1
Własna twórczość / Odp: [OPOWIADANIE][PMB] Srebrny Glob
« dnia: Sob, 26 Lip 2014, 16:52:11 »
Białe światło. Znowu ciemno. Nie! To on mruga oczami. Światło? Pewnie latarka nahełmna.
Wszędzie zamazane sylwetki. Ktoś coś krzyczy, ale kompletnie nie rozumie tego bełkotu.
Wszystko wydaje się takie odległe. Czemu go szarpią? Czemu nie pozwalają mu znów zasnąć? Nie wiedział kto to, ale miał pewność że, gdyby tylko mógł to by ich ukarał.
Jest w końcu dowódcą! Właśnie... Zaraz? Co się konkretnie stało? Nagle dał o sobie znać ból w biodrze. Przyłożył tam rękę i spojrzał na nią. Mimo że wszystko było tak niewyraźne to zieleń krwi jarzyła się ostrą barwą na tle białej rękawicy kombinezonu.
Ktoś ściąga mu hełm. Może to i dobrze. Łatwiej będzie mu zasnąć.
-Bill! Cholera, nie możesz zasnąć! Popatrz na mnie! POPATRZ!- Drake szarpał nim gwałtownie. Dowódca ostatnim wysiłkiem otworzył oczy i spojrzał w przekrwione oczy swojego przyjaciela.
-Drake? Ughhh...- Ból biodra stał się nieznośny. Ktoś mu właśnie zdjął spód kombinezonu i bezceremonialnie wkuł igłę. Sekundę później wszystko stało się niesamowicie wyraźne, a serce zabiło mu jak werbel. Ze strachem rzucił się pod ścianę kabiny hermetycznej rozpaczliwie łapiąc oddech. Cała załoga Rude Boya 3 patrzyła na niego ze strachem i paniką.
Kirk rzucił aparat do wykonywania zastrzyków na ziemię. Z urządzenia wypadła strzykawka z napisem „Adrenalina”.
-Szybko! Zanieście go do medycznego! Ostrożnie tylko, może ma coś złamane.- Drake zaczął wydawać polecenia.
-Co z Norrmanem?- Zakrzyknął Paul biorąc do rąk nogi dowódcy.
-Przeżyje tylko musi się uspokoić... No wykrztuś to z siebie chłopcze!- Pilot Mactop przywalił mu porządnie ręką w plecy, na co żółty na twarzy kadet zareagował dorodnym pawiem.
Bill ułożony na leżance w medycznym, dalej szalonym wzrokiem patrzył po swoich podwładnych.
-Co się stało? Dlaczego krwawię?- Spytał przerażony kapitan.
-Jak przestaniesz się wiercić, to może uda mi się ciebie pozszywać i dożyjesz tego by zdołali Ci to opowiedzieć!- Krzyknął groźnie Kirk. Ale to tylko tak brzmiało. Ręce mu się trzęsły.
-Bill, jak nas złapali...- Zaczął Drake -Norrman nas uratował... Złamał rozkaz i poszedł za nami. Strzelił jednemu w tył głowy z tych naszych prowiziorek. Prawie sam zarobił metal w czoło, ale jak nie widzieli to Mactop nacisnął spust od zdalnego zapalnika...
-Podnieście go. Muszę go zabandażować.- Powiedział już spokojniej Kirk
Mactop i Drake z wysiłkiem podnieśli rannego dowódcę.
-Co z czerwonymi?- Zapytał Bill z wysiłkiem
-Ich dowódca oberwał stalową płytą i wgniotło go w ziemię. Drugi z żołnierzy oberwał jakimś śrubokrętem, który wyleciał podczas eksplozji. Dostał w oko. Jeszcze żył jak odchodziliśmy... Reszta chyba była w pojeździe...
-A ja?-
-Oberwałeś kawałkiem szkła. Traciłeś tlen i dużo krwi. Ledwie cię doniosłem do Rude Boya.
