej kosmonautyki.
* * *
Rok 2007-„Statek Kalimdor I – gotów. Załoga w składzie: Hanvan, Seanely, Corzor czeka na rozkazy. Odbiór.”
-„Następuje odliczanie do startu, odbiór.”
-„Przyjąłem, odbiór.”
Rakieta stojąca dotychczas cicho jak drzewo na błoniach Los Kerbos nabierała życia.
Wernher patrzył na to wszystko zarówno z niepokojem jak i szczęściem. Najbardziej jednak chciał tego, by wszyscy wrócili bezpiecznie do domu. Dla niego nic nie było teraz ważniejsze.
-„3… 2… 1…, ognia, pełna moc”
Ogromna rakieta zawyła wyrzucając z siebie kłęby dymu.
-„Trzymajcie się!”
Ten stan wgniecenia w fotel kapsuły przeżywali nie raz. Ale ten moment był wyjątkowy, bo na długi czas mieli stracić z oczu Kerbin, dom.
Ciąg dalszy nastąpi