Autor Wątek: Cobra Challenge  (Przeczytany 8089 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Czw, 01 Wrz 2016, 19:48:04

Offline Sobol

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 387
  • Reputacja: 51
    • Zobacz profil
Część pierwsza.


"Pierwsze kroki ku chwale"

- Pani Lilian proszę przygotować salę konferencyjną i zadbać o jej zabezpieczenie przed nieproszonymi gośćmi! - zakrzyknął prezes SOBKOS Company stojąc w drzwiach budynku wypakowanego makietami pełnowymiarowymi jak i tymi w skali przedstawiającymi kosmiczny złom wykorzystywany w historii lotów przedsiębiorstwa. Na ścianach zdały się wisieć najnowsze ultra cienkie wyświetlacze, na które Lilian zasiadająca za komputerem w mgnieniu oka wrzuciła materiały do nadchodzącego spotkania po czym wykonała telefon na portiernie ochrony i opuściła miejsce swego dotychczasowego pobytu udając się do domu.


Wieczorem w sali zgromadził się cały zarząd spółki wraz z prezesem oraz kilku najbardziej wpływowych i doświadczonych kerbonautami, którzy nie raz ryzykując życiem ratowali sprzęt oraz dobre imię firmy. Na sam koniec zjawił się Richard Kerman - znana osobistość na Kerbinie głównie ze swojego przemysłu wydobywczego oraz dostarczania paliwa rakietowego dla kilku agencji kosmicznych.
- Patrz, a ten tu czego?! - rzekł Doodley najstarszy z kerbonautów do Ramseya wyraźnie wskazując na wchodzącego bosa nafty.
- Nie wyróżniaj się tak. - oparł Ramsey - Mówi się, że Richard Kerman prowadzi poufne negocjacje z prezesem w sprawie sponsoringu nowego programu kosmicznego.
- Phi, obaj mi mogą... za te uratowane miliony powinienem przynajmniej dostać pomnik chociażby na Munie. - odrzekł wyraźnie rozgoryczony Doodley.
-Kh, kh, czy już można ?! - donośnym głosem zapytał prezes zajmując miejsce na mównicy. Przez salę pomknął przytakujący pomruk po czym wszyscy przełączyli się na odbiór. Prezes powitał wszystkich w imieniu swojej firmy jednak nie rozczulał się zbytnio nad tym etapem spotkania i szybko przeszedł do omówienia powodu dzisiejszego zamieszania. Skrzętnie przedstawiając wstępne ustalenia z Richardem Kermanem. Były one nie byle jakie . Konsorcjum naftowe zaoferowało się dostarczyć nieograniczoną liczbę paliwa oraz finansować 25% kosztów produkcji sprzętu.
- Czy ja dobrze rozumiem? Ktoś daje nam paliwo i pieniądze tak sobie bo tak mu się podoba na nasz program kosmiczny? Coś mi tu mówiąc delikatnie brzydko pachnie. - Wybuchnął jeden z głównych inżynierów SOBKOS Company.  Po tym zapytaniu prezes próbował coś wymamrotać lecz odezwał się Richard:
- Pozwólcie, że objaśnię. Doskonale wiecie, że w świecie nie ma nic za darmo. Lecz co więcej surowce, które czerpiemy z Kerbinu są na wyczerpaniu... - w tym momencie padł głos z sali:
-Więc znowu kolejna nudna misja wydobywcza?!
Jednak Richard kontynuował swą wypowiedź:
-Dlatego nasze konsorcjum podjęło decyzję o sfinansowaniu wyprawy naukowo - kolonizacyjnej. Jej lokalizacja i wykonanie pozostawiamy Wam. Mamy jednak swoje warunki.
1. Musimy poznać strukturę złóż naturalnych ciała zanim zaczniemy jego podbój.
2. Wszystkie obiekty mieszkalne muszą znaleźć się możliwie blisko anomalii występujących na planecie.
3. Na planecie mają znaleźć się laboratoria badawcze obiekty mieszkalne, a każda z baz musi być samowystarczalna po 10latach.
I ostatni warunek, jedno niepowodzenie jedna najmniejsza kraksa i nasza współpraca zostanie zerwana.
- Widzę panowie i panie, że miny macie nie tęgie, ja uważam jednak, że jest to szansa jaka nigdy nam może się nie przytrafić. - Skwitował całe spotkanie prezes po czym podziękował wszystkim za przybycie i udał się do swego biura.

