46
Kampanie / Odp: KATASTROFA - deorbitacja frachtowca kosmicznego ED Konsul!
« dnia: Pią, 25 Kwi 2014, 04:29:14 »*DRRrrrrrrrrrryyyyyyń!* - gwałtowny brzęk telefonu na biurku pracownicy obsługi klienta KSC sprawił, że pędzelek sinoróżowego lakieru powędrował do połowy jej wskazującego palca. Żachnęła się i ostrożne podniosła słuchawkę.
-BOK KSC, pracownica 134/A słucham? - zaświergotała. Odpowiedział jej głos niski i stanowczy.
-Witam, z tej strony Bill Moritz, prezes i założyciel Moritz Shipyard Consortium. Trafiło do nas ogłoszenie z waszego Biura Części Znalezionych o znalezionym bezzałogowym samolocie. Mogę w tej sprawie rozmawiać z osobą decyzyjną? - Chrząknął i zamilkł.
-Przełączam pana na odpowiedni dział. - w słuchawce strzeliło i prezes Moritz usłyszał w niej piekielnie wkurzającą muzyczkę. Po chwili znów trzaśnięcie.
-Biuro Części Znalezionych, słucham?
-Moritz, Prezes Bill Moritz z Moritz Shipyard Consortium. Dzwonię do pana w sprawie drona, który niedawno znaleźliście na swoim pasie startowym. Obawiam się, że to nasza własność, model SD-4.7 trzeciej generacji. Numer w rejestrze 27409.
-Już sprawdzam. - usłyszał stukanie w klawiaturę. STUKANIE! W ANALOGOWĄ KLAWIATURĘ. Czemu nie mają tam dotykowych ekranów? Pewnie jeszcze można u nich palić w pomieszczeniach biurowych, pomyślał z politowaniem. - Tak, bezzałogowy samolot z nieznanego przeznaczenia aparaturą na pokładzie. Przełączę pana na rozmowę z szefem.
-Chwileczkę! Mam jeszcze jedno pytanie. Czy można u Was palić w pomieszczeniach biurowych?
-Słucham? Można, jakie to ma znaczenie? - Bill nie wytrzymał i parsknął.
-Absolutnie żadnego. Proszę połączyć mnie z osobą decyzyjną. - Klik! I znów ta durna melodyjka. Na szczęście dość krótkotrwała.
***
-Gofrey Kerman, Dział Badań i Rozwoju, słucham?
-Bill Moritz. Prezes Moritz Shipyard Consortium. Dzwonię w sprawie drona znalezionego na pasie. To nasz. - Wyrzucił to z siebie niemal jednym tchem, mocno poirytowany.
-A, rozumiem. Panie Prezesie, może mi Pan powiedzieć co to do cholery jest? Po pierwsze, dlaczego Wasz dron rozbija się na naszym pasie startowym? Po drugie, co on tam do cholery robi?
Po trzecie, i chyba najważniejsze, nie możemy dojść z nim do ładu. Nie wiemy jak działa, co to za aparatura i do czego służy?
-Chwila, chwila, panie Gofrey. Po pierwsze: nie tym tonem, jeśli łaska. Po drugie: Informacja o przeznaczeniu jednostki jest ścisłą tajemnicą firmy, co gwarantuje nam prawo handlowe.
Po trzecie, Jednostka rozbiła się z powodu braku paliwa. Jakiś idiota zatankował zbiorniki litrami, a nie galonami paliwa. Skoro dron niczego nie uszkodził, moim życzeniem jest natychmiastowy zwrot urządzenia. Mogę w tej chwili wysłać po urządzenie ciężarówkę.
-Przykro mi panie prezesie, ale obowiązują mnie procedury. Nie mogę wydać maszyny, dopóki nie dowiem się, czy jej obecność nie stanowiła próby złamania owego prawa handlowego, którym się Pan zasłania. Poza tym, powiem już z osobistego punktu widzenia, modyfikacje i urządzenia na pokładzie są fascynujące.
-Panie Gofrey. Naprawdę nie interesuje mnie nic poza odzyskaniem maszyny, którą bezprawnie przetrzymujecie. Proszę mnie połączyć z najwyższym możliwym szczeblem decyzyjnym. Na linii bezpiecznej. Natychmiast.
-Dobrze, panie Moritz. -Klik! Bill spodziewał się ponownie zagranej melodyjki, jednak tym razem jej nie było. Chwilę to trwało, a typ sygnału, który słyszał w słuchawce wielokrotnie się zmieniał. Zapewne szło przez różne centrale. W końcu po drugiej stronie usłyszał podobny do swojego, nie znoszący sprzeciwu głos.
-Słucham!? - wręcz krzyknął.
-Witam! Nazywam się Bill Moritz, Jestem pre...
-Nie obchodzi mnie kim pan jesteś, mów pan czego chcesz i dlaczego do diaska chciałeś pan bezpiecznej linii.
-Dzwonię w sprawie drona znalezionego na pasie startowym. Jestem jego właścicielem. Żądam zwrotu maszyny.
-To niemożliwe. Nie wiemy co to jest, a nie zaryzykujemy wydania panu na przykład dowodu na działalność wywiadowczą. W obecnej sytuacji, szpiegowstwo przemysłowe jest ostatnią rzeczą na którą możemy sobie pozwolić.
