W bazie chwilowo nic się nie działo. Jenny oczekiwała przybycia zbiorników i zastanawiała się po co przysłali do bazy wielki zbiornik paliwa z jakimś okrągłym ustrojstwem przyczepionym pod spodem. W dokumentach nie było o nim żadnej wzmianki.
Z popołudniowej drzemki, Jenny obudził głośnik konsoli łączności krótkiego zasięgu sygnalizujący przychodzącą transmisję. - Nareszcie przywieźli zbiorniki! - pomyślała Jenny i z entuzjazmem odebrała połączenie. Usłyszała jedynie zniekształcone fragmenty czyjegoś głosu ledwie dające się usłyszeć przez szum i trzaski. - Co jest, antena padła? - Astronautka złapała za pokrętło służące do ustawiania anteny i po chwili część szumu zanikła, jednak trzaski i zniekształcenia pozostały.
- ...day, m...ay! ...OTZ-8... Mayday, ma...y! ... OTZ-806, czy k...ś ... s...szy?!
- OTZ słyszę Was, tu MunarOne, E4 Deep Space Operations. Ledwie słychać!
- M...day! Tu OT...6, czy ... nas s...szy? Stra...śmy ...trolę ... wyniku ek...ozji ... ... tra...ktorii.
- OTZ-806 słyszę Was, tu MunarOne, obiór? - Muszą być nie dalej jak trzysta kilometrów stąd i nadal lecą. - przeszło jej przez myśl.
- Ro...emy się... Gdzie ...y ...e ... Bob?! ... ... - Było słychać fragment żywiołowej wymiany zdań. - ... Rozbijemy ...ę ... okolicach ró...nika. Czy ...toś nas s...szy?
- Słyszę. Ale Wy mnie chyba nie.
- Pró...jemy wyham...ć ilę się da. Je...li nie wybu... od razu ... życzcie ...am szczęścia, aby st...ek wytrzy...ał ude...nie. - jakość sygnału się nieco poprawiła. Jenny przeprowadziła test systemu łaczności, który nie wykazał nieprawidłowości. - Odpalaj Jeb!
Po ostatnim zdaniu sygnał zamienił się w jednostajny szum przerywany trzaskami, zgoła inny niż "normalny" kosmiczny szum który słychać w radio. Mogłoby to wskazywać na to, iż elektronika systemu komunikacji na pokładzie nadal działa i poprzez antenę emituje szum. Jenny pozostawiła łączność włączoną i przekierowała sygnał do hełmu, aby móc stale nasłuchiwać będąc w próżni. Przez następne osiem godzin próbowała wywołać OTZ-806, ale odpowiadał jedynie szum.
Nie mogła nikogo poinformować ani wezwać pomocy, ponieważ w bazie jeszcze nie było modułu komunikacji dalekiego zasięgu, który pozwolił by na utrzymanie łączności się z Kerbinem.
Następnego dnia, radio jednak się odezwało. Pomimo szumu dało się usłyszeć głos wystarczająco wyraźnie. Fakt, że załoga przeżyła nieco pocieszył Jenny.
- Czy ktoś nas słyszy? Tu OTZ-806.
- Munar One, słyszę Cię OTZ.
- Słyszymy! Słyszymy Cię Munar One! - entuzjastycznie krzyknął głos po drugiej stronie.
- Żyjecie? Co się stało? Kim jesteście?
- Rozbiliśmy się, sami nie wiemy gdzie. To chyba cud, że żyjemy. Wydaje nam się, że gdzieś w okolicach równika, ale głowy nie dam. Prawdopodobnie ktoś nas... zestrzelił.
- Jak to zestrzelił?
- Wykryliśmy na radarze gorący obiekt szybko zbliżający się do naszego statku. Dłuższą chwilę zastanawialiśmy się co to jest. Zorientowaliśmy się dopiero gdy mogliśmy to zobaczyć przez okno. Wyglądało jak... torpeda. Jeb uruchomił główny silnik, chcieliśmy uciec. To dziadostwo podążyło za nami. Wybuchło najwyżej dziesięć metrów od nas.
Załoga OTZ-806 w toku rozmowy przedstawiła się. Okazało się, że lecieli z misją zabrania naukowców z asteroidy o tej samej nazwie, krążącej daleko wokół Kerbinu. Pilotami byli sławni weterani - Bill, Bob i Jebediah. Jenny aż nie mogła uwierzyć, że ich "spotkała". A teraz musi coś wymyślić, aby ich uratować. Bill barwnie opowiedział co się stało.
No więc, patrzymy przez okno i widzimy ustrojstwo, ewidentnie rakieta. Albo raczej torpeda. No widzisz, kupa materiałów wybuchowych i silnik rakietowy. To rakieta czy torpeda? Zważając na to, że latamy "statkami" lub "rakietami" to musi być torpeda, bo jak widać rakietami latamy my, astronauci. I leci w naszą stronę ta torpeda, obserwujemy powiększające się światełko. W chwili otrzeźwienia Jeb odpalił silnik i daliśmy ile fabryka dała w kierunku w którym akurat był skierowany dziób naszej... rakiety. Statku. A ta za nami. Rąbnęła kilka metrów od nas, słowo daję.