-A Mactop?-
-Niósł Norrmana. Chłopak nie zniósł zbyt dobrze sytuacji...-
-Dobra skończyłem. To wszystko, co mogę zrobić.- Kirk podrapał się po głowie zostawiając na włosach zieloną krew. –Teraz tylko pozostaje podawać leki. Odłamek poszedł po kości i wbił się w otrzewną. Jak by był tu chirurg to inna rozmowa... A tak to musze cię kapitanie przetrzymać przez dwa dni. I to co najmniej.
-Kto będzie dowodził? Jak mam to robić skoro będę kisił się w łóżku?- Spytał gniewnie wykrztuszając słowa Bill.
-Zapominasz o mnie przyjacielu- odpowiedział Drake siląc się na uśmiech.- Po to tu jestem. Odpoczywaj. I tak dużo dzisiaj zdziałaliśmy.
Dwa dni później, gdy spotkanie z Megathorem było już kwestią kilkudziesięciu kilometrów, Billowi udało się wstać na nogi. Choć nadal ranny mógł się już swobodnie poruszać, a po upewnieniu się, że wszystko zaczyna się goić jak należy, Drake oddał mu dowództwo.
Kuśtykając do kantyny po kubek kawy, zastanawiał się jak pewne nawyki sterują życiem.
Nawet teraz, gdy był ranny robił to, co robił zawsze przed posadzeniem się na kapitańskim fotelu. Postanowił to zapamiętać.
Pierwszą oznaką nieuchronnego spotkania dwóch kolosów był szum na wysokich częstotliwościach. Obie maszyny w razie zbliżania się do siebie, zaczęły odbierać własne tło promieniowania tworzone przez generatory RTG. Kirk nasłuchując w radiu na mostku owy z pozoru nic nie znaczący dźwięk, spojrzał na kapitana i zagadnął.
-Oni teraz stoją? W umówionym miejscu? Nic nie robią?- Bill kiwnął tylko głową, na co inżynier naukowy Jim odparł rzeczowo.
-W takim razie, albo przewiercają się przez cały cholerny Mun, albo po prostu mają tyle reaktorów na grzbiecie, że mogliby zasilić pół Kerbinu. Nie wiem, jakiej siły oni muszą emitować zakłócenia, gdy faktycznie pobierają dużo energii.
Szum powoli stał się tak nieznośny, że kapitan zaprzestał nasłuchu. Cisza radiowa obowiązywała cały czas i nie było szans na normalne skontaktowanie się z Megathorem.
*
Pokonanie stromej krawędzi głębokiego krateru dwie godziny później, ukazało na dnie ogromną konstrukcję łazika konkurencyjnej agencji. Mimo że był wyraźnie krótszy od Rude Boya 3, to maszyna Battle Claw znacznie ustępowała pod względem wysokości i wrażenia monumentalizmu.
Po Rude Boyu z wyglądu spodziewano się raczej zwinnego i szybkiego pojazdu. Megathor sprawiał wręcz odwrotne wrażenie siły, która mimo swojej mozolności, jest nieustępliwa i nigdy się nie zatrzymuje.
Drake który uwiesił się na ramieniu kapitana gwizdnął z podziwu.
-Ich inżynierowie się pomylili. To my mamy mobilną bazę. To, co stoi tutaj to normalna baza z doczepionymi kołami...- Stwierdził kąśliwie zastępca i choć mimo tej uwagi, dalej miał otwarte usta ze zdziwienia. Gdy wjechali w obszar plamy światła rzucanej przez ich pokładowy reflektor, Bill pociągnął za przepustnicę i pozwolił Rude Boyowi stanąć równolegle do Megathora.
-Komitet powitalny...- Kapitan wskazał palcem tył bryły pojazdu tamtych.
-Mactop pakuj się i ubieraj! Drake też. Kirk! Ty zostajesz, wiesz bardzo dobrze, że mój kombinezon jest uszkodzony, wezmę twój. Siedźcie na mostku na kanale 14. Jak coś to się odezwę.- Dowódca zaczął wydawać rozkazy.
Gdy ubrali się w białe kombinezony, Drake podszedł to zaplamionego krwią egzemplarza należącego do Billa. Zerwał naszywkę z logiem Battle Claw i rozprostował naprędce na owiewce własnego hełmu.