Wszyscy pracownicy SOBKOS Company obecni na spotkaniu mieli bardzo niespokojną noc, każdy upatrywał swojej szansy w nowym wyzwaniu, każdy również wiedział, że może dla niego zabraknąć miejsca przy najnowszym projekcie. Rano po przybyciu wszystkich do pracy prezes zwołał całą ekipę począwszy od sprzątaczki skończywszy na najlepszych pilotach i inżynierach. Wszyscy spotkali się w w budynku konstrukcji rakiet. Prezes na krótko zabrał głos.
- Po spotkaniu wszyscy inżynierzy do mnie. Astronomowie liczą wszystkie okna startowe dla Duny i Eve, reszta albo nie przeszkadza albo robi porządek. Trochę za dużo złomu się tutaj nazbierało. Dziękuję za uwagę i do dzieła rodacy.

Po krótkiej sprzeczce kto ma zapukać do drzwi prezesa Engie Kerman pierwsza inżynier SOBKOS przerwała swary i wparowała do pokoju prezesa wołając:
- Wszyscy są, a więc o co chodzi?
- Potrzebujemy przygotować w ciągu dwóch tygodniu program pierwszego etapu. - odparł wyraźnie zatroskany prezes.
- Spokojnie rakiety nośne mamy wystarczy tylko sklecić na szybko dwie satelity i jakąś stacyjkę, które wykonają ekspedycyjne loty.- wszyscy zgodnie przytaknęli na słowa jakiegoś mało znanego inżynierka ze śmiesznym zaczesem na czole.

Miesiąc później.

- Panie prezesie, panie prezesie! przez parking KSC niósł się głos Heliosa Kermana naczelnego astronoma pracującego dla SOBKOS Kompany.
- Słucham mów? - odparł z zaciekawieniem po zatrzymaniu się tuż przed drzwiami swojej limuzyny prezes.
- Złożyliście już projekt programu, to bardzo dobrze, ale dalej nie wiemy gdzie lecimy.
- No nie wiemy!- odparł prezes z wyraźną ironią i delikatnym naciskiem wskazującym kto za to odpowiada.
- Ja właśnie w tej sprawie. Udało się, wszytko policzone. Najrozsądniejszą opcją jest Duna, co prawda okienka startowe nie są tak częste jakbyśmy chcieli ale przelot zajmie mało czasu. Jest ona także zbliżona geologicznie do Kerbinu.
- Dobrze niech tak będzie, wybacz ale spieszę się na kolejne rozmowy w sprawie finansowania, dzięki za informacje. Wracaj do pracy. Prezes tymi słowami oddelegował swego podwładnego.

Pół roku później.

10...9...8...7...6...5...4...3...2...1 Zapłon silników zgodnie z procedurą!
Prezes nasłuchując odgłosów z kontroli lotów podziwiał pierwszy start ze swojego okna w biurze. Oto w powietrze wzbijała się pierwsza satelita Bat - Sat, która miała za zadanie wykonać dokładne pomiary powierzchni Duny tworząc jej mapy wysokościowe i starając się zmapować obszary środowiskowe.


-Bat - Sat to prosta konstrukcja tam się nie ma co zepsuć prezesie. - rzekł Doodley honorowo wraz z Ramseyem zaproszony na pierwszy start do biura.
- Panowie ja o satelity się nie boję martwię się o postępy w budowie stacji orbitalnej, a jeszcze bardziej martwię się o to kto ją po pilotuje. - Wyraźnie zatroskany szef zasiadł w swoim fotelu popijając coś mocniejszego z kolą.
- Szefie, szef przecież wie, że my... - w tym momencie przerwał telefon. Po krótkiej rozmowie prezes powiedział:
- Nie wiem co chciałeś powiedzieć Doodley, ale właśnie otrzymałem potwierdzenie wyników nowej załogi, to młodzi ludzie ale wierzę w to, że w pół roku przekażecie im całą swoją wiedzę, liczę na was.
- Yyy, w sumie to kamień spadł mi z serca, Pan wie że nie jesteśmy pierwszej świeżości. Wyraźnie odetchnął Ramsey.
W tym czasie Bat - Sat domykał orbitę.


