Taki statek mógłby dolecieć na Marsa w kilka tygodni. I przy obecnej technologii możemy zbudować taki statek w ciągu dekady.
Kilka tygodni to maksymalnie 9 x 7 dni, czyli 63 dni. Średni dystans jaki musi pokonać statek kosmiczny na Marsa, to 228 milionów kilometrów. Może być nieco mniejszy, lub przeciwnie, nawet dwa razy większy. Wszystko zależy od ustawienia planet. Najszybszy statek kosmiczny jaki wysłał człowiek, potrzebował by ponad miesiąca na przebycie najkrótszego możliwego dystansu i ponad 9 miesięcy na przebycie najdłuższego dystansu. Ale... zapominasz, że mówimy o sondach bezzałogowych. Taka sonda i kilka dni może np. przyśpieszać w studni grawitacyjnej planety przy znacznych przeciążeniach.
Statek załogowy tak szybki nie będzie, bo musi niestety zachować dość niewielkie przyśpieszenia długookresowe. Człowiek nie wytrzyma zbyt długo przeciążenia 2-3G trwającego całymi dniami, czy tygodniami. Jak to uwzględnisz, to okaże się, że statek załogowy, niezależnie od typu i mocy silnika, będzie leciał na Marsa o wiele dłużej.
Załóżmy nawet, że człowiek wytrzyma przez miesiąc przyśpieszenie 1,5G, bez większego wpływu na swój organizm. Zresztą sam możesz to sprawdzić. Wystarczy założyć na siebie plecak z 1/2 własnego ciężaru i chodzić tak, jeść, spać i pracować pod dodatkowym balastem. Ale załóżmy, że astronauci to twardziele.
1G to w przybliżeniu 10m/s2, czyli maksymalne przyśpieszenie statku i jego hamowanie to 15m/s2.
Teraz tylko podstaw do równania prędkość orbitalną i policz - po jakim czasie osiągniemy prędkość ucieczkową, po jakim prędkość podróżną i ile czasu trzeba hamować, żeby z prędkości podróżnej zejść do prędkości orbitalnej Marsa.
I niestety silnik nie ma tu za wiele do gadania. Technologia napędu ma w tym wypadku wpływ głównie na konstrukcję statku, a nie na czas podróży.
I dopóki nie opracujemy technologii, umożliwiającej załodze minimalizację wpływu długotrwałego przyśpieszenia na ciało człowieka - to nic się tu nie zmieni.
Technologicznie jest już od dawna możliwe uzyskanie wysokich prędkości w krótkim czasie. Tylko załoga niestety zmienia się wówczas w czerwoną marmoladę. Człowiek ginie przy krótkotrwałym przyśpieszeniu powyżej 55G, lub chwilowym powyżej 300G. Największe zarejestrowane przyśpieszenie chwilowe jakie przeżył człowiek wyniosło 214G i w jego efekcie delikwent potrzebował prawie 1,5 roku żeby znów chodzić. Najwyższe przeciążenie krótkotrwałe jakie przeżył człowiek to 46G. Ale przyśpieszenia długotrwałe to inna bajka i tu nawet wystarczy 3G, żeby nawet mocny delikwent nie wytrzymał dłużej niż kilkanaście minut. Przy 4G to już jest tylko maksymalnie parę minut.
Można by technicznie zbudować wielką ścianę z silników i zbiorników paliwa i doczepić do tego małą kabinkę załogową. W Kerbalach nie takie rzeczy się robiło.
Ogromny ciąg i malutkie ładunek = szybkie przyśpieszanie. Ale w praktyce to niestety byłaby szybka metoda egzekucji załogi.
Całe to poszukiwanie nowych źródeł napędu w zasadzie ma na celu minimalizację kosztów i wagi konstrukcji przy zachowaniu niezbędnych osiągów.
A co do OT z wojną - podróż w celach czysto przyrodniczo-turystycznych kilku osób, która kosztuje tyle co cała wojna toczona przez kilka lat - to raczej wyjątkowo droga impreza, która w dodatku się nam nie zwróci w żaden sposób, poza dostarczeniem kilku danych, które i tak mogły zebrać tańsze sondy, paroma próbkami, które mogły przesłać sondy i wyłącznie prestiżowym osiągnięciem, że ktoś tam jednak nogę postawił. Jak z Księżycem - poleciało paru na kilka godzin, postawili nóżkę, wetknęli flagę i w zasadzie nie ma tam już po co jeździć. Droga impreza w zamian za odcisk buta w pyle (który na marsie i tak wytrzyma do pierwszego wiatru) i flagę wbitą w ziemię. I nawet żadna kolonia czy stacja orbitalna na Marsie - nie przyniosą ludzkości nic sensownego. Taki "miś na miarę naszych możliwości".
Nic dziwnego, że dla takich "osiągnięć" nie ma zbyt wielu chętnych sponsorów. Z góry wiadomo, że nie będzie z tego żadnej sensownej korzyści, a koszty rosną logarytmicznie w raz z odległością.
Sens tu będzie dopiero jak znajdziemy sposób na gospodarcze wykorzystanie zasobów innych ciał niebieskich. Choćby głupi iryd. Macie pojęcie jakie są koszty gospodarcze i środowiskowe wydobycia jednego kilograma irydu? Tak samo złoto czy platyna. Co prawda z miejsca przestałyby być metalami wartościowymi, ale technologia by rozkwitła, gdyby można wykorzystywać te materiały na wielką skalę, co dziś jest niemożliwe. Np. złote przewody i ścieżki w układach elektronicznych, zamiast miedzianych i tylko powlekanych mikrometrową warstewką złota.
Ale do tego jest przede wszystkim potrzebna tania i masowa technologia podróży z Ziemi na orbitę. I bez tego o podboju kosmosu nie ma co marzyć. I wtedy też można np. budować już prawdziwy statek kosmiczny w przestrzeni, a nie na Ziemi. Co znosi nam ograniczenia masy i wielkości.