-Prosiłem o bezpieczną linię, aby móc być z panem szczery. Czy mogę?
-Tak jest. - Czy facet był żołnierzem? Sposób w jaki się wypowiadał, był dość specyficzny, taki... szorstki, krótki, dynamiczny.
-Dron ów nazywa się SD 4.7, jest to III generacji maszyna obserwacyjna. Zniknęła z naszych laboratoriów w krótkim czasie po uruchomieniu jej prototypowego procesora kwantowego. Osobiście podejrzewamy, iż maszyna sama postanowiła dać sobie odrobinę swobody, jednakże na nasze nieszczęście nie była w pełni zatankowana i lądowała awaryjnie. Na waszym pasie startowym.
-Co pan do mnie gadasz? Jak "sama"? - w jego głosie słychać było śmiertelne zdziwienie, ale i ciekawość.
-Pojazd wyposażony jest w zestaw urządzeń sensorycznych do obserwacji i analizy otoczenia, lecz nie jest oparta o żadne algorytmy. To prototyp sztucznej inteligencji, jak widać - niedoskonały.
-Gadasz pan bzdury. - żachnął się mężczyzna.
-Chciałbym. Również chcę zapewnić, że ten incydent był niesprowokowany, chcemy tylko odzyskać maszynę i dowiedzieć się dlaczego postanowiła nas opuścić. Znamy sytuację na rynku kosmicznym, nasze badania dążą do stworzenia systemu komputerów pokładowych uniemożliwiających powtórzenie się takiej tragedii, jak wypadek Konsula.
-No dobra. - rzekł w po krótkiej pauzie. Ale skąd go macie? - zapytał w końcu.
-Można jedynie zgadywać, kto jest jego producentem. Sam projekt maszyny przechodził z rąk do rąk, uznawany był jako bezużyteczny i sprzedawany za bezcen kolejnym firmom. Kupiliśmy go za bezcen w czasie świątecznej wyprzedaży od jednej z małych firm naszej branży. Byliśmy wówczas na etapie post-developingu naszego nowego systemu operacyjnego, właśnie opartego o elektronikę kwantową. Dron wydawał się świetnym kandydatem do tego.
Rozmowa z człowiekiem z KSC, który w końcu postanowił przedstawić się jako Heremy Kerman, trwała jeszcze godzinę. Prezes MSC opowiedział mu o kilku rozwiązaniach, które są na drodze patentowej i o wielkiej wizji floty zarządzanej jedynie przez komputery, nadzorowanej przez ludzi. Ostatecznie, wypracowali konsensus z dyskusji: Dron zostanie zwrócony po publicznym oświadczeniu MSC o szczerych intencjach wobec pozostałych partnerów konglomeratu kosmicznego i ujawnieniu przyczyn wypadku. Chcąc - nie chcąc, Bill Moritz musiał na to przystać.
Publiczne oświadczenie prezesa Moritz Shipyard Consortium:
Szanowni Państwo.
Nazywam się Bill Moritz, jestem prezesem korporacji Moritz Shipyard Consortium, uznawanej niegdyś na rynku kosmicznym za jednego z ważniejszych graczy. Ostatnio nasza działalność jednak nie była dość medialna i spektakularna, toteż kamery straciły nami zainteresowanie. Kilka dni temu jednak zdarzyło się coś, co zmusiło nas do wygłoszenia owego oświadczenia. Zdarzenie to można nazwać wypadkiem, gdyż na terenie chronionym, będącym własnością Kerbal Space Center, rozbił się bezzałogowy samolot będący własnością naszej firmy. Samolot ów nie jest jednak zwykłym pojazdem obserwacyjnym, jest to zaawansowane technicznie urządzenie wyposażone w prototyp komputera kwantowego i oprogramowanie, które można śmiało nazwać (również prototypem) sztuczną inteligencją. Chcemy zapewnić, iż ten wypadek nie był wymierzony ani w KSC, ani w żadną inną agencję kosmiczną. Był natomiast pośrednio spowodowany łańcuchem zdarzeń, których pierwszym tragicznym punktem jest katastrofa frachtowca ED Konsul. Gdy nastąpiła, byliśmy na ukończeniu badań nad zaawansowanymi systemami sztucznej inteligencji, które po wprowadzeniu miały za zadanie nie dopuścić do żadnego wypadku w przestrzeni kosmicznej. Katastrofa znacząco przyspieszyła prace, jednak teraz te plany wrócą na deskę kreślarską aby zapewnić im mniejszą autonomię i większą niezawodność. Potem zostaną, mamy nadzieję, wprowadzone na rynek. Żywimy szczerą nadzieję, iż ten incydent nie wpłynie na nasze relacje z partnerami, a wręcz przeciwnie: Zapewni długą i owocną współpracę w celu poprawienia bezpieczeństwa i, ostatecznie, wznowienia lotów. Zapewniamy wszelkie wsparcie w celu rozwiązania zagadki frachtowca ED Konsul, solidaryzujemy się także z rodzinami poległych na służbie kerbonautów. Katastrofa Konsula wpłynęła na nas wszystkich, uważamy więc, że jedynie jedność może zapewnić przemysłowi kosmicznemu przetrwanie.
Z wyrazami szacunku,
prezes Bill Moritz, MSC