W centrum lotów przygotowywano satelitę do manewru transferowego, zaplanowano go na 1111m/s po którym przyspieszeniu satelita po 270 dniach uśpienia miała rozpocząć hamowanie na orbicie Duny.
W przeciągu najbliższych dni przyszła załoga rozpoczęła ćwiczenia na makiecie lądownika Turtle. Nie były to proste ćwiczenia jednak musiały one się odbywać jak najczęściej aby każdy krok stał się odruchem, a reagowanie w sytuacjach kryzysowych nawykiem.


- Ok. Młody wsyp teraz zebrane próbki do szklanej tuby i potraktuj je kwasem. - rzekł Doodley do jednego z członków załogi.
Po chwili rozległ się krzyk:
- Mejdej! Mejdej! mamy problem! - Ramsey rozpoczął procedurę otwierania kryzysowego śluzy. Widział na kamerach płonącą kuchenkę. Dzięki obniżonemu ciśnieniu w lądowniku nastąpiła implozja która zasysając powietrze ugasiła pożar.
- Dzięki Ramsey. - rzekł osmolony Rolsoy i podniósł się spod pryczy.
- Nie ma sprawy na przyszłość pamiętaj kwas do skał, a nie skały do kwasu.

Dziewięć miesięcy później.


Po 271 dniach w przestrzeni kosmicznej Bat - Sat się wybudził odpalił atomowy silnik aby pozostać na niskiej orbicie pomarańczowej planety. Po czym wysłał długi sygnał meldujący wykonanie zadania. W KSC strzeliły korki szampana satelita znajdowała się na idealnej polarnej orbicie, która umożliwi skanowanie powierzchni Duny jak i jej naturalnego satelity Ike. Dane z czerwonej planety powoli zaczęły spływać na dyski twarde w centrum, a już trzeba było rozpocząć manewr transferowy na orbitę synchroniczną w celu spotkania Ike'a. Bat - Sat spalił resztki paliwa jądrowego, a właściwie chłodziwa silnika i zajął polarną orbitę wokół księżyca.


Kilka miesięcy później.

W KSC trwała obróbka wszystkich danych przesłanych przez Bat - Sat, natomiast na wyrzutnię wtaczała się ciężka satelita Owl - Sat mająca na celu zbadanie zasobności w złoża rudy oraz po wykonaniu mapowań pozostając na orbicie Ike'a służyć będzie jako przekaźnik transmisyjny. W tym samym czasie na orbicie księżyca Duny Bat - Sat rozpoczął manewr deorbitacyjny.


Koniec części pierwszej.


Czw, 01 Wrz 2016, 19:57:41
Odpowiedź #1

Offline Nolanoth

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 34
  • Reputacja: 3
    • Zobacz profil
Zapowiada się rozbudowana misja z ciekawą fabułą ;) Czekam na kolejne części.

Jest jedna rzecz którą w Tobie i m.in. w Kadafie szczerze podziwiam. Umiejętność urządzenia, zagospodarowania wnętrza. Ja tego zupełnie nie potrafię, także zbieram inspiracje. ;)

Reklama

Odp: Cobra Challenge
« Odpowiedź #1 dnia: Czw, 01 Wrz 2016, 19:57:41 »

Czw, 01 Wrz 2016, 21:04:18
Odpowiedź #2

Offline Mithrill

  • Kapral
  • **
  • Wiadomości: 212
  • Reputacja: 3
    • Zobacz profil
No, podpisuję się pod opinią kolegi wszystkimi kończynami. Wnętrze urządzone iście po parysku, rozplanowanie i tło misji bez zarzutu na moje, no i zwyczajnie z humorem (kwas do skał, pamiętam)

Sob, 03 Wrz 2016, 10:30:27
Odpowiedź #3

Offline Sobol

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 387
  • Reputacja: 51
    • Zobacz profil
Część druga.


"Porażki chodzą parami."

-Owl - Sat osiągnął orbitę. - Padło hasło w kontroli lotów, po którym zdało się słyszeć skromne brawa. Sowa osiągnąwszy orbitę była bezpieczna a przynajmniej bardziej niż podczas całej sekwencji startowej, wszak zostało jej do wykonania jeszcze kilka manewrów w tym transferowy, który został zaplanowany na 1101m/s. Jego poprawne wykonanie gwarantowało wejście na orbitę polarną. Jednak do jego wykonania potrzeba było czasu, Owl -Sat miała pozostać dwa dni na orbicie Kerbinu podczas, których sprawdzano stan uśpienia satelity oraz jej wybudzania, a także podawano poszczególne kody dotyczące zachowań w sytuacjach awaryjnych.