- No co?- Zapytał zdziwiony zastępca.- Kombinezonami się nie wymienimy to może symboliczna wymiana barw?-
*
Kapitan z trudem zszedł z pokładu po drabince. Rana dalej dawała się we znaki.
Następnie cała trójka podeszła do tej drugiej przełączając się na kanał ogólny. Środkowy Kerbal wysunął się na przód i wyciągnął rękę. Bill ją uścisnął.
-Kapitan Nedman jak mniemam?-
-We własnej osobie- odparł uśmiechając się łobuzersko. Był starszy od Billa, i posiadał krótką bródkę lekko przyprószoną siwizną. Kapitan Rude Boya od razu poznał, że ma przed sobą weterana. Odwzajemnił uśmiech mimo kłucia w boku. Ze świadomością, że jest młodszy, Bill wcale nie czuł się młokosem i nie zamierzał dać staremu wydze satysfakcji. Doskonale wiedział, że tacy uwielbiają sprawdzać innych kapitanów.
-Nieźle się tu urządziliście- stwierdził pokazując kanciastą bryłę Megathora.
-Sporo było przy nim roboty, ale myślę, że było warto!- Kapitan Nedman spojrzał na Drake’a
Bill odwrócił się i wskazał na podkomendnego.
-To mój zastępca do stanowiska kapitańskiego, Drake- wskazany skinął głową i wysunął się naprzód pokazując naszywkę Battle Claw.
-Chciałbym w imieniu dowódcy i całej załogi przekazać nasze oznaczenie w podzięce za pomoc zaopatrzeniową.- powiedział pompatycznie Drake z półuśmiechem. Na twarzy Nedmana pojawiło się zdumienie, natychmiast ukryte pod maską profesjonalisty.
-Eeemm... Ach tak! Owszem również przygotowaliśmy coś PODOBNEGO- stwierdził naciskając na ostatnie słowo i patrząc znacząco na jednego ze swoich towarzyszy. Ten natychmiast się oddalił i stojąc tyłem zaczął wykonywać dziwne ruchy. Nedman kontynuował – No więc... To wielka chwila oczywiście. Spotkanie dwóch tak wyśmienitych pojazdów i ich załóg w jednym miejscu... Emmm... Ale zarówno, w jakim celu... O jest!- Zakrzyknął z uradowaną miną biorąc od zadyszanego kerbonauty emblemat Kadaf IND. taki sam jaki mieli naszyty na kombinezonie. –Oto i nasz dar i zarazem cena za oddanie mojego zastępcy w jednym kawałku- odpowiedział lekko siwy kapitan.
-Oczywiście, jest już on do pańskiej dyspozycji- Bill mrugnął do Mactopa.
-Jak tam? Podobała się służba na Rude Boyu?- Zaśmiał się kapitan
-Była... Pełna ekscytujących przygód...- Stwierdził zastępca Nedmana również się uśmiechając.
-Ale zapewne nie tak niesamowita jak u nas!-
„On jeszcze nie wie” mówił wzrok Mactopa patrzący w owiewkę kapitana Rude Boya
„Nie” też odpowiedział mu wzrokiem Bill.
*
Po dalszych standardowych wymianach grzeczności i dość ciężkiej czynności umieszczenia „Pchełki” na jej właściwym, macierzystym miejscu. Cała szóstka przeszła do Megathora by omówić dalszy plan.
-Strasznie tu gorąco.- Sapnął Bill kłaniając się głową do pozostałej część załogi nowych towarzyszy, jedzących właśnie obiad.
-Okazało się, że przy postoju, gdy koła nie pracują, pompy od chłodzenia kręcą znacznie wolniej. A że część rur znajduje się w ścianach tylnej części habitatu to zaczyna się nagrzewać. Cóż taka uroda tej ślicznotki.- Nedman otworzył zamaszystym ruchem drzwi od kapitańskiej. O dziwo była ona wyjątkowo podobna do tego samego pomieszczenia na Rude Boy’u. Za wyjątkiem kilku szczegółów, zgadzał się nawet układ klamek na bakistach.
Bill zaczął się zastanawiać czy pod materacem też by znalazł skrzyneczkę z bronią.
