1072
« dnia: Nie, 31 Sie 2014, 08:52:27 »
Ha, świetne spostrzeżenie! To świetny moment na krótką notkę historyczną.
Stacje kosmiczne z okresu średniowiecznego faktycznie musiały mieć stałe zasilanie, czego przykładem może być rozbudowa najbardziej imponującej zwanej jako GBK Camelot II. do konstrukcji zadokowano na czas podobnej przebudowy specjalny moduł zasilania wykorzystający zjawiska zachodzące w najcenniejszej znanej człowiekowi substancji - krowich plackach. Nie było to bardzo efektywne ale starczyło na okres przebudowy, mimo że rycerzonauci narzekali na zapachy.
W okresie renesansu i pierwszych europejskich rakiet prochowych niejaki Leonardo z Florencji, znany m.in. z obrazu Mona Lisa i pierwszych szkiców Szparaga jako schematu spalania paliwa (przed epoką paliw ciekłych!) intensywnie pracował nad metodą przechowywania energii pochodzącej ze słońca na użytek stacji kosmicznych. Niestety, jego projekty zakładały istnienie eteru z teorii Nikola Tesli, i faktycznie nie działały. W obliczu porażki wyjechał do Wenecji, gdzie zajął się tworzeniem sztuki i malowaniem obrazów.
Pierwsze orbitalne akumulatory z cytryn, kartoników i drucików wystrzelono dopiero w sondzie "Viva la!" Francuskiej Agencji Kosmicznej im. Napoleona. Dzięki współpracy z polskimi inżynierami na emigracji ich efektywność była wyższa niż zakładano, ponoć dzięki użyciu śladowych ilości alkoholu etylowego (nie wiadomo, czy w akumulatorze, czy w naukowcach). Prawdziwy rozwój baterii nastąpił jednak w okresie rakiet parowych, pod koniec XIX wieku, kiedy to Tomasz Edison pokazał światu baterie bliskie konstrukcją współczesnym. Od tego momentu ciągle rośnie ich efektywność.