Dwa dni później.

- Kerman czy już mogę? - zapytał prezes upewniając się przed wciśnięciem guzika odpalającego manewr. Nie wszyscy byli zwolennikami tego rozwiązania ale uwziął się on na osobiste wykonanie najważniejszego punktu misji statków bezzałogowych. Mimo przerażającej ciszy próżni wszyscy w podświadomości usłyszeli potężny ryk silnika, który pamiętali jeszcze z testów w KSC. Telemetria potwierdziła prawidłowe ustawienia kursu i rozwój orbity. Wszystko pozostało już w obwodach komputera pokładowego, który odpowiadał za odpowiednie przeliczenie orbity i wyłączenie silnika. Od tego momentu satelita była już zdana wyłącznie na siebie. Każdy błąd programistów mógł zostać okupiony porażką całego programu. Nikt chyba tak bardzo nie przeżywał tego etapu jak sam prezes. Przeszedł on do swojego biura i tam w ciszy i samotności kontemplował w oczekiwaniu na jakiekolwiek informacje.


W hali głównej kontroli lotów rozległ się przeraźliwy wrzask różnego rodzaju alarmów kontrolek i wszystkiego co związane z obsługą lotu. W poszukiwaniu przyczyn kontrolerzy dotarli do pierwszego alarmu. Załączył on się ze względu na zbyt nisko przeprowadzoną orbitę, wpadała blisko 7km w atmosferę Kerbinu. Reszta była oczywistością, alarmy związane z przegrzewaniem silnika, ze zbyt wysoką temperaturą paliwa, a także informujące o zakłóceniach stabilności lotu. Jednak umilkły one wszystkie tuż po wyjściu z atmosfery planety matki. Centrum zamarło głęboką ciszą. Wszyscy oczekiwali na meldunek o stanie ładunku i decyzjach jekie podejmie komputer w związku z tak licznymi zmianami danych. W kilka minut po opuszczeniu atmosfery komputer przesłał dane o przewidywanej orbicie, wszyscy popadli w konsternację. Satelita miała przelecieć w odległości 370 mln km od Duny.
- Totalna porażka. - W myślach prezesa krzątały się już propozycje przemówienia jakie wygłosi.
Jak wielkie było zaskoczenie wszystkich gdy w pewnym momencie centrum zazieleniło się od diod i kontrolek. Komputer przesłał resztę raportu informującą o zaplanowaniu manewru opiewającego na 14,5 m/s za 4.5min. Komputer potwierdził także wygaszenie satelity po jego wykonaniu.

281 dni później.


- Satelita powinna właśnie znaleźć się w peryapsie w pobliżu Duny. Brzmiał meldunek z centrum do biura prezesa. Punkt ten miał przebiegać 169tyś metrów nad pomarańczową planetą.

Owl - Sat zgodnie z planami wyhamował orbitę na reszcie paliwa chemicznego i odpalił silnik jonowy w celu wyrównania orbity oraz ustawienia jej pod idealnym kątem 90st. Manewr się udał, raport kilkanaście minut po jego wysłaniu dotarł do KSC i został poprawnie zdekodowany. Satelita rozpoczęła skanowanie powierzchni w poszukiwaniu złóż naturalnych.


Po kilku dniach informacje były skompletowane. Owl - Sat podjął decyzję o zmianie orbity na polarną wokół księżyca Ike. Był to ostateczny cel tej satelity, miała ona tam pozostać do przybycia satelitów komunikacyjnych wraz ze stacją załogową.


Po niewątpliwym sukcesie misji bezzałogowych, zaakceptowano ostatecznie plany pierwszej misji załogowej. Zakładała ona dostarczenie pierwszej dość prostej stacji orbitalnej, która miała zabrać ze sobą kilka łazików badawczych oraz kilka satelitów komunikacyjnych. Po analizie danych przesłanych z dwóch satelitów wytypowano też trzy miejsca lądowań łazików. Były to wskazane przez Bat - Sata trzy anomalie dostrzeżone na powierzchni czerwonej planety. Mimo, że misja stacji załogowej była od dawna przypieczętowana jej budowa nie szła najlepiej. największy problem stwarzał warunek prezes o ciekawym wyglądzie zewnętrznym, który to przysparzał wiele problemów w adaptacji przestrzeni wewnętrznej.