Na konsoli wszystkie kontrolki migały jak w święta, dźwięk alarmu zagłuszał myślenie. Patrzę po tych wszystkich światełkach i wskaźnikach - paliwa w pierwszym zewnętrznym zbiorniku prawie nie ma, ucieka jak szalone. Podobnie jak z drugiego. W trzecim i czwartym też nieszczelności. Uruchomiłem pompy, żeby uratować ile się da. Opanowaliśmy wycieki tlenu, co się da przepompowaliśmy do całych zbiorników. Główny komputer nie działa, nie wiemy gdzie jesteśmy, nie wiemy jak bardzo zmieniliśmy kurs. Pozamiatane. Zaczęliśmy się zastanawiać co robić, gdy za oknem zobaczyłem kawał zbiornika dryfujący w obłoku paliwa. Wyglądało na to, że straciliśmy cały zbiornik, albo przynajmniej jego większą część.

Po prowizorycznym naprawieniu komunikacji, zaczęliśmy nadawać na wszystkich częstotliwościach. Mówisz, że słyszałaś? Ah, czyli działało tylko w jedną stronę. No nic, teraz przynajmniej działa w obie. Ale kontynuując - mamy tu na pokładzie trzech jajogłowych, co badają te niedawno odkryte kamienie. Oni wyliczyli, że rąbniemy w Mun. Musieliśmy jakoś wyhamować zanim to nastąpi. Odczekaliśmy do odpowiedniego momentu i odpaliliśmy silnik. A wokół mieliśmy chmurę paliwa, która wyciekła jakiś czas wcześniej. Jeb odpalił silnik i jak nie rąbnie! Poczuliśmy jak się w środku robi ciepło. Ta chmura zapłonęła żywym ogniem, mówię Ci!

Potem już poszło szybko, chwile się popaliło a my w międzyczasie rozbili... znaczy... wylądowaliśmy w powierzchnię. Nieźle szarpnęło, zakurzyło się, ale nikomu się nic nie stało. Poczekaliśmy aż temperatura spadnie i sprawdziliśmy czy kadłub nadal jest hermetyczny. Okazuje się, że nadal się trzyma kupy. To dobry znak.

Zabraliśmy się za naprawę radia. Jajogłowi rozmontowali połowę przyrządów i jak słychać, radio działa. Przez okno niestety nic nie widać, całe jest pokryte pyłem. W ogóle jest noc, czy dzień? Straciliśmy już tu rachubę czasu. Na szczęście żarcia i wody mamy pod dostatkiem, to statek dalekobieżny. Hehe. No nic, wykombinuj coś, my się nigdzie nie ruszamy. Poinformuj tych swoich od zbiorników, żeby po nas tu kogoś przysłali. Chyba, że liczą na to, że skolonizujemy ten księżyc, he he.