Polish Munar Base oraz Battle Claw Space Laboratories przedstawiają
tekst mojego autorstwa:
Srebrny Glob
Część czwarta
Kamera się zatrzęsła. But obcego kerbonauty wyraźnie przesuwał dron. Jego wargi poruszyły się, wypowiadając słowa, których nie mogli usłyszeć. Potem pozostał tylko zimny uśmiech. Mactop Kerman stojący za oniemiałym Kirkiem, pilotem drona, w ostatniej chwili zaczął trzeźwo myśleć. Pchnął do oporu suwak mocy, co spowodowało że obraz na ekranie natychmiastowo wystrzelił ku gwiazdom.
-Wracaj dronem do nas. To ostatni jaki mamy...- rozkazał Bill. Usiadł potem ciężko na ławce w kantynie zastanawiając się co zrobić. Sytuacja była groźna. Znajdowali się w okolicy jednego z największych zaopatrzeniowców ZSRK. Co więcej, był on wyraźnie po brzegi załadowany sprzętem dla reszty pojazdów z sektora „Erak”. Musieli coś zrobić. Uderzyć choćby w minimalny sposób.
-Naprawdę? Czemu!?- Krzyknął kadet Norrman
Bill pokręcił głową zakładając czapkę z osprzętem do komunikacji.
-Nie zmuszaj mnie Norrman bym ci znowu tłumaczył. To twoja pierwsza misja i nie mogę wystawiać cię na takie niebezpieczeństwo!-
-A pilot Mactop? Przecież on...-
-Mactop owszem jest pod moimi rozkazami, ale dalej jest to w pełni odpowiedzialny za siebie członek załogi Megathora. Z tobą jest całkiem inna sytuacja.-
-Młodzieńczy zapał- uśmiechnął się Drake. Podał kapitanowi wbijak pneumatyczny. Sam taki miał na karabińczyku przy pasie.
-To wszystko co mamy?- zniesmaczył się Mactop oglądając swój egzemplarz. Dziwne elementy na szybko przyspawane do obudowy, sprawiały że wbijak mógł z siebie wypluwać zaostrzone na tą okazję pręty z ogromną siłą.
-Wiesz że broni oficjalnie nie możemy mieć...- Odchrząknął po cichu Bill.
W rzeczywistości sam zastanawiał się czy nie skorzystać z okazji i nie zabrać ze sobą jedynej prawdziwej broni na pokładzie. Rewolwer, który spoczywał w zaszyfrowanej i zaplombowanej skrzynce ukrytej pod materacem jego łóżka, był przydziałowym sprzętem dla każdego kapitana jakiejkolwiek misji w Battle Claw. Oczywiście dopóty sam nie został kapitanem nie miał pojęcia o istnieniu takiej zasady.
Trójka kerbonautów powolnymi skokami poruszała się w stronę zapisanej przez dron lokalizacji. Wielkim szczęściem było dla nich to, że dolina była wypełniona ogromnymi szarymi głazami, będącymi skuteczną zasłoną. Mactop przyłożył wbijak do ramienia, i skierował na oddalony o 15 metrów kamień. Pociągnął za spust, co natychmiast zaowocowało porządnym kopnięciem grubego na centymetr pręta. Zaalarmowany obłoczkiem z lufy Drake odwrócił się i popatrzył na pilota Megathora.
-Nieźle wali! Spodziewałem się gorszego sprzętu... Trochę się bawiłem takimi zabawkami na Kerbinie, ale wam to dają sprzęt pierwsza klasa!-
Kolejne nieśmiałe skoki między odłamkami skalnymi, zajęły prawie godzinę.
W końcu na horyzoncie pojawił się szary gigant ZSRKowskiego łazika Nedved 5.
Bill zajrzał do torby którą niósł na ramieniu. Spoczywało tam sześć ładunków wybuchowych, skrupulatnie wygrzebanych z zapasowego rozdzielacza. Drake się skrzywił.
-Trochę mało co nie?- powiedział przez szum komunikatora – Nie jestem pewny czy takim czymś zdziałamy zbyt wiele...-
-Jeżeli nasze podejrzenia są właściwe, to cały Nedved to jeden cholerny magazyn semtexu. To ma tylko być iskierką dla całej reszty...-
-To trzeba by było je bezpośrednio tam podrzucić. A stoją na trochę bardziej otwartej pozycji... Co jeśli mają czujniki ruchu?- Dalej zamartwiał się zastępca.