Sześć miesięcy później.

- Jak ma się moja maleńka Cobra? - zapytał prezes wchodząc do sali konstrukcyjnej, w której moduł mieszkaniowy był właśnie montowany do reszty stacji.
- Szefie, ze stacją wszystko w porządku jednak nie mam wciąż pewności do kilku rozwiązań. - Odrzekł Ramsey, który jako jeden ze szkoleniowców nadzorował postępy w pracach nad stacją.
- Zróbcie co się da zostało nam dwa dni. Nie mamy czasu na zamartwianie się. - Stwierdzenie prezesa wyraźnie zaniepokoiło i z zszokowało całą ekipę. Wszak nie była to wycieczka do Luna Parku na Munie lecz podróż minimum na pół roku. Każdy błąd mógł kosztować życie trójkę kerbonautów. Mimo wszelkich obaw stacja jednak stanęła na wyrzutni startowej.


Na platformie startowej panowała olbrzymia cisza. Słychać było jedynie w dali jak zegar przerzucał cyfry. Zupełnie odmienna atmosfera panowała w kontroli lotów. Panował tam nadzwyczajny harmider. Co i raz rozlegał się jakiś alarm dotyczący, a to samej rakiety nośnej, a to jej ładunku. Zaniepokojona trójka kerbonautów co jakiś czas wymieniała między sobą uwagi czy aby na pewno nie powinni przerwać misji. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że przycisk abort został umieszczony tylko dla ich uspokojenia. Owszem stacja posiadała system ratunkowy, ale mógł on zostać uruchomiony dopiero powyżej 60km.
- Jak się trzymacie? - zapytał ktoś z kontroli lotów.
- Nie najgorzej, ale długo jeszcze mamy czekać? - zapytał dowódca załogi.
- Spokojnie za 30min kończy się okienko startowe więc albo polecicie albo zostaniecie tu na kolejny rok.
Niezbyt pocieszeni i uspokojeni tą rozmową załoganci pozostali z niecierpliwością na swych miejscach. Po kilku minutach dostali komunikat o rozpoczęciu sekwencji startowej. Po szybkim odliczaniu rakieta wzbiła się przestrzeń nad KSC unosząc przy tym olbrzymie kłęby dymu i pary wodnej.


- KSC mamy orbitę! optymistycznie potwierdzili wszyscy troje. Odrzucając jednocześnie drugi człon rakiety oraz owiewki. Pierwszy raz w przestrzeni publicznej pokazała się czarna kobra, specjalne zamówienie szefa. Załoga ze względów bezpieczeństwa pozostawała jednak w kapsule do momentu zakończenia manewru transferującego. Manewr został zaplanowany i wykonany zdalnie z KSC. Ze względu na zbyt duże przeciążenie sięgające 7g pilot nie byłby wstanie wykonać go precyzyjnie. Jak się okazało komputery KSC też. Jednak mimo to załoga dostała polecenie przejścia do wnętrza Black Cobry.


Po otworzeniu śluzy kolejno wszyscy troje zajmowali swoje miejsca w ciasnym pomieszczeniu stacji. Dla kerbali w kombinezonach było ono nie wiele większe od kapsuł którymi zazwyczaj udawali się na wyprawy księżycowe. Stacja miała jednak kilka wygód takich jak nowoczesne śpiwory, prosta toaleta, ale przede wszystkim kuchnia mikrofalowa, która wykluczała spożywanie monotonnych posiłków. Ostatni miejsce na stacji zajął pilot misji. Zielona dioda zasygnalizowała wyrównanie ciśnienia i zdatność atmosfery do oddychania.


Black Cobra wraz za załogą oraz jej jakże cennym ładunkiem opuszczała strefę oddziaływania Kerbinu. Przed załogą była długa 265 dniowa podróż oraz 14 manewrów korygujących trajektorię lotu.


Koniec części drugiej.