*
Kapitan Nedman wydął wargi i głośno wypuścił powietrze. Opowiedzieli mu właśnie o brawurowej misji na Nedveda 5. Fakt ten widocznie zaimponował starszemu wiekiem kerbonaucie. Natychmiast jednak zmarszczył brwi.
-Czy zdajecie sobie sprawę...-
-Że podaliśmy się kerruskim na tacy wysadzając Nedveda? Niestety tak. Ale dopiero po fakcie.- Przerwał mu Bill
-Minęły dwa dni. Jutro najprawdopodobniej uznają, że jednak coś się stało skoro nie dojechał do nich na czas i ruszą na ostatnią znaną pozycję transportowca...- Ciągnął Nedman
-A przy oględzinach wraku znajdą nasze ślady w księżycowym pyle. Szybko dojdą do śladów Rude Boy’a...-
-O ile go rozpoznają.- Zauważył Drake. Bill po chwili namysł stwierdził
-Myślę, że rozpoznają. Są może dwie lub trzy jednostki o układzie kół podobnym do naszych i naszym bieżniku. Jedyna kwestia to kwestia rozstawu osi. Nie mają naszych danych. Ale i tak to nic nie zmieni. Będą nas ścigać.-
Na chwilę w kabinie zapadła cisza, przerywana tylko stłumionym bulgotaniem dochodzącym zza ściany. Nagle odezwał się Nebman i powoli jakby ważąc każde słowo stwierdził
-Myślę, że na razie powinniśmy zostać przy rozkazach. Ewakuacja LEMa to na chwilę obecną nasz priorytet. Dodatkowo naukowcy mogą okazać nieocenioną pomoc. Może nam się uda czasowo zmylić czerwonych lub, chociaż spowolnić. Potrzebujemy czasu, więc nie możemy zwlekać i go marnować.- Kapitan spojrzał prosto w świecący panel na stropie swojej kabiny, mrużąc przy tym oczy. –Kapitanie Bill? Kiedy możecie ruszać?
Dowódca Rude Boya przygryzł wargę licząc w głowie sumę czasu potrzebną na wszystkie niezbędne procedury. Po krótkiej chwili milczenia, odezwał się stanowczym głosem.
-Za trzy minuty-
Wszędzie zamazane sylwetki. Ktoś coś krzyczy, ale kompletnie nie rozumie tego bełkotu.
Wszystko wydaje się takie odległe. Czemu go szarpią? Czemu nie pozwalają mu znów zasnąć? Nie wiedział kto to, ale miał pewność że, gdyby tylko mógł to by ich ukarał.
Jest w końcu dowódcą! Właśnie... Zaraz? Co się konkretnie stało? Nagle dał o sobie znać ból w biodrze. Przyłożył tam rękę i spojrzał na nią. Mimo że wszystko było tak niewyraźne to zieleń krwi jarzyła się ostrą barwą na tle białej rękawicy kombinezonu.
Ktoś ściąga mu hełm. Może to i dobrze. Łatwiej będzie mu zasnąć.
-Bill! Cholera, nie możesz zasnąć! Popatrz na mnie! POPATRZ!- Drake szarpał nim gwałtownie. Dowódca ostatnim wysiłkiem otworzył oczy i spojrzał w przekrwione oczy swojego przyjaciela.
-Drake? Ughhh...- Ból biodra stał się nieznośny. Ktoś mu właśnie zdjął spód kombinezonu i bezceremonialnie wkuł igłę. Sekundę później wszystko stało się niesamowicie wyraźne, a serce zabiło mu jak werbel. Ze strachem rzucił się pod ścianę kabiny hermetycznej rozpaczliwie łapiąc oddech. Cała załoga Rude Boya 3 patrzyła na niego ze strachem i paniką.
Kirk rzucił aparat do wykonywania zastrzyków na ziemię. Z urządzenia wypadła strzykawka z napisem „Adrenalina”.
-Szybko! Zanieście go do medycznego! Ostrożnie tylko, może ma coś złamane.- Drake zaczął wydawać polecenia.
-Co z Norrmanem?- Zakrzyknął Paul biorąc do rąk nogi dowódcy.