Mactop ciamkając przeżuwaną gumą do mikrofonu, przyłożył dziwną lornetkę do owiewki hełmu.
-Nie widzę takiego sprzętu. Daj spokój, Kerruskie to partacze. Uznali pewnie że jak coś podejdzie to to zastrzelą. Musimy spróbować mimo wszystko...-
-Zachowujemy się jak idioci- Stwierdził Drake. Spojrzeli na niego pytająco.
-Idziemy z prowizoryczną bronią zrobioną z narzędzi. Mamy kilka ładunków wybuchowych i chcemy nimi, bez wiedzy centrali, wywalić w kosmos kilkadziesiąt ton państwowej stali...-
-Teraz Cię naszło na refleksje?- Mruknął Bill
Rzucili się pod kanciastą bryłę pojazdu. Po przeczołganiu kilku metrów, odwrócili się na plecy.
-Co teraz?- zapytał Mactop. Bill bez odpowiedzi wyciągnął kombinerki i metodycznie zaczął wycinać nimi otwór w kratce podłogi luku bagażowego. W końcu był on na tyle duży by można się było przez niego przecisnąć. Kapitan wrzucił tam torbę z ładunkami i zrobił miejsce dla Drake’a.
Zastępca zwinnie na klęczkach dostał się do środka.
-I co?- Bill spytał swojego zastępcę.
-Kontenery, jakieś worki... Widzę baterię rakiet, ale... Chyba są puste...-
-Puste rakiety?-
-Czekaj, czekaj... Te worki...- Nagle z słuchawek dobiegło przekleństwo, i poczuli jak kratka podwozia pod którym leżał Mactop, z Bill’em, zatrzęsła się.
-Oni są porąbani!- zakrzyczał Drake. Wyraźnie wywrócił się na to co zobaczył – Trzymają pentryt w gumowych workach!-
-Przecież jak coś to lekko stuknie to cały ten kram wyleci na okołokerbińską!- Zdziwił się Mactop.
-Nie ważne że mają gdzieś swoje bezpieczeństwo. To tylko szansa dla nas. Możesz w miarę delikatnie wyciąć nożem otwór i wsadzić do środka wszystkie ładunki?-
-Da radę...- mruknął już zajęty pracą Drake.
Bill położył się znów. Prawie natychmiast zaczepił pilota Megathora.
-Mactop, nie jest dziwne że żaden kerruski na nas nie wyskoczył?-
Zapytany wzruszył ramionami.
-Może są wszyscy w mieszkalnym? Albo poszli gdzieś na daleki obchód? Dziwne że nie zostawili straży...-
-No właśnie. I tu jest problem.-
-Ok. skończyłem. Możemy się zawijać- odpowiedział zadowolony Drake.
Cała trójka zaczęła się z powrotem przeczołgiwać na tył podwozia kerruskiego zaopatrzeniowca.
-Mactop, Drake- wychodzicie pierwsi. JUŻ!-
Zastępca i pilot szybko przemknęli za najbliższy głaz. Bill przygryzł wargę, rozejrzał się dookoła i wyskoczył z pod łazika. Zdążył wykonać tylko krok, gdy nagle zza głazu za którym się schowali Drake i Mactop, wyszli dwaj ZSRKowcy kerbonauci. Trzymali oni na muszce obu z kompanów Billa. Jeden z kerbali w tych dziwnych skafandrach pokazał na migi że kapitan ma się przełączyć na kanał ogólny. Bill czując na sobie oko lufy karabinu tamtego, powoli wstukał komendę w panel na przedramieniu.
-To było pewne- zacharczał w słuchawce głos o dziwnym twardym akcencie -Wy wszyscy z zachodu jesteście tacy przewidywalni. Bylibyście chorzy, gdyby pan i pańscy... koledzy, nie spróbowali być „bohaterami”. Jak widać nie zawsze jest kolorowo.-
Bill bił się teraz z myślami. Co on sobie myślał? Jak głupi był jego prowizoryczny plan...