Dziękuję za pozytywne komentarze mam nadzieje, że moja misja przypadnie do gustu szerszej publiczności. Na koniec jeszcze coś o czym zapomniałem poprzednio:

« Ostatnia zmiana: Śro, 19 Paź 2016, 14:46:10 wysłana przez Sobol »

Reklama

Odp: Cobra Challenge
« Odpowiedź #3 dnia: Sob, 03 Wrz 2016, 10:30:27 »

Sob, 03 Wrz 2016, 13:46:31
Odpowiedź #4

Offline Nolanoth

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 34
  • Reputacja: 3
    • Zobacz profil
Podoba mi się ten groźny i futurystyczny wygląd Cobry

Sob, 03 Wrz 2016, 16:02:38
Odpowiedź #5

Offline Pizmak

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 55
  • Reputacja: 3
    • Zobacz profil
Naprawdę piękna stacja. Te czarne panele, z których zbudowana jest Cobra, są z jakiegoś moda czy że stocka? Nie widzę na telefonie

Namazane z P8 Lite przez Tapatalk

Dom jest tam, gdzie znacznik prograde.

Reklama

Odp: Cobra Challenge
« Odpowiedź #5 dnia: Sob, 03 Wrz 2016, 16:02:38 »

Sob, 03 Wrz 2016, 16:08:34
Odpowiedź #6

Offline Sobol

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 387
  • Reputacja: 51
    • Zobacz profil
@Pizmak: To proceduralne skrzydełka z moda B9 Procedural Wings. Mają one pełny zakres kolorystyczny oraz kilka faktur którymi również można manipulować. ;)

Sob, 03 Wrz 2016, 21:22:20
Odpowiedź #7

Offline Pizmak

  • Szeregowy
  • *
  • Wiadomości: 55
  • Reputacja: 3
    • Zobacz profil
A, rzeczywiście. Nie pomyślałem, mimo że sam ich używam

Namazane z P8 Lite przez Tapatalk

Dom jest tam, gdzie znacznik prograde.

Reklama

Odp: Cobra Challenge
« Odpowiedź #7 dnia: Sob, 03 Wrz 2016, 21:22:20 »

Pią, 21 Paź 2016, 11:24:59
Odpowiedź #8

Offline Sobol

  • Plutonowy
  • ***
  • Wiadomości: 387
  • Reputacja: 51
    • Zobacz profil
Część trzecia.


"Czy ktoś tu był przed nami?"

267 dni od opuszczenia orbity Kerbinu.

-Kerbin odbiór! widzimy pomarańczową tarczę na czarnym tle. Meldujemy osiągnięcie SOI Duny.
Po około piętnastu minutach na Kobrę dotarła wiadomość zwrotna z kompletem procedur i manewrów do wykonania na dzisiejszy dzień.


-Załoga pobudka! - wykrzyknął kapitan - Mamy dziś wiele do zrobienia. KSC przesłało ostateczne wytyczne dotyczące osiągnięcia orbity oraz kolejnych procedur związanych z lądowaniem próbników. Zaczniemy od sprawdzenia systemów. Meldujcie na bieżąco.
-Łączność?
-Jest.
-Stan paliwa?
-W normie.
Stan ładunków?
-Bez szwanku.
-Zatem do dzieła! Zabezpieczyć wszystkie ładunki do hamowania. Zamieszać paliwo, no i najważniejsze ustawić aparaty. Przez najbliższe półtorej godziny tylko one będą pracować.


-Zaćmienie słońca na Dunie dotyka dużego jej obszaru. Może okazać się to w przyszłości problemem przy zasiedleniu i wyborze lokalizacji. - Brzmiał meldunek przesłały no KSC tuż przed rozpoczęciem manewru hamowania.
- Załoga zająć miejsce w fotelach i zapiąć pasy. Trochę nami szarpnie. - wygłosiły megafony na Kobrze.
W tym czasie trwało już wprowadzania procedury hamującej. Komputery przeliczały zmiany rozłożenia ciężaru spowodowane niesymetrycznym rozkładem ładunku, a załoga zabezpieczała ostatnie elementy, które w nieważkości podczas hamowania mogłyby okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
- Wszyscy na miejscach?
W śród załogi panowała przejmująca cisza jakby nikt nie chciał wierzyć w to gdzie się znajduje, a może to po prostu cichy brak zaufania do pilota? Bez względu na brak odpowiedzi po zapaleniu się kontrolek pasów bezpieczeństwa pilot bez wahania odpalił silnik z pełną mocą.