-Przeżyje tylko musi się uspokoić... No wykrztuś to z siebie chłopcze!- Pilot Mactop przywalił mu porządnie ręką w plecy, na co żółty na twarzy kadet zareagował dorodnym pawiem.
Bill ułożony na leżance w medycznym, dalej szalonym wzrokiem patrzył po swoich podwładnych.
-Co się stało? Dlaczego krwawię?- Spytał przerażony kapitan.
-Jak przestaniesz się wiercić, to może uda mi się ciebie pozszywać i dożyjesz tego by zdołali Ci to opowiedzieć!- Krzyknął groźnie Kirk. Ale to tylko tak brzmiało. Ręce mu się trzęsły.
-Bill, jak nas złapali...- Zaczął Drake -Norrman nas uratował... Złamał rozkaz i poszedł za nami. Strzelił jednemu w tył głowy z tych naszych prowiziorek. Prawie sam zarobił metal w czoło, ale jak nie widzieli to Mactop nacisnął spust od zdalnego zapalnika...
-Podnieście go. Muszę go zabandażować.- Powiedział już spokojniej Kirk
Mactop i Drake z wysiłkiem podnieśli rannego dowódcę.
-Co z czerwonymi?- Zapytał Bill z wysiłkiem
-Ich dowódca oberwał stalową płytą i wgniotło go w ziemię. Drugi z żołnierzy oberwał jakimś śrubokrętem, który wyleciał podczas eksplozji. Dostał w oko. Jeszcze żył jak odchodziliśmy... Reszta chyba była w pojeździe...
-A ja?-
-Oberwałeś kawałkiem szkła. Traciłeś tlen i dużo krwi. Ledwie cię doniosłem do Rude Boya.
-A Mactop?-
-Niósł Norrmana. Chłopak nie zniósł zbyt dobrze sytuacji...-
-Dobra skończyłem. To wszystko, co mogę zrobić.- Kirk podrapał się po głowie zostawiając na włosach zieloną krew. –Teraz tylko pozostaje podawać leki. Odłamek poszedł po kości i wbił się w otrzewną. Jak by był tu chirurg to inna rozmowa... A tak to musze cię kapitanie przetrzymać przez dwa dni. I to co najmniej.
-Kto będzie dowodził? Jak mam to robić skoro będę kisił się w łóżku?- Spytał gniewnie wykrztuszając słowa Bill.
-Zapominasz o mnie przyjacielu- odpowiedział Drake siląc się na uśmiech.- Po to tu jestem. Odpoczywaj. I tak dużo dzisiaj zdziałaliśmy.
Dwa dni później, gdy spotkanie z Megathorem było już kwestią kilkudziesięciu kilometrów, Billowi udało się wstać na nogi. Choć nadal ranny mógł się już swobodnie poruszać, a po upewnieniu się, że wszystko zaczyna się goić jak należy, Drake oddał mu dowództwo.
Kuśtykając do kantyny po kubek kawy, zastanawiał się jak pewne nawyki sterują życiem.
Nawet teraz, gdy był ranny robił to, co robił zawsze przed posadzeniem się na kapitańskim fotelu. Postanowił to zapamiętać.
Pierwszą oznaką nieuchronnego spotkania dwóch kolosów był szum na wysokich częstotliwościach. Obie maszyny w razie zbliżania się do siebie, zaczęły odbierać własne tło promieniowania tworzone przez generatory RTG. Kirk nasłuchując w radiu na mostku owy z pozoru nic nie znaczący dźwięk, spojrzał na kapitana i zagadnął.
-Oni teraz stoją? W umówionym miejscu? Nic nie robią?- Bill kiwnął tylko głową, na co inżynier naukowy Jim odparł rzeczowo.
-W takim razie, albo przewiercają się przez cały cholerny Mun, albo po prostu mają tyle reaktorów na grzbiecie, że mogliby zasilić pół Kerbinu. Nie wiem, jakiej siły oni muszą emitować zakłócenia, gdy faktycznie pobierają dużo energii.
Szum powoli stał się tak nieznośny, że kapitan zaprzestał nasłuchu. Cisza radiowa obowiązywała cały czas i nie było szans na normalne skontaktowanie się z Megathorem.