-Teraz jednak panowie- ciągnął nieznany rozmówca Billa – Musicie niestety zostać naszymi gośćmi. Zadamy wam kilka pytań. Na przykład: gdzie jest reszta waszej kompanii. I radzę być szybkim w odpowiadaniu bo możemy się stać nieprzyjemni.
Mactop nagle kopnął w brzuch drugiego zamaskowanego kerbala. Ten nie pozostał mu dłużny i natychmiast przyłożył mu kolbą od karabinu. Drake chciał uratować kolegę od uderzenia lecz stracił równowagę i wywrócił się. Bill złapał za wbijak wiszący przy pasku, lecz nagła seria błysków z karabinu kerbala z dziwnym akcentem, uderzyła w prowizoryczną broń dowódcy. Cała trójka za chwilową oznakę buntu została wywrócona i zapędzona pod jeden z większych kamieni.
Kopnięty przez Mactopa kerbal, zwijając się jeszcze z bólu, wysyczał do mikrofonu
-Zapłacisz mi za to psie!- Składał się właśnie do potężnego kopniaka w hełm, gdy nagle na jego czole wykwitła spora czerwona kropka. Twarz znieruchomiała, a on sam padł na swoją niedoszłą ofiarę. Wszyscy, spojrzeli na pręt wystający z potylicy i tylnej części hełmu tamtego. Kapitan kerruskiej zasadzki, przyłożył karabin do ramienia, wycelował do całej trójki i krzyknął do mikrofonu
-Pokaż się! Wyjdź z kryjówki bez broni bo ich zastrzelę!!!- Przez pięć sekund brak było odpowiedzi na wezwanie. Jednak zza kamienia wyleciał nagle wbijak taki sam jak stratowanej trójki, i pojawił się biały kombinezon z emblematem Battle Claw. Przerażona twarz która wysnuła się z cienia hełmu należała do kadeta Norrmana.
-Spokojnie! Już wychodzę! Nie rób im krzywdy...- powiedział młody załogant łamiącym się głosem.
-Zabiłeś go gnojku! Zabiłeś mojego człowieka! Wiesz co teraz cię czeka!?- kropka zielonego lasera powędrowała na czoło młodzieńca.
Nagły błysk oślepił wszystkich. Bill poczuł uderzenie i kłujący ból w okolicach miednicy. Zobaczył jak w mierzącego do Norrmana kerbala trafia kawał ogromnej stalowej płyty, przygważdżając go do srebrnego piachu kilka metrów dalej. Kolejne szczątki uderzały w kombinezon Bill’a nie czyniąc mu już większej krzywdy. Leżąc twarzą do ziemi próbował zapanować na chęcią krzyku. Ból w biodrze był ogromny. Ktoś przetoczył go na plecy. Zobaczył zmartwioną twarz Drake’a.
-Kapitanie? Jest wszystko dobrze?-
Bill spróbował wstać. Zakręciło mu się w głowie i skończył na klęczkach. 40 metrów dalej ujrzał rozdarty wrak Nedveda 5 otoczonego chmurą kurzu i piachu. Szczątki jeszcze leniwie latały dookoła. Zobaczył tez pilota Mactopa wyrzucającego pilota od zapalnika, w celu złapania mdlejącego Norrmana.
Bill w końcu zebrał się w sobie i wstał. Coraz ciężej mu się oddychało. Spojrzał na miejsce gdzie go bolało. Przerażony wydał zduszony okrzyk. Zaalarmowani kompani natychmiast spojrzeli w tym samym kierunku. W jego kombinezon i ciało był wbity duży szkła z jakiejś lampy. Natychmiast przycisnął do rany ręce by zminimalizować ucieczkę tlenu.
-Mactop gdzie jest taśma?- wykrzyczał przerażony Drake.
-Tutaj! Chwila... Nie! Chyba w torbie! Zaraz ci podam!-
Szum w słuchawkach był coraz spokojniejszy. Billowi wydawało się że pomiędzy każdym z jego słabnących oddechów, słyszy odwieczne fale oceanu. Drake i Mactop biegali nad nim. W sumie zapomniał już dlaczego... Ręce mu zdrętwiały, więc po prostu rozluźnił się cały. Było mu zimno. A zarazem tak ciepło. Dlaczego oni biegają? Niech dadzą mu spokój. By w końcu mógł zasnąć. Co z lubością zrobił.