Po wyjściu wersji 18.3 ze dwa lata temu ze Squadu odszedł lead designer. Koleś, któremu zawdzięczamy prąd elektryczny i dokowanie w Kerbalach. Zanim odszedł zapowiadane było, że zaraz pojawią się koła, oraz o ile mnie pamięć nie myli wyszły pierwsze informacje na temat wydobycia. I to w systemie "dla dorosłych" Mnóstwo surowców, mnóstwo narzędzi przetwarzania, skomplikowany diagram. Po zniknięciu lead designera prace się zatrzymały. Kolejne updaty nie przynosiły nic ciekawego i były pełne karygodnych bugów. Zapowiadano rozmaite rzeczy, których nikt jednak nie realizował. Jak chociażby pas asteroidów, który miał się pojawić już już, za tydzień, dwa i nie ma go do teraz. Pojawił się maxmaps. Nagle prace dynamicznie ruszyły do przodu. Dostaliśmy w końcu wydobycie (z opóźnieniem ile, dwa lata?), poprawiono aerodynamikę, pojawiły się ładownie, nowe kokpity, zaczęto przeprowadzać lifting części. Oraz rozpoczęto żmudną przesiadkę na U5 i 64 bity. To był człowiek mam wrażenie, który wziął za pysk tych ludzi i zmusił ich do pracy. Teraz opuścił Squad. Zastanawiam się dlaczego wcześniej tamten (nazwiska nie pamiętam), a teraz ten się pożegnał z firmą. Nie oszukujmy się, KSP w kwestii lotów kosmicznych jest grą topową na rynku nie posiadającą żadnej realnej konkurencji. A tymczasem z pracy rezygnują dwaj ludzie, którzy mieli spory wkład w rozwój gry. Kto się zwalnia z firmy, która robi taki produkt, który jest na dodatek niesamowicie wręcz rozwojowy? Powody mogą być trzy; albo jakieś dramatyczne zmiany w życiu, albo pieniądze, albo popierdoleni współpracownicy.
Sądzę, że gdyby miał miejsce powód numer jeden, to połowa dewnołta była by mu poświęcona, skoro pierdzielą tam takie bzdety jak to kto miał grypę, a kto se kupił nowe biurko. Zostaje powód nr 2 albo 3. Oba te powody tematycznie są zawsze pewnym tabu w firmach. O nich się nigdy nie mówi oficjalnie, bo to się może skończyć w sądzie i być bardzo kosztowne dla którejś ze stron. Jeśli właściciele Squadu nie wypłacają terminowo wypłat, albo robią inne tego typu problemy, to wiadomo, można ich zaskarżyć. Ale żaden rozsądny były pracownik, który posiada doświadczenie w byciu osobą odpowiedzialną za jakiś odcinek prac na wyższym stanowisku nie będzie tak głupi, żeby pozywać byłego pracodawcę. Bo każdy przyszły pracodawca będzie miał świadomość, że, o, to był facet, który pozwał byłego szefa. Kurde, może lepiej go nie zatrudniajmy, bo kto wie, noga nam się powinie, z czymś się spóźnimy, a ten na nas doniesie i zaskarży.
Trzeci powód, fatalna atmosfera pracy, czyli kretyni współpracownicy. Tutaj już w ogóle nie ma mowy o sądach, bo udowodnienie czegokolwiek, szczególnie jeśli jeden człowiek staje przeciwko kilku, jest praktycznie niemożliwe i jeszcze bardziej ryzykowne. Powiedzieć publicznie też za bardzo nie można, bo sytuacja znowu jest podobna do powodu nr 2. (O, ten im dupę odsmarowywał publicznie, no przecież go nie zatrudnimy, bo kto wie jak to tam było naprawdę).
Tak więc uważam, że jeśli ktoś piastujący wysokie stanowisko, ktoś czyje zaistnienie wyraźnie popchnęło projekt do przodu, nagle ni z tego ni z owego opuszcza firmę i jest cisza o powodach takiego odejścia, to dla mnie jest jasne jak słońce, że bardzo nie gra coś, o czym powiedzieć nie można. Czyli powód nr 2 albo 3.