*
Pokonanie stromej krawędzi głębokiego krateru dwie godziny później, ukazało na dnie ogromną konstrukcję łazika konkurencyjnej agencji. Mimo że był wyraźnie krótszy od Rude Boya 3, to maszyna Battle Claw znacznie ustępowała pod względem wysokości i wrażenia monumentalizmu.
Po Rude Boyu z wyglądu spodziewano się raczej zwinnego i szybkiego pojazdu. Megathor sprawiał wręcz odwrotne wrażenie siły, która mimo swojej mozolności, jest nieustępliwa i nigdy się nie zatrzymuje.
Drake który uwiesił się na ramieniu kapitana gwizdnął z podziwu.
-Ich inżynierowie się pomylili. To my mamy mobilną bazę. To, co stoi tutaj to normalna baza z doczepionymi kołami...- Stwierdził kąśliwie zastępca i choć mimo tej uwagi, dalej miał otwarte usta ze zdziwienia. Gdy wjechali w obszar plamy światła rzucanej przez ich pokładowy reflektor, Bill pociągnął za przepustnicę i pozwolił Rude Boyowi stanąć równolegle do Megathora.
-Komitet powitalny...- Kapitan wskazał palcem tył bryły pojazdu tamtych.
-Mactop pakuj się i ubieraj! Drake też. Kirk! Ty zostajesz, wiesz bardzo dobrze, że mój kombinezon jest uszkodzony, wezmę twój. Siedźcie na mostku na kanale 14. Jak coś to się odezwę.- Dowódca zaczął wydawać rozkazy.
Gdy ubrali się w białe kombinezony, Drake podszedł to zaplamionego krwią egzemplarza należącego do Billa. Zerwał naszywkę z logiem Battle Claw i rozprostował naprędce na owiewce własnego hełmu.
- No co?- Zapytał zdziwiony zastępca.- Kombinezonami się nie wymienimy to może symboliczna wymiana barw?-
*
Kapitan z trudem zszedł z pokładu po drabince. Rana dalej dawała się we znaki.
Następnie cała trójka podeszła do tej drugiej przełączając się na kanał ogólny. Środkowy Kerbal wysunął się na przód i wyciągnął rękę. Bill ją uścisnął.
-Kapitan Nedman jak mniemam?-
-We własnej osobie- odparł uśmiechając się łobuzersko. Był starszy od Billa, i posiadał krótką bródkę lekko przyprószoną siwizną. Kapitan Rude Boya od razu poznał, że ma przed sobą weterana. Odwzajemnił uśmiech mimo kłucia w boku. Ze świadomością, że jest młodszy, Bill wcale nie czuł się młokosem i nie zamierzał dać staremu wydze satysfakcji. Doskonale wiedział, że tacy uwielbiają sprawdzać innych kapitanów.
-Nieźle się tu urządziliście- stwierdził pokazując kanciastą bryłę Megathora.
-Sporo było przy nim roboty, ale myślę, że było warto!- Kapitan Nedman spojrzał na Drake’a
Bill odwrócił się i wskazał na podkomendnego.
-To mój zastępca do stanowiska kapitańskiego, Drake- wskazany skinął głową i wysunął się naprzód pokazując naszywkę Battle Claw.
-Chciałbym w imieniu dowódcy i całej załogi przekazać nasze oznaczenie w podzięce za pomoc zaopatrzeniową.- powiedział pompatycznie Drake z półuśmiechem. Na twarzy Nedmana pojawiło się zdumienie, natychmiast ukryte pod maską profesjonalisty.
-Eeemm... Ach tak! Owszem również przygotowaliśmy coś PODOBNEGO- stwierdził naciskając na ostatnie słowo i patrząc znacząco na jednego ze swoich towarzyszy. Ten natychmiast się oddalił i stojąc tyłem zaczął wykonywać dziwne ruchy. Nedman kontynuował – No więc... To wielka chwila oczywiście. Spotkanie dwóch tak wyśmienitych pojazdów i ich załóg w jednym miejscu... Emmm... Ale zarówno, w jakim celu... O jest!- Zakrzyknął z uradowaną miną biorąc od zadyszanego kerbonauty emblemat Kadaf IND. taki sam jaki mieli naszyty na kombinezonie. –Oto i nasz dar i zarazem cena za oddanie mojego zastępcy w jednym kawałku- odpowiedział lekko siwy kapitan.
