Boże. Przeczytałem to. Płaczę ze śmiechu, ale też ze smutku, że tylu debili w niego wierzy.
W całym tym artykule znalazłem tylko jeden "bardziej sensowny" fragment:
Dokument ten zawiera wiele słusznych postanowień (np. o nieumieszczaniu broni w kosmosie) – ale to ten traktat jest przyczyną zastoju badań kosmicznych. Zabrania on mianowicie zawłaszczania jakiejkolwiek części ciał niebieskich. Gdyby państwa i osoby prywatne mogły zawłaszczyć jakiś kawał planety (układ powinien określać, co trzeba zrobić, aby zająć jakieś terytorium – by postawienie stopy na Marsie nie oznaczało zajęcia całej planety!), to rozpocząłby się wyścig kosmiczny, by zając najlepsze kawałki, wynajmowano by astrogeologów, by określali, co to są „najlepsze kawałki” – krótko mówiąc: ruszyłoby się w tym interesie. Ten jeden układ ugrobił kosmos.
Niestety, ten fragment zawiera całą masę bzdur - astrogeologowie? "najlepsze kawałki"? Zresztą, sam zwrot "astrogeolog" jest z definicji błędny: prefiksem "astro-" informujemy o czymś wykraczającym poza granicę Ziemi, ale "geologia" to z definicji (i z greckiego geo - Ziemia, logos - nauka) nauka o budowie, własnościach i historii Ziemi.
Ale trochę prawdy jednak tu jest: Największy postęp w astronomii dział się w trakcie kosmicznego wyścigu USA vs ZSRR 1957-1979. Gdyby pozwolono "zajmować" tereny, pojawiłby się kolejny kosmiczny wyścig. Problem polega na tym, czy chcielibyśmy żyć w świecie, w którym my (i cała masa innych państw) posiadamy malutki skrawek terenu Ziemi, a USA i Rosjanie podbijają sobie resztę Układu Słonecznego. Z drugiej jednak strony, ponieważ takie kolonie stałyby się szybko głównymi źródłami zysków państw, to istniałaby szansa, że ewentualna wojna będzie rozgrywała się poza ziemską atmosferą.
Po co ja to piszę. Po co usprawiedliwiam ten fragment. Całość to najczystszy geniusz inaczej.