Kokpit zaświecił się zielenią. Manewry zostały wykonane z chirurgiczną wręcz precyzją udało się osiągnąć równą orbitę na wysokości 100km z inklinacją uwzględniającą położenie wszystkich anomalii zanotowanych przez wcześniej wysłane satelity.
-Przygotujcie ładunki do odpalenia jeszcze dziś musimy sprowadzić trzy lądowniki i ustanowić sieć komunikacyjną. Wysyłając meldunki raz na dobę nie da się pracować!
-Satelity gotowe do odstrzelenie. - zameldował główny inżynier.
-Do dzieła więc!
Delikatny wstrząs boczny zasygnalizował odłączenie się pierwszej satelity komunikacyjnej kolejne dwa wstrząsy dzięki umieszczeniu po przeciwnych strona osi statku wyrównały na nowo jego trajektorię.


Jeden z załogantów podpłyną do górnego wizjera w celu obserwacji dryfującej przez otchłań satelity. Statki te były zdalnie zaprogramowane do osiągnięcia połowy orbity stacjonarnej. Jedyne co załodze pozostało to czekać cierpliwie aż satelity zameldują osiągnięcie zadanych orbit.
- No cóż na nie wpływu już nie mamy podzielny się z KSC czego już dokonaliśmy. - Do centrum powoli spływały zdjęcia odłączanej satelity oraz ostatnie jej zdjęcie z separacji osłony.


-Na patrzyli się?! To do roboty. - zakrzyknął kapitan jakby przeczuwając jakieś zagrożenie dla płynności zbliżających się działań.
-Na mój znak odstrzelić lądownik nr 1.
W tym momencie statkiem szarpną potężny wstrząs. Chwila dezorientacji i kokpit za jaskrawił się czerwienią. Komputer pokładowy wyświetlał setki komunikatów na sekundę. Chwilę zajęło zanim załoga opanowała sytuację.
-Co to było? - zapytał pokładowy inżynier.
Kapitan jakby już spokojny i świadom co się stało odrzekł:
-Centrum w instrukcji przesłało ostrzeżenie o braku pewności zachowania bezpieczeństwa podczas separacji lądowników. Coś spartolili na Kerbinie i bali się nas poinformować przed startem. Straciliśmy pierwszy lądownik!
-Wykonać raport o stanie statku dodał po chwili kapitan.
To okno dla lądowania zostało stracone następne było dopiero następnego dnia. Po krótkiej analizie stanu okrętu kapitan podjął decyzję o zmianie trajektorii o kilka m/s i próbę zrzucenia lądownika w miejscu drugiej anomalii.
Po wykonaniu manewru i obiegu wokół Duny dokonano separacji, która tym razem przebiegła bez komplikacji.

Lądownik z olbrzymim impetem wpadł w atmosferę po wcześniejszym wykonaniu precyzyjnego manewru hamującego. Zapadła głęboka cisza na pokładzie. Przejście przez atmosferę miało trwać około 4 minut. Jednak już po minucie rozległ się alarm na statku. Jednak nie był to złowieszczy gong. Po odebraniu alarmu okazało się, że pierwszy z satelitów zameldował się na swoim posterunku. Po 4 minutach 30 sekundach lądownik przesłał pierwsze odczyty z atmosfery, co również oznaczało, że właśnie otworzył się główny spadochron.


Lądowanie niestety nie przebiegło tak gładko. Według odczytu danych telemetrycznych lądownik koziołkował około kilometra wzdłuż zbocza na którym wylądował. Niestety ten kilometr plus kilkaset metrów trzeba będzie się zawrócić by dotrzeć do celu. Na całe szczęście lądownik osiadł na dnie delikatnie żłobionej doliny, a dzięki pomysłowości załogi Kobry i zamontowaniu rozkładanej anteny udało się go ustawić we właściwej pozycji i przy użyciu zdalnego sterowania dotrzeć do pierwszego celu badań.


Cel tych badań niestety okazał się pochodzenia kerbińskiego. Była nim kamera jednego z przestarzałych lądowników wysłanego ongiś na czerwoną planetę. Jak się później okazało powodem wykazania tego miejsca jako anomalii było rozlanie się paliwa nuklearnego z generatora radioizotopowego. Dzięki dogłębnym badaniom wykonanym przez prostą ale jakże skuteczną aparaturę łazika udało się wykluczyć to miejsce jako ewentualną lokalizację przyszłej bazy. Główny powód: zbyt wysokie promieniowanie.

W tym czasie na Kerbinie trwały ostateczne próby bazy matki, która pomyślnie przetrwała start, deorbitację i lądowanie.