-Oczywiście, jest już on do pańskiej dyspozycji- Bill mrugnął do Mactopa.
-Jak tam? Podobała się służba na Rude Boyu?- Zaśmiał się kapitan
-Była... Pełna ekscytujących przygód...- Stwierdził zastępca Nedmana również się uśmiechając.
-Ale zapewne nie tak niesamowita jak u nas!-
„On jeszcze nie wie” mówił wzrok Mactopa patrzący w owiewkę kapitana Rude Boya
„Nie” też odpowiedział mu wzrokiem Bill.
*
Po dalszych standardowych wymianach grzeczności i dość ciężkiej czynności umieszczenia „Pchełki” na jej właściwym, macierzystym miejscu. Cała szóstka przeszła do Megathora by omówić dalszy plan.
-Strasznie tu gorąco.- Sapnął Bill kłaniając się głową do pozostałej część załogi nowych towarzyszy, jedzących właśnie obiad.
-Okazało się, że przy postoju, gdy koła nie pracują, pompy od chłodzenia kręcą znacznie wolniej. A że część rur znajduje się w ścianach tylnej części habitatu to zaczyna się nagrzewać. Cóż taka uroda tej ślicznotki.- Nedman otworzył zamaszystym ruchem drzwi od kapitańskiej. O dziwo była ona wyjątkowo podobna do tego samego pomieszczenia na Rude Boy’u. Za wyjątkiem kilku szczegółów, zgadzał się nawet układ klamek na bakistach.
Bill zaczął się zastanawiać czy pod materacem też by znalazł skrzyneczkę z bronią.
*
Kapitan Nedman wydął wargi i głośno wypuścił powietrze. Opowiedzieli mu właśnie o brawurowej misji na Nedveda 5. Fakt ten widocznie zaimponował starszemu wiekiem kerbonaucie. Natychmiast jednak zmarszczył brwi.
-Czy zdajecie sobie sprawę...-
-Że podaliśmy się kerruskim na tacy wysadzając Nedveda? Niestety tak. Ale dopiero po fakcie.- Przerwał mu Bill
-Minęły dwa dni. Jutro najprawdopodobniej uznają, że jednak coś się stało skoro nie dojechał do nich na czas i ruszą na ostatnią znaną pozycję transportowca...- Ciągnął Nedman
-A przy oględzinach wraku znajdą nasze ślady w księżycowym pyle. Szybko dojdą do śladów Rude Boy’a...-
-O ile go rozpoznają.- Zauważył Drake. Bill po chwili namysł stwierdził
-Myślę, że rozpoznają. Są może dwie lub trzy jednostki o układzie kół podobnym do naszych i naszym bieżniku. Jedyna kwestia to kwestia rozstawu osi. Nie mają naszych danych. Ale i tak to nic nie zmieni. Będą nas ścigać.-
Na chwilę w kabinie zapadła cisza, przerywana tylko stłumionym bulgotaniem dochodzącym zza ściany. Nagle odezwał się Nebman i powoli jakby ważąc każde słowo stwierdził
-Myślę, że na razie powinniśmy zostać przy rozkazach. Ewakuacja LEMa to na chwilę obecną nasz priorytet. Dodatkowo naukowcy mogą okazać nieocenioną pomoc. Może nam się uda czasowo zmylić czerwonych lub, chociaż spowolnić. Potrzebujemy czasu, więc nie możemy zwlekać i go marnować.- Kapitan spojrzał prosto w świecący panel na stropie swojej kabiny, mrużąc przy tym oczy. –Kapitanie Bill? Kiedy możecie ruszać?
Dowódca Rude Boya przygryzł wargę licząc w głowie sumę czasu potrzebną na wszystkie niezbędne procedury. Po krótkiej chwili milczenia, odezwał się stanowczym głosem.
-Za trzy minuty-